Piotr Michna "idąc śladem...", Wydawnictwo BERNARDINUM, Pelplin 2006, str. 56

Kategoria: port literacki Opublikowano: poniedziałek, 15 marzec 2010 Drukuj E-mail


Wanda Skalska


Zbiór dobrze edytorsko wydany, w twardej oprawie. Na okładce pejzaż górski z obrazu Caspara Davida Friedricha. Z tyłu fota portretowa. Widzimy na tle drzew młodzieńca o delikatnych rysach twarzy, z uniesionym czołem – zapatrzonego wysoko. To autor książki poetyckiej „idąc śladem...”
I już tylko kartkując tomik szybko się zorientujemy, że jej autor, Piotr Michna, usłuchał wezwania Chrystusa „Pójdź za mną.” Tak, to wiersze korzeniami tkwiące w kulturze chrześcijańskiej. Chciałoby się rzec: tylko tyle i aż tyle.
Jednak pobieżny ogląd bywa mylący albo niepełny. Przyjrzyjmy się strofom gdańskiego poety bliżej. Co niosą? W jaki świat nas prowadzą? I jakim posiłkuje się językiem?
Autor uporządkował utwory w czterech numerowanych działach, poprzedzonych wyznaniem pilotującym, gdzie powiada między innymi: Czuję się jak dopiero co obudzony,/ Wstający z jakiegoś przedczasowego snu./ (...) Ta decyzja o podjęciu wyprawy, uświadomiona sobie/ Nie wiadomo kiedy, chociaż co mnie tam spotka/ I dokąd zaprowadzi, chyba w żadnej mierze/ Nie sposób wyśledzić.
Ta wspomniana wyprawa to oczywiście przede wszystkim podróż w głąb siebie. Próba takiej podróży. Po drodze rozpamiętuje poeta emocjonalne związki, mówi o dobroci, ojczyźnie, końcowe wersy kierując ku Janowi Pawłowi II (jego ostatnim chwilom) i Czesławowi Miłoszowi. Lecz przede wszystkim – wprost i w tle – przewija się motyw poetyckiej adoracji chrześcijańskiego Boga. Na różnych poziomach znaczeniowych i w rozmaitych kontekstach.
Tyle że te konteksty i znaczenia są mocno konwencjonalne, oparte na zbyt powszechnym obrazowaniu.
Także język, niestety, trochę rozczarowuje. Nie dlatego, że strofa przez swą wersyfikacyjną rozlewność i budowę zbliżona jest do prozy. Rozczarowuje, gdyż czerpie za często ze zużytych zasobów leksykalnych (znój, szlochy, kruszenie grubych murów, samotna rozpacz smutku i temu podobne figury). Jakby zlekceważył autor potencjalną (i rzeczywistą) siłę ukrytą w poetyckim słowie.
Lecz nie jest tak, że zbiór należy przekreślić. Są odbiorcy lubujący się w podobnym traktowaniu materii poetyckiej.
Natomiast mnie najbardziej przekonały nieliczne utwory nierozgadane, rezygnujące z banalnych obrazków. Jak utwór „Zagubiony konkret”:

I nieczytelny pozostaje konkret,
a czyny artysty zgoła niemoralne.

Pozostał jednak w tych zwodniczych nurtach
i szlachetniejsze minął powołania.

Myśli co prawda czyniły wyrzuty,
lecz życie biegło nadal tamtą drogą.

Świadom, że nie ma nic na swą obronę,
żył wciąż w obawie, nie wiedział, co powie.

Jeżeli przyjdzie zdać rachunek
z rzeczywistych dokonań.



Latarnia Morska 3 (7) 2007