Kostia Berezin "Buty Mesjasza. Traktat o podniesieniu rzeczy zdegradowanej", Wydawnictwo FORMA i Stowarzyszenie OFFICYNA, Szczecin-Bezrzecze 2010, str. 102

Kategoria: port literacki Utworzono: piątek, 24 grudzień 2010 Opublikowano: piątek, 24 grudzień 2010 Drukuj E-mail

Mam przed sobą książkę niezwykłą, której tekst odnaleziono w r. 2007 w archiwach Biblioteki Petersburskiej, po ponad sześćdziesięciu latach poszukiwań. Mowa o Butach Mesjasza. Traktacie o podniesieniu rzeczy zdegradowanej Kostii Berezina. Ów fabularyzowany poemat filozoficzny podjął się przełożyć i opracować Paweł Laufer. A opublikowało, ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Wydawnictwo FORMA w Szczecinie. Sam autor poematu jest mało znany, niemal tajemniczy. Nie wiemy nawet w którym roku się urodził. Wiadomo tylko, że przyszedł na świat z początkiem XX wieku w Babajewie między Sankt-Petersburgiem a Wołogdą. Zmarł zaś w Kowanówku w Wielkopolsce w 1943 r.

Ułamki wiedzy o autorze jednak się zachowały, jak informuje Paweł Laufer w "Apendyksie" Butów Mesjasza. Źródłem tej wiedzy jest książka Sto dni Proroka barona Gotfryda von Waldenbauma. Z niej to m. in. dowiadujemy się, że ojcem K. Berezina był Rosjanin, dróżnik, zaś matka z pochodzenia była Polką - zajmującą się gospodarstwem. Jako nastolatek wstąpił do prawosławnego klasztoru Aleksandra Newskiego, by po roku wystąpić i wrócić do rodzinnego miasteczka. Poźniej w niewiadomych okolicznościach trafia do Papignon w południowej Francji, wreszcie do Lublina. Na koniec ląduje w sanatorium dla gruźlików w Puszczy Nadnoteckiej, gdzie po długiej chorobie umiera 16 kwietnia 1943 r.

Teraz o samych Butach Mesjasza. Rękopis zaginął w 1943 r. Jego poszukiwanie to osobna barwna historia. Odnalezienie zawdzięczamy tłumaczowi, który dziesięć lat tropił ślady poematu. Jak wspomina Paweł Laufer w "Apendyksie", rękopis miał format zeszytu składającego się z dwustu dwudziestu stron. Pod tekstem widnieje napis: "Lublin, wrzesień, 1942 rok". Dołączone było do niego jeszcze kilka kartek: list z Papignon (nigdy nie wysłany), zapisany na odwrocie bilet wstępu do lubelskiego teatru Panteon na spektakl "Wielkie Nic" oraz kartka z dziennika chorób zapisana podczas pobytu w sanatorium.
Przytoczę prawie cały list z Papignon, gdyż przybliża on nam poglądy K. Berezina, a też dać może bliższe pojęcie o substancji "duchowo-filozoficznej" Butów Mesjasza.
Droga i jedyna w sercu moim Bajaderko. Odpowiadając na Twoje pytanie. Gdybym miał się określić, co dla mnie jest w życiu najważniejsze, to z gorliwością neofity rzekłbym, iż jest tu czucie, głębokie wczucie, jako jedyne narzędzie poznania świata. I nic w tym stwierdzeniu z romantycznego nawiedzenia starego megalomana Mickiewicza, czy Puszkina. Nie. Przeciwnie. Jest tu purytańska strategia poznania godna równania matematycznego. Jakże naiwne i niedorzeczne wydawać się mogą te wszystkie hermenautyki, które obecnie licznie się rodzą i ogłaszane są niczym nowe Objawienie, te naciągane jak przykrótkie pończochy, globalne komparatystyki naukowe, które mimo ciągłych prób i wytrwałych starań nieustannie spadają światu z tyłka, te pankosmiczne inwentaryzacje pretendujące do miana jakiejś prawdy ogólnej i obiektywnej. Miła. Wobec głębokiego czucia wszystkie te zabiegi to czysta probabilistyka i pamiętaj w tym miejscu, co mówił na ten temat Pascal. Większy stopień ścisłości naukowej i znaczenie dla poznania mają dla mnie wersy Jana od Krzyża, traktaty Mistrza Eckharta, aleksandryny Anioła Ślązaka i inne szalone mowy reszty zastępów Jurodiwych. Wszak tylko tam znajdziesz sąd nadprawdziwościowy, tak dalece oczywisty i prawdziwy, że nie trzeba i nie ma sposobu, aby go udowadniać. W jednej chwili pojmuje się wszystko. Jest tylko problem z tej prawdy wyrazem, bo nie ma słów, które by tej oczywistości sprostały.
I jeszcze jeden cytat. Z notatki na odwrocie biletu na "Wielkie Nic".
Kapitalny spektakl! Ach... Myślałem wiele o pięknie, o sprawach tego porządku i oto w tych perypatetyckich rozważaniach potknąłem się o śmieci. Doznałem olśnienia, kiedy się im przyjrzałem. Oto leżały w egzystencjalnych rowach i na poboczach mentalnych, walały się bez skrępowania po interpretacyjnych prowincjach.  Z d e g r a d o w a n e (rozstrzelenie moje - WS), ułomne i przez to nieużyteczne, pozostawały poza teoretycznym kontekstem, panierką przeświadczeń i mniemań i jako takie stanęły przede mną w prostej, a nawet prostackiej obecności, pozwalając bez przeszkód czytać w sobie to najbardziej zawoalowane pierwotne piękno, jądro, jeśli nie całą prawdę. Bo widać ją wtedy kawałerk po kawałku, od naskórka po tkankę, wtedy właśnie, gdy się rozkłada.

Jak snuje swe rozważania Paweł Laufer, owa ostatnia notatka (a precyzyjniej mówiąc: przyczyna tego zapisu) stała się być może fundamentem traktatu. Skłonna jestem, przeczytawszy Buty Mesjasza, podzielić opinię tłumacza. Gdyż tak właśnie jest. Bo oto w omawianym dziele mamy tę polaryzację: rzeczy (filozoficznie) niskie i wysokie, brzydotę i piękno, profanum i sacrum. Przy czym w przypadku Butów Mesjasza mamy do czynienia z silną ekstrapolacją, powiązaną z ciążeniem ku próbie wydobycia sensów głębszych z rzeczy pogardzanych, zdegradowanych właśnie. Kulturowo, mentalnie i na zwykły, potoczny ludzki sposób. Łatwo bowiem jest się zachwycać rzeczami miłymi oku, miłymi uchu, miłymi naszym wszczepionym przez kulturę kodom, zwłaszcza w kontekście obowiązujących kanonów piękna i dobra (estetyka i etyka). Natomiast bez porównania trudniej jest dostrzec (i czuć!) światło w rzeczach niskich, lekceważonych, pomijanych.

Pora rzec parę słów o tym, jak to Kostia Berezin uczynił. Na jakim przykładzie, na jakiej fabule się oparł, by swój przewód myślowy poprowadzić. Otóż osią "fabularną" tego poematu jest historia blisko stuletniej kamienicy, z wolna popadającej w ruinę. Chciałoby się rzec: sprawa najbardziej banalna z banalnych. I o to właśnie K. Berezinowi chodziło. O obserwację dekapitalizacji obiektu, jego żywota w końcowej fazie, aż do "śmierci". Tak wygląda jeden z ostatnich akapitów tego poematu: A potem jeszcze łzę na świat wydała (Niusia, jedna z naważniejszych postaci tu występujących - przyp. mój), usta jej porósł mech i stała się jakby z papieru, coraz mniej wyraźna, kiedy odchodziłem, a za mną, wraz z drogą, znikał kolejny pokój, kawałek klatki schodowej, kolejny schodek rozpływał się na oczach, gdy odrywałem od niego stopę, a w chwilę potem stłukły się szklane gabloty i nic już w ogóle nie było. Stało się wszystko po prostu, jak to się zwykle staje. Fruwały nad nami suszone motyle.
Fruwały nad nami suszone motyle. Ileż w tym dynamicznej liryki. A podobnych obrazków, takich fraz, znajdziemy w Butach Mesjasza bardzo wiele. Niewątpliwie prozę descyplinuje tu poezja.
Nie mogąc porównać oryginału rosyjskiego z przekładem nie potrafię powiedzieć jak głęboki jest wkład translatorski tłumacza, lecz wątpliwości nie ma, iż dotyczyć mógł jedynie sfery językowej. Ten poemat czyta się świetnie i nieraz przeszył mnie dreszcz. Zwłaszcza wtedy, gdy autor - wiodąc swą opowieść - posuwał się nieraz do rozumowych granic absurdu. A też - dodatkowo - łamał zastane kanony, demonstrując przy tym niejednokrotnie rozbrajającą ekstatyczność. Przyznaję bez bicia, wzbogaciło to mój sposób postrzegania rzeczywistości, także utworów pisanych.
Jaka szkoda, że Buty Mesjasza nie ukazały się drukiem zaraz po ich powstaniu! Niewątpliwie miałyby wpływ na ówczesne nurty literackie.

Zastanawiając się nad tym wydarzeniem - gdyż za takie uznać należy odnalezienie, przetłumaczenie oraz wydanie tego poematu - dochodzę do wniosku, iż Paweł Laufer powinien za swoje dokonanie otrzymać medal. I to nie z kartofla, a ze szczerego złota. W każdym razie historia literatury to doceni. I pewnie wielu czytelników dostrzegających oryginalną formę i myśl K. Berezina uzna zasługę szperaczo-tłumacza. Także wydawcy należy przybić piątkę.
A swój redakcyjny egzemplarz tej książki zaraz puszczam w obieg.

Wanda Skalska



Paweł Laufer - mistrz mistyfikacji
(przypis po roku)

Rok temu, dokładnie 23 grudnia 2010 r., opublikowaliśmy na naszym portalu (dział "port literacki") recenzję Butów Mesjasza niejakiego Kostii Berezina w tłumaczeniu Pawła Laufra. Jak się okazało, tłumaczenie owe to piękny humbug. Rzekomy translator rzekomo zaginionego w 1943 r. rękopisu stworzył tekst, przydając mu cech historycznego i literackiego prawdopodobieństwa. Też dałam się nabrać. To chyba najprzedniejszy żart w polskiej literaturze od 1923 r., gdy to E. Kozikowski wspólnie z E. Zegadłowiczem nakładem oficyny drukarskiej Franciszka Foltyna w Wadowicach opublikowali Antologię poezji murzyńskiej Niam-Niam.

Jak informował później publicznie E. Kozikowski, był to typowy apokryf, któremu nadaliśmy pozory autentyczności, opatrując go nawet wstępem o charakterze naukowej dysertacji.
Nadeszły listy
– wspomina E. Kozikowski - od szeregu profesorów: Józefa Kallenbacha, Juliusza Kleinera, Aleksandra Brüknera, Jana Łosia, wyrażające uznanie dla tłumaczy za podjęte trudy... Tylko jeden jedyny Tadeusz Sinko poddał w wątpliwość oryginalność tekstów „murzyńskich”. Słynną na on czas historię przywoływał Melchior Wańkowicz w Karafce La Fontaine'a.

A jak się rzecz miała z Butami Mesjasza K. Berezina?
Moja recenzja zaczynała się tak:
"Mam przed sobą książkę niezwykłą, której tekst odnaleziono w r. 2007 w archiwach Biblioteki Petersburskiej, po ponad sześćdziesięciu latach poszukiwań. Mowa o Butach Mesjasza. Traktacie o podniesieniu rzeczy zdegradowanej Kostii Berezina. Ów fabularyzowany poemat filozoficzny podjął się przełożyć i opracować Paweł Laufer. A opublikowało, ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Wydawnictwo FORMA w Szczecinie.
Sam autor poematu jest mało znany, niemal tajemniczy. Nie wiemy nawet w którym roku się urodził. Wiadomo tylko, że przyszedł na świat z początkiem XX wieku w Babajewie między Sankt-Petersburgiem a Wołogdą. Zmarł zaś w Kowanówku w Wielkopolsce w 1943 r.
Ułamki wiedzy o autorze jednak się zachowały, jak informuje Paweł Laufer w "Apendyksie" Butów Mesjasza. Źródłem tej wiedzy jest książka Sto dni Proroka barona Gotfryda von Waldenbauma. Z niej to m. in. dowiadujemy się, że ojcem K. Berezina był Rosjanin, dróżnik, zaś matka z pochodzenia była Polką - zajmującą się gospodarstwem. Jako nastolatek wstąpił do prawosławnego klasztoru Aleksandra Newskiego, by po roku wystąpić i wrócić do rodzinnego miasteczka. Poźniej w niewiadomych okolicznościach trafia do Papignon w południowej Francji, wreszcie do Lublina. Na koniec ląduje w sanatorium dla gruźlików w Puszczy Nadnoteckiej, gdzie po długiej chorobie umiera 16 kwietnia 1943 r."
A po bliższym omówieniu zakończyłam:
"Zastanawiając się nad tym wydarzeniem - gdyż za takie uznać należy odnalezienie, przetłumaczenie oraz wydanie tego poematu prozą - dochodzę do wniosku, iż Paweł Laufer powinien za swoje dokonanie otrzymać medal. I to nie z kartofla, a ze szczerego złota. W każdym razie historia literatury to doceni. I pewnie wielu czytelników dostrzegających oryginalną formę i myśl K. Berezina uzna zasługę szperaczo-tłumacza. Także wydawcy należy przybić piątkę."

W ciągu minionego roku czas "przykrył" wywołaną książkę innymi wydawnictwami, gdy tu raptem wpada w ręce listopadowa "Lampa" (11/2011), publikująca obszerny wywiad z Pawłem Laufrem pt. "Ewangelia złomowiska" - przeprowadzony przez Patrycję Janowską i Kazimierza Malinowskiego. Aż podskoczyła mi temperatura i ciśnienie. Co za historia! Buty Mesjasza okazały się od "a" do "z" mistyfikacją!
Zaraz odszukałam notatki sporządzane w trakcie lektury tegoż poematu. I jest przypis na marginesie: "Być może mamy do czynienia ze zwodem, ale zdają się temu przeczyć dane faktograficzne". Cóż, owych danych, przyznaję, nie sprawdziłam. Siła misternie "uknutego" tekstu była zbyt wielka...

W wywiadzie udzielonym "Lampie" P. Laufer cytuje fragment mojej recenzji  - gdzie wyrażam żal, iż szkoda, że poemat nie ukazał się drukiem zaraz po jego powstaniu, gdyż niewątpliwie miałby wpływ na ówczesne nurty literackie. Podtrzymuję moją opinię i w nowym świetle. W ogóle raz jeszcze przyznać muszę, że nadal jestem pod wrażeniem utworu - i to bez względu na formalną zmianę jego kwalifikacji. To po prostu bardzo dobry artystycznie tekst.

Gratuluję Pawłowi Laufrowi tak inteligentnie przeprowadzonego żartu. Koronkowa, wysokiej próby robota! Medal już nie złoty, a platynowy się należy.
A że (z innymi recenzentami) dałam się nabrać? Nie żałuję.
Prawdę mówiąc - chciałabym częściej w ten sposób być nabierana. Bo, poza wszystkim, ujawniona mistyfikacja dobrze świadczy o sile i kondycji literatury jako takiej.

Wanda Skalska


Kim jest autor, zdemaskowany mistrz mistyfikacji? Info z Wikipedii:

Paweł Laufer - (rocznik 1980) ur. w Obornikach Wielkopolskich; filozof, pisarz i publicysta, absolwent i doktorant na Wydziale Filozofii Teoretycznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Zastępca redaktora naczelnego miesięcznika "Kultura Enter". Publicysta radiowy w cotygodniowej audycji "Laboratorium opinii" na antenie PR Lublin. Pisze do czasopism polskich i zagranicznych oraz do gazet codziennych. Publikował w Przeglądzie Filozoficznym PAN. Członek zespołu przygotowującego pierwszą i drugą aplikację Lublina w konkursie Europejska Stolica Kultury 2016 (ds. Wschodu). Laureat nagrody kulturalnej Radia Lublin "Żurawie" 2009 w kategorii "słowo", a też Prezydenta Lublina za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej przyznanej w ramach podsumowania sezonu kulturalnego 2008/2009. Przed Butami Mesjasza (2010) opublikował Miasto na prowincji (2004).


(grudzień 2011)