Wspomnienie i przypomnienie (albo dwie tablice pamiątkowe), Odznaczenie Feliksa Edmundowicza, Koszenie Truskawek, Wiecznaja sława gierojam

Kategoria: proza Opublikowano: poniedziałek, 30 styczeń 2012 Drukuj E-mail


Jerzy Marciniak


WSPOMNIENIE I PRZYPOMNIENIE (ALBO DWIE TABLICE PAMIĄTKOWE) 

Mojemu przyjacielowi Henrykowi Naszkiewiczowi
z Suwałk, który w Szwecji dał się poznać
jako fachowiec o złotej rączce.

W taki zwykły, letni dzień Wybitny Dramaturg postanowił odejść na… drugą stronę ulicy. I odejść na zawsze. Poeta i Prozaik wiedzieli, że to co powinni w związku z tym zrobić, to wspomnieć go. Na początek to słowa a później może wiersz pochwalny, dytyramb czy może esej albo opowiadanie.
Jeszcze rano siedział z kolegami i pił piwo, które oni mu kupili. Mówił przy tym:
- … nigdy jej przed tym nie widziałem, jej jasna postać na tle zachodzącego słońca, które raziło mnie w oczy, była taka wiotka, zwiewna i sam nie wiem dlaczego zacząłem iść za nią, szliśmy długo ulicą wylotową z miasta a potem ona skręciła w stronę łąki, słońce schodziło za horyzontem w dół i widać już je było jedynie w prześwitach między gałęziami i pniami drzew, jak ześlizgiwało się po szorstkiej korze ku ziemi i ona po chwili weszła w las, taka jasna postać pomiędzy białymi brzozami, jakby zwielokrotniona biała biel lub dwie nakładające się na siebie białości, w wysokich paprociach jakby nieco się potknęła bo postać jej na chwilę zniknęła a gdy pojawiła się na środku polany to była naga i szła w moją stronę, po chwili założyła mi ręce na szyję i pocałowała w usta.

Siedzący obok Prozaik słuchał go uważnie, ale był to taki rodzaj słuchania w którym wypowiadane obok słowa nie zawsze docierały do niego. Przeglądał bowiem wycinki z gazet i stare maszynopisy by napisać jakiś tekst i przypomnieć postać Franciszka Adolfa Achera, potomka starej rodziny ziemiańskiej z Bawarii, która od kilku wieków zamieszkiwała w okolicach Warszawy. I która w tych podwarszawskich włościach dała się poznać jako rodzina szlachetna, pomagająca innym za co miejscowa społeczność odwdzięczyła się tablicą pamiątkową.

Wybitny Dramaturg musiał swoją opowieść długo przygotowywać i wielokrotnie powtarzać, bo szło mu to wyjątkowo gładko. Cały też czas patrzył uważnie na siedzących obok niego, zwłaszcza Poetę i Prozaika, czy w oczach ich zaiskrzyła się zawiść, czy usta ich ściągnęły się w gniewie, czy twarze ich posmutniały z zazdrości. Piłkarz chyba nie chciał słuchać tej opowiastki, bo zaczął ciągnąć swoją własną, która była trochę podobna, zwłaszcza od strony poetyki. I na pierwszy rzut oka były to dwie przebiegające obok siebie różne opowieści, ale po dokładniejszej analizie, takiej sensu stricto i następnie po takim dalszym spojrzeniu sensu largo, to te słowa były… dopasowane do siebie niczym dwa koła zębate zazębiające się zębami połyskającymi zza warg:
- … przegraliśmy ważny mecz chociaż byliśmy zdecydowanie lepsi… bo ona wiedziała, że ze mną to zawsze wygra… jak tamci nas atakowali to sędzia często przyłączał się do nich i wtedy mieli w rzeczywistości o jednego zawodnika więcej, do tego podawał piłkę bardzo celnie… ona chciała bym jej postać włączył do historii literatury i by tam było jej miejsce… jak my atakowaliśmy to sędzia dyskretnie podkładał nogę naszym zawodnikom… nawet w tych paprociach będzie ci dobrze na moim stęsknionym ciele… a może lepiej uczciwie przegrać mecz niż niezasłużenie odnosić sukcesy… mój wybór jest prosty albo ty wybitny dramaturgu albo nikt… zbyt dużo zdolnych ostatnio w naszym kraju przygrywa… wiedziałem iż będzie to moja kolejna wygrana, tym razem z piękną dziewczyną.

Piłkarz przejrzał jakieś kwity z lombardu w którym zastawił garnitur i swoje piłkarskie buty i wstał. Odszedł w milczeniu. Kiwnął jedynie głową na pożegnanie. Wybitny Dramaturg mignął Poecie i Prozaikowi pismem z Ministerswa Sztuki o dofinansowaniu wystawienia jego sztuki i wstał. Poprawił spodnie na obwisłym brzuchu i przeszedł na drugą stronę ulicy. I było oczywiste, że Wybitny Dramaturg opuścił Poetę i Prozaika na zawsze. I oni zaczęli, niejako na pniu, tworzyć o nim wspomnienie.

Wybitny Dramaturg dostał dofinansowanie, stosunkowo wysokie, ponieważ zdaniem Ministerstwa Sztuki… jest wybitnym dramaturgiem, wygrał pięć czy sześć konkursów dramaturgicznych i dlatego dofinansowanie przedsięwzięcia jest zasadne. Prozaik wygrał mniej więcej tyle samo konkursów dramaturgicznych co Wybitny Dramaturg a do tego co najmniej dwadzieścia na opowiadania, czego nie dokonał Wybitny Dramaturg i dostał z Ministerstwa Sztuki odmowę treści chłodnej niczym zimowy wiatr… informujemy, że Ustawa budżetowa zabrania dofinansowania wystawienia pańskiej sztuki w teatrze. Dziwna ta Ustawa budżetowa. Pozwala dofinansować za wygranie kilku konkursów i zabrania dofinansowania za wygranie kilkudziesięciu, nie zabrania Ministerstwu dofinansowania jednego słabszego i jednocześnie zabrania dofinansowania drugiego lepszego. Poeta wygrał konkursów poetyckich kilkadziesiąt i… i jak się okazało, to dofinansowanie dla niego, to pies całkiem pogrzebany.
W rodzinie Acherów używano w domu zawsze języka niemieckiego, poza domem polskiego, a zgodnie z tradycją rodzinną każdy mówił jeszcze po francusku.
Wybitny Dramaturg usiadł w ogródku letnim i zamówił piwo. Zapłacił sam bo teraz było go stać na to. Nogę założył na nogę i wpatrywał się w czubek swojego buta. Wybitny Dramaturg też mówił kilkoma językami, i to nawet biegle, ale prawie wyłącznie na migi. Pomagało mu to bardzo w wyjazdach zagranicznych. Tych służbowych również.

Poeta wyjął duże lusterko i zaczął się w nim przeglądać. Prozaik wyjął duży plik dokumentów, które dostarczył mu pasierb Franciszka Achera, pan Piotr Abdank – Czarkowski i zaczął je wertować by napisać następnie jakieś przypomnienie tej postaci. Zaczął od okolicznościowego przemówienia z okazji odsłonięcia tablicy pamiątkowej poświęconej potomkowi szlachty bawarskiej: Szanowni zebrani – dzisiejsza uroczystość odsłonięcia tablicy poświęconej pamięci Franciszka Adolfa Achera, założyciela i pierwszego prezesa Ochotniczej Straży Pożarnej i wójta gminy Skorosze odbywa się w pięćdziesiątą siódmą rocznicę powstania OSP w Ursusie. Na kartach opracowanej w 1975 roku z okazji 50-lecia działalności naszej Straży Pożarnej monografii, została zapisana bogata działalność tej organizacji a wśród grona najbardziej zasłużonych działaczy pożarnictwa pierwsze miejsce zajmuje Franciszek Adolf Acher, któremu Walne Zebranie OSP w 1981 roku uchwaliło ufundowanie tablicy pamiątkowej.

Poeta odłożył na bok lusterko, Prozaik odsunął plik dokumentów o rodznie Acherów i popatrzyli na siebie. Po chwili przenieśli wzrok na Wybitnego Dramaturga, który przeszedł na drugą stronę. I to na zawsze. Wybitny Dramaturg zamówił następne piwo bo Ministerstwo Sztuki w jego przypadku było bardzo hojne. A do tego i uczciwe, bo skoro on wygrał sześć konkursów to jest oczywiste, że wygrał więcej niż Prozaik, który wygrał tylko dwadzieścia sześć. Wiadomo przecież od dawna, że liczba sześć jest większa od dwadzieścia sześć i z prawami matematycznymi nie można dyskutować. Najgorzej było z Poetą bo on wygrał trzydzieści sześć czyli najmniej.
Brzegiem ulicy szedł Piłkarz. Trochę kulał, ale miał chyba w sumie dobre samopoczucie, bo nie płakał co mu się nieraz zdarzało po przegranym meczu, tylko był nieco smutny. Szedł na boso:
- … znowu przegraliśmy bo… jak wychodziłem na czystą pozycję to
sędzia mnie ze szpica w kostkę… tamtym za każdym razem celnie podawał…
Rozłożył bezradnie ręce jakby chciał powiedzieć, że na nieuczciwość to nieraz nie ma rady.
Poeta miał w papierach trochę nagrzebane. Jego dziadek pochodził z herbowej szlachty (Sługocki), był przed wojną harcmistrzem horągwi kaliskiej a po wojnie opowiedział się po niewłaściwej stronie i na skutek zasad sprawiedliwości społecznej wylądował w… Po kilku latach wyszedł na wolność, ale znów opowiedział się po niewłaściwej stronie i wylądował w… Objęła go amnestia w pięćdziesiątym szóstym roku, więc wyszedł wcześniej niż przewidywały to odczytane mu na sali rozpraw zasady sprawiedliwości społecznej, ale po raz kolejny opowiedział się po niewłaściwej stronie i wylądował w… Zmarł w więzieniu. Na ostatnim widzeniu Poeta odczytał mu kilka swoich wierszy. 

Zerwał się nagły wiatr. Poderwał kurz z pobocza drogi, zakręcił nim, zawirował i pognał przed siebie w stronę głównego rynku. Znikł równie szybko jak się i pojawił.
Poeta starał się o dofinansowanie tomiku swoich wierszy, ale dostał z Ministerstwa Sztuki odmowę. Nie narzekał jednak bo rozumiał, że z prawami logiki nie ma co walczyć i, że od dawna wiadomo, że jak ktoś wygrał pięć czy sześć konkursów to jest Wybitny, jak wygrał dwadzieścia pięć czy sześć to jest Niewybitny, a jak miał jeszcze o dziesięć trafień więcej, to już jest Grafomanem Czystej Wody. A poza tym rozumiał, że dostał odmowę bo musi być uczciwie.

Wybitny Dramaturg zamówił trzecie piwo i dał kelnerce napiwek. Ministerstwo Sztuki przyznając mu dofinansowanie na wystawienia sztuki argumentowało… wybitna i oryginalna twórczość. W rzeczywistości to specjalizował się on w przeróbkach tekstów napisanych przez kogoś innego. Słabo się uczył, słabo myślał i miał kłopoty by wymyślić coś własnego. Prozaik i Poeta patrzyli na Wybitnego Dramaturga pijącego kolejne piwo, który odszedł od nich na zawsze i nie wiedzieli jak  rozpocząć wspomnienie o nim. Bo… no bo przykładem dziwnej Ustawy budżetowej, mógł istnieć w Ministerstwie Sztuki jakiś dziwny inny akt prawny, który w pierwszym paragrafie mówił, że jak ktoś zerka na wschód i robi przeróbkę tekstów ludowych to jego twórczość jest Wybitnie Oryginalna, jak zerknie na zachód i zrobi następną przeróbkę to jego twórczość jest co najmniej Podwójnie Oryginalna. Bo wiadomo, że co twarda waluta to nie miękkie ruble czy hrywny, czy jakieś tam białoruskie banknoty. A jak Poeta i Prozaik sami wymyślają swoje utwory, to zgodnie z paragrafem numer dwa są Nieoryginalni, żeby przez grzeczność nie powiedzieć, że ich twórczość to Czyste Popłuczyny. I dlatego paragraf trzeci tego aktu prawnego mógł mówić wprost, Poeta i Prozaik pocałujcie nas tutaj w Ministerstwie w d…

Poeta wyjął kolejne lusterko, postawił je z boku i zaczął wpatrywać się z drugiego boku w swoją twarz. Prozaik przekręcił się po raz kolejny na krześle, czyli mówiąc inaczej, zrobił kolejny przekręt i zaczął wgłębiać się w leżącą przed nim dokumentację… Franciszek Adolf Acher urodził się 23-ciego sierpnia 1881 roku w Warszawie jak syn grawera Adolfa Augusta i Katarzyny z Draabów. Jego przodek porucznik wojsk bawarskich Związku Reńskiego Franciszek Ksawery Acher przybył do Warszawy w 1807 roku z armią Napoleona. Uczęszczał do gminnej szkoły Rontalera przy Zborze Ewangelickim. Zainteresowania ogrodnicze pogłębił w trakcie praktyki w gospodarstwie szkółkarskim Piotra Hosera w żbikowie koło Pruszkowa,  barona W. Kronenberga i Wilhelma Majlerta na Pradze. Dzięki pomocy teścia Jana Wanke, ogrodnika, nabył w 1912 roku we wsi Skorosze (obecnie dzielnica Warszawa Ursus) trzydziesto hektarowe gospodarstwo i zapoczątkował w nim uprawę ogórków, cebuli i kapusty, które wywoził do Rosji. Po wybuchu I Wojny Światowej, jako ewangelik został ewakuowany do Rosji, najpierw do Saratowa a następnie do Kaługi i Moskwy. W tej ostatniej pełnił funkcję miejskiego ogrodnika - założył w Moskwie kwietniki dywanowe, pracował również w Instytucie Weterynarii w którym administrował jego gospodarstwem, podnosząc je na wysoki poziom. Odrzuciwszy propozycję stałego osiedlenia się w Rosji powrócił w 1918 roku do Skorosz, gdzie rozwinął uprawę warzyw, eksportując je do Niemiec i Anglii. W gospodarstwie zatrudniał około 40-tu pracowników sezonowych i 3 ordynariuszy stałych. W 1920 roku został pierwszym wójtem gminy Skorosze, z jego inicjatywy wybudowano szkoły powszechne w Ursusie, Pęcicach i Opaczu, był założycielem (1925 r) i pierwszym prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Ursusie. Współorganizował (1927 r) Polski Związek Producentów Warzyw w Warszawie, przekształcony następnie w Warszawską Spółdzielnię Ogrodniczą, w której pełnił funkcję członka Rady Nadzorczej. W okresie wielkiego kryzysu ekonomicznego (1931 – 32) gospodarstwo Achera podupadło, przekształcono je w przedsiębiorstwo handlowe, znaczną część gruntów rozparcelowano pod zabudowę osiedla Czechowice (obecnie Ursus).

Wybitny Dramaturg zamówił za jednym zamachem dwa obiady. I wyglądało, że apetyt mu dopisywał. Mógł sobie swobodnie zamówić i trzeci bo Ministerstwo Sztuki wielokrotnie przyznawało mu dotacje. Do tego coś mówił pod nosem. Jego słowa odbijały się od najbliższej ściany i jako echo rozchodziło się dookoła. Ściana była chropowata, nieco liszajowata i nie każde słowo było dobrze słyszalne:
- … te postacie urzędniczek z… chociaż o obfitych kształtach były jakby zwiewne… szły w stronę lasu a ja za nimi bo… w paprociach jakby się zaczęły potykać… później podnosiły się ale już nagie… i znowu jakby się zaczęły potykać i znikać… jak tam wszedłem to leżały nagie plecami do góry i mówiły… jak ty nas dobrze…  my mamy pieniądze publiczne to… cha, cha, cha, cha…
Śmiał się głośno a jego wielki brzuch trząsł się mocno. Po kwadransie czy dwóch zamilkł, ale jego wielki brzuch niejako siłą rozpędu, trząsł się jeszcze przez następny kwadrans, czy nawet przez dwa dalsze kwadranse. I o ile ta jego pierwsza opowieść wydawała się mało prawdziwa, to ta druga była jakby pozbawiona tych wątpliwości.
Poeta wyciągnął z kieszeni kolejne lusterko i zaczął się w nim przeglądać. Prozaik wyjął następny plik dokumentów, zmienił pozycję na krześle, czyli przekręcił się na krześle lub inaczej mówiąc, zrobił przekręt i zaczął przebiegać wzrokiem po jednej ze stron. Franciszek Adolf Acher podczas okupacji odmówił podpisania volkslisty, zaangażował się natomiast w organizację pomocy dla wysiedlonej ludności, został wiceprzewodniczącym Rady Głównej Opiekuńczej na terenie Ursusa, dostarczał bezpłatnie żywność do kuchni wojskowych we wrześniu 1939 r. Jesienią 1944 r dożywiał ludność wypędzoną z Warszawy. W jego zabudowaniach gospodarskich usytuowany był magazyn broni Armii Krajowej. A jego syn Jan, żołnierz września, był ostatnim dowódcą AK, Rejon VI Kordian, zgrupowanie Obroża. Po wojnie Franciszek Adolf Acher włączył się do odbudowy cmentarza ewangelickiego przy ulicy Młynarskiej w Warszawie oraz wspierał budowę kościoła katolickiego w Ursusie. Pełnił też funkcję przewodniczącego Komisji Gospodarczej Rady Parafialnej kościoła Św. Trójcy w Warszawie przy ulicy Królewskiej. Zmarł 4 lipca 1958 r. W Przeglądzie Ogrodniczym nr 9 z 1958 r ukazał się nekrolog, który trafnie oddawał to co oddać Franciszkowi Adolfowi Acherowi należało: tracimy w osobie zmarłego dobrego kolegę, człowieka o otwartym sercu dla wszystkich ludzi, szczególnie biednych, człowieka nieskazitelnej uczciwości, człowieka czynu i szczerego demokratę. Pochowany został w grobowcu rodzinnym na Cmentarzu Ewangelickim w Warszawie.

Piłkarz biegł wolnym truchtem w stronę boiska, gdzie rozgrywane były mecze piłki nożnej. Kulał teraz dużo mocniej. Niewykluczone, że sędzia był aktywny i poza boiskiem. Jednak Piłkarz nie płakał, co zdarzało mu się po przegranych meczach i był jakiś taki pewny siebie, jakby wierzył, że jak jest się naprawdę utalentowanym, to i mimo sędziego kiedyś może… 

Wybitny Dramaturg zamówił, proporcjonalnie do ilości obiadów, dwa desery i wziął się z zapałem za jedzenie. Zerkał od czasu do czasu w stronę ulicy wylotowej, którą można było dojechać do Warszawy. Być może spodziewał się wizyty kogoś z Ministerstwa Sztuki, kto by mu i coś przy okazji wręczył. Gospodarstwo Franciszka Adolfa Achera  wizytował przed wojną Premier Rządu Polskiego Wincenty Witos i przy tej okazji gospodarz wręczył Premierowi okolicznościowy prezent. Poeta i Prozaik popatrzyli po sobie w milczeniu. Nie musieli nic mówić, bo rozumieli się dobrze i bez słów. Franciszek Adolf Acher został pośmiertnie uhonorowany tablicą pamiątkową, bo pomagał bezinteresownie innym, dawał własne pieniądze tym, co nie mieli i dawał tyle, ile mógł. Niewykluczone, że Ministerstwo Sztuki już za życia odsłoni tablicę pamiątkową Wybitnego Dramaturga, bierze on cudze pieniądze ile może, to… Skoro jest dziwna Ustawa budżetowa, że jak ktoś wygrał sześć to dofinansowanie, jak dwadzieścia sześć to figa z makiem a jak trzydzieści sześć to ani figi i ani maku, jak jest prawdą, że przeróbki to sto procent oryginały, a oryginały to popłuczyny, to… to może tablica pamiątkowa za to, że bierze, czyli, że w ten sposób pomaga innym…

Poeta wyjął następne lusterko i zaczął wpatrywać się intensywnie w swoją twarz jakby chciał sprawdzić czy on to na pewno on. Prozaik zmienił pozycję na krześle, przekręcił się mocno w stronę Poety, czyli inaczej mówiąc, zrobił kolejny przekręt. Krzesło zaskrzypiało i wtedy Poeta i Prozaik popatrzyli z bardzo bliska na siebie. A potem odruchowo spojrzeli na Wybitnego Dramaturga jedzącego trzeci deser. Nic nie mówili, ale niewykluczone, że pomyśleli iż Ministerstwo Sztuki przyznając częste dofinansowania Wybitnemu Dramaturgowi, to robi… jakby to powiedzieć, to zmienia pozycje na krześle… czy jakby to powiedzieć...


Latarnia Morska 2 (14) 2010 / 1 (15) 2011





ODZNACZENIE FELIKSA EDMUNDOWICZA

Arlecie, dziewczynie lekkich obyczajów i mojej wielkiej miłości.

W pałacu prezydenckim odbyła się uroczystość. Wiele osób otrzymało najwyższe odznaczenia państwowe. Rzeczniczka prasowa poinformowała przy tym, że za parę dni nastąpi kolejna podniosła chwila. I następna grupa szczególnie zasłużonych Polsce, otrzyma najwyższe odznaczenia państwowe. Ze słów jej wynikało też; że po tym, będzie prawie od razu kolejna uroczystość wręczenia najwyższych odznaczeń a niewykluczone, że niedługo Prezydent będzie jeszcze częściej nagradzał ludzi szczególnie zasłużonych dla kraju.
Wyglądało też na to, że fakt iż wszystko w kraju zaczyna iść w złą stronę, nie ma dzisiaj większego znaczenia. Kiedyś by dostać odznaczenie, to trzeba było coś pozytywnego zrobić dla Ojczyzny. A przynajmniej jej mocno nie szkodzić. Teraz z tego wymogu chyba zrezygnowano.

W dziedzinie kultury jest dobrze, bo przejrzyście. Jeśli nagradza się pisarkę za to, że jej książki są za granicą wydawane za pieniądze podatnika, to sprawa jest jasna i uczciwa. Najwyższe odznaczenie przyznano pisarce za to, że pisze bezwartościowe książki. Jest oczywiste, że gdyby pisała dobre, to by przebiła się za granicą sama i nie musiała wyciągać ręki po cudze. I z drugiej strony, Prezydent nagradzając pisarkę pozbawioną większego talentu, postępuje praktycznie. Da odznaczenie pisarce i spokój. Ona jest jedna a ci co płacą za jej mierną twórczość stanowią dużą zbiorowość, więc trudno by Prezydent wołał do pałacu tłumy i nagradzał tłumy za opłacanie słabej twórczości. Tak więc brawa dla Prezydenta. Niby bystry nie jest, ale jak trzeba, to umie sobie dobrze w dziedzinie literatury poradzić.
Uczciwość i dobry takt w działalności Prezydenta są generalnie zachowane. Podatnik z grubsza wie za co płaci i na którego artystę. Weźmy inny z brzegu przykład.
Jeśli reżyserka robi film za filmem i większość aktów twórczych jest potknięciem artystycznym, to każdy zrozumie, że ona dostała jedno z najwyższych odznaczeń za wyraźny brak talentu. Nic dodać i nic ująć. Brawa dla Głowy Państwa !
U Prezydenta z inteligencją jest jak jest, więc ze słabym twórcą chyba mu się lepiej rozmawia. A poza tym, kogo ma nagradzać, jak po upadku PRL-u, przebijają się głównie twórcy mało zdolni.

Słusznym się też wydaje nagrodzenie dramaturga-dyrektora teatru, który w swoim teatrze wystawia głównie własne sztuki. W krajach europejskich to jest zabronione. U nas nie. Dramaturg-dyrektor wozi swoje przedstawienia za granicę, za pieniądze podatnika. Jak teatr jest dobry, to koszty pokrywa kontrahent zagraniczny, ale w tym wypadku to jest tak; zapłaci polski fiskus albo zostajemy w domu.
Feliks Edmundowicz mówił; wszyscy ludzie są równi. Tak więc przyznawanie odznaczeń tylko zdolnym, by tą zasadę naruszało. Zresztą nie jest winą dyrektora teatru, że Matka Natura mu mocno poskąpiła. I po trzecie, dramaturg-dyrektor dobrze wie, że to co robi jest nieuczciwe, więc powodów do radości chyba w sumie nie ma. Zatem Prezydent zachował się tutaj w sposób mało humanistyczny, ale za to bardzo humanitarny. Podniósł go na duchu. Głosujmy za Jego reelekcją!

Sporą grupę odznaczonych stanowią osoby, oficjalnie nazywane; prześladowani przez system komunistyczny. Jest to grupa różnorodna, jednak wydaje się iż ich wspólną cechą jest to, że na tych prześladowaniach większość nieźle się dorobiła.
Najwyższe odznaczenia otrzymują również Zasłużeni Ludzie Teatru. Na czym polegały zasługi niektórych z nich, to trudno byłoby się domyślić. Kilku obrzucało w teatrach Poznania najgorszymi wyzwiskami poetę Wojciecha Bąka. Inni grozili procesami sądowymi pisarzowi za wygrywanie konkursów literackich. I to jest praktycznie najbardziej wyrazistym obrazem ich twarzy, więc wydaje się, że otrzymali odznaczenia za wyzwiska i pogróżki.
W kulturze zatem jest dobrze. A to, że jest właśnie tak, to jest zasługą również i Prezydenta. Niech nam zatem żyje wiecznie!

Słuchając tego, co Prezydent mówi podczas wręczania odznaczeń, jest pewnym, że jednym z następnych odznaczonych będzie Feliks Edmundowicz. In memoria może dostać najwyższe odznacznie w wielu dziedzinach. Pisał słabe wiersze, więc stanie obok słabej pisarki i słabej poetki, które nie pierwszy raz stawały w Pałacu Prezydenckim, by odebrać to i owo. Feliks Edmundowicz grał dosyć dobrze na fortepianie, więc może otrzymać odznaczenie w dziedzinie muzyki. Tym bardziej, że niektórzy z tych co odbierają odznaczenia, to poziom muzyczny prezentują porównywalny. Feliks Edmundowicz jak wpadł w nerwy to przeklinał i obrzucał wulgaryzmami innych, poetów i pisarzy też, więc swobodnie może otrzymać najważsze odznaczenie państwowe w dziedzinie; Zasłużony Twórca Teatralny.
Utalentowany Aktor – były sekretarz POP w teatrze za czasów PRL-u a ostatnio bez przydziału, to szczwany lis. Rozgryzł myśli Prezydenta i wziął się za przywrócenie Czynów Partyjnych, które w PRL-u wykonywano w cztery niedziele każdego roku. Wykonywano oczywiście za darmo i w sposób, jak to wtedy określano, dobrowolny i z entuzjazmem. Aktor – Sekretarz POP chyba postanowił zrobić, w ramach reaktywowanych czynów PZPR-u, odwierty geologiczne w poszukiwaniu nowych źródeł energii. Dokładnie celu poszukiwań nie ujawniał. I w ogóle mówił mało. Pod nosem tylko napomknął:
- Prezydent przywróci chyba do godności Feliksa Edmundowicza, to ja przywracam Czyny Partyjne.

Feliks Edmundowicz i Prezydent to dwie osoby, ale praktycznie jedna dusza. A na pewno ta sama świadomość. Jeden pochodził z dobrej, polskiej rodziny szlacheckiej. Drugi tak samo. Jeden ma krew na rękach niewinnych ludzi. Drugi tak samo. Jeden i drugi, wysyłając swoich żołnierzy, by mordowali dzieci, kobiety i starców, używał tej samej gry słów; walka o demokrację, dobro naszych sojuszników, walka z terroryzmem, działania stabilizycyjne, walka z kontrewolucjonistami, ochrona ludności cywilnej... I temu podobne prawdy.
I jak czytać to, co pozostawił Feliks Edmundowicz w swoich pismach, to jest oczywiste, że Prezydent musiał czytać to wiele razy i fragmenty zna na pamięć. Podpiera się też tym nieustannie. Wysyłając wojsko, by mordowali cywilów w Iraku, kłamał: rozbroimy dyktatora i zapewnimy Światu bezpieczeństwo, weźmiemy w obronę ludność cywilną, zlikwidujemy powiązania terrorystyczne! Czyli cytował to, co Feliks Edmundowicz pisał między stronami osiemnastą i trzydziestą drugą w tomie pierwszym, swoich Pism Wybranych. Czas się zmienia, więc Prezydent aktualizuje swój język, ale główne myśli nauczyciela Feliksa Edmundowicza są aktualne. Feliks Edmundowicz mówił: walka ze śwatowym imperializmem. Natomiast Prezydent mówi: walka ze światowym terroryzmem. Feliks Edmundowicz: walka z kontrewolucjonistami. Prezydent: walka z terrorystami.

Oczywiście, nie są to stuprocentowi bracia sjamscy, więc i różnice w ich osobowościach są. Taką podstawową to inteligencja. Jeden był bystry i wygadany. Drugi co wypowiedź, to wpadka. Jeden pisał dobrze, drugi krótki tekst i dwa poważne błędy. Jeden znał języki obce a przynajmniej biegle mówił po rosyjsku. Drugi to obcojęzykowa kompromitacja. Jeden siedział w więzieniach katorżniczych kilkanaście lat. Drugi siedział kilka tygodni. Z tym, że ten pierwszy siedział za swoje przekonania. A drugi poszedł prowokować milicję, żeby mu coś skapnęło z tych stu milionów dolarów, które Ronald Regan na obalenie komunizmu w Polsce przeznaczył.
Wysyłając wojsko do Afganistanu, by tam razem z sojusznikiem mordowali dzieci, kobiety i starców, Prezydent cytował strony, od czterdziestej trzeciej do pięćdziesiątej pierwszej, Pism Wybranych - Tom Pierwszy. Tam Feliks Edmundowicz uzasadniał mordowanie chłopów przez CzeKę. Być może sam tłumaczył sobie z oryginału, więc są pewne odchylenia co do poszczególnych wyrazów. Jednak sposób myślenia to dokładnie, to samo.
Prezydent wręczając nominacje generalskie i chwaląc przy okazji nasze wojsko za mordowanie dzieci, kobiety i starców w Iraku czy Afganistanie, oddawał się z natchnieniem myślom Feliksa Edmundowicza zawartym w tomie drugim Pism Wybranych. Te pochwały i podziękowania za mordowanie niewinnych ludzi, to strona dwudziesta druga i kilka następnych – patrz pierwsze wydanie Pism Wybranych Feliksa Edmundowicza.

Aktor – Sekretarz POP, to biologiczny wróg Konserwatywnego Koła Kobiet, które często podkreślały swoją daleko idącą niechęć do PRL-u. Los nieraz lubi płatać figle. Aktor – Sekretarz POP zaczął robić odwierty obok kawiarni „Pod Pegazem”, w której często odbywały swoje posiedzenia konserwatywne kobiety z dobrych domów. Wtedy słychać było zgrzyty łopaty o kamienie, przekleństwa ze strony Aktora – Sekretarza POP i głosy dobiegające przez okno. I to było jak dwie przecinające się autostrady z których żadna nie chciała uważać się za drogę podporządkowaną.
- ... na imię mam Jolanta, od trzech lat nie miałam stosunku z mężczyzną, mimo, że przez ten czas miałam dwie okazje a jedną to nawet poważną, bo partner zsunął mi reformy do kolan i chciałam powiedzieć, że we wniosku do Prezydenta o przyznanie odznaczenia, należy wpisać koleżankę Anielę.
- zgrzyt łopaty o jakieś dawne fundamenty, jakiejś dawnej budowli, być może niedługo nasze teatry to będzie też tylko ruina.
- ... jestem Janina herbu Janina, czyli jakby podwójna Janina i bez stosunku z mężczyzną jestem od czasu, gdy zaraz po zaręczynach porzucił mnie narzeczony z którym byłam po słowie, to już siedem lat, osiem miesięcy oraz dziewięć dni i chciałam powiedzieć, że są lepsze kandydatury do najwyższego państwowego odznaczenia niż koleżanka Aniela, która jak była skarbnikiem, to prawie zawsze miała niedobór w naszej kasie.
- postęp konserwatystek, czyli zamienić dwudziestowieczny socjalizm na dziewiętnastowieczny kapitalizm.
- Wiesława, osiem lat z groszami bez stosunku z mężczyzną, powiem krótko, koleżanka Karolina winna otrzymać odznaczenie od Prezydenta, bo ona najdłużej z nas bez mężczyzny.
- zakłady pracy opłacały dzieciom pracowników kolonie a dzisiaj zakłady pracy nawet nieraz pensji pracownikom nie chcą wypłacać i to ma być postęp.
- Ola, bez stosunku z mężczyzną od urodzenia, uważam, że ani koleżanka Aniela, ani koleżanka Karolina nie są dobrymi kandydatkami, jedna wytykała złodziejstwo komunie a sama cały czas miała niedobór we wspólnej kasie, a druga po każdej wypłacie nadużywa alkohol.
- prawie każdy większy zakład pracy miał własny dom wczasowy i wysyłał swoich pracowników na wczasy, prawie za darmo i co było w tym złego, lepiej dzisiaj, jak przez urlop siedzą w domu, bo na wczasy ich nie stać.
- Katarzyna, bez stosunku osiem lat, trzy miesiące i pięć dni a bez miłości francuskiej sześć lat, cztery miesiące i trzy dni, chciałam zgłosić kandydaturę koleżanki Jadwigi.
- dzieci pracowników dostawały paczki na Boże Narodzenie od zakładów pracy a teraz to przedsiębiorcy trzeba dać prezent, bo inaczej to zwolni z pracy, kiedy tylko mu się zechce.
- Jadwiga, bez stosunku siedem lat, osiem miesięcy i trzy dni a bez miłości francuskiej cztery dni, ja propozycję umieszczenia mojego nazwiska we wniosku popieram.

Aktor – Sekretarz POP pracował dobrze. Kopał i coraz głębiej jego postać znikała pod ziemią. Nie zatracał jednak poczucia piękna. Późnym popołudniem wychodził z wykopu i stawał obok swoich narzędzi pracy, czyli łopat, kilofów i świdrów. Stawał, ocierał pot z czoła i patrzył na rozlewające się czerwone zorze i twarz zachodzącego słońca. Łowił kaleczonym promieniami wzrokiem zbliżający się mrok. I patrzył jak stada ptaków nadlatywały z dalekiego horyzontu i na tle zachodzącego słońca wyglądały jakby zatrzymywały się w locie, jakby czarne ich postacie zaczynały tkwić nieruchomo w górze czekając, kiedy wchłonie je noc.
Nieraz przychodziła do niego Lidia z Konserwatywnego Koła Kobiet. Zwłaszcza po gwałtownych ulewach, albo po przejściu letnich burz z błyskawicami. Pomagała wtedy Aktorowi wyjść z wykopu, pomagała mu zdjąć gumowe, zabłocone buty i mokrą brezentową pelerynę. Nieraz przy tym rozmawiali:
- ... wartości konserwatywne są dla mnie wartością nadrzędną.
- ... bez sztuki nie mogę w ogóle funkcjonować, tam na dole często recytuję wiersze.
- ... mam takie młode ciało i tyle lat bez mężczyzny, to jakby przeciw naturze, ale trudno, przekonania też są ważne.
- ... chciałbym jeszcze kiedyś stanąć na scenie i zagrać chociaż małą rolę.
- ja poparłam starania koleżanki o odznaczenie a ona nie poparła mnie, to w miłości romantycznej nazywa się brakiem symetrii uczuć a w miłości fizycznej niewydolnością jednej ze stron.
- dawałem role przeciętnemu aktorowi a on później jak został dyrektorem, to mnie pierwszego zwolnił.
Jednak rozmowa nie była jakby ich przeznaczeniem. Milkli zazwyczaj szybko i patrzyli jak na rozjaśniającym się niebie rozkwitała kolorowa tęcza. Jak burzowe chmury popychane przez wiatr, odchodziły ciężko za horyzont a po drugiej stronie nieboskłonu pojawiała się biel pogodnych obłoków. Patrzyli jak nad odległym stawem podnosiły się podeszczowe opary i jak nikły szybko wypalane przez słońce. Nieraz wieczorami wyławiali wzrokiem postacie przebiegające za rzadkimi krzewami na obrzeżach parku.

Po tym syceniu się pięknem przyrody wchodziła ona nieraz z Aktorem do wykopu. Co tam robili nie było do końca wiadomym. Ona nie mówiła na ten temat zbyt wiele i on zazwyczaj milczał. Co najwyżej, na kolejnym posiedzeniu Konserwatywnego Koła Kobiet nadmieniała:
- Lidia, bez stosunku z mężczyzną cztery lata osiem miesięcy i siedem dni a bez wykonywania miłości francuskiej dwanaście godzin i sześć minut, chciałam ponownie zgłosić moją kandydaturę na odznaczenie.
Widząc jednak dookoła dezaprobujące spojrzenia milkła i pośpiesznie schodziła z mównicy.
Aktor – Sekretarz POP kopał nieraz w nocy. Lidia przynosiła mu wtedy herbatę i kanapki ku pokrzepieniu mięśni. On wychodził z wykopu, stali w milczeniu i patrzyli jak srebrzyście perliła się rosa w poświacie księżyca, jak cienie wysokich drzew rozpościerały się na łące, jak w mroku świeciły oczy kota przypatrującego im się z ciemności. Później w dzień przychodziła z obiadem. I to jej dobre serce ostatecznie przekreśliło jej szanse na otrzymanie najwyższego odznaczenia państwowego. Bowiem tuż przed oficjalnym głosowaniem, podsumowując swoją kompanię wyborczą, stwierdziła:
- Lidia, bez stosunku z mężczyzna cztery lata, osiem miesięcy i osiem dni a bez wykonywania miłości francuskiej mężczyźnie pięć minut, proszę o oddawanie głosów na mnie.
Wtedy jednak przewodnicząca koła weszła gniewnie na trybunę i oświadczyła:
- W oparciu o artykuł pierwszy naszego statusu, który mówi o obowiązku moralnego prowadzenia się, wycofuję kandydaturę koleżanki Lidii!
Lidia słysząc to opuściła głowę i zeszła w milczeniu z mównicy.

Aktor – Sekretarz POP musiał dokopać się do czegoś konkretnego. Do ropy naftowej albo do gazu, albo do gazu łupkowego, bo w chłodny, jesienny wieczór wyszedł z wykopu z dwoma pełnymi wiadrami. Zatankował swój stary samochód i razem z Lidią odjechali.
Do Warszawy przybyli wieczorem dnia następnego. Podjechali pod pałac prezydencki i on zatrzymał samochód. Chwilę siedzieli w środku a potem wyszli i on wdrapał się na płot. Przyłożył lornetkę do oczu i skierował ją na oświetlone okna pałacu. To co widział, to przekazywał ściszonym głosem Lidii.
- ... Prezydent w otoczeniu rodziny... kuzynka trzyma jakiś portret, ale ona tyłem do mnie i portret też tyłem... chyba będzie wręczenie najwyższych odznaczeń państwowych, tylko nie wiadomo komu...
Lidii jednak taka forma przekazu chyba nie wystarczała, bo też wdrapała się na ogrodzenie. Zaczęli patrzeć.
Prezydent odchrząknął i zaczął wygłaszać laudację. Z uwagi na odległość dobiegały do nich tylko urywki zdań, nieraz jedynie strzępy wyrazów a od czasu do czasu, to tylko fragmenty pojedynczych liter. Przeskoczyli więc płot i podeszli bliżej.
Teraz słyszeli dużo lepiej. I wyglądało to tak, jakby Prezydent zwracał się bezpośrednio do portretu.
- Zawdzięczam wam dużo Feliksie Edmundowiczu, bo wasze przemyślenia kształtowały moją świadomość i doprowadziły mnie tutaj... mówiliście w wywiadzie dla Prawdy, że wróg jest wszędzie i dlatego wszędzie należy go zwalczać, nasze odziały i oddziały naszych sojuszników zabiły wiele dzieci, kobiet i starców... wy mówiliście w tym wywiadzie, że to było dla dobra ogółu... mam krew na rękach, ale też mówię, że to było dla dobra ogółu, więc uważam się rozgrzeszonym a więc daj buzi Feliksie Edmundowiczu, bo cytowanie waszych słów mnie oczyszcza... na naradzie z Andrejem Wyszyńskim, przed procesem Michaiła Tuchaczewskiego, powiedzieliście, że niektórych więźniów należy izolować w sposób szczególny i przesłuchiwać w sposób szczególny, co powinno jednak pozostać w tajemnicy... u nas wystąpiło, oficjalnie nazywane, nieistnienie tajnych więzień naszych sojuszników... ja robię tak samo jak i wy, czyli oficjalnie zaprzeczam istnieniu więzień i stosowania w nich tortur, więc daj gęby mój kochany nauczycielu, bo bez twoich przemyśleń to bym się chyba pogubił... wygłaszając referat na Plenum Komitetu Centralnego w Moskwie powiedzieliście, że to nie my zdecydowaliśmy się wylewać krew wrogów ludu, to oni dokonali sami tego wyboru... dziękuję wam za te słowa, dziękuję za waszą intelektualną pomoc i mając na myśli tych wymordowanych w Iraku czy Afganistanie powiem krótko, to oni chcieli, żebyśmy ich mordowali, zatem daj mordy mój kochany!
Kuzynka podeszła z portretem i Prezydent odcisnął na nim długi pocałunek. Następnie Pierwsza Dama podsunęła tacą, Prezydent zawiesił sobie sam na piersi najwyższe odznaczenie państwowe i zaczął bić brawo.
Lidia musiała zauważyć koleżankę z Konserwatywnego Koła Kobiet, która następnego dnia miała odebrać odznaczenie od Prezydenta i zeszła z płotu. Przegrała z nią rywalizację i miała mieć prawo być rozgoryczona, jednak podeszła do koleżanki.
- Lidia, bez stosunku z mężczyzną kilka godzin a bez uprawiania miłości francuskiej kilkanaście minut, serdecznie gratuluję.
Obie wymieniły pocałunki.
Aktor – Sekretarz POP zszedł z płotu i z dezaprobatą pokręcił głową.
- Jak nasz sojusznik zza wschodniej granicy mordował w Afganistanie, to PRL nie pośpieszył mu z bratnią pomocą a ci, co dzisiaj rządzą w Polsce...
Zobaczył złość w oczach wydelegowanej do odbioru odznaczenia i umilkł. Kiwnął na Lidię i oboje wsiedli do samochodu. Po kilku próbach uruchomił silnik i ruszyli. Z rury wydechowej leciał gęsty, nieprzyjemnie pachnący dym, który wieczorny wiatr zwiewał w stronę pałacu prezydenckiego.


portal LM, maj 2013

 

 

 

KOSZENIE TRUSKAWEK

Pamięci Afgańczyków wymordowanych
przez... wiadomo kogo!


Cyganowi nie szło dobrze granie. A śpiew jeszcze gorzej, mimo, że miał opinię najlepszego muzyka zespołu „Cygańskie Noce”, który jeszcze do niedawna działał przy Miejskim Domu Kultury. Zagrał kilka melodii i odkładał na bok swoją starą harmonię-guzikówkę.
Mówiono o nim, że pochodził z tej starej linii cygańskiego rodu, która kiedyś przywędrowała do Europy z pogranicza Indii, Pakistanu i Afganistanu. On na ten temat nie chciał zbyt dużo mówić.

Nieraz coś pomrukiwał przytakująco pod bujnymi wąsami a nieraz coś potwierdzającego szepnął. Często jednak pytania pozostawiał bez odpowiedzi. Wiadomo tylko było, że jego przodkowie po przybyciu do Europy, osiedlili się na Bałkanach. Nauczyciel historii z Liceum im. Wybitnego Redaktora (agenta Gestapo w czasie wojny) twierdził, że Cygan miał w rodzinie świętego, czczonego przez plemię Pasztunów i przez wielu ludzi z Chorwacji i Czarnogóry. On i na ten temat mówić nie chciał. Nie zaprzeczał jednak, więc coś na rzeczy musiało być.

Patrzył na ekipę Telewizji Prywatnej i kręcił głową. Kamerzyści filmowali nowy blok, do którego wprowadzali się pierwsi lokatorzy. Wśród nich i Córka Pułkownika.
Solista z cygańskiego zespołu też nie był w dobrym nastroju twórczym. Miał mocny, czysty głos, którym przez wiele, wiele lat wielu, wielu słuchaczy zachwycał. A nieraz i wzruszał do łez, gdy śpiewał o niknących w jesiennej mgle ostatnich cygańskich budach. Teraz mruczał tylko niewyraźnie pod nosem i wzbogacał treści o wulgarne słowa.
Córka Pułkownika stała na tle bloku razem z kilkuletnią córką i mężem, wypuszczonym przed kilku miesiącami z aresztu i szeroko się uśmiechała. Musiała być dobrze przygotowana do wywiadu, bo mówiła płynnie.
- Jestem córką pułkownika Polskiego Wojska, który z narażeniem życia niósł wolność ludziom w Iraku, prześladowanym przez dyktatora Saddama Husseina a na drugiej misji uwalniał Świat od prób wyprodukowania przez dyktatora brani masowego rażenia zagrażającej ludzkości!
Stojący za kamerą unieśli kciuki ku górze i przytaknęli głowami. Córka pułkownika uśmiechnęła się i zaczęła znowu.
- Jesteśmy teraz szczęśliwi i chcieliśmy tak z całego serca wyrazić radość z decyzji Sądu Wojskowego, który uniewinnił męża od tych niehumanitarnych oskarżeń za zabijanie cywilów na misji wojskowej, prowadzonej w obronie demokracji i praw człowieka oraz temu drugiemu Sądowi, który mu przyznał odszkodowanie, bo teraz nasze szczęście jest w pełni... a, że tam zginęły kobiety i dzieci to ja jako kobieta mogę ich płaczącym i rwącym sobie włosy z głowy rodzinom powiedzieć to samo, co Sąd, że nikt nie ponosi tu winy, kropka!
Pogładziła córkę po włosach.
- Podziękować też chcę z całego serca Parze Prezydenckiej za zaproszenie nas do ogrodów prezydenckich na uroczyste obchody Dnia Dziecka.
Mąż Córki Pułkownika miał również szeroki, szczęśliwy uśmiech na twarzy. O Sądzie Wojskowym też miał zdanie jak najlepsze:
- Wyrok uniewinniający jest sprawiedliwy w moim przypadku, na wojnie giną ludzie, to normalne... my oddaliśmy co prawda kilka strzałów z moździerzy w wieś, ale sprzęt był chyba wadliwy, tak, że... no te pociski nie spadły tam gdzie powinny, zginęły kobiety i dzieci, ale... czuję się całkowicie niewinny i podkreślić chciałem, że jeździłem na misje by ludziom w Iraku czy Afganistanie zapewnić ochronę, lepsze życie i pełnię praw obywatelskich!
Córka Pułkownika musiała być usatysfakcjonowana wypowiedzią małżonka, bo odcisnęła mu pocałunek na policzku. I szybko też dodała:
- Za pieniądze zarobione przez męża na misjach, kupiliśmy apartament i spełniły się nasze marzenia, pragnienie by mieć Dom Spełnionych Marzeń.
Zgasło czerwone światełko na kamerze i wywiad dobiegł końca. Szczęśliwi małżonkowie weszli do klatki schodowej nowego apartamentowca. Przez wiele osób nazywanym: Domem Płatnych Bandytów. Mieszkania w nim, bardzo drogie, wykupiło bowiem kilku oficerów, biorących udział we współpracy wojskowej z US Army w Iraku i Afganistanie.
Cygan-Akordeonista zaczął grać. A Cygan-Solista chyba zaczął coś śpiewać, ale nie szło im dobrze. Widać było taką gorycz w ich twarzach a w spojrzeniach jakąś złość, czy nawet bunt. Zwłaszcza, gdy patrzyli na piękny Dom Płatnych Bandytów, stojący przy ulicy... powszechnie nazywanej ulicą generała Andrieja Własowa. Obaj byli sierotami, bowiem w czasie pacyfikacji zamojszczyzny, pamiętnej jesieni czterdziestego trzeciego roku, weszli gestapowcy do ich cygańskiego obozu i wystrzelali prawie wszystkich dorosłych mężczyzn. Przy okazji też i kilka kobiet, które swoimi ciałami chciały zasłaniać mężów, czy dorastających synów. Jak później podała niemieckojęzczna rozgłośnia-szczekacza, była to akcja likwidująca wrogi element, mająca na celu przywrócenie porządku i ochronę ludności cywilnej.
Cygan-Solista stał się trochę bardziej słyszalny.

Ostatni cygański wóz zniknął w jesiennym mroku
Obok woźnicy siedział muzyk-harmonista
Koń jakby nie chciał wchodzić w noc i zwalniał kroku
Drzewa gubiły liście a dym pełzł przez puste ścierniska

Szczęśliwe małżeństwo z córką wyszło z apartamentowca. Widać było, że na spotkanie z Parą Prezydencką przygotowali się należycie. Ona miała elegancką sukienkę a on nowy mundur wojskowy z odznaczeniami. Wiatr falował długą sukienką córki z falbanami.
Kilka dni temu szczęśliwe małżeństwo wydało wytworne przyjęcie. Okazje były dwie. Uniewinnienie męża przez Sąd Wojskowy i wprowadzenie się do Domu Spełnionych Marzeń. Szampany strzelały i lał się alkohol, bo okazało się, że oficerowi-misjonarzowi należą się zaległe nagrody finansowe. Śpiewano mu Sto Lat, Sto Lat i śpiewano. On dziękował i rewanżował się komplementami pod adresem kolegów i przyjciół-żołnierzy. Fragmenty jego zdań i szczęśliwego śmiechu Córki Pułkownika, słychać było na ulicy; ... nadlecieli z US Army i... cha, cha, cha... to było wesele, oni się chyba pomylili a może specjalnie i jak przypieprzyli z rakiet... na filmie widzieliśmy jak rozrywały się ciała... cha, cha, cha... w kantynie wieczorem, piliśmy piwo, mówiliśmy o tym i nasz dowódca powiedział, dobrze, dobrze, ale głośno o tym nie mówcie i obiecał nam nagrody finansowe... cha, cha, cha... jego zastępca poklepał nas po ramioniach i dodał, mówcie jak było uzgodnione, że wy tutaj jesteście dla ochrony ludności cywilnej i, że walczycie bezinteresownie o pokój i sprawiedliwość na Świecie... cha,cha, cha...
Szczęśliwe małżeństwo wsiadło do nowego Volkswagena Passata i zaczęli przypinać córkę pasem bezpieczeństwa. Z bocznej uliczki wyszedł Staruszek-Ostatni Tancerz zespołu cygańskiego „Ogień”, który po I-wszej Wojnie Światowej powstał na Bukowinie Rumuńskiej. Staruszek – Ostatni Tancerz ożenił się z dziewczyną spod Zamościa i osiadł w Polsce. Cudem przeżył likwidację jego wsi w czasie wysiedlania zamojszczyzny. Te przeżycia musiały głęboko utkwić w jego świadomości, bo nieraz mówił sam do siebie; Niemcy podpalili wieś z czterech stron i ogień zaczął szybko przenosić się w głąb wsi... powstała straszna panika, matki rzucały się w ogień, by wyciągać swoje dzieci spod zapadających się ścian i dachów a Niemcy patrzyli na to z zimną krwią i od czasu do czasu otwierali ogień do tych co płonęli, żeby zbyt blisko do nich nie podchodzili.
Wyjrzało słońce i zaczęła wzrastać temperatura. Szczęśliwe małżeństwo też chyba to zauważało, bo opuścili szybę mocno w dół od strony kierowcy. Słychać teraz było ich wesołą rozmowę, przeplataną radosnym śmiechem.
- Jechaliśmy razem z US Army na patrol i nadleciały helikoptery, to... zaatakowali wieś z czterech stron bombami samozapłonowymi, tak, że od razu rozlało się morze ognia... to ci wieśniacy w palących się ubraniach łapali dzieci
i rzucali się poprzez płomienie do ucieczki jak pochodnie... to nasi i chłopaki z US Army po nich seriami... dowódca po cichu nam powiedział, to co nasza wierchuszka z Amerykanami uzgodniła... hitlerowców się sądziło, Serbów po wojnie na Bałkanach do dzisiaj się ściga, ale teraz jest inaczej i nikt z was nie będzie ukarany, mimo, że w praktyce robiliście to samo.
Ona pocałowała go mocno w policzek i Szczęśliwe Małżeństwo ruszyło na spotkanie z Parą Prezydencką w ogrodach pałacu prezydenckiego.
Staruszek – Ostatni Tancerz szurając podeszwami swoich zniszczonych butów, podszurał się bliżej Cyganów. Oni-artyści musieli mieć respekt przed byłym tancerzem, bo wstali i podeszli do niego z wyciągniętymi rękoma. On miał chyba trudności ze wzrokiem, bo szurał w przód i nie zwracał uwagi na nich. Po chwili zatrzymał się jednak, przyłożył otwartą dłoń do czoła i zaczął uważnie wpatrywać się w ich twarze. Broda mu się trochę trzęsła i wyschnięta grdyka unosiła nerwowo w dół i górę. Rozpoznanie musiało zakończyć się po jego myśli, bo przytaknął kilka razy głową. Mówił trochę i co nieco posapywał przez nos. Wypowiedzi dotyczyły stricte przeszłości a posapywanie miało bardziej współczesne cechy;
- Hitlerowiec skazany a generał Andriej Własow powieszony na strunie fortepianowej a nasi Zdrajcy-Własowcy przeliczają obcą walutę... palili się młodzi chłopcy, palili... prawie całą wieś zniszczyli... hitlerowcy na stryczek... nie mam nikogo, nie mam nikogo... Niemcy na szubienice... a naszym Zdrajcom-Własowcom nagrody finansowe za takie same ludobójstwa...
Zakrztusił się i zaniósł kaszlem. Drżało całe jego zgięte w pół ciało. Później splunął gęstą śliną wymieszaną z krwią, otarł wierzchem dłoni usta i znowu zaczął mówić. Tym razem o czasach bardziej współczesnych:
- Powiedziała chyba w telewizji, że dnia czwartego czerwca skończył się w Polsce komunizm... ale ona w praktyce powiedziała co innego, że czwartego czerwca skończyła się w Polsce ograniczona niepodległość i, że od następnego dnia wszystkich w kraju Kapitał Spekulacyjny weźmie za twarze, że będziemy żyć pod ich przepoconymi podeszwami... zatem cieszmy się, hura, hura, hura !
Po tych słowach zajął się sapaniem i wpatrywaniem w twarze Cyganów-artystów. Oni chyba znali jego oczekiwania, bo rozpłakała się harmoszka, takim lirycznym, miękkim dźwiękiem. Staruszek-Ostatni Tancerz podszurał bliżej grającego i wbił w niego wzrok. Szybkimi ruchami w dół i górę unosiła się jego stercząca grdyka w wychudłej, żylastej szyi.
Cyganie odezwali się programem, który mieli zaprezentować w sali Miejskiego Domu Kultury, ale... nie zdążyli, bo przybytek ten zlikwidowano.

Zbliża się noc
Stara kobieta
Idzie ulicą.
Ciemna noc
Gra muzyka
I leje się czerwone wino
Na małym wiejskim cmentarzu
Ona przystaje
I modli się cicho
Ciemna noc
Dym z cygar
I goście piją coraz więcej
Ona mówi
Pamiętam ten ranek
Jak otaczali nas
Ciemna noc
Na scenie
Tańczą nagie dziewczyny
Po północy
Ona szepcząc modlitwy
Wychodzi z cmentarza
Ciemna noc
Nad ranem
Wszyscy rozejdą się do domów
Przy drodze
Stary mężczyzna
Bez nogi
Ciemna noc
Nagie dziewczyny
Obejmują pijących mężczyzn
Ona stara
On bez nogi
Odchodzą powoli


Rozpłakała się harmoszka, rozpłakała. Staruszek-Ostatni Tancerz jakby poweselał, albo to był tylko taki wyraz głębszego smutku, bo usta zaczęły mu mocno drżeć a grdyka jakby zatrzymywała się w połowie drogi, nie wiedząc w którą stronę zmierzać. Drugi Cygan huknął barytonem aż ku górze wzleciały gołębie drobiące po ścieżce.

Już tu dzisiaj nie wrócą tabory
Lecz ja słyszę i tak skrzyp ich osi
A do wspomnień potrzeba miłości, pokory
Aż czas przyszły ten dawny do tańca poprosi


Umilkł i harmoszka ucichła.
Przed blok podjechało kilka nowych samochodów. Wyglądało na to, że Szczęśliwe Małżeństwo zaprosiło gości. Przeplatały się słowa i radosny śmiech; Przezydent pogratulował mi... cha, cha, cha... powiedział, jestem dumny z pana udziału w pokojowych misjach niosących Światu pokój i demokrację... hi, hi, hi... Pierwsza Dama sama kładła jedzenie na talerz tym co nas uniewinnili... jak będzie okazja to jeszcze raz pojadę na jakąś misję, wtedy bym dwupoziomowy apartament kupił... kolega z batalionu co przymierzył to Taliba trafiał prosto
w czoło... cha, cha, cha... brał duże nagrody... był też nasz dowódca, szepnął mi, Serbów za wojnę na Bałkanach sądzono i nadal sporo z nich siedzi, bo tak Amerykanie zadecydowali, nawet jak my robimy to samo, to jest ciche uzgodnienie, że nasze Sądy Wojskowe każdego uniewinnią... potem jeszcze dodał, niezależne i niezawisłe Sądy, ale one dobrze wiedzą co robić... Pierwsza Dama częstowała maluchy truskawkami i mówiła, proszę brać brać, proszę kosić, kosić... hi, hi, hi... jak Amerykanie spuszczali te wielkie bomby, to mówili na to; Koszenie Truskawek... to wtedy połowa wsi wylatywała w powietrze, dorosłych ludzi na strzępy rozrywało a z dzieci to osobno nogi i osobno ręce leciały w powietrzu... cha, cha, cha... ona rozmawia z mężem, to zna dobrze wojskową terminologię... hi, hi, hi...
Powyciągali torby z zakupami i zaczęli wchodzić do środka.
Cyganie w młodości pędzili jeszcze życie taborowe. Kończyło się ono jednak bezpowrotnie. Ich rodzice zdawali sobie z tego sprawę i tworzyli przy ogniskach takie smutne, pożegnalne pieśni, by to co było przez tyle wieków dla nich ważne, nie odeszło w zapomnienie. Tylko zmieniło formę bytu i nadal żyło w legendach i pieśniach. Nieraz przywoływali te teksty.

Powoli gasną płomienie ogniska
Cichnie śpiew i muzyka zamilka
Każda droga jest i daleka i bliska
Cichnie w lesie wycie starego wilka

Nad łąką mgły co mylą wzrok
I oczy zwodzą
Widać sowi wzrok w ciemności
Wyprzęgli konia i odchodzą

Konia co upadł na kolana ze starości
Ucichła muzyka
Nie mogą tańczyć i nie mogą spać
Cichnie też wiatr co grał na smykach

Zimny popiół w ognisku
I nie ma już wina w dzbanach
Koń nie ma siły wstać
I idzie na krwawiących kolanach


Solista ucichł.
Staruszek-Ostatni Tancerz odwrócił się niezdarnie i zaczął powoli szurać z powrotem. Ciągnęły się za nim postrzępione nogawki jego starych spodni. Cygan schował do futerału swoją starą harmoszkę-guzikówkę i zaczął patrzeć  jak nadfruwające gołębie ponownie przysiadały na żwirowych ścieżkach.

 

portal LM, luty 2014

 

 

 

WIECZNAJA SŁAWA GIEROJAM

Pamięci żołnierzy I Frontu Białoruskiego

Ścinawka Średnia to wieś w której spędzałem każde wakacje i ferie. Tam mieszkała moja rodzina. Wujek był Rosjaninem a jego żoną była siostra mojej mamy. Małżeństwo było bezdzietne.

Stare przysłowie mówi, że za dobroć i poświęcenie Świat odwdzięcza się często złem i nikczemnością. Inne zaś, że pisarzem się tylko bywa. Raz dłużej a raz krócej. Nieraz osiąga się pięć minut sławy a czasami wchodzi do historii i trwa wieczność.

Rodzina wujka pochodziła z Guberni Chersońskiej. Z tej samej guberni pochodził admirał Aleksander Kołczak. I losy tych rodzin się trochę ze sobą splatały. Raz to była przyjaźń a innym razem stawanie po przeciwnych stronach barykad.

Rodzina wujka była bardzo, bardzo stara. Za zasługi w walkach rosyjsko – tatarskich i rosyjsko – kozackich rozgrywanych pod koniec szesnastego i na początku siedemnastego wieku, została wpisana do ksiąg szlacheckich Guberni Chersońskiej. Figurowała w tej samej części co i rodzina Kołczaków.

Niektórzy przodkowie wujka dorobili się wysokich szlifów oficerskich. Inni oddawali za Ojczyznę życie. Według legendy rodzinnej, to sława i chwała przeplatają się z ogromnymi tragediami i strasznymi cierpieniami. Ze starych dokumentów rodzinnych wynika i jedna opcja i druga.

Pierwszym, który poniósł okrutną śmierć, był oficer kawalerii o imieniu Aleksy. Nosił to samo nazwisko co i wujek. Według kronik gubernianych z 1714 roku, został rozerwany przez Tatarów Krymskich końmi. A z rozkazu chana szczątki jego nie mogły być pochowane, tylko wydane na pożarcie sępom. Miało to miejsce na stepie niedaleko Saratowa.

Następnym tragicznym  żołnierzem z rodziny mojego krewnego, był Iwan – noszący to samo nazwisko co i wujek. I tutaj dokumentacja historyczna jest pełniejsza. Podczas walk rosyjsko tureckich za czasów Katarzyny II-giej dostał się do niewoli tureckiej. Podjął próbę ucieczki, która się nie powiodła. A po jakimś czasie usiłował wzniecić bunt więźniów. Został za to skazany na karę śmierci przez powieszenie. Na skutek protestów oficerów rosyjskich znajdujących się w tureckiej niewoli, wyrok został mu zmieniony na rozstrzelanie. Zginął przed plutonem egzekucyjnym z honorami wojskowymi nieopodal Sewastopola. Po kilku latach, dawni towarzysze broni ekshumowali jego ciało i został pochowany w kwaterze wojskowej na cmentarzu w Sewastopolu. Za pieniądze Związku Oficerów Guberni Chersońskiej, wystawiono mu na mogile kamienny nagrobek. Grób jego został zniszczony przez sympatyków Rewolucji Październikowej na początku 1918 r.

Przełomowym rokiem w historii rodziny mojego krewnego, był pamiętny rok 1812. Dwaj bracia stanęli do Wojny Ojczyźnianej przeciwko wojskomNapoleona. W bitwie pod Borodino jeden poległ a drugi został ugodzony odłamkami z pocisku artyleryjskiego i wkrótce stracił wzrok. Niewidomego oficera rosyjskiego przygarnęła wiejska kobieta – wdowa. On podobno nie chciał wracać do domu, bo... tutaj jest wiele przekazów. Według jednej siostry wujka, która mi to po rosyjsku opowiadała, to nie chciał martwić rodziców swoim kalectwem. Według opowieści drugiej siostry, to chciał być bliżej mogiły swojego brata. W każdym razie, rodzice okaleczonego oficera opuścili Gubernię Chersońską i przenieśli się w 1814 roku na Białoruś.

Przełomowym rokiem w mojej świadomości literackiej, to był chyba rok ukończenia szkoły podstawowej im. Karola Waltera –  Świerczewskiego w Kaliszu. Jak odjeżdżałem po wakacjach ze Ścinawki Średniej, to wujek mi mówił; pisz Jerzyczku wujkowi listy, pisz, bo ty tak ładnie umiesz napisać a ja tak lubię później wieczorami to czytać.

Ojciec wujka o imieniu Wasyl, był absolwentem Moskiewskiej Szkoły Piechoty, ale swoją służbę wojskową pełnił głównie w Omsku i Jekateringburgu. Brał udział w wojnie 1920 r przeciwko Polsce i był ranny w bitwie nad Niemnem. W latach trzydziestych stacjonował w Moskwie i zajmował się wyszkoleniem piechoty. Podejrzany o sprzyjanie swojemu dawnemu dowódcy Michaiłowi Tuchaczewskiemu, został oskarżony o działania na rzecz wywiadu niemieckiego. Po nocnym procesie, został rozstrzelany w dniu Wigilii Prawosławnego Bożego Narodzenia 1938 r. i pochowany w mogile zbiorowej na przedmieściach Moskwy.

Mój wujek – porucznik Armii Czerwonej przybył do Polski w formacjach I Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marszałka Konstantego Rokossowskiego. Brał udział w walkach o wyzwolenie Warszawy a przy forsowaniu Nysy Łużyckiej został ranny. Udział w paradzie zwycięstwa w Berlinie odbył na masce czołgu, gdyż nie mógł chodzić. Żołnierzem był bardzo ofiarnym i odważnym. Świadczą o tym jego medale i odznaczenia. W rok po zakończeniu wojny wystąpił z szeregów Armii Czerwonej i w Wambierzycach odbył się jego ślub z moją ciotką. Osiedlili się w Ścinawce Średniej.

Przez jakiś czas pełnił ważne funkcje w aparacie partyjnym, był Pierwszym Sekretarzem gminnego koła PPR a później PZPR-u, działaczem w klubie piłkarskim w Nowej Rudzie i w związku Hodowców Koni w Kłodzku. Jego życie to wzloty i upadki. A największy jego upadek zafundowały mu władze demokratycznej Polski już po śmierci, kiedy w wyniku nagonki na mnie i moją rodzinę, został PREDATIELEM.

Moja kariera literacka, to trochę jak dawna flaga białoruska, czyli barwy białe, krwawiąca czerwień i... niewiadoma przyszłość.

Jakiś czas było dobrze; Ministerstwo Kultury samo zwracało się do mnie z propozycjami przyznania stypendiów twórczych i dwa razy byłem stypendystą, teatr radiowy realizował moje słuchowiska, Teatr TVP zaprosił mnie do konkursu zamkniętego na napisanie sztuki teatralnej, podał nazwisko reżysera, który zrealizuje dla telewizji moją sztukę „Zbłąkany Wiatr” drukowaną w „Dialogu”, podpisałem umowę z Teatrem im.Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu na wystawieni sztuki dla dzieci, napisanej wierszem rymowanym „Znachor i księżyc”, radio w Rzeszowie zwróciło się do mnie z propozycją realizowania mojego słuchowiska, chętnie mnie drukowano, publikowałem dużo w „Magazynie Polskim” w Grodnie, wydawanym przez mojego przyjaciela Eugeniusza Skrobockiego, w Konsulacie w Malmö byłem przyjmowany z honorami.

W życiu można mieć szczęście, co w moim przypadku jest jedynie rozważaniem teoretycznym lub mieć PECHA, co dla mnie jest codziennością.

Miałem PECHA, że przyjaźniłem się z przedwojennym prawnikiem, który skończył prawo na tym samym Uniwersytecie co i ja, on miał PECHA, że zgodnie z rodzinnymi tradycjami był sympatykiem Romana Dmowskiego przez co popadał w konflikty z takimi czy innymi środowiskami, do tego miał PECHA, że był szkolnym kolegą Jana Nowaka – Jeziorańskiego, który miał PECHA, że przyjaźnił się z tymi z którymi przyjaźnił, do tego ja miałem jeszcze PECHA, że moja matka wychowała się na terenie dzisiejszej Białorusi, PECHA też, że miałem tam dalszą rodzinę oraz znajomych z których niektórzy mieli ZAKAZ wjazdu do Unii Europejskiej, bo byli ludźmi uczciwymi, miałem PECHA bo dużo za Bugiem publikowałem a mój wujek trzydzieści lat po śmierci złapał PECHA, że w Polsce Poczerwcowej doszły do władzy OSTATNIE KURWY i spowodowały, że jego rodzina z Białorusi nie mogła przyjechać na jego grób.

I z twórczością moją nagle... jeden pech zaczął nakładać się na drugi pech a ten z kolei na następny i zaczęły się dla mnie OGROMNE KŁOPOTY. A przy okazji i dla wujka. Chociaż on już nie żył od trzydziestu lat.

I poszła na mnie NIKCZEMNA NAGONKA. Jak się nieoficjalnie dowiedziałem z Ministerstwa Kultury, to; pan dostał tyle nagród, więc dla zastraszenia innych, specjalnie niszczą pana z powodu Białorusi i pańskich przyjaźni.

Moja gehenna zaczęła się od telefonów z pogróżkami i wyzwiskami ze strony Opozycjonistów-Bolków z Grodna; balszaja SWOŁOCZ, ty s... synu niedługo nie wydrukujesz ani słowa, ty k... będziesz zniszczony. Sprawą zajęła się szwedzka policja i po jakimś czasie te nocne pogróżki i wyzwiska ustały.

Z telewizji otrzymałem pismo podpisane przez Wandę Zwinogrodzką, że nigdy nie dojdzie do współpracy z Jerzym Marciniakiem, radca prawny telewizji napisała opinię prawną; „Nie można zgodzić się z twierdzeniem Jerzego Marciniaka iż nagrody za twórczość są wyrazem wartości artystycznych”. Z teatru radiowego otrzymałem informację, że; realizacja słuchowiska „Walka z mafią”, z emisją zaplanowaną na listopad, została przesunięta. Czytaj; przesunięta w nieskończoność. Mój przypadek był i jest jedynym w Europie, gdzie Radio Publiczne odrzuca wszystkie propozycje czytania prozy pisarzowi, który wygrał największą ilość konkursów literackich na opowiadania i drukował prozę w największej ilości czasopism. Andrzej Zajdel z Radia Rzeszów poinformował, że wycofują się z realizacji mojego słuchowiska. W Radiu Merkury zaczęto tylko rzucać słuchawkę. Z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji dowiedziałem się, że; oni wiedzą, że popełniam czyny kryminalne. W Instytucie im. Adama Mickiewicza zaczęto tylko rzucać słuchawkę, gdy podałem nazwisko. W Instytucie Książki dyrektorem został protegowany zamieszkałego w Szwecji... i zaczął robić tak samo. W Ministerstwie Kultury moich wniosków stypendialnych w ogóle już nie kierowano do Komisji Stypendialnej. Z teatrów zaczęły przychodzić e-maile; wasza twórczość jest kiepska i strasznie grafomańska, nie zna pan dobrze języka polskiego, nie prosimy o więcej sztuk a w razie nadesłania zapewniamy, że nie zostaną przeczytane, dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu najął przeciwko mnie adwokata i zaczął grozić procesem. Rzecznik Praw Obywatelskich zablokowała mój e-mail.

Kłopoty i to coraz większe zaczął też mieć i mój wujek – oficer Armii Czerwonej, mimo iż od dawna już NIE ŻYŁ. On broczył krwią na polskiej ziemi, otrzymał za walkę o wyzwalanie naszego kraju wiele medali i został pochowany w Polsce. Nie doczekał się potomka, więc rodzina z Białorusi przyjeżdżała nieraz na jego grób, by zapalić mu świeczkę na Wszystkich Świętych. Rodzina to artyści i uczciwi prawnicy. I praktycznie za to otrzymali ZAKAZ wjazdu do Polski jako REŻIMOWCY Aleksandra Łukaszenki. I od wielu lat nie mogą przyjechać do wujka. Tak się dzisiejsza Polska, rządzona przez PROSTYTUTY POCZERWCOWE, odwdzięcza żołnierzowi, który za nią krwawił.

Dzwoniłem w tej sprawie wiele, wiele razy do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, do ambasady w Sztokholmie czy do europosłów Platformy Obywatelskiej – specjalistów od wspierania zadym na Białorusi. Niestety... nadaremnie. Otrzymałem jedynie informację z MSZ, że udzielono mi pisemnej odpowiedzi a być może i kilku.

A ta odpowiedź to była taka

Jak lot pijanego ptaka

Co dziobem rynsztok orze

Bo się wyżej wzbić nie może

Walczyłem o nasze dobre imię przez wiele lat i to tak jak mogłem najlepiej. Zwracałem się o ZAPRZESTANIE NAGONKI NA NAS do Prokuratora Generalnego, Prezydenta, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, europosłów z Platformy Obywatelskiej, Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, czy Ministerstwa Kultury. Niestety, sromotnie wszędzie PRZEGRAŁEM !

Jedna z wujka krewnych zamieszkałych na Białorusi, to Artystka-Staruszka. A według europosłów Platformy Obywatelskiej; REŻIMOWIEC. Artystka-Staruszka to były; Narodnyj Artist Sowieckowo Sajuza. Ona kiedyś; igrała na skripkie. Dużo podróżowała po Świecie i nigdy żaden kraj nie odmówił jej wjazdu na swoje terytorium. Jechała z synem do Polski na Wszystkich Świętych, by zapalić świeczkę na wujka grobie i... w Brześciu cofnęli ich z granicy.

Patrzy więc teraz przez okno w stronę Polski i często nuci pod nosem taką starą pieśń.

Stary, wędrowny ptak

Zawiśnie nad jego grobem

I zanuci mu pieśń żałobną

Złamanym przez wrogów dziobem

Na dzień dzisiejszy, zdaniem Opozycjonistów-Bolków z Białorusi, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Kultury, urzędów marszałkowskich w Poznaniu oraz Wrocławiu jak i Europosłów PO; ja to SWOŁOCZ, ja z najbliższą rodziną to LUDZIE BEZCZELNI i ELEMENT WYWROTOWY, wujek - oficer Armii Czerwonej to PREDATIEL a nasza rodzina na Białorusi to REŻIMOWCY !

Jest jak jest, byliśmy uczciwi i jesteśmy uczciwi; BOH BŁOGODARIT MENIA I MAJU SEMJU !

Jerzy Marciniak

 

portal LM, październik 2015

 

 

Przeczytaj też szkic J. Marciniaka "Przybyszewski a... pałace" (dział "eseje i szkice"), a także recenzje jego książek Urząd Lekkich Obyczajów (2014) i Owacje Pustej Widowni (2015) – w ”porcie literackim”