„Śmiech Chryzypa” (odcinek 7)*

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: wtorek, 10 listopad 2020 Drukuj E-mail

Jerzy Żelazny

W MAJTKACH POD PRYSZNICEM

To się wydarzyło we śnie, w wyobraźni czy w rzeczywistości? Ale czy we śnie lub wyobraźni może coś się wydarzyć? Jeśli jest snem lub wyobrażeniem…
Kapitan czarnych krawatów odjął telefon od ucha. Wtedy Jerski usłyszał głos dobiegający gdzieś z daleka albo spod zwałów ziemi:
- Pluton, przerwij celowanie! Do nogi broń! Spocznij, wolno palić…
Przebudził się gwałtownie  - to był krótki sen, ale znamienny, Fryz się przeraził, a gdy ochłonął, westchnął, tak to mogłoby się zakończyć. I się zakończy, kiedy? I czy w takiej niezwykłej, wyszukanej formie, na polu kaźni?...
A to senne przyzwolenie, wolno palić, sprawiło, iż Jerski ujrzał siebie w mundurze żołnierza w  czasach swej młodości, gdy w przerwie podczas ćwiczeń zgrabiałymi palcami -  pamiętał zimę, lato umknęło mu z pamięci, oczywiście nie całkiem -  wyłuskiwał papierosa, przypalał, a potem najczęściej dusił go dym, wzbudzał kaszel, nie był palaczem, nie potrafił się przyzwyczaić, a że brał do ust szluga - taki był zwyczaj, a poniekąd nakaz, przymus, choć niepisany - miał pod dostatkiem fajek, dawali na dzień dziesięć sztuk, wystarczyło aż nadto, zaciągał się tak jak inni, nie chcąc się odróżniać, narażać na niewybredne przytyki, jednakże połykał dym  bez przyjemności, niepokoiły i zawstydzały go krztuszenie się, kaszel, ale nikt mu tego nie wypominał, nie komentował złośliwie, obywało się bez drwin, wyśmiewań, palenie ćmików zrównywało go z innymi.
To było na samym początku służby, potem się zbuntował, gdy padała komenda, przerwa na papierosa, żołnierze w pośpiechu wyciągali sporty, te najlichsze i najtańsze  papierosy, stojąc w   grupie, przypalali sobie nawzajem, zapałek zwykle brakowało, zaciągając się dymem z  rozmiłowaniem i smakiem, a on, Dawid Fryzjerski, bo tak wówczas brzmiało jego imię i nazwisko, oddalał się na bok, gdyż dym go raził, nie znoił jego zapachu, kłęby wypuszczane z ust żołnierzy dusiły go, utrudniając swobodne oddychanie, oddalał się więc od grupy, stał samotnie albo, gdy było na czym, przysiadł, czekając w milczeniu na koniec przerwy, na koniec idiotycznych, tak je określał, zajęć, czyli nauki, jak zabijać nieprzyjaciół swoich i chronić się przed własną śmiercią.

 Palacze spoglądali na niego nieprzychylnie, czasem wrogo, bo to, że nie pali i od nich stroni, było uznawane za wywyższanie, ma się za kogoś lepszego, za śmierdzącego inteligenta. Gardzili więc nim, wyśmiewali, nie przebierając w  słowach, był palantem, czarną owcą pętającą się wśród chłopaków z budów, kopalń i hut, a nawet z roli.  Celował w złośliwościach, w nękaniu go głupawym, ale bezpardonowym naigrawaniu się właśnie Grzegorz Łatuszek, pisujący po cichu wiersze. I to Dawida zdumiewało – jak człowiek który wzruszał się lotem ptaka nad łąką albo płaczliwym szelestem brzozy, zapachem  maciejki, lśnieniem kałuży na ścieżce, może z upodobaniem naigrawać się z kolegi, tylko dlatego, że ten nie jest palaczem… Ale zapewnie chodziło o coś więcej.

 Miał Dawid paskudną przypadłość – został relegowany z uniwersytetu i niejako w nagrodę za postępki nieprawomyślne wcielono go do wojska, by nauczył się bronić ludowej ojczyzny, skoro podgryzał jej fundamenty ustrojowe. Zwierzył się Grzegorzowi Łatuszkowi, krótko przyjaźnili się, że jest podpadziochą, oczekiwał odeń nie tyle współczucia, lecz zrozumienia w jakim znajduje się fatalnym położeniu, studia mu przerwali, a Łatuszek nagle  zaśmiał się łobuzersko, szepnął, toś ty taki mąciciel, i pewnie Żyd, bo jak inaczej? Żydów przecież wtedy… No to masz przejebane! I zaczął go dręczyć, jakby w odpowiedzi za szczere zwierzenie, do którego go zachęcił szeptem: - Powiedz więcej o sobie, bo mi się wydaje, że nosisz jakąś paskudną tajemnicę, która cię dręczy, spać nie daje, przewracasz się w łóżku, aż dechy jęczą ( spał pod nim). Opowiesz, będzie ci lżej.
 

Po czasie Dawid zrozumiał, że popełnił błąd. Chociaż fakt, że został z uczelni brutalnie wyrzucony, nie było tajemnicą. Na samym początku służby wezwał go oficer polityczny, wypytywał, w jaki sposób podpadł tak fatalnie, że go odstawiono do woja. I ostrzegł, tylko nie waż się siać zamętu. W wojsku mamy różne sposoby, żeby pewne sprawy wyprostować, wybić z kapusty. W wojsku kapustę się zjada, a nie używa do wymyślania hocków klocków. Dupa ci się spoci na ćwiczeniach, to w głowie się rozjaśni.

 Zaczęło się to któregoś dnia podczas przerwy na papierosa. Dawid, by nie wdychać dymu, uniknąć zapachu dennego tytoniu, odłączył się od grupy, usiadł na pniu ściętej brzozy. Wtedy Łatuszek wskazując palcem Dawida, powiedział do żołnierzy, chciwie zaciągających się dymem lichych papierosów:
- Ten Żyd gardzi sportami. Wiadomo, on tylko pali amerykańskie. Poczęstujcie go camelem, zapali.
- Skąd wiesz, że to Żyd? – zaciekawił się kapral Kępa, buc wybitny, który w tym dniu prowadził zajęcia z musztry bojowej, gdyż dowódca plutonu, podporucznik Laszuk poszedł wraz z jakimś cywilem na piwo do pobliskiego baru. Ćwiczyli tego dnia czołganie się pod nieprzyjacielskim ostrzałem karabinów maszynowych. - Oglądałeś jego wacka? – zapytał Kępa, nie czekając na odpowiedź na poprzednie pytanie, gdyż o ostatnia kwestia ciekawiła go bardziej.
- Nie widziałem, ukrywa go, w łaźni zakłada majtki, taki wstydliwy.
-  Grzegorz łże, nie noszę slipów, to wbrew regulaminowi, mam na sobie tylko to, co dała ojczyzna – mówił wojskowym slangiem. – I nigdy nie zasłaniałem swego wacka, chłopaki mogą to potwierdzić.
- Kto widział, że w łaźni myje się w majtkach – pytał kapral.
Długo milczano; przewrotnie i z zaciekawieniem. Na powtórne pytanie jeden żołnierz o nazwisku Skrzątek, największy łamaga w plutonie, z trudem czytał listy, które przysyłała mu żona, kiedyś o przeczytanie listu poprosił Dawida, ten odmówił, nie chcę wiedzieć, o czym pisze twoja żona, uzasadnił odmowę, i właśnie on pierwszy powiedział:
- Ja widziałem, ma niebieskie majtasy, takie same nosi moja żona.
- Nie przechwalaj się, Skrzątek, akurat wiesz, jakie nosi  desusy twoja żona – zakpił Dawid. – Nigdy za widoku nie zaglądasz jej pod suknię, bo by ci dała w papę. Po ciemku wymacujesz to, czym cię kusi, ale jest wtedy już bez desusów.
To obce słowo, wyszukane poniekąd, na określenie babskich majtek, zdenerwowało chłopaków, nie lubili, gdy ktoś się wymądrzał, pewnie dlatego znalazło się kilku takich, co potwierdzili, że Dawid pod prysznicem zakrywa swego wacka cywilnymi slipkami. Nawet nie spostrzegł, którzy potwierdzili słowa Skrzatka, tego muła, który w wolnych chwilach opowiadał o swej żonie, do której listy pisał mu jakiś cwaniaczek z Częstochowy, którego posądzano, że handlował medalikami pod Jasną Górą. Za pisanie listów dzielił  się z nim Skrzątek wałówką, którą dostawał z domu.
- I dlaczego kłamiecie, chłopaki? Proszę… - umilkł, bo raptem zdał sobie sprawę, że prośbami nic nie wskóra, przeciwnie – pogrąży się jeszcze bardziej.
 - To Żyd, murowane – Łatuszek wytoczył niepodważalny według jego mniemania argument. -  Świadczy o tym nazwisko – Fryzjerski. Oni, gdy starali się przechrzcić z  Żydów na Polaków, przyjmowali nazwiska brzmiące po polsku, pochodzące od nazw  miast, O! Petersburski, Warszawski albo wykonywanych zawodów. Fryzjerski właśnie, końcówka  – ski ich uwodzi, bo polska. Czy ktokolwiek zna Polaka o nazwisku Fryzjerski?
Milczeli, spoglądając na Dawida z ciekawością albo nieprzyjaźnie. Jeden z żołnierzy zauważył:
- Przecież jego nos nie jest żydowski, ma zadarty jak naczelnik Kościuszko na sztandarach Pierwszej Dywizji, tej, która przełamywała Wał Pomorski .
Dawid Fryzjerski milczał, zastanawiając się, jakim sposobem odpłacić się Grzegorzowi Łatuszkowi za to raptowne odwrócenie się od niego, za zdradę ich zacieśniającej się przyjaźni, za wymyślanie prześladowczych bzdur, a sądził Dawid, że są kolegami, dzieląc jednakie zainteresowania, pasje literackie. Nie pojmował, skąd ta nagła odmiana? Dla poklasku tych kilkunastu gburowatych chłopaków? Zauważył, że nie wszyscy są zachwyceni tą gadką, nawet kapral Kępa, ten buc patentowany… A właśnie on się odezwał na nieco inną melodię, jakby chciał sprawę żydostwa Dawida zbadać dogłębnie:
- Szeregowy Łatuszek, skąd się znasz tak dobrze na Żydach, może jesteś antysemitą? A to nieładnie, szeregowy, nieładnie być antysemitą. Dawida zastanowiło, gdzie ten buc słyszał o antysemityzmie? Pewnie na szkoleniu politycznym w wojsku, więc czegoś go nauczyli… –Raptem kapral zawołał ze złością: - Koniec przerwy, zbiórka w rzędzie!
A gdy żołnierze ustawili się odpowiednim szyku, Kępa, zawołał: - Szeregowy Fryzjerski i Łatuszek stańcie obok siebie. - A gdy wykonali rozkaz, ten zawołał: - Padnij, czołganiem pod ogniem nieprzyjacielskich kaemów, naprzód! Reszta obserwuje, jak ci dwaj wykonują ćwiczenie, a jeśli któryś będzie trzymał za wysoko dupę, to  trzeba mu ją przydeptać, żeby nieprzyjaciel któremuś jej nie odstrzelił.
Ruszyli, Fryzjerski parł w szybkim tempie do przodu, Łatuszek, gruby i niemrawy, pozostał w tyle, nie nadążył za szczuplejszym Fryzjerskim, chłopakiem przywykłym do wysiłku, ojcu pomagał od małego rozłupywać kloce na szczapy, ustawiać klafty. Kapral Kępa nie miał  powodu, żeby się przyczepić do chłopaka, gdyż czołgał się szybko i bez zarzutu, trzymając głowę i pośladki nisko ziemi, jednakże kapralowi widać nie podobało się, że Łatuszek zostaje w tyle, podszedł do Fryzjerskiego i go sztorcował:
- To nie jest bezpieczne czołganie, niżej dupę, gdyby nieprzyjaciel prowadził ogień, już byś jej nie miał. I głowę niżej, szoruj nochalem po ziemi, mówią, że masz zadarty, może po tym czołganiu kinol ci opadnie, stanie się bardziej żydowski. No, niżej dupę! – I kapral Kępa postawił mu na tyłku nogę, przycisnął butem utaplanym w błocie. Żołnierz podniósł głowę, obejrzał się za siebie – byli w znacznej odległości od Łatuszka, który tracił siły, bo znacznie spowolnił czołganie albo zwyczajnie nie chciało mu się wysilać, ufał, że kapral da mu spokój. Fryzjerski zorientował się, że nikt go nie usłyszy, gdyż chłopaki z plutonu stali w znaczniej odległości, nie interesując się tym, co się dzieje z przodu, więc cicho, ale syczącym głosem mówił:
- Ty, gnoju, coś się do mnie przypierdolił. Uważaj, ja cię załatwię, wylądujesz w kompanii karnej albo w pierdlu. Już ja się o to postaram, nie myśl, że jestem byle dupkiem i nie mam znajomych w naczalstwie. Przestaniesz się znęcać nad żołnierzami, ty sadysto,  o tych belkach kapralskich zapomnij. A wyjdziesz na przepustkę, to dostaniesz wpierdol. Będziesz, sadysto, pamiętał z kim zadarłeś.
Kaprala Kępę zatkało, stał całkiem zdurniały, nikt nigdy nie odważył się tak odezwać do kaprala. Męczyło go szczególnie słowo sadysta, że niby kimś takim jest, nie znal tego słowa, nie rozumiał go, więc tym bardziej przygnębiało.  Szeregowy Fryzjerski podniósł się, otrzepał spodnie i wolnym krokiem dołączył do plutonu. Kapral Kępa otrząsnął się  po chwili, zawołał do Łatuszka, dosyć, wracaj do plutonu. Podał komendę powrotu do koszar, bo już był koniec zajęć.
Podczas niedzielnej przepustki, której nie odmówił mu dowódca kompanii, Dawid Fryzjerski udał się do majora pełniącego ważną funkcję w sztabie dywizji. Był to brat jego ojca, ale nie utrzymywali kontaktów, jeden raz tylko ojciec powiedział, gdy wpadniesz w tarapaty, to się udaj po pomoc do mego brata, on jest wojskowym, ważnym oficerem, pomoże ci, bo jest mi winny… Powiedz tak, wuju, jesteś to winien memu ojcu. Tak też powiedział Dawid i wuj sprawę załatwił.  Po kilku dniach w pułku zjawiła się inspekcja badająca morale żołnierzy, przede wszystkim kadry podoficerskiej, na dywanik został wezwany dowódca plutonu, w którym służyli Dawid Fryzjerski i Grzegorz Łatuszek. Kapral Kępa zniknął z ich jednostki, nikt nie wiedział, dokąd został przeniesiony. Podporucznik Laszuk powędrował do plutonu gospodarczego. Odtąd zamiast dowodzić wojskiem, dbał, żeby kucharzom nie przypaliła się kasza.

Dawid nigdy się nie dowiedział, co zaszło między jego ojcem klafciarzem a ważnym majorem Ludowego Wojska, że ten tak gorliwie spełnił prośbę bratanka. Pod koniec lata zwolniono go do cywila, gdyż rozpoczął się rok akademicki,  pozwolono mu kontynuować studia. Nie wrócił jednak na poprzednią uczelnię, wybrał uniwersytet w mieście  w jego stronach rodzinnych, dał sobie spokój ze stolicą, uznał, że na prowincji jest bezpieczniej. Zmienił też kierunek studiów, porzucił filozofię, za wiele było tam marksizmu, postanowił zostać filologiem. Nim rozpoczął studia, zmodyfikował  swe nazwisko  - bycie Fryzjerskim okazało się niezbyt poręczne, narażało go na docinki, nieprzyjemne podejrzenia a nawet na szykany. Rozbił więc swe nazwisko na Fryz Jerski, nie chciał poprzedniego całkowicie porzucić, było mu zbyt drogie ze względu na ojca. Jeśli ktoś dociekał, cóż to za imię ów Fryz, wyjaśniał, to nie imię, lecz cognomen, na imię mam Dawid, ale nie znoszę go, wolę, gdy się używa mego cognomenu jako imienia. Zwykle pytający zadowalał się tą odpowiedzią, gdyż nie chciał się przyznać, iż nie wie, co oznacza to słowo cognomen, a jeśli trafił się ktoś bardziej dociekliwy, to Fryz wyjaśniał, mój ród wywodzi się od Fryzów, ludu zamieszkującego na wybrzeżu Morza Północnego, na terenach dzisiejszej Holandii, Dolnej Saksonii, Danii, wywodzę się ze starego rodu, pełnego czci i chwały, nasze nazwisko brzmiało niegdyś Jerspis, zostało spolonizowane w dziewiętnastym wieku. Jestem dumny z tego Fryza, powtarzał, traktuję nazwę ludu jako  imię.
Niektórym owe wyjaśnienia wydawały się zawiłe i niepewne, ale nie dociekali prawdy, powtarzając w myślach, a niech ci będzie tak, jak mówisz, chociaż nie mówisz prawdy, ale inteligentnie łżesz. I podejrzenie o pochodzenie żydowskie zostało zaniechane, rodowód od dawnych Fryzów był godny szacunku, wszak to nie Żydzi.
                                                      
Jerzy Żelazny                                

------------------------------------------------
*Ciąg dalszy powieści, której sześć odcinków pt. „O zmierzchu”, „W składzie makulatury”, „Jadąc starym mercedesem”, „Borsalino”, „Dziki na autostradzie” i „Za zakrętem” publikowaliśmy od stycznia do czerwca 2020 r.
•