Stefan Jurkowski „Pamiątka po nieobecności”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2015, str.86

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 02 czerwiec 2015 Opublikowano: wtorek, 02 czerwiec 2015 Drukuj E-mail


Leszek Żuliński

QUI BONO?

To już siedemnasty tomik Stefana Jurkowskiego. Tomiki debiutanckie wydaliśmy razem – on i ja – w 1975 roku, w Instytucie Wydawniczym PAX. Ale Stefan na łamach prasy pojawił się wcześniej niż ja – już w 1967 roku. Pracował w literackiej prasie paxowskiej i szybko wszedł „w obieg”, bo za tamtych czasów prasa ta była prężna i poczytna. Gdy po transformacji podupadła, on nadal sobie jakoś radził; tak czy owak w naszym warszawskim środowisku jest postacią znaną i cenioną. Zaczął też zajmować się krytyką literacką, a w PAXie miał dobrych nauczycieli, jak. np. Stefana Lichniaka, Alfreda Łaszowskiego czy Zbigniewa Irzyka.

Teraz wszyscy już jesteśmy „luzacy” i jakoś – chyba z powodzeniem – utrzymujemy się na pisarskim oceanie, choć wiosłować w nim coraz trudniej. No bo młodzi nas zalewają falą nowej dykcji.

Nowy tomik Jurkowskiego nosi tytuł Pamiątka po nieobecności. Z tą nową dykcją Stefan ma chyba mniejsze problemy niż ja – nazwałbym jego język na tyle uniwersalnym, że wciąż nie kolidującym z nowymi kanonami. Jednak w tym zbiorze moją uwagę przyciągało co innego – jakiś schyłkowy spleen Stefana, jakieś dobieganie do mety, w przypadku poetów polegające zazwyczaj na studiowaniu atrofii. Pierwszy wers tego tomu brzmi: nasz dom stoi choć już nie istnieje, a potem znajdziemy i takie konstatacje: ciemne miasto bez latarni, nie napiszę już wiersza o miłości, poeci też umierają choć rodzą się umarli, odchodzimy w szczeliny między godzinami…

Te cytaty to wersy wybrane z różnych wierszy, i to nieliczne, bo można by podobnych przytoczyć sporo. Nietrudno zauważyć, że nie są to zdania afirmatywne, a już na pewno nie tętniące radością żywota.
Ten tom dźwiga w sobie nutę katastrofizmu. Już miałem nadzieję, czytając tytuł „Do Muzy”, że sprawy obrócą się w jaśniejszą stronę, ale proszę zobaczyć, o co chodzi: nie możesz tutaj być / nie możesz tutaj trwać / w zimniej przestrzeni / wiersza / w trzęsieniu / metafory // znikają góry wysychają morza / statki odchodzą pod ziemię / grawitacja działa w odwrotną stronę / miejsca przestają być miejscami / są pamiątką po nieobecności // nie czekaj aż wszystko znowu / powróci do nie-porządku / bo będzie coś innego / w środku ognia // spali cię lub oczyści.

Tego typu konstatacje i wróżby nie niosą nadziei: ten świat się burzy, popada w ruinę, w ogóle nie liczy się z ludzkimi nadziejami ani z jakąkolwiek koncepcją spełnienia. Tę kasandryczność poety nie można nawet uznać za historiozoficzną – mechanizm upadku i nicości sprowadza się tu przede wszystkim do beznadziei egzystencjalnej. Ciekawa, nawiasem mówiąc, jest ta amplituda między konstruktywną wizją spełnienia naszych marzeń, wyobrażeń, oczekiwań, mitów a czystą „teorią nicości materialnej”. Może rzeczywiście żyjemy w świecie przez nas wymarzonym, który wszakże ma się nijak do prawdy „kosmogonicznej”. I wciąż chodzi o teleologię: qui bono to wszystko?

Odpowiedzi nie znamy. Ale właśnie te wiersze Jurkowskiego nam to uświadamiają. I tak toczy się ten spór subiectum z obiectum. Sęk jednak w tym, że subiektywizm budujemy sobie sami, a na temat „prawdziwej prawdy” możemy zgłaszać tylko domysły, bijąc głową w mur agnostycyzmu.
Stefan unika formuł wzniosłych i języka patetycznego. W tym całym zawirowaniu stać go także na takie wiersze jak ten: po śmierci poety / zostanie niedokończony wiersz – flaszka / niewydany tomik – barek / wydane tomiki – niepamięć // dlatego / tak ważne jest posiadanie / następców // szkoda by było / żeby cały alkohol / wypił byle kto. Doceniając jednak luzik, a nawet poczucie humoru, zauważmy, że tkwiąca tu nuta sarkazmu zalatuje piołunem.

Kolejną „metaforę totalną” znajdziemy w wierszu pt. „Subiektywnie”: zbierają się chmury / miliardy lat szły / aż wreszcie są – nad lasem – / już mrok jakby / ktoś zaciągnął plandekę / jeszcze powoli ale coraz szybciej / by nikt z nas nie mógł tego zapamiętać / :przewidziana od miliardów chwila / odejmuje nam równowagę / chwiejemy się / na międzyplanetarnej linie / bez punktów odniesienia zaczynamy / spadać / na początek świata – –
Dla mnie jest to manifestacja wspomnianego wyżej agnostycyzmu. Owszem mamy przeczucia, jesteśmy zdolni domniemywać różne teorie, ale one są li tylko wytworem wyobraźni. Co jest wytworem rzeczywistego stanu rzeczy? Jurkowski, wywodzący się ze środowiska katolickiego, nawet nie stara się szukać odpowiedzi w sacrum; tu raczej zawierzyłby astrofizykom, ale czy oni w ogóle coś wiedzą?

Może wie kto inny? Na przykład – weźmy na to – zwykły pies, z wiersza „Święty pies”: mój pies jest bliżej nieba / niż ja – rozumie i widzi więcej / pod jego niskim czołem / kłębią się wysokie myśli / filozofia mięsa teologia człowieka / nie ma grzechu pierworodnego / ani jakiegokolwiek innego / nieskażony w swej dobroci / ma szczerość w piwnych oczach / nawet gdy kapłana chce ugryźć w pośladek / nie wyzbywa się świętości / bo widzi lepiej od nas i rozumie / co kryje się po lewej stronie błękitu – –.

Wystarczy tych cytatów, byście zorientowali się, że ten zbiór wierszy wziął się z ambicji wysokich: z próby domniemania prawdy ontologicznej. Niedomniewywalnej, a raczej niedostępnej. Bez zadęcia, bez łapania się lewą ręką za prawe ucho. Ale właśnie ta prostota podbiła ekspresję światoobrazu, na jaką porwał się Jurkowski. Uczyniła jego najnowsze wiersze być może jego najważniejszymi wierszami.

Stefan Jurkowski „Pamiątka po nieobecności”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2015, str. 86

Leszek Żuliński