Zagłuszyć siebie

Kategoria: eseje i szkice Opublikowano: czwartek, 07 styczeń 2010 Drukuj E-mail

Janusz A. Korbel

Różnica między naturą a kulturą polega między innymi na tym, że natura nie zna zanieczyszczeń. Czy widział ktoś pierwotny las zaśmiecony? Nie ma w dzikiej przyrodzie ani odpadków, ani śmieci; nie ma brudu, ani rzeczy zbędnych. Nawet śmierć daje życie i okazuje się niezbędna dla ciągłości procesów – na martwych z pozoru kłodach drzew, w pierwotnej, niezagospodarowanej części Puszczy Białowieskiej żyje ponad połowa gatunków puszczańskich. Te martwe drzewa, których brakuje w lesie urządzonym przez człowieka, stanowią o bogactwie życia. Tam, gdzie człowiek zaprowadził „porządek” już ich nie ma.

W świecie kultury człowieka odpad stał się największym problemem i mógłby być symbolem nowoczesności. Z każdego mieszkania w cywilizowanym kraju, gospodynie lub gospodarze wynoszą codziennie plastikowe worki pełne śmieci, z którymi właściwie nie wiemy co zrobić. Nie pomoże tu żaden recykling czy „zrównoważony rozwój”, tylko uspokaja nasze sumienie, a śmieci, zanieczyszczeń, odpadów różnego rodzaju ciągle przybywa w środowisku matki Ziemi, w nieznanym wcześniej tempie. Szlachetne akcje w rodzaju popularnej – raczej tylko w Polsce – „Sprzątanie świata” służą przede wszystkim zmniejszeniu kosztów ponoszonych przez producentów śmieci (sprzątają wszak za darmo, nieświadome mechanizmów rynku –dzieci). Robi się miejsce dla kolejnych towarów, może wzrastać produkcja, sprzedaż i ilość odpadków. Mniej wiemy o odpadach wielkich producentów, choć one są bodaj największym zagrożeniem: zarówno przemysłowe, jak i rolno-hodowlane.

Zaśmiecamy jednak najbardziej własne umysły. Miliony obywateli społeczeństw cywilizowanych oglądają telewizję, witryny internetowe, kupują gazety i magazyny. Do naszych uszu dobiegają miliony głośnych dźwięków stworzonych po to, żeby ktoś je kupił, lub żeby zachował się zgodnie z oczekiwaniem nadawcy. Jest truizmem przypomnienie, że większość dźwięków i informacji zawartych w mediach to śmieci dla umysłu (choć nie dla sprzedawców towarów). Takich śmieci nigdzie w przyrodzie, poza kulturą człowieka, nie ma. Żeby w wysokonakładowej gazecie ogólnopolskiej można było napisać o czymś niezmiernie ważnym dla wielu ludzi i dla jednego z najpopularniejszych dziennikarzy ekologicznych – ludzie ci musieli wykupić reklamę w gazecie, a redakcja napisała obok, że wypowiedź tego znanego autora jest „wyrazem jego osobistych przekonań”, a nie polityki redakcji! A więc prawdziwa informacja, mówiąca o barbarzyńskim niszczeniu rodzinnego krajobrazu, aby dotrzeć „na łamy” musi stać się najpierw produktem handlu! A i tak sprzedający informacje musi się od tego odciąć. Sprzątanie świata powinniśmy zacząć od swojego własnego umysłu. Ten umysł wie coraz mniej o życiu wokół, wie natomiast coraz więcej o postaciach fikcyjnych, odgrywanych dla zabicia czasu i zbicia pieniędzy oraz o nowych towarach, których posiadanie nie stanowi konieczności życiowych. Te niepotrzebne informacje najlepiej podać na tle hałasu, który zagłusza wątpliwości i wyłącza myślenie. Gramy więc różne „formaty muzyczne”.

Zagłuszana hałasem takich śmieci nasza prawdziwa natura dopomina się wolności. Dlatego coraz więcej ludzi szuka miejsc kontaktu z naturą, a cisza stała się wartością bezcenną. To w poszukiwaniu ciszy bogaci rozbitkowie cywilizacji gotowi są płacić coraz większe pieniądze za działkę czy dom lub choćby miejsce urlopowe z dala od hałasu. Karierę zaczyna robić model „slow – city” – miejscowości, które gwarantują ciszę i naturalne warunki. Ale w natarciu jest model zupełnie inny.

Wszechobecny hałas to nie tylko zanieczyszczenie naturalnej sfery dźwięków, to przecież metoda tłamszenia naszego prawdziwego „ja”. Zagłuszyć pytania, zagłuszyć siebie, wtopić się w dominujący rytm nadawany z centrali: umpa.. umpa.. umpa.. umpa.. Nie wystarczy naturalna siła głosu, naturalne dźwięki – trzeba je wzmocnić, podbić basy,  zagłuszyć wszystko inne. Sprzęt pozwalający na taki łomot jest coraz tańszy i coraz lepszy technicznie. A jak i tego nam mało, to urządzimy jeszcze pokaz petard i ogni sztucznych. Wtedy odlot będzie całkowity, tylko trochę trzeba doprawić alkoholem i świat naturalny, dzika przyroda zniknie z horyzontów postrzegania. Znajomy przyrodnik pisze w mailu: mówimy: "to przyszło z Zachodu", "amerykanizacja" itp. Nieprawda. Przestrzeń publiczna na Zachodzie jest chroniona prawem przed tymi, którzy chcieliby ją wykorzystać dla własnej uciechy kosztem innych (bez względu na to, czy ci inni stanowią mniejszość czy większość). W Stanach nie do pomyślenia jest, by kierowca autobusu raczył wszystkich na siłę ulubionym przez siebie programem radiowym lub kawałkami nagrań. Jeśli komuś brakuje hałasu może sobie wcisnąć do uszu słuchawki. To samo w szkołach. Moje dziecko bardzo trudno znosi hałas i głośną muzykę, jednak nie udało nam się przekonać dyrekcji by zakazać puszczania na przerwach muzyki z radiowęzła: "to jest rekreacja, młodzież to lubi i sama przygotowuje repertuar". No tak, ale ci, którzy to lubią to nie koniecznie wszyscy, a wszyscy na zasadzie powszechnego obowiązku szkolnego muszą w tej przestrzeni przebywać. W amerykańskiej szkole jest to oczywiste. Tam też byłem świadkiem, jak kolesia ukarała policja za zakłócanie porządku publicznego, bo raczył mieszkańców łomotem z głośników w samochodzie, a szyby miał otwarte... Niedawno, zmęczony rozbiłem namiot nad Zalewem Czorsztyńskim. Jednak przez całą noc nie zmrużyłem oka – nad samą wodą pod zamkiem nidzickim rozstawiono kilowatowe kolumny i nieźle się "bawiono" do rana...

Nieprzypadkowo piszę o tym nie z klubu, w którym jest miejsce na tego rodzaju doświadczenia dla amatorów, którzy sami tam przyszli a z Białowieży – ostatniego pierwotnego lasu Europy. Gdzie indziej, jak nie w Białowieży powinniśmy się uczyć przede wszystkim szacunku do przyrody? Tymczasem trwa tu nie tylko spór między lobby leśników i myśliwych (wspieranych politykami) a ochroniarzami, by całą Puszczę objąć parkiem narodowym (dzisiaj po polskiej stronie park zajmuje powierzchnię tylko 16%). Niezależnie od sporu między tymi stronami trwa niewyobrażalna przed kilku laty agresja kultury popularnej Homo sapiens w wydaniu „dla chama”. Atak skierowany jest bezpośrednio na ostatni przyczółek dzikiej przyrody. Puszcza pierwotna umiera w niewidoczny sposób, bez świadków. Jeśli zginie jakiś motyl, przez dziesiątki lat nie będziemy pewni czy zginął, czy po prostu go nie zauważono.. Jakiś ornitolog mówi, że w ciągu 10 lat populacja kluczowego gatunku – dzięcioła białogrzbietego – w jego ostatniej ostoi zmalała do 1/3? Kto to – poza specjalistami – zauważy? Warszawiak przyjeżdżający tu na „długi weekend” będzie zachwycony – wszak na Marszałkowskiej jest nieporównanie gorzej! Za to zauważy lepsze hotele, szersze drogi... a więc jest postęp! Najważniejszą dla gminy, także z politycznego punktu widzenia, imprezą jest w Białowieży tzw. Noc Kupały. Co prawda organizuje się ją w lipcu a nie w najkrótszą noc i przy okazji zachęca do głosowania na „właściwą” partię polityczną powiązaną z organizatorami, wprawdzie etnolodzy mówią, że w tym regionie był rytuał „kusta” a nie „kupalle”, ale ważny jest produkt propagandowo polityczny! Potrzeba pretekstu do wielogodzinnego łomotu techno-disco czy jak tam nazwać ów nurt imprez na Podlasiu, który niesie się po obszarze światowego dziedzictwa ludzkości ściągając w środek lasu tysiące amatorów ludycznej imprezy podlanej sowicie alkoholem...

.... Wychodzę wieczorem przed dom, słyszę słowiki i derkacze, odzywa się kumak. Mieszkam nad doliną rzeki, która płynie przez obszar ochrony ścisłej Białowieskiego Parku Narodowego. To nią popłyną puszki po piwie po każdej ludycznej imprezie w Białowieży. Jeszcze ciągle jest tu ciszej niż w wielu innych miejscach kraju. Ale dzisiaj derkacze zamilkły. Tak samo słowiki. Sąsiad z gronem kolegów i koleżanek słuchają przed domem rosyjskie disco, na tyle głośno, że słychać we wszystkich sąsiednich ogrodach. Nie trwa to na szczęście długo, ale słowik nadal nie śpiewa, to znad rzeki dobiegają niskie tony wzmocnione odpowiednim „piecem”.. Ludzie, którzy tu przyjechali muszą wszak odreagować tydzień pracy lub nauki! A najlepiej odreagować zagłuszając wszystko co dookoła i samego siebie.

Kilka dni temu, z filmowcami z Finlandii byliśmy w sercu najbardziej chronionego obszaru Puszczy. O zmroku zaczęło do nas docierać niskie dudnienie dolatujące z jakiejś imprezy odbywającej się na polanie wśród lasu.
Myślałem, że nic więcej już mnie nie zaskoczy, a jednak! Pierwszego dnia pięknej, upalnej pogody od południa do zmroku nad Puszczą latają motolotnie! Hałas niesamowity! Dzwonię do kolegi z Gazety Wyborczej w Białymstoku, on zaczyna śledztwo.. „W parkach narodowych oraz w rezerwatach przyrody zabrania się: [...]  umyślnego płoszenia zwierząt kręgowych [...] zakłócania ciszy [...] używania łodzi motorowych i innego sprzętu motorowego” (Ustawa o ochronie przyrody). No, tak, złamano prawo ale to była jakaś agencja turystyczna i nikt nie chce powiedzieć jaka... mieli gości z zagranicy i zaoferowali im taki „produkt turystyczny”. Przypominam sobie, jak niedawno przed oknami przejechała groźnie kawalkada aut terenowych z napisami „off road”. Czy rajdy survivalowców już się zaczęły w Puszczy? Czego tak bardzo się boimy, że musimy to zagłuszyć i uciec przed spotkaniem z przyrodą?

Wieczorem siedzimy w gronie przyjaciół w klimatycznej restauracji nawiązującej do czasów carskich polowań. Znajoma naukowiec z Hiszpanii mówi, że widziała w puszczy ... poduszkowca! To dopiero był hałas! Z sali myśliwskiej wychodzi znany polityk–myśliwy w otoczeniu znajomych, który mieszka tu w historycznej kniei. Ten las zawsze należał do ludzi władzy: litewskich książąt, polskich królów, carów... polował tu Goering i Gierek, Tito i Mościcki. Tutaj „odreagowywano” zabijając, bawiąc się, pijąc i strzelając na wiwat. Żeby ci uprzywilejowani mogli do woli korzystać z przyrody – zabronili korzystania z niej innym. I dlatego, a nie z szacunku człowieka do przyrody Puszcza przetrwała do dzisiaj. Dzisiaj taka motywacja już nie wystarcza. Teoria aktualnego ministra środowiska, że „chronić należy przez użytkowanie” mnie nie przekonuje. Przypomina pytanie: „ile z tego będę miał?” Znany amerykański autor książek o środowisku pisze, że analogiczne pytanie „Jaki z tego pożytek?” jest najgłupszym, jakie można zadać w kwesti ochrony dzikiej przyrody.  Zamiast zagłuszać siebie i przyrodę wokół – posłuchajmy jej i siebie, a nie zagłuszaczy!

Kultura może być pośrednikiem między dzikim źródłem i środowiskiem sztucznym człowieka. Czasami dzieje się to tak zaskakująco jak wydarzenie podczas spaceru po naturalnym lesie górskim z pewnym świetnym muzykiem flecistą. Szliśmy w gronie 15 osób czekając na chwilę, kiedy usiądzie i zagra. Wreszcie znaleźliśmy właściwe miejsce: mała polanka a pośrodku wielki, srebrzysty buk. J. usiadł pod nim a my wokoło. Wyjął flet z futerału i przyłożył do ust. Chwilę nie zaczynał. Z sąsiedniego jawora odezwał się drozd śpiewak a z oddali słychać było kukułkę. Wiatr poruszył w szeleście liśćmi wielkiej korony buka. J. odsunął ustnik i spojrzał w górę. Uśmiechnął się. Po dwudziestu minutach ciszy – koncertu – wstaliśmy i zaczęli powoli schodzić w dolinę. J. trzymał swój flet w dłoni i wszyscy byliśmy przekonani, że uczestniczyliśmy w doskonałym koncercie, chociaż tym razem flet i muzyk zagrali ciszą. To był ostatni taki koncert.

Latarnia Morska 4/2006