Aspazja

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: czwartek, 19 kwiecień 2018 Drukuj E-mail

Jerzy Żelazny

Jest to imię słynnej hetery, czyli damy powołanej do organizowania uciech dla wybitnych mężczyzn w starożytnej Grecji. O jej roli w życiu Peryklesa, słynnego władcy Aten, zapoznałem się w wyniku zamiłowania niegdyś do myszkowania w książkach przecenionych. Teraz też mi się to zdarza - bywa, że wśród nich znajduję rzeczy cenne... Nie tak dawno w jednej z koszalińskich księgarń za przysłowiowe grosze kupiłem powieść Williama Whartona Rubio. I nie żałowałem tego wydatku, zresztą dość śmiesznego przy dzisiejszych nie tak małych cenach książek. Powieść ta warta była tych kilku złotych i przeczytania.

We wcześniejszych czasach, które chętnie wspominam, a które słusznie minęły, trafiały się też wśród książek nieznajdujących nabywców, więc obniżono ich cenę, rzeczy wartościowe z punktu widzenia walorów intelektualnych i artystycznych lub historycznych. Czasem ich powstanie osnute było legendą albo zwyczajnie – książkę te wypadało mieć w domu. Najczęściej cenne pozycje znajdowałem w księgarniach warszawskich. Toteż podczas każdego pobytu w stolicy, a w latach sześćdziesiątych poprzedniego wieku bywałem tam często, na pewno kilka razy w roku, przeszukując ochoczo lady w księgarniach i przeważnie znajdowałem interesujące mnie pozycje. Spora część mojej domowej biblioteki to właśnie te nabytki.

Kiedyś natknąłem się na dzieła Andrzeja Struga, wydane 1957 roku przez SW „Czytelnik”. Kupiłem pięć tomów w twardej oprawie, po trzy złote każdy, między innymi najbardziej znany cykl jego utworów prozatorskich Ludzie podziemni. To proza nieco trącąca myszką, ale dość ciekawie ukazuje pepesowskich bojowników walczących o niepodległość na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Sam autor, uczestnik walk w legionach Piłsudskiego, beliniak, to człowiek z ciekawym życiorysem, w okresie międzywojennym popularna i ważna postać. Trzy złote, które zapłaciłem za jedną książkę, jaką miały wówczas wartość? Za dwa złote z groszami można było w barze kupić piwo w małym kuflu.

Poszukiwałem też ciekawych pozycji u sprzedawców książek na ulicznych straganach. Dzisiaj zwyczaj sprzedaży książek na ulicy spotyka się rzadziej. Na jednym ze straganów w Warszawie znalazłem rzecz bezcenną, a mianowicie Słownik poprawnej polszczyzny Stanisława Szobera, który został wydany w kilka lat po zakończeniu II wojny światowej (1948 r.). Była to - jak informuje wydawca, jeszcze wtedy istniejące zasłużone dla kultury polskiej przedwojenne warszawskie wydawnictwo S. Arcta - fotograficzna odbitka wydania tego słownika z 1938 roku. Nad nową edycją czuwał jego autor, wybitny językoznawca, Stanisław Szober. Zmieniono tytuł dzieła, przedwojenne wydanie nosiło tytuł Słownik ortoepiczny, nowy był bardziej zrozumiały dla przeciętnego użytkownika słowników. Książka ta stała się dla mnie bezcenna, korzystam z niej jeszcze dzisiaj, chociaż są nowsze tego typu słowniki.
Znalazłem ten słownik w połowie lat sześćdziesiątych i zapłaciłem za niego kwotę, którą trzeba było wydać na dwa kieliszki wódki, ale w najniższej kategorii lokalu. To jeden z cenniejszych moich efektów szperania w księgarniach wśród książek przecenionych, sprzedawanych na straganach.

Innym razem w jednej z księgarń warszawskich natrafiłem na trzytomową edycję Dzieł wybranych Jana Parandowskiego z 1957 roku. Ten erudyta, znawca literatury europejskiej i światowej oraz antyku, autor Dysku olimpijskiego, a za książkę tę otrzymał brązowy medal na Olimpiadzie w 1936 roku w Berlinie; znakomity stylista, piszący wykwintnym językiem literackim, jest dzisiaj nieco zapomniany. Niesłusznie. We wczesnych latach pięćdziesiątych poprzedniego wieku rozczytywałem się w Alchemii słowa, dziele zawierającym encyklopedyczną wiedzę o powstawaniu dzieł literackich wielu najwybitniejszych twórców europejskich, ciekawostki z ich życia. I oczywiście w Mitologii, dziele, które jest kopalnią wiedzy o mitach starożytnej Grecji i Rzymu. Pisał Parandowski również powieści - najbardziej znaną jest Nieba w płomieniach. Odpowiadała na dylematy młodości, które wielu z nas niepokoją, a są to zachwianie albo utrata wiary, pytania o sens życia. „Gdyby nasze życie trwało bez końca i nie znało cierpienia, czy ktoś by zapytał, po co świat istnieje?” - to najbardziej znamienne pytanie tej powieści, które wypowiada umierający przyjaciel głównego bohatera, lwowskiego licealisty, przeżywającego duchowe rozterki z powodu utraty wiary w dzieło Stworzenia.

Trzeci tom Dzieł wybranych Parandowskiego, które udało mi się kupić za równowartość w owym czasie trzech małych piw, otwiera szkic zatytułowany Aspazja. Kim była Aspazja, wspomniałem na początku felietonu. Dodam - kobietą niezwykłej urody, wykształconą, pochodzącą z Miletu, a która przeniosła się do Aten ( jest IV wiek p.n.e.), odegrała tam ważną rolę w rozwoju kultury. Miasto to rządzone przez Peryklesa przeżywa rozkwit gospodarczy, cywilizacyjny i kulturalny. Kobiety w starożytnej Grecji nie cieszyły się zbyt wygórowanym statusem społecznym. Najjaskrawiej charakteryzuje ten status opinia Demostenesa (dla przypomnienia - słynny mówca, zwalczający władcę Macedonii, Filipa, to od jego mów powstało określenie filipika, co oznacza gwałtowną, oskarżycielską mowę polityczną). Według Demostenesa „Dziewki publiczne mamy na codzienny użytek, hetery dla rozkoszy, a żony, aby nam dzieci rodziły”.
Aspazja lansowała inny typ kobiety, czym budziła zgorszenie. Po wielu zabiegach dostała się na dwór Peryklesa, przewodziła spotkaniom, a raczej biesiadom, najwybitniejszych twórców tamtego czasu, podczas których toczono dysputy filozoficzne, na temat sztuki, poezji, architektury, upiększenia miasta, rozumiejąc, że potęga miasta-państwa ateńskiego zależy od jego cywilizacyjnego rozwoju. Aspazja czuwała, aby te biesiady były na wysokim poziomie, nie przekształciły w pospolite schadzki, na których wiele się je i jeszcze więcej pije wina. W owym czasie budowano Partenon, powstawały dzieła Sofoklesa i Eurypidesa, rzeźby Fidiasza… Długo można by wymieniać dzieła wielkie i mniej znaczące.

Aspazja w tym dziele rozwoju piękna miała swój udział, a sama osiągnęła znaczący status społeczny jako hetera Peryklesa, po jego rozstaniu się z żoną, zyskała status stałej kochanki władcy ( żoną nie została, gdyż zabraniało prawo poślubiania cudzoziemki, wydane zresztą przez samego Peryklesa), natomiast była matką syna Peryklesa, który po śmierci ojca, został zwycięskim wodzem, ale mimo odniesionego zwycięstwa, uwięziono go za niepogrzebanie Ateńczyków poległych podczas bitwy. W więzieniu musiał wypić cykutę, czyli truciznę, podobnie jak później Sokrates, który jako młodzieniec wspomagał w pracach Aspazję.

Dobre czasy, lata wzrostu bogactwa i rozkwitu kultury, spokojne lata, zwykle kończą się zamętem, upadkiem. Pisze Parandowski: „Kapłani, wróżbici, wszyscy żyjący z ofiar i obrzędów, powstali przeciwko >filozofom<, przeciw ludziom, co pragną wiedzieć to, czego bogowie nie chcą, żeby wiedziano.” Ofiarami nagonki, prześladowań padł między innymi filozof Anaksagoras, musiał z Aten uciekać; natomiast słynny rzeźbiarz Fidiasz zmarł w więzieniu.

Na szczęście dzisiaj nie pamiętamy imion tamtych moralistów i prześladowców, natomiast o dziełach Fidiasza, mimo że do naszych czasów dotrwało ich niewiele, wiemy dość sporo. Dali temu świadectwo najwybitniejsi starożytni Grecy – Platon, komediopisarz Arystofanes, historycy Ksenofont i Plutarch.
Oskarżona oczywiście została Aspazja o bezbożność, o namawianie dziewcząt do nierządu. Ten drugi zarzut był pomówieniem. Wybronił ją przed sądem Perykles, podobno dzięki talentom oratorskim. W istocie nie o Aspazję chodziło, lecz o uwikłanie Peryklesa, by go oskarżyć o bezbożność i odsunąć od władzy. Nie zmogli go wrogowie polityczni, zmogła zaraza, a same Ateny podupadły w skutek wojny peloponeskiej.

Jakże historia Aspazji i Peryklesa przypomina wiele późniejszych okrutnych zdarzeń, których sprawcami byli moraliści i różnej maści ideolodzy. W dziejach Europy i świata to zjawisko się powtarza – co jakiś czas do głosu dochodzą nieprzejednani moraliści, fanatycy, by pod hasłami naprawy życia społecznego, walki ze złem, czynić nowe zło, o wiele gorsze niż to, które zwalczali.
Strzeżmy się moralistów – tak chętnie głoszą walkę ze złem, czyniąc zło. Czy to się znowu powtórzy? Wszak rozlegają się na ulicach wrzaski nowych moralistów. I słychać ich marszowy krok.

Jerzy Żelazny

 

Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, a także - w "porcie literackim" - recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014)