Jerzy Stasiewicz "Własny kąt", Wydawnictwo KOMOGRAF, Ożarów Mazowiecki 2011, str. 40

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 10 sierpień 2011 Opublikowano: środa, 10 sierpień 2011 Drukuj E-mail

 

 

 

 

Jerzy Stasiewicz - (rocznik 1968) ur. w Trzonowie. Debiutował w 1983 r. w almanachu Ziemia wierszem zdobna. Autor zbiorów poetyckich Zapach mojej ziemi (2002), Szukam własnego cienia (2005), Poezji tom III (2009) oraz dramatu Pojednanie (2005). W tym roku, w ramach "dalekobieżnej serii wydawniczej grupy poetyckiej WARS (Wagon nr 6)" ukazała się jego rzecz pozatorska opatrzona tytułem Własny kąt. To krótka proza, konkretnie - opowiadanie. Niestety, mało udane. Dlaczego? Już wyłuszczam.

 

 

 

Fabuła liczącej trzydzieści stron opowieści jest prosta. Narrator wybiera się z córką na sanki. W trakcie śródśnieżnych igraszek spotyka bezdomnego, z którym nawiązuje dłuższą rozmowę. Bezdomny otwiera się przed narratorem, dzięki czemu dowiadujemy się o przyczynach bezdomności napotkanego. Ot, chciałoby się rzec, historia jakich wiele; ani lepsza, ani gorsza od innych.
Pod względem struktury tekst również wygląda nieźle. Mamy linearną, tradycyjną narrację - z wplecionymi reminiscencjami.
Lecz w trakcie lektury zęby zaczynają cierpnąć, gdy potykamy się o "mądralińskie" komentarze, rodem z żurnala dla słabo rozgarniętych mas. Przykład? Proszę bardzo.
Gdzie alkohol jest najważniejszy, gdzie celem jest zdobycie grosza na najtańszego sikacza. To sposób trwania człowieka wyjętego z przyjętych norm życia. Wyrzuconego poza nawias margines społeczeństwa i koczującego na jego odpadach. Posiadającego własny kodeks postępowania w szczęściu i zadowoleniu, z niezależnym poglądem na życie. Było mi żal tych ludzi. Jednak teraz poczułem się jak niewolnik społeczeństwa, którego byłem ogniwem, trybikiem ogromnej machiny, wprawiającej mnie w ruch w kierunku zgodnym z zasadami bytu w społeczeństwie.

I jeszcze na koniec dobicie gwoździem pointy: Szczęście każdego z nas zależy od punktu widzenia. Losu, jaki jest człowiekowi przeznaczony i na który nigdy nie będzie miał wpływu...
To się czytelnik dowiedział ex cathedra od jaśnie pana autora!
By było "poważniej", dopełnia lekturowego szczęścia autor posłowia - Jerzy Granowski - rozpoczynając swoje uwagi od cytacji Artura Schopenhauera. Taki strzał z armaty do muchy może tylko rozbawić.

Szkoda, zaprawdę szkoda, że J. Stasiewicz nie poprzestał na zwykłej opowieści, bez pseudofilozoficznych wtrętów - byłoby przynajmniej znośnie. A tak - debiut prozatorski chybiony.
Również wydawca "dał plamę". Tak licznych niedopatrzeń korektorskich już dawno nie widziałam.

Wanda Skalska