Dariusz Szymanowski „Żywoty polecone”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2016, str. 44

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 28 kwiecień 2016 Opublikowano: czwartek, 28 kwiecień 2016 Drukuj E-mail


Leszek Żuliński

ROZSUPŁYWANIE TAJEMNICY

Dariusz Szymanowski jak na razie cicho i raczej mało spektakularnie „skradał się” do prezentowania swoich wierszy; szukałem w Internecie czegoś więcej na jego temat, ale skąpo mnie to zadowoliło. Debiut już za nim – w roku 2012 wydał tomik pt. Drugi brzeg. Nowy zbiorek ukazał się niedawno w szczecińskim „Zaułku” (co dziwne: także pozbawiony jakiejkolwiek noty). Być może przełamie on skromność autora. Tak czy owak mamy kolejnego dobrego poetę.

Żywoty polecone to zbiór wysokiej klasy. Nabieramy apetyt na niego już na samym początku, czytając motto z Enzensbergera: nie zabijemy ich. nikt nie może / ich sobie przypomnieć: czy urodzili się, / uciekli, umarli? nikomu / nie zginęli. świat / nie ma luk, lecz spaja go to, / co go nie zamieszkuje, / ci, którzy znikli, oni są wszędzie. Eschatologicznie to brzmi, ale i pokrzepiająco. W każdym razie nie nihilistycznie.

Osobliwa to poezja: bardzo liryczna, acz lirycznie powściągliwa. Szymanowski myśli konkretami, autentycznymi wspomnieniami, obrazami i zdarzeniami, jakie musiały się zdarzyć, lecz to wszystko nie jest dosłowne. Jakoś uogólnione i zakodowane tak, aby się uniwersalizowało. W gruncie rzeczy on zmierza do teleologii istnienia, do formuł ostatecznych, do rozsupłania gordyjskiego węzła metafizyki. Wiemy, że i tak niczego się nie dowiemy po tej stronie Styksu, lecz w domniemaniach nie ustaniemy. To m.in. jedna z podstawowych misji poezji.

Cytuję w całości wiersz pt. Rozważania na temat wieczności. Oto on: Z braku niezbitych dowodów na oralność duszy, / przyjdzie nam wieczność na milczeniu spędzić. // Żadnych rozmów ? chociaż i przelotnych. / Żadnych pytań o przyczynę, / koniec i początek. // Ani jednej niepewnej siebie odpowiedzi. / Bez newsów, faktów po faktach, wątpliwych scenografii, / przelotnych skandali, oskarżeń / rzucanych pod adresem i zawsze w imieniu, / rzeczy nie do rzeczy i rozkładów jazdy. / Plotek we wszystkich możliwych / językach z tego świata. // Niechby chociaż pozostały dane / dosłowne, bez wyrazu / hymny samogłosek / albo mosty rozpięte na brzegach dotyku. // Potrzebna nam będzie / łaska dziękczynienia / za ciszę wymowną i życie / za to że się przytrafiło.

Tkwi w tej filipice oczywisty agnostycyzm, domysł, ale proszę zauważyć, że Szymanowski nie histeryzuje. Jego rozważania są stoickie. Ja taką postawę wysoko sobie stawiam. W ogóle mądrość tych wierszy wynika z konstatacji, nie z buntu. Bo i cóż po buncie, który niczego od wieków nie wskórał i niczego nigdy nie wskóra.

A żal? Żal, że Wielka Niewiadoma nie jest nam dostępna? No, na razie nie przesądzajmy biegu zdarzeń. Po tamtej stronie Styksu wszystko się okaże. Szymanowski – zdaje się – ma w sobie tę cierpliwość domniemań.

Jest tu garść wierszy, w które autor wplata własne dzieciństwo, dom rodzinny, pierwsze inicjacje dorosłości… Wszystko to szumi tak jak uciekająca strumykiem woda. Ale kropelki wspomnień i pamięci odkładają się w naszej „konstytucji”; bagaż pamięci tworzy fundamenty. Odnosiłem wrażenie, że Szymanowski nie musi czynić wiwisekcji na siłę – on to naprawdę nosi w plecaku swojej osobowości. Może dlatego spectrum jego wmyślania się w Los jest tak przekonujący, czasami niemal reistyczny? Odnosi się wrażenie, że poeta nie wymyśla tego „traktatu ontologicznego” – on domniemania nosi na twardym dysku, który u większości z nas gdzieś utknął na amen w zakamarkach świadomości.

Znajdziemy w tym zbiorze wiersz o Nicola Tesli. Tesla to był Rosjanin, który w Nowym Jorku „dopuścił się” wielu istotnych wynalazków i tym przeszedł do historii techniki. A ten wiersz kończy się arcyciekawą pointą: Mój mały, nie przejmuj się o mnie. / Nie poniosłem klęski. / Potwierdziłem jedynie tysiące sposobów, / które nie działają. Tę strofę uznaję za wielką, choć można ją zmieścić w znanym, popularnym powiedzonku: nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go. Semantycy mają tę cudowną maksymę: w systemie znaków brak znaku jest znakiem. I myślę, że pod skórą Szymanowskiego tkwi podobna zasada: on nie szuka konkretu, on szuka domniemania. A przecież w przestrzeni metafizycznej tylko ono jest możliwe.

Uwiódł mnie też wiersz pt. Zając Dürera. Może dlatego, że Dürer fascynował mnie od lat, a jakąś dekadę temu przez cały dzień nie wychodziłem z wiedeńskiej Albertiny, studiując sztychy Mistrza. Szymanowski kończy swój wiersz tak: A więc: śmierć jest pierwszym mikrologiem. Zmniejsza wszystko do skali 1:1000. / Po cichu, rzetelnie, zgodnie z planem stroi swoje instrumenty. / Zna formę idealną, płacz ludzki i pisk zwierząt, przygarnia wszystkich / bez wyjątku i chwała jej za to. Myślę o tym wszystkim teraz, / gdy dym unosi się nad polami, gdzieś wysoko w górach. / A co do niego, to nie wiem skąd się wziął i gdzie się podział, ale wiem, / że nie jestem jedyny.

Ech, dużo by cytować… Rzecz sprowadza się do jednej zasadniczej pointy: zyskaliśmy poetę niebanalnej klasy. Dawno nie czytałem wierszy w sumie lekko napisanych, tak komunikatywnych i zarazem osobnych w swojej dykcji i światoobrazie. Dariusza Szymanowskiego należałoby chyba zaklasyfikować do gildii „poetów filozoficznych”. Te wątki, które podjął w swoim drugim tomiku (pierwszego nie znam) są „z górnej półki”. To klarowna, ale ważna poezja. Oby jej się działo!

Dariusz Szymanowski „Żywoty polecone”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2016, str. 44

Leszek Żuliński