Marek Susdorf „Dziennik znaleziony w błękicie”, Wydawnictwo NOWY ŚWIAT, Warszawa 2014, str. 94

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 15 kwiecień 2015 Opublikowano: środa, 15 kwiecień 2015 Drukuj E-mail


Anna Łozowska-Patynowska

BŁĘKIT NAS OTWIERA, BŁĘKIT NAS ZAMYKA

Zwyczajna, zdawałoby się, krótka i bardzo prosta jednowątkowa opowieść Susdorfa pt. Dziennik znaleziony w błękicie to bardzo złożona konstrukcja fikcjonalna. Należałby wyznaczyć jej poszczególne płaszczyzny odwołań, aspekt krytyki religii jako ideologii (nie myląc z wiarą), zagadnienie związków intertekstualnych (przywoływanie tekstów literackich, czyli to, co wnoszą do rozumienia tekstu Susdorfa), własne wykorzystywanie przez autora sposobu pisania – gęsta metaforyczność, język poetycki oraz czerpanie z kultury i tradycji językowej, szczególne wydobywanie znaczeń dawnego języka (Mladi i Stariji). Wbrew pozorom książka Susdorfa jest bardzo trudna. Trudny też jest jej język i kompozycja, która odsyła do wielu tekstów kultury, oraz odwołania, mnożone właściwie w nieskończoność.

Również trudna do wysnucia jest jego problematyka. W paradoksie, który jest dominantą kompozycyjną, ukrywa Susdorf centrum znaczenia tekstu. Musimy rozwiązać problem życia i śmierci, zmartwychwstawania i wiecznego ginięcia w bólu, cierpieniu i satysfakcji z cierpienia, obecności przyjemności i wewnętrznego zaspokojenia i ich braku.

Druga cześć „Trzech śmiertelnych historii” jest ilustracją umierania wartości. Ponadto tekst Susdorfa jest wielostopniową prowokacją. Po pierwsze, autor wymierza ostrze swojego tekstu w religię i przewidzianą przez nią koncepcję człowieka. A teza religijna brzmi tak. Człowiek składa się z duszy i w aspekcie minimalnym z ciała. Ciało to temat tabu. Doktryna kościelna jest głównym obiektem ataku, ale nie tylko. Po drugie, tytuł tekstu daje do myślenia. Dziennik znaleziony w błękicie odwołuje się do Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana Potockiego. Potocki zestawia ze sobą ideologię chrześcijan i muzułmanów. Byłby to aspekt porównywany między tekstami. Ale tytuł opowieści (bo raczej nie powieści) drugiej z kolei autorstwa Marka Susdorfa, tworzy wielowymiarowe odwołanie intertekstualne. Wzorcowi tekstualnemu Susdorfa odpowiada nie tylko wspólne rozważanie religii jako ideologii, ale także podobne wyznaczniki proponowanej czytelnikowi gatunkowości.

Do Rękopisu znalezionego w Saragossie Susdorf odwołuje się w paru wymiarach. Tak jak Jan Potocki natrząsa się z mistycyzmu. O ile jednak Potocki ilustruje w swoim utworze zawiązki między islamem a chrześcijaństwem, o tyle Susdorf ukazuje relacje między katolicyzmem a zeświecczeniem. Nie przypadkiem też nawiązuje Susdorf do oświeceniowego gatunku powiastki filozoficznej. Część wstępna utworu, pisana kursywą, odpowiada prologowi, syntetycznemu ujęciu tego, co będzie przedstawione w całym utworze. Dziennik znaleziony w błękicie jest realizacją tezy autora, jest badaniem postawionej przez siebie hipotezy o wyczerpaniu się znaczeń tradycyjnej konfesyjności, o utracie przez katolicyzm w polskim wydaniu jego dumnej, wysokiej i wydawałoby się niepodważalnej pozycji  w dzisiejszym świecie.

Sadyzm, perwersja, problem homoseksualizmu, o tym wszystkim mówi Susdorf. Bez wątpienia tekst Susdorfa nie może zostać pozbawiony odniesienia do utworów Markiza de Sade’a. Wspólna jest między nimi tematyka ich tekstów (antyklerykalizm a także seksualność i okrucieństwo). Ale libertynizm Susdorfa jest tylko pretekstem do snucia własnej opowieści o człowieku.

Susdorf na samym początku nadmienia czytelnikowi, że jego opowieść jest fikcyjna, nierzeczywista. To metafikcja, czyli literatura drugiego stopnia, literatura mówiąca o literaturze. Nie stwierdza, że wszystko, co zostało napisane jest kłamstwem, nazywa je nieprawdą, czymś nieautentycznym. Susdorf poddaje krytyce sztukę kopiowania. Jego zdaniem nic, co jest odwzorowaniem, nie jest twórcze, ale i wszystko, co powtórzone, może zostać powiedziane na nowo, choć w innej formie. Literatura kreuje nas o tyle, o ile sami wyznaczamy sobie granice tej kreacji. Daje nam ona siłę na śmiałe sprzeciwienie się skostniałym wzorcom tylko wtedy, gdy nie ustajemy w poznawaniu jej i relacji międzytekstualnych. Susdorf prowadzi grę również z gatunkami literackimi (np. wykorzystuje elementy litanii). Wszystko po to, by ukazać sieci tradycji literackiej, właściwie jej macki, w które wpada człowiek i nie może się z nich wydostać.

Susdorf mówi o „ciele tekstu” jako najważniejszej wartości. Ciało nie zdarza się, nie istnieje w sposób iluzoryczny, bo jest obecne tu i teraz, czyli jest zawsze. Literatura według niego jest złudzeniem, ale tylko pisanie całym sobą („chcę pisać ciałem”) jest jej najwłaściwszą artykulacją. Paradoksalnie, Susdorf pragnie przywrócić „fikcyjną prawdziwość” tekstu. Susdorf rozczłonkowuje tekst na części, opisuje jego organy, defragmentuje ciało tekstu. Ciało zamiast duszy to jego główny postulat. Ciało jest żywe, dusza nas ogranicza. Oczywiście, rozumie te słowa Susdorf w kontekście religii jako ideologii, sztucznego wytworu kultury. Religia ograniczyła ciało, nie wydobywając zza ciała duszy. Zatem człowiek nie jest w stanie się zrealizować całym sobą, bo przydzielono mu skromną część, której musi być oddany.

Susdorf jest wierny swojej anarchiczności do końca. Dano nam tylko symbole rzeczywistości, a nie powiedziano nam, że nic się za nimi nie kryje („A ci bogowie są w niebach, natomiast ja bogów potrzebuję tutaj, blisko”). Susdorf twierdzi, że wiara to co innego niż religia.  Susdorf wierzy w metafizykę ciała, które daje nam twarde oparcie w realności, umieszcza nas w konkretnej przestrzeni. Ciało jest najważniejszym desygnatem człowieka. A „wymyśleni” bogowie są zbyt daleko, by zrozumieć ludzką cielesność. W sposób sadystyczny rozczłonkowuje ciało, poszukując w nim duszy. Susdorf nie wątpi w to, że Bóg istnieje. Ale poddaje pod rozwagę, idąc za myślą badań konstruktywnych, strukturę ludzkiej obyczajowości. Twierdzi, ze religia to jedynie usprawiedliwienie braku wiary, produkt zastępczy. Dlatego chcąc ją zmienić, prowadzi wykład na temat własnej teorii religii, konfrontując ją z przyjętymi ogólnie kanonami, zasadami wiary dzielącymi człowieka, choć przecież niesłusznie, na duszę i ciało.

Mladi Jurodiwyj to jeden z tych świętych szaleńców, którzy z udawaną świętością nie chcą mieć nic wspólnego. Dziennik znaleziony w błękicie ma strukturę echolaliczną. Męka Starijego powraca wielokrotnie w obrazach opisywanych przez Mladiego. Stariji jest symbolem starego a Mladi nowego świata, ilustrują oni konflikt dwóch różnych światopoglądów. Mladi pragnie unicestwienia Starijego, czyli zniszczenia, odwołania już nieaktualnego sensu rzeczywistości. Chce stworzyć własny świat na gruzach starego. Cierpienie Starijego, który zostaje rozczłonkowany, zdefragmentowany, jest źródłem odnowy świata stereotypów, obiegowych sądów, a przede wszystkim świata ideologii tej rzeczywistości, masowej zmowy pewnych sfer, które mają wykorzystywać pozostałych.

Mladi ukazuje Starijego jako leżącego na SKM-kowej pryczy bezdomnego starca. I za chwilę Stariji stanie się obiektem ataku samego Mladiego. Mladi kocha i nienawidzi Starijego jednocześnie, spija z jego ust „ambrozję”, a potem go morduje. W innym momencie Mladi i Stariji przedstawieni są jak Bóg Ojciec i Chrystus, który wystawiony zostaje na mękę. Kontekstem tego przedstawienia jest czas wielkanocny, moment zmartwychwstania Chrystusa. Dlatego Stariji w utworze przedstawiony został jak ofiara, Chrystus, biernie poddany woli Mladiego, związany „gumowym kablem pijak” miłości ludzkiej. Mladi chce doświadczać ciałem, dlatego wyostrza swoje zmysły. Historia opowiedziana przez Susdorfa to opowieść męki i zmartwychwstania, wzorowanej na Chrystusowej. Ale opowiada nie o śmierci, lecz o życiu. Mladi stworzył swojego prywatnego boga, Starijego, którego wydaje na stracenie, któremu szykuje zagładę („Bo ja mam swój prywatny obóz koncentracyjny.”).

Susdorf chce skompromitować dwie rzeczywistości, z jednej strony, świat anarchii światopoglądowej, z drugiej, rzeczywistość tradycji konserwatywnej zamykającej człowieka na zmiany w świecie.  Poszukując Boga, rozczłonkowując jego ciało, Mladi wyprawia się do swojego własnego wnętrza. Idąc za myślą Kanta, „unieśmiertelnia”, i paradoksalnie, czyni śmiertelnymi obiegowe stereotypy kulturowe. Przekonuje, że są one nadal żywe i aktualne, choć dawno powinny być taktowane jako przebrzmiałe. Dlatego Susdorf tak je właśnie traktuje, jak niezniszczalne już formuły życia, które należałoby poddać szybkiej dezintegracji. I pyta, jak to zrobić? Przez ośmieszenie dokonuje burzliwej dyskusji z literaturą poprzez zbudowanie sieci intertekstualnej, a może przez perwersyjne morderstwo dokonywane na naszych oczach.

Na pierwszym miejscu u Susdorfa jest ciało, to, które degraduje człowieka, ogranicza jego potrzeby do najbardziej infantylnych. Ciało w jego perspektywie to już coś innego, to napełnianie znaczeniem drugiego ciała poprzez zespolenie z nim, wielowymiarowe obcowanie z czymś niepodważalnym. Susdorf całkowicie odziera świat z sacrum. Dokonuje okrutnego wymierzenia kary za to, że Stariji jest tym, kim po prostu jest. Jego niezawinione cierpienie Mladi przedstawia w sytuacji trywialnej, obezwładnienia, zamknięcia w piwnicy, obnażenia, zakneblowania i bezczeszczenia jego świętego ciała i duszy. Susdorf dokonuje zestawienia tego brutalnego aktu z codziennością, która przenika wszystkie te działania metafizyczne.

Mladi i Stariji to dwie twarze tej samej osoby. Susdorf nazywa to „chrystusoimitacją”. Nie jest to jednak bierne naśladowanie, lecz tworzenie, konstytuowanie na nowo nadziei na odnowę świata przez powtórne nadejście Chrystusa. Cała ta książka jest właściwie wizją paruzji, projektowaniem przełomu mającego się dokonać między starym a nowym światem, wejściem w ten nowy świat. W ten sposób Susdorf poddaje deformacji znane nam „mity” kulturowe. Na drodze krzyżowej Chrystusa pisze on nową historię męczeństwa Starijego w celu odkrycia prawdy i zdemaskowania licznych stereotypów kulturowych. Szablony obyczajowe stają się generatorem niszczycielskich sił. Dlatego powolne zabijanie Starijego ma charakter dojrzewania przeprowadzenia ewolucji mentalnej, obalania klisz utrwalonych przez naszą tradycję. Niestety, nie następuje to w sposób rewolucyjny, ale ewolucyjny i cierpienie Starijego Chrystusa jest tego najlepszym wyrazem. Mladi jest zmęczony Chrystusową martyrologią, i samobiczowaniem Polaków, zbytnią konfesyjnością na pokaz (jak u Gombrowicza), i przesiąknięciem każdej sfery życia religijnością, umartwianiem się tylko z powodu przynależności do tradycji chrześcijańskiej.

Można jednak podać inną interpretację tego tekstu. Związek między Mladim a Starijim to relacja dziecka i ojca. Mladi traktuje Starijego jak bezlitosnego Saturna i chce go unicestwić. Przyjmowanie cielesności jest procesem porzucania metafizyki. I to jest pozbawione piękna i równocześnie pełne piękna tej „mięsowatości”. Susdorf pisze swój tekst jakby na płótnie samego Francisca Goi, mam tu na myśli „Saturna pożerającego własne dzieci”. Problematyka tych dwóch tekstów kultury to przemoc, kanibalizm połączone z impotencją seksualną, niemożliwością realizacji siebie. Dziennik… Susdorfa zostaje jakby prześwietlony fragmentami z tego obrazu, stając się w ten sposób nie tylko odwołaniem do niego, ale utworem mieszczącym w sobie inne teksty. W ten sposób „szkatułkowość” tego utworu przejawia się w postaci posądzeń o związki z innymi tekstami. Dlatego można powiedzieć, że tekst Susdorfa jest współegzystencją presupozycji względem obrazu Goi. A obraz Goi nie jest tylko prowokacją, jest w nim coś niepokojącego, coś, co jest przejawem autodestrukcji człowieka, świadectwem redukowania człowieka w samym człowieku.

Nie przypadkiem nawiązuje Susdorf do Saturna, ojca, który pożerał własne dzieci. Saturnem jest Stariji, który musi zostać unicestwiony, tzn. ma przestać istnieć jego organizm, który gubi wszystkich ludzi, ich własne ciała. Mladi przeciwstawia się Starijemu jako Saturnowi, istocie, której hegemonia jest rzekomo niezawisła, a stanowisko wobec świata niezachwiane. Kłócąc się z tradycyjnie pojętą religijnością, bohaterem, którego Mladi utożsamia z Chrystusem, czyni Starijego, bezdomnego, pochodzącego z całkiem innego świata niż wszyscy ci, których mija. Stariji jest po prostu człowiekiem, i dlatego Mladi kwestionuje jego boskość („na tyle boski, że wcale go nie ma”), ale nie ustaje w opisywaniu go jako boga. Ponadto pisze, że „tym, o wyznacza człowieczeństwo człowieka, jest intensywność jego pragnienia”. Człowiek nie potrafi się w nim ograniczyć, nie chce nie czuć, chce być zdominowany przez emocje, zobligowany do wierności własnym doznaniom. To człowiek staje się sam uczuciem, tchnieniem stwarzającym, własną inspiracją, czego dowodem jest właśnie ten tekst. Człowiek jest równocześnie ośrodkiem dobra i zła („mam dziś w głowie zło”).

T.S. Eliot to kolejna inspiracja Susdorfa. Łącznikiem między tekstami jest czas akcji utworu, kwiecień jako „najokrutniejszy miesiąc”. Do Jałowej ziemi Eliota Susdorf odwołuje się nawet w przypisie. W ten sposób buduje Susdorf wielopiętrową wieżę intertekstualną. Każdy podjęty przez Susdorfa problem staje się szkatułką, w której tkwi kolejna szkatułka pełna tekstów. I to czytelnik ma za zadanie ich szukać i docierać do inspiracji zaczerpniętych z wielu różnorodnych tradycji i kultur (m.in. tradycja metafizyczna). U Susdorfa kwiecień to rozkład, unicestwianie się w błękicie nieba, w zmartwychwstaniu. Równolegle autor tekstu porusza problem wyczerpania się naszego świata wartości, przeterminowania wartości uważanych za wiecznie trwałe. Nie chodzi mu tylko o literaturę, bo literatura przecież nie ustaje w poszukiwaniach tożsamości człowieka. Chodzi mu przede wszystkim o zmęczenie człowieka aktualnością, otaczającym go światem.

Rzeczywistość gotowych struktur myślowych podanych człowiekowi rozumie Susdorf jako obóz koncentracyjny, przestrzeń masowego zniewolenia, dlatego podejmuje próbę jej opuszczenia, odnalezienia najlepszego wyjścia, jakim jest popełnienie morderstwa. W pewnym sensie Susdorf pisze historię równoległą, choć nie aż tak rozbudowaną, do Zbrodni i kary czy Braci Karamazow Fiodora Dostojewskiego. I choć czasy powstawania tych utworów są inne, Susdorf podkreśla niezmienność ludzkich dążeń. Autor tekstu buduje opowieść równoległą i odwrotną do historii Raskolnikowa. Mladi staje się oprawcą Starijego i otrzymuje wartość najwyższą, ‘duszę’, której wcale nie chce, do której nie dąży. Natomiast Mówiąc o Magdalenie, wyraża Susdorf swoje smutne wrażenia wywołane polskim syndromem sarmatyzmu. Nie toleruje także patriarchalizmu. Bo może Bóg był pozbawiony płci? („Musimy mieć ojca, którego będziemy czcić i którego będziemy hołubić. Jesteśmy bachorami. (…) Bóg niebieski nade mną i smutek niebieski wewnątrz mnie”). Susdorf zabija mit stworzenia świata i człowieka w duchu patriarchalnym („wszystkie żyletki wjabłkowstępują”).

Twierdzi, że nasz świat zbudowany jest w oparciu o filozofię perfidnego kłamstwa, a dokładniej oszustwa, na które wszyscy zbiorowo wyrażamy aprobatę („Wplątani w ten urzędowy system społeczeństwa (…), bawimy się ze sobą nawzajem w zaprawioną neurozą grę potwierdzania swoich tożsamości. (…) Za pomocą słów, bezcieleśnie, staramy się utwierdzić samych siebie w przekonaniu (równa się: uspokoić): ja i ty – jesteśmy!”). Susdorf podtrzymuje, że nie tylko oszukujemy innych, zdradzamy także samych siebie, czyli prawdziwych ludzi. Dlatego tylko ciało w kontakcie z drugim ciałem jest według niego gwarancją prawdziwości. Ciało nas obnaża, ukazuje w stanie czystym, nieskażonym myśleniem. Bo jest ono przeciwieństwem zawiłej kontemplacji świata, jest ono organizmem wykazującym sprzeczne stany behawioralne, niezrozumiałe, nieprzemyślane.

Susdorf twierdzi, że przypinanie ludziom etykietek tylko na chwilę ratuje ich od utraty znaczenia, przynosi krótkotrwałe dookreślenie człowieka wobec ogółu („tydzień dłużej będziemy wszyscy (…) żyć na koszt wydrukowanego chrztem katolickim miłosierdzia!”). Akt chrztu jest opieczętowaniem, świadectwem potwierdzającym naszą identyfikację. Susdorf nie twierdzi, że chrzest jest cudownym aktem opatrzności, wręcz przeciwnie ten cudowny sakrament spłaszcza, bilansując go z dowodem niedopełnienia ludzkiej tożsamości. Zacietrzewienie Susdorfa ma wiele wspólnego z mistycyzmem hiszpańskim, a dokładniej z takim typem barokowości, gdzie ból, „wyciskanie ciała” ze znaczenia po to, by zjednoczyć się z Absolutem, otrzymać możliwość obcowania z nim, jest procesem konstytuowania siebie samego: „Wreszcie ucieleśniony, uczyń mnie!”.

Susdorf cofa się w języku, nie stylizuje, lecz tworzy na tej podstawie własnych „prasłowiańskich bohaterów”. Szuka w grupie Słowian południowych i wschodnich. Znajduje język uniwersalny. Susdorf w tworzeniu imion swoich bohaterów stosuje w sposób odwrotny zachodzące w prasłowiańszczyźnie procesy językowe (przestawka i wzdłużenie – ‘Mladi’ zamiast młody), a w przypadku imienia Stariji końcówka odwołuje się do wschodniej grupy prasłowiańskiej. Język Susdorfa także ma wiele wspólnego z barokowością, niejasny, zawikłany, właściwie dwuznaczny ukazuje nam paradoksy współczesnego świata i uwikłanego w ten świat człowieka, który poprzez poporcjowanie, pokawałkowanie siebie upatruje drogi do odnalezienia własnej integralności.

Swoje rozbicie rozumie jako utratę jedynego oparcia w stereotypach, przyjętych przez kulturę zachowaniach i przyzwyczajeniach, np. poprzez akceptację patriarchalizmu: „Że bez ojca, bezwzględnie, cały świat przestałby istnieć. A wraz ze światem my sami!”. Proces zamierania etosu człowieczeństwa, bez ustanowienia racjonalej podstawy w kulturze, postrzega Susdorf jako nieunikniony, dlatego strategia intertekstualna staje się ratunkiem dla bohatera tekstu i dla samego tekstu, który dzięki współzależności od innych tekstów kultury, aktualizuje przy każdym odczytanianiu szereg znaczeń.

Tak naprawdę Susdorf pisze o zacofaniu, nietolerancji i zaściankowości współczesnego społeczeństwa. A także o kalectwie ich duszy, o niewyczuleniu na drugiego człowieka, braku najmniejszych przejawów empatii. Nasz niedorozwój emocjonalny może iść, niestety, w parze z intelektualnym. Dlatego Susdorf inspiruje nas, byśmy poszukiwali nowych znaczeń dawnych opowieści, byśmy zmodyfikowali nasz światopogląd, uwzględniając również to, co nie zostało podane nam na tacy, a ukryte, niezinterpretowane, ukazane jako luźna opowieść, nie wchodzące w skład tekstów kanonicznych, a raczej poszerzające krąg tekstów apokryficznych. Susdorf kulturę chce pisać na nowo, i to jest jego wielka zasługa, że każe nam nauczyć się czytać świat inaczej niż rozumieliśmy go dotychczas.

Marek Susdorf „Dziennik znaleziony w błękicie”, Wydawnictwo NOWY ŚWIAT, Warszawa 2014, str. 94

Anna Łozowska-Patynowska