Słowo o Bogu, O cytatach z książki, Podróże, Przypalanie papierosa, Psalm, Świt, Wczesne popołudnie - i inne wiersze
Piotr Müldner-Nieckowski
Słowo o Bogu
Nie udało się tym razem, znowu, i
zapewne o Bogu znowu szerzej tylko myślę,
mówię zaś zdawkowo, że istnieje,
a we frazach bywa symbolem
bezpieczniejszym niż słowa świadome,
niż wadzenie się z czystą niepewnością.
Więc kiedy nagle padło to słowo,
nie nazwa rzeki, nie nazwa drzewa,
ktoś się okazał bliższy tej drogi,
którą od dawna mam w sobie.
Kto - obracam głowę, ale wokoło
już się zamknęły usta,
co wiedzą lepiej niż ja.
O cytatach z książki
Na dnie tej książki jest
kilka fraz, które warto
zapamiętać.
To cytat, z którym się noszę
od kilku miesięcy,
żeby cię przekonać. Jeszcze
dokonam rzeczy, które cię zdumieją!
A kiedy już się widzimy,
wciąż zapominam ci to powiedzieć,
tyle jest innych rzeczy
do wykrzyczenia
i okazania, że czas się robi
za późny i zmierzcha.
Podróże
To nie było takie jasne,
ani żadna prawda nie płynęła
z nostalgii; jeden dzień w Berlinie
i już chciałem wracać,
bo może przed domem stanie syn
z plecakiem na ramieniu,
tym razem wsparty ręką
dziewczyny.
Tak chciałem go zobaczyć
w większym towarzystwie,
anioły nie wystarczają.
Zapytać, czy jest głodny,
co napisał, co pije ostatnio.
Kto się na nim zemścił
za swoje porażki.
A przed bramą pusto,
nie było nikogo, tylko
pająk zasnuł skrzynkę na listy.
W kuchni pleśń na wodzie w czajniku.
Ale fotel ciepły,
jakbym się z niego nie zsuwał.
Przypalanie papierosa
Nic nowego, stał i patrzył na mnie,
tak jak ja chwilami, kiedy kogoś nie znam,
myślał, co czuję, zgadywał we mnie to,
co wiedział o sobie, aż poprosił o ogień.
Kiedy się nachylał, czułem zapach kwasu
ukryty we włosach, w swetrze i butach
złapanych wytartą klamerką.
Przez chwilę się zaciągał i odszedł,
unosząc obraz mojego spojrzenia
ujrzany z zewnątrz.
Daleki, niedostępny, ani słowa
nie chciał mi o nim powiedzieć.
Tak było lepiej, nic bym nie zrozumiał.
Tramwaj ze zgrzytem ruszył z przystanku,
zostałem sam.
Psalm
Teraz już nie można się zachwycać poezją,
tak jak się zachwycano jeszcze dziesięć lat temu.
Nie to pokolenie, które, przecież nasze,
potrafiło rozumieć tajemnice
nie w słowach, lecz w przemarszu wojsk,
dla których się pisze najprostsze strofy.
To oni kiedyś,
przeznaczeni, w ostatniej chwili sięgali celów
jak Ten, co w rozciągniętych rękach
miał gwoździe niezrozumienia pieśni.
W ostatniej chwili jeszcze szeptał
"Boże, czemuś mnie opuścił", słowami psalmu,
co nie wiadomo jak powstał.
Świt
Nie widziałem tej struny,
jednak drżenia coraz silniejsze
w szybach, w szyi, w całym pokoju,
dźwięki widzialne na wyciągnięcie dłoni,
to świt, ludzie zaczynali iść do dnia,
ulice już się roiły od rannych pogoni,
musiałem całą ręką dotknąć okna,
żeby to powstrzymać.
Jeszcze nie teraz,
jeszcze miałem do przemyślenia
to, co będzie po naszej rozmowie.
Wczesne popołudnie
Wiatr szarpie wciąż drzwiami,
przymyka, odmyka, uderza coraz silniej,
przeszkadza, rozprasza skupienie,
coraz mniej myślę o rachunku zdań
i znaczeniu słowa, z którym
od dawna się borykam,
coraz ważniejszy staje się
ten hałas, owo stukanie,
które zwiastuje burzę, to całkiem
zaprząta mi głowę.
Latarnia Morska nr 1/2006
GRANAT
To jest granat
W tym granacie
nie ma pestek
To jest granat wybuchowy
W tej mowie nie ma treści
To jest mowa dla mowy
To jest kłamstwo
Ten samolot nie spadł
Ten samolot
miał ludzi w sobie
którzy się wznieśli
w tumanach rozpylonego piekła
To jest prawda
W tej prawdzie nie ma pestek
To jest coraz większy strach
przed prawdą
Przed prawdą stoi człowiek
Prawda wydaje wyrok
Treść wyroku zawiera ludzi
Ludzie są wybuchowi
PANI ANIELA ADAMCZYKOWA
Jak będę starszy, to się zastanowię, czy z kartki czytać
Mickiewicza, czy może Norwida. Może Staffa i Leśmiana.
Czy też uczyć się ich na pamięć. Może będę miał dzieci,
wtedy dobrze by było im mówić pewne zdania przed snem
a cappella i a vista. Już teraz zbieram ryty Herberta
i obu Rymkiewiczów. Przyda się w wolnych chwilach
bajka z makatki na dzień dobry od baby Jadamcyka
z murowańca między Bukowiną a Poroninem.
Nie umie czytać, ale nie zsuwa wierszy
jak doradca prezydenta do zsypu,
śpiewa tak przejmująco, że sam owies się kładzie
niczym modlitwa, żeby ciałom było lepiej,
i flaga się wywiesza na chałupie pięć razy do roku.
KLOC
Okorujmy dębowy kloc
wyryjmy na nim
kilka nieprzyzwoitych słów
dodajmy parę dziwacznych
znaczków płciowych niech
naukowcy za tysiąc lat
mają poważny ból głowy
z sensacyjnym odkryciem
na górskich terenach dawnej Warszawy
„Być może jest to przesłanie
z kosmosu wiadomość o tym
że partia buraczanych
zwolenników kaszy po obiedzie
według uznanych sondaży
prędzej czy później przegrała
lub wygrała co jest dowodem na to
że tysiąc lat temu rządy
pomylonych gamet
były w swym egoistycznym orgazmie
wybitnie marionetkowe
na skutek czego śmieci biurowe
wypiętrzyły nad Wisłą
nowe pasmo wzgórz nie do zdobycia”
NAGŁY ZWROT AKCJI
Zatrzaśnięte na klawiaturze
ważne litery
nie pozwoliły opisać
pewnego zdarzenia
w którym byłaś tak szczęśliwa
Nie przestaję o nim myśleć
Chodzę po pokoju od drzwi do okna
próbuję odtworzyć zarys
twoich ramion
Twoja twarz twoje ręce wypiękniały
od dotyku w pościeli coraz mniej nieśmiałego
aż do wybuchu zapomnienia
Teraz ludzie nieświadomi
patrzą na nas z podziwem
choć nie wiedzą
dlaczego
sprawy nam idą tak od niechcenia
tak łatwo
JAK Z NIM ROZMAWIAĆ GDY NIENAWIDZI
Niech to będzie rzecz mądrze prawdziwa
zasięgająca pod błysk powierzchni
Wniknij do głębi gdzie w nim się gotuje
logiczny rozbiór fałszu i zmienna pleśni
On wie że wzór chaosu się w nim sumuje
jak całka ty zaś go różniczkuj do upadłego
aż się uśmiechnie i wyprostuje w lędźwiach
Niech tylko wyjdzie ze swojej trumny
i zmyje puder Gdy jego rogi zakwitną liśćmi
zobaczysz: jest piękny
DRZEWO
Ty chcesz żeby żyć bez trudności
Ja chcę trudności żeby żyć
Ty chcesz żeby pałka chroniła ciebie
przed trudnościami żebyś żył
lepiej niż drzewo
z którego zrobiono twoje krzesło
Wszystkie drzewa muszą stać
ty nie musisz stać
możesz siedzieć i pytać
jak żyć bez trudności
żeby pałka nie przetrąciła karku
TRZY CENTYMETRY
Nie wiem, co myśli ten człowiek,
kiedy mi patrzy w oczy.
Zdrowy czy chory?
A właściwie trzy centymetry obok
moich oczu, które dziś pieką,
bo nie spałem w nocy z powodu
pewnego wiersza, co w końcu
poleciał do kosza.
Nie szuka żadnej metafory,
tylko stara się uniknąć kontaktu
z moją niewiedzą o nim.
Lepiej, by nie widział, że to wiem.
Lecz powoli dojdę do wszystkiego,
po cechach jego tatuażu,
zabrudzeniu rąk i butów,
po uzupełnieniach zębów, wszystko
zaczyna się układać w całość,
układ włosów to system jego myśli,
jakiś odruch, gest, który dopełnia
obrazu czynności serca,
wargi, wiele mówią wargi,
zapięcie marynarki nie na ten guzik,
wtedy mówię dzień dobry
i mogę dopytać o to,
co nie jest tajemnicą.
NA ŚMIERĆ ANDRZEJA BURSY W 1957 ROKU
Co by było gdyby Andrzej Bursa żył siedemdziesiąt trzy lata
nic by nie było Andrzej Bursa nie żył siedemdziesiąt trzy lata
Andrzejowi Bursie do niczego nie było to potrzebne
miał żyć tylko dwadzieścia pięć o czym świadczy
akt jego zgonu i definicja przyczyny wszystko co napisał
było przeciwko tej śmierci po to aby się zdarzyła
jako prowokator naciskający spust przeszył mi szyję
aż chlusnęło prosto w twarz Leopolda Lewina i poetów
podobnych do Lewina Leopolda i Bohdana Drozdowskiego
i poetów podobnych do Drozdowskiego Bohdana
oni też nie żyją ale nic z tego nie wynika
nikt nie został przeszyty ich jad zabił ich samych
nie wiem też co zrobić z mistrzem bo ten jako Władysław
pisał prawdę w którą wierzył jeżdżę ulicą jego imienia
i wysługiwał się komunistom jako Broniewski
nie wiem to strasznie trudne to tak jak podziwiać
malownicze płomienie pożaru który na twoich oczach
od tyłu pożera dom gdy sąsiad dziećmi nabija armatę
SCHODY
Zaczynają się schody
mówi polskie powiedzenie
ale schody nigdy się nie kończą
należałoby po polsku rzec
Wisła płynie krzywo Nic nie jest
jak w piosenkach pięknoduchów
Dzieci przebrane w mundur dorosłości
leciały nad Morze Śródziemne po kropelkę wody
Dlaczego by rurociągu z tym źródłem
znów nie pociągnąć do Polski?
Tak marzą lecz maleje
poletko zachodniego Wschodu
na którym ledwie się trzyma zszargana stolica
Chcą już wracać do wschodniego Zachodu
zasnąć u siebie ale boją się schodów
z których staczają się głowy z okrzykiem niechęci
Nie ma powrotu Język zastyga
Twardy jak beton nie chce tego opisywać
Piotr Müldner-Nieckowski
Wiersze z tomu Schody, który ukaże się w 2015 r. nakładem Oficyny Wydawniczej VOLUMEN
portal LM, styczeń 2015
Przeczytaj też na naszym portalu opowiadania P. Müldnera-Nieckowskiego (dział „proza”), zapisy radiowych słuchowisk Przepustka do nieba oraz Bliżej niż myślisz (dział „dramat”), esej „Czy język młodzieży jest poprawny?” (dział „eseje i szkice”), a także recenzje jego książek Park (2011) Piórko. Dramaty radiowe (2007), Raz jeden jedyny. 53 opowiadania z nieustannego stanu w. (2007)