"Złuda albo dziennik pandemiczny" (część druga)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: piątek, 18 grudzień 2020 Drukuj E-mail

Irmina Kosmala

 

14 kwietnia 2020 r., wtorek

Ugodzonych: 7.202    Uśmierconych: 263    Uratowanych: 618

Zrobiliśmy sobie z mężem jeszcze jeden dzień bez wiadomości telewizyjnych.
W związku z pandemią, oddając się  „masochistycznej rozkoszy”, obejrzeliśmy już w początkach marca kilka filmów z tej serii. „Największym pojedynczym zagrożeniem dla dominacji człowieka na naszej planecie jest wirus” – usłyszeliśmy już w pierwszej scenie rozgrywającego się filmu ostrzegawcze słowa Joshui Lederberga, laureata Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny. To od tych proroczych słów rozpoczyna się bowiem „Epidemia” Wolfganga Petersena (rok prod.1995). Wciągnął nas również „Contagion – epidemia strachu” (rok. prod. 2011). Niebywałe, jak reżyserska wyobraźnia jest w stanie wyprzedzić rzeczywistość. Co ciekawe, bo analogiczne z naszą historią pojawienia się wirusa, śmiercionośny motaba miał swój zalążek w Chinach. Nosicielem okazał się zakażony nietoperz, który zainfekował owoc. Pechowo zjadła go świnia, którą z kolei przygotował dla gości kucharz z Hongkongu. W ostatniej scenie filmu widzimy, jak ściska brudną ręką bohaterkę. Uścisk dłoni. Tyle wystarczyło, by zainfekować MEV-1 cały świat. Dlatego w obecnych czasach cały świat nosi gumowe rękawiczki i zachowuje od siebie dwumetrowy dystans…

Dziś wchodzimy w ośmioodcinkowy serial wyprodukowany przez Netflix pt. „Freud”. Świetnie się zaczyna. Lubię, gdy fabuła wciąga widza tak bardzo, że chce się obejrzeć kolejny odcinek, nie zważając na czas i zmęczenie.

Jakkolwiek Freud nie był filozofem w pełnym tego słowa znaczeniu, jego koncepcje funkcjonowania ludzkiego umysłu, odrzucające racjonalność wyborów i zachowań na rzecz czynników irracjonalnych i emocjonalnych, wstrząsnęły środowiskiem filozofów i artystów końca dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku.

I choć historia tytułowego bohatera nie dotyczy stricte jego osoby, skupiając się bardziej na hipnozie i okultyzmie, czyniąc serial  bardziej kryminalnym niż obyczajowym, nie mogę doczekać się dalszych jego części.


16 kwietnia 2020 r., czwartek

Ugodzonych: 7.918    Uśmierconych: 314    Uratowanych: 774

Jesteśmy zszokowani tym, co się dzieje. Gnieźnieńska szwalnia, Polanex, szyjąca do tej pory męskie koszule, z dnia na dzień przerzuciła się na szycie maseczek. Nie wiadomo, do ilu domów już trafiły. Wiadomo, że jedna z nadzorujących pracę szyjących kobiet zaraziła koronawirusem już kilkadziesiąt innych pracownic. A one, być może, swoje rodziny… Wszystkie te osoby zostały poddane kwarantannie. Firma zamknięta do odwołania.


17 kwietnia 2020 r., piątek

Ugodzonych: 8.379    Uśmierconych: 332    Uratowanych: 866

Koszę w ogrodzie pierwszą wiosenną trawę. Jestem w połowie, gdy widzę, że podchodzi do żywopłotu sąsiadka z przeciwka. Domyślam się, po co przyszła, więc śmieję się do niej i naszego spotkania. Tydzień temu podarowałam jej swoją „maseczkę”.

- Książka niezwykła – zaczyna bez powitania – przeczytałam w jeden dzień. Mnóstwo ciekawych myśli, zarówno z zakresu filozofii, jak i tych ściśle związanych z naszą codziennością. „Tylko bycie wiernym czyni nas prawdziwym” – cytuje z pamięci.  – „A jeśli nie jesteś wierny, to nie istniejesz”. Niewiarygodne, że można tak pisać o prawdzie, o byciu prawdziwym…
- Złuda ma oczywiście swój zalążek w życiu – tłumaczę. – Wzięła się z tej konstatacji, że połowę życia przesypiamy, śniąc nasze życie. Drugą połowę również, wyobrażając sobie różne rzeczy czy też ludzi, że one/oni uczynią nas szczęśliwymi, jeśli tylko będą w naszym zasięgu. Potem, gdy już cel zostaje osiągnięty, złuda codzienności śmieje się nam w twarz.
- Podobnie o tym myślę – uśmiecha się. – Kiedyś, wie pani, gdy jeszcze mieszkaliśmy z mężem w bloku, zafascynowałam się sąsiadem mieszkającym pod nami. Mojego męża nigdy nie było, gdy coś się w domu zepsuło. Zawsze na zjazdach, delegacjach. Naukowiec, wiadomo. A ten człowiek wiecznie coś naprawiał przed blokiem. Jednego razu szafkę malował, innego zepsuty rower przywracał do dawnej świetności. Patrzyłam na niego i w duchu zazdrościłam jego żonie takiej „złotej rączki”. I proszę sobie wyobrazić, że pewnego razu znajomi z tego samego bloku przyszli do nas na kolację. Temat zszedł naturalnie na innych lokatorów, mieszkających obok. Z moich ust padło imię sąsiada. Dowiedziałam się wówczas, że to straszne chamidło, pijak i awanturnik. I tylko, gdy sobie „łyknie”, zaczyna nagle robić domowe porządki, szkodząc jeszcze bardziej obranym za cel swych napraw przedmiotom. To moja złuda. Każdy w sobie podobne nosi…

Nie podajemy sobie ręki. Wirus. Sąsiadka obiecuje przeczytać jeszcze raz książkę, tym razem podkreślając co ważniejsze myśli.

Widzę, jak odchodzi do swojego domu. Wzruszona odpalam ponownie kosiarkę. Trawa w mig znika pod naporem nieprzyjemnie warczącej maszyny. Mijają trzy minuty, gdy chłopcy wszczynają rwetes. Na horyzoncie pojawia się czerwony samochód. Strażacy rozwożą wszystkim mieszkańcom maseczki i rękawiczki. Dziękujemy, machamy na pożegnanie.

Otrzymane maseczki wrzucam szybko do zlewu i długo wyparzam we wrzątku. Kto wie, czy nie pochodzą z Polanexu…

 

18 kwietnia 2020 r., sobota

Ugodzonych: 8.742    Uśmierconych: 347    Uratowanych: 981

W „sieci” dowiaduję się, że nasze miasto od dziś rozpoczyna dezynfekcję ulic, chodników, a także elementów tzw. małej architektury w parkach i skwerach. Gnieźnieńscy znajomi przysyłają mi zdjęcia pustych, sterylnych ulic.
W telewizji z kolei „wojenka” TVP z TVN. W międzyludzką przestrzeń zostają wypuszczone ostre komentarze TVN-u w sprawie odwiedzenia rodzinnego grobu przez prezesa PIS. Wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie. Opozycja wykorzysta teraz najmniejszy błąd swego politycznego przeciwnika, by go zohydzić i zyskać głosy wyborców. Naprawdę nie chce mi się na to patrzeć. Walka szamba z łajnem. Po tym tylko smród w głowie i niepotrzebna biegunka myśli.

 

19 kwietnia 2020 r., niedziela

Ugodzonych: 9.287    Uśmierconych: 360    Uratowanych: 1.040

Smutny ten dzień, poraniony. W telewizji msza św., w garnku rosół z wiejskiej kury od Mamy.

Dzwoni do mnie przyjaciółka z pobliskiego domu, że przeczytała Złudę i nie pozwoli, by moja książka przez pandemię zatęchła w piwnicznych murach. Wzrusza mnie jej entuzjazm i zaangażowanie. Michalina umieszcza swoje zdjęcia z powieścią oraz różne cytaty i recenzje na portalach społecznościowych. Mnie również namawia do utworzenia profilu na Instagramie oraz Facebooku. Obiecuje, że jutro zajmie się sprzedażą.

Jestem w szoku, że w tej drobnej istotce, mamie czworga małych dzieci, mieści się tyle pokładu pozytywnej energii i dobra. Że do codziennych problemów związanych z pracą, wychowaniem i prowadzeniem domu, dorzuca kolejny, angażując się w promocję czyichś myśli. Czułość.

 

20 kwietnia 2020 r., poniedziałek

Ugodzonych: 9.593    Uśmierconych: 380    Uratowanych: 1.133

Początek tygodnia zaczyna się dobrze. Wczoraj podczas konferencji prasowej minister Szumowski zapowiedział, że od dziś część ograniczeń obowiązujących w Polsce w związku z koronawirusem zostanie zniesiona. I tak już od dziś można wchodzić do parków i lasów, przemieszczać się w celach rekreacyjnych (z obowiązkiem trzymania dystansu dwóch metrów i noszenia maseczki lub zasłaniania nosa i ust). W sklepach też może już przebywać większa ilość osób.  Wczoraj jednak padł w Polsce rekord w liczbie zakażeń. Łącznie w Polsce zakażenie potwierdzono u 9593 osób, a 380 zmarło.

Po dwóch tygodniach milczenia odpisuje wreszcie na moją esemesową obietnicę podarowania swej książki szwagierka Renata. „Rozmawiałam z mężem i prosimy Cię, żebyś nam Złudy nie wysyłała. Boimy się otrzymywać jakichkolwiek przesyłek z wiadomych względów”, konkluduje.

„W porządku”, odpisuję krótko, ale nie rozumiem. Przecież w tej książce nie ma żadnego wirusa. A może jednak jest? Nigdy w ten sposób o niej nie myślałam. Robi mi się zimno. Zaparzam zieloną herbatę, zakładam sweter.

Po południu Michasia odbiera ode mnie pierwszą partię zapakowanych ciasno książek.
- Sprzedam to natychmiast – śmieje się – i jutro wpadnę po kolejne dwadzieścia – dodaje.

 

25 kwietnia 2020 r., sobota

Ugodzonych: 11.273    Uśmierconych: 524    Uratowanych: 2.126

Od rana dzieci z przejęciem szykują się do nowego dnia. Nie dość, że imieniny dziadka, to jeszcze wyczekiwany niczym własne urodziny dzień świętego Wojciecha.

Przed uroczystym obiadem u dziadków udajemy się na jarmark, który z roku na rok rozrasta się o nowe kramy na kolejnych ulicach, zamieniając je w ogromne deptaki. Wata cukrowa, obwarzanki, oscypki z grilla oraz piłeczki na gumce – to obowiązkowe punkty dziecięcego programu.

Następnie ruszamy całą rodziną na świąteczny obiad u dziadków. Są życzenia i śpiewy. Dziadek w pewnym momencie chwyta za akordeon i zaczyna przygrywać do tańca maluchom. Robi się naprawdę wesoło.

Wieczorem natomiast nieszporami w Katedrze rozpoczynają się uroczystości świętowojciechowe. Chłopcy już są nieźle zmęczeni i przysypiają na naszych kolanach. Jednak uroczysta procesja mimowolnie podrywa ich do życia. Jak co roku, relikwie patrona Gniezna i Polski zostaną przeniesione do kościoła p.w. św. Michała, gdzie wszyscy otrzymamy uroczyste błogosławieństwo.

Po nim rozpocznie się nocne czuwanie przy relikwiach św. Wojciecha. W niedzielę rano w „powrotnej” procesji relikwie św. Wojciecha zostaną przeniesione na plac katedralny, gdzie będzie celebrowana Msza święta z udziałem Prymasa Polski Metropolity Gnieźnieńskiego Arcybiskupa Wojciecha Polaka.

Dopadają mnie nostalgia i przygnębienie. Chwytają za gardło i lekko podduszają. Wyrywam się im, wracając do rytuałów codzienności.

Dziś za oknem nagła zmiana pogody. Wczoraj słońce, teraz ziąb. Mąż rozpala ogień w kominku. Siedzimy w domu i w długiej rozmowie telefonicznej z dziadkami, wspominamy zeszłoroczny czas.

 

26 kwietnia 2020 r., niedziela

Ugodzonych: 11.617    Uśmierconych: 535    Uratowanych: 2.265

Smutny ten dzień, poraniony. W telewizji msza św., w garnku rosół z wiejskiej kury od Mamy.

Paciorki dziennikowych zapisków zszywam od czasu do czasu nicią statystyki. Dotychczas na świecie potwierdzono 2,9 mln przypadków zachorowań na koronawirusa, z czego ponad 11 tys. w Polsce. Zmarło już ponad 200 tys. pacjentów. Najwięcej zakażeń stwierdzono na terenie Stanów Zjednoczonych, gdzie wciąż wzrasta liczba pacjentów zmarłych z powodu COVID-19.

W naszym kraju dziś 344 potwierdzone przypadki zakażenia koronawirusem. 12 osób zmarło.

Niestety, prawdą jest, że zakażeń jest o wiele więcej. Ten wirus z każdym dniem coraz bardziej toczy tkankę mózgową przeciętnego Polaka. W informacjach medialnych z kraju dowiaduję się bowiem, że ludzie pracujący w szpitalach, zamiast być co dzień, jak w innych krajach, przez nas oklaskiwani, są traktowani tak, jak gdyby nie nieśli żadnej pomocy, a byli jedynie nosicielami najgorszej zarazy. Stąd akcja medycznego personelu przeciwko hejterom. Przejmujące zdjęcia funkcjonariuszy szpitala zrobione w pracy pokrywają taflę telewizora. Widzimy ubranych w skafandry ochronne od stóp do głów lekarzy, którzy w ręce – zamiast stetoskopu – trzymają kartki pokryte jadem słów: „… masz się wyprowadzić, bo nas zarazisz”, „… won!”, itp. skandaliczne nakazy, złorzeczenia, groźby.

„Nie jestem bohaterem, to moja praca” – odpowiada również zapisem na kartce lekarz Marcin. „Ranisz mnie, choć staram się nie zawieść” – dopowiada Kuba. „Pracuję w szpitalu, nic z tego nie wynoszę” – kwituje dowcipnie Ada.

„Dynamika umysłu tworzy fałsz. – przypominam sobie słowa przyjaciela – Ten świat jest fałszem. Dlatego zniknie. Medytacja ciszy wykorzenia fałsz”.

Wszyscy bohaterowie, na których spłynęły oszczerstwa, patrzą długo i śmiało w oko obiektywu. Milczą. Wyraz, który rozpoznamy w ich oczach, powinien zostać zapisany przez duże „S”. Nie, to nie Strach. To Smutek.

Premier Mateusz Morawiecki poinformował wczoraj o kolejnym etapie rozluźniania obostrzeń. Dotyczą one możliwości uprawiania sportu i rekreacji. Czwartego maja otworzone zostaną niektóre obiekty sportowe w Polsce. Rozgrywki piłkarskiej ekstraklasy będą wznowione ponoć dwudziestego dziewiątego maja, a żużlowej ekstraligi – dwunastego czerwca.

 

27 kwietnia 2020 r., poniedziałek

Ugodzonych: 11.902    Uśmierconych: 562    Uratowanych: 2.466

Mot d`ordre – „Trzeba wiedzieć wszystko” – rzekł swego czasu Izaak Babel.
Podchodzę do swojej biblioteczki w poszukiwaniu dobrej, wciągającej lektury. Tytuły łaszą się do mnie, przymilają. Widzę, jak woluminy naprężają grzbiety niczym dawno nietulone koty. Wypełnia je już nie tylko treść, ale pragnienie dotyku, przewertowania, wniknięcia, a przede wszystkim spamiętania. Nie dam rady do wszystkich zajrzeć. By nie dawać pozostałym nadziei, chwytam szybko pamiętniki niegrzecznej dziewczynki, które z czasem obnażą przede mną rzecz o intelektualnym wampiryzmie. To Odrodzona Susan Sontag [5].

 

28 kwietnia 2020 r., wtorek

Ugodzonych: 12.218    Uśmierconych: 596    Uratowanych: 2.655

Pierwszy z trzech części tomów dzienników jednej z najgłośniejszych amerykańskich myślicielek dwudziestego wieku wciągnął mnie tak bardzo, że zabrał niepostrzeżenie połowę nocy.
Susan Sontag opisuje młodzieńcze lata (1947-1963) tworzenia się swej niezwykłej osobowości, w której dominuje niezaspokojona wciąż potrzeba wiedzy. Sontag od początku swej świadomej intelektualnej drogi, a zatem już od czternastego roku życia, „pożera” książki, filmy, staje w opozycji do rozmów z ważnymi dla niej ludźmi. Czytelnik dzięki temu intymnemu zapisowi ma możliwość podejrzeć, jak dokonuje się duchowy rozwój autorki Przeciw interpretacji.

I tak, dowiadujemy się na przykład, że Czarodziejska góra Manna, z którą autorka zapoznała się w wieku piętnastu lat, to rzecz „na całe życie”, a Doktor Faustus – to „książka nietzscheańska”. Ponadto w tym okresie S. Sontag zakochana jest po uszy m.in. w twórczości Gide`a czy mojego ulubionego Hessego. Uczęszcza ponadto na wykłady Anaȉs Nin.

W tym też okresie, w wieku piętnastu lat, kocha i pragnie być kochaną. Rozpoznaje w sobie skłonności lesbijskie. Porzuca jednak swe przygodne zauroczenia i seksualne doznania z kobietami na rzecz małżeństwa z Philiphem Rieffem. Z tego, trwającego bodajże sześć lat związku, zrodzi się syn David, dzisiejszy spadkobierca i cenzor niniejszych dzienników.

Miłość – to drugi, po duchowym rozwoju, bardzo ważny motyw wędrowny tychże zapisków. Miłość niespełniona, miłość zachłanna jak całe jestestwo bohaterki dzienników, miłość totalna, niewierna, zła…  Owo uczucie zawłaszczające niekiedy cały świat pisarki, stało się nieudaną próbą osiągnięcia pewnej tożsamości, wynikającej z uczestnictwa – nie w tym, co kosmiczne, lecz w tym, co idealne. Jednak Eros – reprezentujący proces zanikania indywidualności – owo nieznośne bóstwo rozbijało to, co jednostkowe i wyjątkowe, powodując zatratę i chaos. Zawłaszczając „ja”, oddawało ponadto niepewną rozkosz  w rozmytym „ty”.

Po „uwolnieniu się” z więzów życia małżeńskiego w wieku dwudziestu trzech lat, Susan Sontag porzuca męża i Stany Zjednoczone, wyruszając w drogę ku Europie. W Paryżu wejdzie w „ten zakłamany i niebezpieczny związek” z tajemniczą H., następnie spróbuje określić siebie – a raczej zatracić – w związku z piękną I. I tak w nieskończoność, wydawać by się mogło, poprzez nieustanne analizowanie gestów i słów najbliższych, brnąć będzie ku samo-określeniu i samo-zagładzie. Drugi człowiek to jednak nie lustro, a jezioro, w którym można się utopić, ale i w które można rzucić kamień.

Autorka na kartach tych zapisków często ujawnia swe stany psychiczne. Najczęściej jest to rodzaj przygnębienia, frustracji spowodowanej pogodzeniem się ze złym stanem rzeczy, ze złą miłością. W takich momentach bohaterka pogardza sobą. Obwinia się za błędnie dokonane wybory, za nieodwzajemnione miłości. Im bardziej dojrzałą staje się kobietą, tym silniej i natarczywiej dopadają  ją lęki przed osamotnieniem, brakiem komfortu, ciepła, pewności – ów cały zimny świat.

Dzienniki Susan Sontag - napisane w sposób fragmentaryczny, metodą zbliżoną do strumienia świadomości – to nie tyle pamiętnik, co zbiór relacji ze spotkań z przyjaciółmi, z lekturami, z własnym pożądaniem – czytamy we wstępie. To ponadto prawie czterysta stron dość chaotycznego i fragmentarycznego zapisu tworzenia siebie, wsłuchiwania się w swe trzewia, lęki, pasje i namiętności. Jest to również zapis kształtującej się osobowości o niespożytej pasji poznawania i tworzenia. Rodzaj demiurgicznego życia, które warto poznać, skoro nie można doświadczyć.

Gdy tylko odeśpię tę podstępną lekturę, zabiorę się za tom drugi dzieła.

 

29 kwietnia 2020 r., środa

Ugodzonych: 12.640    Uśmierconych: 624    Uratowanych: 3.025

Nad ranem sms: „Prośba. Czy znasz lekarza sądowego, potrzebuję do obdukcji”. Nie znam, ale uświadamiam sobie, co król wirusów robi z ludźmi, uwięzionymi w swych mentalnych klatkach. Każda przemoc jest zła, ale najgorsza to ta dręcząca najmniejszych. Tyranozaur rozszarpujący co dzień swoje dziecko natychmiast powinien być odseparowany od rodziny i pozbawiony praw zbliżania się do niej. Radykalnie i boleśnie – w ten sam sposób należałoby postąpić z nim, by przypiłować przy okazji pazury innym.

Przymusowa izolacja, być może utrata pracy i brak perspektyw na przyszłość, zniechęcenie, depresja, no i oczywiście alkohol uśmierzający na chwilę „ból egzystencji”. Potrafię sobie wyobrazić tłumaczenia rodzinnego oprawcy w komisariacie.
Bezbronne dziecko, słabsza żona, milczenie wobec wcześniejszych ataków furii…

Homo homini lupus est. I tak od zarania.  Rolę straszaka spełniają prawdo i religia, natomiast regulatorem zachowań społecznych jest kultura. Niestety, nie zawsze te trzy filary potrafią okiełznać naszą dziką naturę.

Modlę się, by już odmrożono gospodarkę. Byśmy biorąc za wzór model szwedzki, mogli pracować jak dawniej w wyznaczonych do tego przestrzeniach, zachowując zasady higieny i zdrowego rozsądku. W przeciwnym razie zwycięży w nas zwierzę, które trudno będzie poskromić.

 

30 kwietnia 2020 r., czwartek

Ugodzonych: 12.877    Uśmierconych: 644    Uratowanych: 3.236

Kolejne zapiski Susan Sontag będą musiały jednak jeszcze chwilę poczekać. Właśnie kurier dostarczył nam naprawiony amplituner. Wieczorem, po uśpieniu szarańczy, spotykamy się z „Freudem”.

Długo czekaliśmy, by do tego serialu powrócić. Nareszcie zaspakajamy swoje apetyty, delektując się dwoma odcinkami z rzędu.

Historia miłości zakazanej – ot, temat przewodni wielu romansów, dramatów, powieści obyczajowych, kryminalnych, psychologicznych, etc… Motyw ten pojawia się już w Biblii i dalej w przekazach średniowiecznych, by swą mocą wryć się w pamięć potomnych renesansowym romansem wszech czasów. A co jest najbardziej pożywną glebą do opisu takiej miłości?  Wiadomo – życie.
Urzeczony mądrością i bystrością umysłu swej interlokutorki i medium w jednym, Freud, w intymnej atmosferze, dawał będzie upust swym pragnieniom zgłębiania psychoanalitycznych odkryć.

I tak atmosfera między tą przedziwną parą będzie zacieśniać się,  aż do fizyczno-duchowego zamroczenia, bowiem słowu towarzyszyć musi w przypadku szalonego wiedeńskiego umysłu – kokaina, kieliszek dżinu i dobre cygaro.

Pamiętamy, że Freud całą „filozofię umysłu” zredukował do popędu. Przeszło sześćdziesiąt lat swego życia hołdował teorii libidalnej – hipotetycznej energii psychicznej o seksualnym charakterze. Dopiero w późniejszych swych pracach znacznie zmodyfikował sposób użycia powyższego terminu, nadając mu nieco inny, bliższy energii życiowej, wymiar, opisując go jako motor napędowy ludzkiego życia.

Zatem „Freud”. Zacieramy ręce z radości.

 

2 maja 2020 r., sobota

Ugodzonych: 13.375    Uśmierconych: 664    Uratowanych: 3.762

Mąż jak co roku zawiesza przed domem flagę. Podekscytowani chłopcy długo wpatrują się w biało-czerwoną płachtę, biegają od okna do okna wypatrując, czy sąsiedzi również pamiętali o narodowym święcie.

To symbol naszej państwowości, informujemy ciekawskich malców. Biały kolor oznacza czystość, szlachetność i uczciwość, natomiast czerwień jest symbolem waleczności, odwagi i heroizmu. Wiem, co to flaga, wtrąca się Bruno, według mnie codziennie powinna wisieć przed naszym domem, by inni ludzie wiedzieli, kto tu mieszka. A kto, pytam zaciekawiona. Mamo! No przecież, że Polacy, krzywi się.

Tego wieczoru wychodzimy z „Freuda”.

Gołym okiem widać, że tytuł posłużył producentom serialu za wabik, by zyskać sporą widownię. W całym tym scenariuszowym zasupłaniu Freud jawi się nam jako fascynat odchyleniami, dewiacjami, hipnozą i magią.

Dzięki dość udanemu wysiłkowi Netflixa, wchodzimy w atmosferę Wiednia końca lat 90. XIX wieku. Poprzez wprowadzone wątki paranormalne, mające związek z węgierską arystokracją i ich planem na odzyskanie wolności oraz tajemnicze brutalne morderstwa i próby ich rozwikłania, serial staje się kryminałem z przechyleniem w stronę psychodelicznego thrillera.

Świat Freuda i ludzi, z którymi dzięki hipnozie się spotyka, to świat przesądów, dybuków, demonów i niewyjaśnionych racjonalnie zjawisk. To również świat Lilith, która w postaci napotkanego przez Zygmunta medium, tajemniczej, pięknej i niebezpiecznej Fleur Salome, wprowadza go w niepokojący nurt jego podświadomości. Salome, przybierając postać najróżniejszych ludzkich przywidzeń, uwodzi i zabija.

Netflix częstuje nas zatem dość zgrabnie skonstruowaną popkulturową papką, niemającą wiele wspólnego z rzeczywistą fabułą zdarzeń jednego z najbardziej kontrowersyjnych umysłów dziewiętnastego wieku.

Pozytywna rzecz, jaka pozostaje po obejrzeniu serialu „Freud”, to ta, że zaraz po uporaniu się z drugim tomem dzienników Susan Sontag, sięgnę po dwutomową biografię tego niespokojnego umysłu, o której napisanie pokusił się Irving Stone. Dzieło to z pewnością nabawiło się już odleżyn od tego oczekiwania na cud spotkania z moim okiem oraz dłonią i ołówkiem.

 

8 maja 2020 r., piątek

Ugodzonych: 15.366    Uśmierconych: 776    Uratowanych: 5.184

Pięknie składa myśli moja bohaterka. „Moje życie to mój kapitał, kapitał wyobraźni”. Dziś z niemałą przykrością opuszczam źródła świadomości tej nietuzinkowej osobowości.

Drugi, pokaźny – bo składający się z sześciuset stron dziennik [6] – obejmuje szesnastoletni okres rozwoju osobowości Susan Sontag – od trzydziestego pierwszego roku jej życia po czterdziesty siódmy (lata 1964-1980). Wyczytamy z niego historię kobiety porzucanej przez innych, ale i przez samą siebie – szczególnie objawiać się to będzie w toksycznych relacjach.

Widzimy, jak trzydziestolatka zaczyna uważnie przyglądać się własnemu ciału. Bezlitośnie opisze siebie, niczym obca lekarka nielubianego pacjenta: „(…) niskie ciśnienie, potrzebuje dużo snu, nie toleruje alkoholu, dużo pali, astma, migreny, lubi wysokość, czerpie satysfakcję z oglądania upośledzonych (skłonności wojerystyczne)” (s. 31). Wydaje się, że sama dla siebie jest najlepszym psychoanalitykiem – potrafi nazwać „problem”, który ją dotyczy, gnębi, uwiera i „uśpić go” odpowiednią tabletką. Z dzienników bowiem dowiemy się również, że w chwilach głębokiej samotności czy kryzysu twórczego, Susan Sontag chwytała po dexamyl – lek stanowiący odmianę amfetaminy. „Fioletowe serca”, bo tak nazywała tabletki szczęścia, zażywała szczególnie w chwilach intelektualnego bezdechu, by wspomóc swoje zdolności twórcze. I tak przez dwadzieścia lat.

Jeden z kluczowych problemów artystki stanowiło rozwodnienie myśli swego pisarstwa: „Jest ubogie, od zdania do zdania. Zbyt architektoniczne, zanadto dyskursywne” (s. 73). To samo zdanie wybrzmi na kartach dziennika raz jeszcze.

W trzydziestym czwartym roku życia zacznie doszukiwać się źródła swych miłosnych niepowodzeń i nieszczęść w postaci matki. „Matka wróciła z Chin, gdy miałam prawie sześć lat – była kobietą tragiczną. Niobe, ofiarą życia. Ja zostałam natomiast wybrana, by ją wspierać, dawać transfuzje, utrzymywać przy życiu przez okres mojego dzieciństwa” (s. 251).

Jesteśmy zatem świadkami bardzo intymnych wyznań autorki, dotyczących toksycznej więzi z matką-bluszczem, która bez skrupułów stosowała  na swej empatycznej córce rodzaj wampiryzmu psychologicznego. „Byłam żelaznym płucem swojej matki. (…) Gdzieś w głębi duszy miałam poczucie, że matka nigdy mnie nie lubiła. Nic dziwnego – wszak nigdy mnie nie «widziała». Wierzyła w to, co jej pokazywałam (w starannie spreparowaną wersję mnie)” (s. 259). Dalej następuje afirmacja siebie na zasadzie opozycji z matką: „Dzięki Bogu, że matka nie lubiła dzieci, jedzenia, filmów, książek i uczenia się”.

Rozrachunek z przeszłością. Demitologizacja najbliższych osób: matki, Irene (kochanki), byłego męża… wszystko to sprawia, że dziennik amerykańskiej pisarki nabiera introspektywnego, sceptycznego i syntetycznego charakteru. Zdania stają się krótkie, ale mięsiste, spójne, ostre. Sontag dostrzega, że tylko w swoim towarzystwie czuje się najlepiej, choć od solipsystycznej wizji życia jest daleka. „Mój bożek = aspiracje moralne; mój prywatny panteon – Nietzsche, Beckett itd. (s. 312).

I choć otaczają ją wielkie dzieła i wielcy ludzie, zdarza się, że cierpi „z powodu braku stymulacji intelektualnej”. Pragnie widzieć się w roli intelektualistki adwersarza: „Być intelektualistą to cenić inherentną wartość pluralizmu i wspierać prawo do posiadania przestrzeni krytycznej” (s. 439).

Drugi tom dzienników Susan Sontag, opatrzony - podobnie jak poprzedni - przedmową Davida Rieffa, ukazuje nam kobietę w trakcie procesu formowania się osobowości. D. Rieff wyzna, że przez całe życie jego matka była wieczną studentką. Chłonną wiedzy badaczką i poszukiwaczką niezwykłych doznań zarówno cielesnych, jak i intelektualnych. To ją twórczo stymulowało. To ją określało i tworzyło.

Bardzo jestem ciekawa trzeciej części dzienników S.S. Obawiam się jednak, że znów przyjdzie nam na nie czekać kolejnych kilka lat.

Irmina Kosmala

----------------------------------------
[5] Susan Sontag, Odrodzona, przeł. Dariusz Żukowski, Kraków 2012
[6] Susan Sontag, Jak świadomość związana jest z ciałem, Kraków 2013


Przeczytaj też na naszym portalu (w dziale ‘z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień’) pierwszą część dziennika I. Kosmali, a także recenzję jej debiutanckiej powieści Złuda (2020) pt. „Między apoteozą świata a ludzką rezygnacją” autorstwa Anny Łozowskiej-Patynowskiej