Piotr Bednarski "Świty i chryzantemy", Wydawnictwo ADAM MARSZAŁEK, Toruń 2010, str. 264

Kategoria: port literacki Opublikowano: poniedziałek, 03 maj 2010 Drukuj E-mail

O Piotrze Bednarskim (rocznik 1938), kołobrzeskim poecie i prozaiku, którego "Błękitne śniegi" przetłumaczono już na kilka europejskich języków, na łamach "Latarni Morskiej" pisaliśmy wielokrotnie. Teraz jest okazja kolejna: ukazał się wybór wierszy Świty i chryzantemy.
Swój poetycki rejs P. Bednarski rozpoczął w 1972 r. Arką przymierza. Kolejnym tomem były Pieśni żeglarzy, opublikowane w 1978 r. Trzeci zbiór - Z głębokości serca - wydał dopiero 13 lat później.Jednak poczynając od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku częstotliwość ukazywania się następnych tomików rosła, w sumie sięgając blisko dwudziestu tytułów.
Obszerny wybór poetycki Świty i chryzantemy obejmuje sześć ostatnich tomików, wydanych nakładem krakowskiej "Miniatury". Są to zbiory z lat 2007 - 2009: Złotorunne żmijowisko, Świat-kwiat, Syberyjski kosaciec, Złote chryzantemy, Tęsknoty oraz Spotkania.

Książka zawiera prawie trzysta pięćdziesiąt utworów, ułożonych wedle porządku chronologicznego, gdy idzie o daty ukazywania się książek.
Taki przegląd po lekturze pozwala powiedzieć coś bliżej o poetyce twórcy, a też o powtarzalnych motywach, podejmowanych tematach, wreszcie o warsztacie.
Na pierwszy plan wybija się szczególne upodobanie P. Bednarskiego - do frazy rozlewnej, potoczystej, chciałoby się rzec: o szerokim oddechu. Świat podmiotu lirycznego wydaje się istnieć z konkretnej przyczyny i ma swój sens w wierze. Jednak rola i "znaczenie" Boga u poety nie są jednoznaczne. P. Bednarski niejednokrotnie spiera się ze Stwórcą, zadaje "niewygodne" pytania, buntuje. Zwłaszcza w chwilach zwątpień i traumatycznych przeżyć. Lecz z czasem poeta "pokornieje", przechodząc na pozycje afirmacji tego, co doświadcza. Można to odebrać nie tylko jako świadectwo „zużycia” fizycznej materii, ale też jako przejaw otwierania głębszych przestrzeni duchowych. Bowiem doczesność, chroma i niepewna, gwarantuje jedynie pulsację zmysłów, które zwodzą, często prowadząc na manowce.
Miłość? Tak. U poety to siła dźwigająca, bodaj najważniejszy filar ludzkiego istnienia. Lecz obok niej panoszą się moce destrukcyjne: i te w wymiarze społecznym, i te dla każdego człowieka z osobna - indywidualne, z mrocznych stref zła. Powiada ostrzegawczo autor Arki przymierza w wierszu "Wielki człowiek": Nawet twój proch nie należy do ciebie/ Wszystko w gestii tajemnicy, by nieco dalej zanotować krzepiąco (utwór "Patrz" z tomu Spotkania): Patrz jak szybko odrosła trawa/ Na wypalonym wzgórzu.
Słowem jest nadzieja.

Niewątpliwie Piotr Bednarski wypracował własny, rozpoznawalny i oryginalny język poetycki. To sprawa jedna z pierwszych dla każdego z twórców, jeśli nie chcą "zginąć w tłumie". Język ten charakteryzuje się niezwykłym ciepłem, zaśpiewem i przepełniony jest udanymi metaforami.
Owa "lekkość" języka niesie jak stepowy (autor urodził się na Kresach) lub morski (długie lata pracował na morzu) wiatr. Nie sposób mu się nie poddać, obcując z nim dłużej.
Warta jest też podkreślenia erudycja poety, pozostawiająca w utworach ślady w postaci odwołań do mitów i historii, wreszcie do Biblii - w sposób niewymuszony, jakby "przy okazji". Taki kontekst kulturowy pozwala pełniej uchwycić toczoną myśl czy budowany obraz.

Podsumowując: żniwo poetyckie to wielkie i godne trudu bliższego poznania. Mimo pewnych niedopatrzeń wydawniczo-autorskich - na przykład powtórzeń tytułów niektórych utworów. Tytuły "Poeta", "Dlaczego", "Waka", "Muza" i "Morze" - choć z odmiennymi treściami - powtarzają się w różnych miejscach książki.
I jeszcze jedna uwaga. Być może wydawca powinien był zadbać o jeszcze staranniejszą selekcję utworów. Spostrzeżenie takie wyrasta z faktu nadmiernego nagromadzenia zbliżonych (momentami wręcz bliźniaczych) tropów i figur poetyckich, które sąsiadując ze sobą chwilami wprowadzają odbiorczy zamęt. Nie jest to jednak zauważalne przy lekturze wyrywkowej.

Na koniec oddajmy głos samemu autorowi, któremu czas mocno posrebrzył skronie. Długa i bogata w doświadczenia wędrówka zaowocowała między innymi refleksjami dotyczącymi schyłku żywota. Tak notuje w wierszu "Starość":

Coś z kunsztu szachowej kompozycji
Z końcówki rozgrywanej przez koryfeuszy
Ma w sobie starość

Radość z tlącego się życia jest tak wielka
Że myśl splata się coś większego od nas

I to uwolnione Piękno natychmiast
Zaczyna szukać Boga

Szuka nieustannie i nie ustąpi
Choć wie że znajdzie niewysłowienie

Z tego czerpię siłę i rozkosz
Głębszą niż dawała młodość


Jak się wydaje (a co biologicznie młodsi ledwo przeczuwają) postrzeganie rzeczywistości u poetów dojrzałych ma charakter zbliżania się do uniwersum. Nie u wszystkich twórców. Lecz u P. Bednarskiego bez wątpienia tak właśnie jest.

Wanda Skalska