Czy język młodzieży jest poprawny?

Kategoria: eseje i szkice Opublikowano: piątek, 15 styczeń 2010 Drukuj E-mail

Piotr Müldner-Nieckowski


W prasie często widujemy niemądre pytania, na które nie ma odpowiedzi. Na przykład: „Jak pan myśli, czym skończy się ta wojna?” albo „Czy myślała pani kiedyś w życiu, żeby się ożenić z innym mężczyzną?”, „Do kogo pan jest bardziej podobny, do ojca, czy do syna?”. Te zdania wypisałem z gazet, bardzo szacownych. Z gazet, które kształtują świadomość czytelników.
Również z jakiegoś dziennika pochodzi pytanie tytułowe. Nie mniej nonsensowne. Użyłem go prowokacyjnie, żeby mieć pretekst do zastanowienia się, co w tym pytaniu niestosownego i jak można by rozmyślać nad zagadnieniami odmienności językowej. A może odmienności w ogóle.

 

Język i jego odmiany

Jest wiele powodów, żeby uważać, że jeśli istnieje jakiś język - w naszym wypadku odmiana, którą potocznie i ogólnikowo nazwaliśmy „językiem młodzieży” - to nie może to być język niepoprawny. Jeżeli język istnieje, to znaczy, że spełnia swoje zadanie, a to wystarcza, aby uznać, że jest również w jakiś sposób pożyteczny i co za tym idzie poprawny. W przeciwnym wypadku nie byłby używany i przestałby istnieć.
Użyteczność języka nie musi być całkowita, nie wszyscy muszą się nim posługiwać ani go rozumieć. Wiemy o tym choćby z obserwacji funkcjonowania języków obcych. Nie można zatem mówić o niepoprawności języka względem innych języków, ale o tym, jakie odstępstwa od reguł danego języka decydują o niepoprawnym posługiwaniu się nim. Jeżeli użytkownik danego języka nie potrafi się porozumieć z drugim użytkownikiem tego samego języka i swoimi wypowiedziami wprowadza rozmówcę w błąd albo wywołuje reakcje, których nie oczekiwał, to znaczy że posługuje się tym językiem wadliwie, robi błędy językowe w związku z posługiwaniem się tym a nie innym językiem. Powiemy wówczas, że jego język jest niepoprawny.

Konkretny język lub jego odmiana są niepoprawne także wtedy, kiedy użytkownik próbuje wstawić do nich elementy z innego języka lub choćby z innego stylu. Na przykład student w rozmowie z profesorem stara się mówić językiem starannym i uprzejmym, bo użycie takiego stylu nakazuje sytuacja. Jeśli jednak w jego wypowiedzi pojawi się składnik dla stylu starannego obcy, to albo się ośmieszy, albo zostanie uznany za prostaka i nieuka. Nie do przyjęcia na egzaminie byłaby wypowiedź: Stary, nie pakuj mnie w łana, naprawdę to wczuwałem, nic nie ściemniam!, co miałoby znaczyć: ‘panie profesorze, proszę nie stawiać mi oceny niedostatecznej, naprawdę się tego uczyłem, nic nie kłamię’.
I odwrotnie. Po wyjściu z egzaminu nie powiemy do zdenerwowanych kolegów: Szanowne panie studentki i szanowni panowie studenci, a moi koledzy, nie zdałem egzaminu z historii prawa, ponieważ byłem nieprzygotowany, tylko raczej krótko i węzłowato: Ale padaka. Było dupnie.
Powtórzę: niepoprawne jest posługiwanie się językiem niezgodne z regułami tego języka, z jego słownictwem i stylem, a nie z regułami jakiegokolwiek innego języka. Zatem poprawność jest pojęciem odnoszącym się do, nazwijmy to tak, „wnętrza” języka, do jego ustalonej struktury bazowej (słownictwa, gramatyki, pragmatyki). Gwara uczniowska albo szerzej, młodzieżowa, jest niewątpliwie jedną z wersji języka polskiego, zatem zgodnie z tym, co powiedziałem, powinna się rządzić prawami polszczyzny, a jego odmienność zależy od sytuacji i typu użytkowników – młodych ludzi.
Czy tak jest, i jakie to prawa, spróbuję odpowiedzieć dalej, tymczasem w największym skrócie przypomnę mechanizmy porozumiewania się i powstawania odmian językowych.
Komunikacja i informowanie nie są jedynymi funkcjami języka. Są następstwem funkcji, która pozwala poznawać siebie, obrazować świat i budować myśl, to znaczy są następstwem myślenia za pomocą języka „własnego”. Językiem posługujemy się nawet we śnie, a przecież niczego wtedy nikomu nie komunikujemy, co najwyżej imitujemy komunikowanie przez to, że tworzymy narrację i dialog śnionych postaci.
Porozumiewanie się, jak to ujął John Langshaw Austin , jest możliwe dopiero wtedy, kiedy nadawca wypowiedzi ustali pewną intencję, następnie skonstruuje obraz, ubierze to w słowa uporządkowane przez gramatykę, wypowie je i na koniec przyjmie postawę wyczekiwania na reakcję.
Tak więc wypowiadanie, które postrzegamy słuchem lub wzrokiem, jest jedynie widoczną (słyszalną) częścią procesu językowego, a nie całym tym procesem.
Komunikacja nie dochodzi do skutku, jeśli nie ma odbiorcy albo odbiorca nie odbierze komunikatu. Oczywiście możemy być nadawcą i odbiorcą w jednej osobie (na przykład kiedy myślimy, śnimy albo rozmawiamy z sobą), ale to nie zmienia faktu, że odbiór musi nastąpić. Na odbiorze komunikacja może się zakończyć, gdy nie ma odpowiedzi. Jeśli jednak odpowiedź nastąpi, powstanie problem zrozumienia komunikatu, aktywnego dokończenia aktu komunikacji przez odbiorcę. Warunkiem podstawowym zrozumienia komunikatu jest zgodność jego struktury z danym językiem.

Użytkownik języka ma do dyspozycji dwa kluczowe podsystemy języka, które są kontrolowane przez trzeci podsystem. Są to: 1) zbiór słów i frazeologizmów, czyli słownictwo, oraz 2) gramatyka, która to słownictwo scala i porządkuje do postaci dającej się wypowiedzieć. Słownictwo i gramatyka są 3) regulowane pragmatycznie, to jest przez sytuację, w której się pisze lub mówi.
Słownictwo i gramatyka wyznaczają pewien charakterystyczny dla danego języka sposób opisywania świata rzeczy i świata pojęć. Sposób ten jest wspólny dla użytkowników danego języka. Może się jednak zdarzyć, i zdarza się bardzo często, że ktoś stworzy własny język dla własnych myśli. Będzie to język o takich samych funkcjach, jak wszystkie inne języki, tyle że indywidualny. Mówimy wówczas o języku osobniczym, idiolekcie.
Języki własne obserwujemy na co dzień, na przykład wówczas, gdy do obiegu wchodzą pewne nowe słowa czy związki wyrazowe. Pewna osoba wymyśla dla swojego idiotektu, dla jakiejś własnej myśli słowo i jeżeli trafia ono na podatny grunt, jest celne, zrozumiałe, oparte na zasadach, które rozumieją inni, to jest podchwytywane i powtarzane. Na podobnej zasadzie jak plotka upowszechnia się, uzyskuje nominację społeczną. Nikt już nie pamięta, kto pierwszy powiedział nie zasypiaj gruszek w popiele ani wystrychnął go na dudka. Jedna osoba oznajmiła, druga przejęła i podała dalej, ponieważ zwroty te okazały się zrozumiałe, obrazowe i, dzięki olbrzymiemu skrótowi, obrazujące pewne skomplikowane sensy. Zaczęto się nimi posługiwać powszechnie.
Kiedy Jonathan Swift rozmyślał, jak zbudować satyrę na angielskie społeczeństwo XVIII wieku, tworzył nowy język opisu tamtego świata, a w języku tym umieszczał wyrazy, które w języku ogólnym wówczas nie istniały, jak choćby nazwę wyspiarskiego państwa małych ludzi – Lilliput. Słowo trafne, które w zestawieniu z niewielkim wzrostem mieszkańców Lilliputu dało ostatecznie wyraz liliput ‘karzełek’.
Dalej poszedł tłumacz Tadeusz Żeleński-Boy, kiedy przekładał nieprzetłumaczalne francuskie memuary Pierre’a Brantôme’a Żywoty pań swowolnych. Stworzył średniowieczny język polski, którego nie było, i to zarówno w zakresie słownictwa, jak gramatyki i pisowni. Czy dlatego, że języki idiolektalne Swifta i Boya w języku ogólnym nie istniały, możemy je nazwać niepoprawnymi, albo powiedzieć, że nie są językami? Nie możemy, bo zostały stworzone na zasadach zgodnych z regułami języka ogólnego i są intersubiektywne, zrozumiałe.
W odmianach języka mogą się pojawiać nie tylko nowe wyrazy, ale może również nowa pisownia i niespotykana gramatyka zdań i wyrazów. Bruno Jasieński zatytułował swoją słynną jednodniówkę z tak zwanymi błędami ortograficznymi: Nuż w bżuhu (1921), ponieważ chciał wykorzystać fakt, że rażące odstępstwa od zasad pisowni są zawsze bulwersujące. Tytuł ten przyjął się jako termin o tyle, o ile ów nieortograficzny „nuż w bżuhu” stał się elementem słownictwa naukowego (literaturoznawczego) znanym nie tylko specjalistom literatury, ale także licealistom.
Podobnie z gramatyką. W języku utworów Witolda Gombrowicza roi się od agramatyzmów, struktur, które w porównaniu z zastanym ogólnym językiem literatury mogłyby być uznane za całkowicie niepoprawne. A jednak zaakceptowano Gombrowiczową mowę jako swoistą dla tego pisarza, uznano ją za idiolekt, czyli język właściwy tej osobie, temu autorowi, zrozumiały dla licznych czytelników.
Nie inaczej dzieje się z językami, dla odróżnienia od języków indywidualnych (idiolektów) nazywanymi socjolektami, językami środowiskowymi, gwarami, żargonami. Są to odmiany tego samego języka polskiego, które funkcjonują w pewnych grupach społecznych, wśród dzieci, młodzieży szkolnej, młodzieży licealnej, studenckiej, wśród przedstawicieli różnych zawodów, mieszkańców miast czy regionów Polski. Różnica między idiolektem a socjolektem polega na tym, że idiolekt jest zjawiskiem osobnym, a socjolekt owocem indywidualnej twórczości językowej wielu ludzi naraz. Ludzie ci akceptują swój socjolekt jako język wspólny, własny i odróżniają go od odmian pozostałych.
Na przełomie XVIII wieku przyjęło się, że językiem podstawowym, eleganckim i przechowującym polski obraz świata jest język literacki, zwany ogólnym, powszechnym, inteligenckim, a dziś po prostu starannym (tę trafną nazwę ukuł prof. Andrzej Markowski).
Język staranny jest podstawą wszystkich odmian pochodnych. Używanie tego języka uważamy za obowiązek osoby wykształconej, która powinna się wypowiadać z należytym szacunkiem dla odbiorcy i z zachowaniem wyraźnych norm słownikowych, gramatycznych, stylistycznych i ortograficznych. Z językiem starannym porównujemy wszystkie inne rodzaje polszczyzny, w tym język, jak mówimy ogólnie, młodzieży. Porównujemy z nim, dodam od razu, niezbyt właściwie, na zasadzie manichejskiej: czarne – białe, dobre – złe, poprawne - niepoprawne. Język staranny stawiamy za wzór, a „język młodzieży” za obiekt, który „niekorzystnie odbiega od wzoru”.

 

Kłopoty z definicją pojęcia „młodzież”

Odmiany staranna i „młodzieżowa” mają wyraźne cechy wspólne, a to, co je różni, jest zawarte w świecie, który jest przez nie wyrażany, we wspomnianej wyżej pragmatyce. Różnice światopoglądowe, obrazowanie wynikające z pewnego typu mentalności, także ze swoistej sytuacji, znajdują odbicie w gramatyce i doborze morfemów, z których są budowane słowa i frazeologizmy, w ekspresji, nasyceniu emocjonalnym, budowie zdań, konstrukcji wykrzykników i pytajników, a także w mechanizmach słowotwórczych.
Językoznawca, którego głównym zadaniem jest badanie i klasyfikowanie „języka młodzieży”, staje przed bardzo trudnym zadaniem. Przede wszystkim ma kłopot ze zdefiniowaniem pojęć, które wyznaczają zakres tego socjolektu. Nie wiemy dokładnie, czym jest „młodzież”. Problem w istocie ma charakter bardziej socjologiczny niż lingwistyczny.
Młodzieżą zazwyczaj nazywamy tę grupę młodych ludzi, których stan fizyczny i umysłowy mieści w nieostrych granicach wiekowych między początkiem a końcem dojrzewania. Z nauki o człowieku wiemy, że proces dojrzewania fizycznego u dziewcząt może się zacząć już w dziesiątym roku życia, ale u niektórych dopiero w szesnastym, a nawet siedemnastym. U chłopców granice te są przesunięte średnio o dwa lata w górę. Proces dojrzewania umysłowego ma granice jeszcze bardziej rozmyte. Są dzieci, które w siódmym roku życia mają wiedzę, doświadczenie i umiejętność logicznego myślenia szesnastolatka, z kolei wcale nierzadko spotyka się ludzi, którzy nie osiągają tego poziomu nawet w trzydziestym roku życia. Co więcej, w ostatnich latach zbieramy coraz więcej dowodów na to, że znacząca część młodzieży w ogóle nie chce być dorosła, nawet po przekroczeniu granicy trzydziestu lat. Wyraża się to właśnie w języku. Moda na używanie zdrobniałej formy imienia przy nazwisku (w sytuacjach oficjalnych) nie jest przypadkowa. Zjawisko to uważa się za przetrwały infantylizm, przejaw braku dojrzałości emocjonalnej i chęć pozostania za wszelką cenę w grupie wiekowej, z której faktycznie się wyszło. Jedną z przyczyn tego zjawiska, ale nie jedyna i nie najważniejszą, jest z pewnością zachowywanie zdrobniałej formy imienia przez Polaków żyjących w Ameryce (np. Wojtek Fibak), których imiona w formie obojętnej, „dojrzałej” (tu: Wojciech) są dla Amerykanów niewymawialne. Dorosłych żyjących w Polsce owo zdrabnianie wciąż jeszcze śmieszy lub w najlepszym wypadku dziwi, ale jego dzisiejsza masowość stawia pod znakiem zapytania dotychczasowy obyczaj poważnego przedstawiania się z imienia i nazwiska.
Sprawa się komplikuje, kiedy badamy poglądy uczniów szkół podstawowych. Okazuje się, że już oni chcą być zaliczani do młodzieży, a za dzieci uważają przedszkolaków i uczniów pierwszej klasy, pogardliwie nazywanych pierdakami. Zatem dolna granica jeszcze bardziej się obniża, a w języku zaciera w ten sposób, że uczniowie szkoły podstawowej podpatrują zachowania językowe gimnazjalistów i naśladują je.
Zagadnieniem socjologicznym istotnym dla leksykologii jest przegrupowywanie się młodych ludzi poza szkołą. O ile w szkole podziały są ze względów formalnych wyraźne, choćby dzięki numeracji lat nauki i poziomów nauczania (szkoła podstawowa, gimnazjum, szkoła średnia, uczelnia), o tyle poza szkołą wynikają one z przynależności do środowiska, w którym młodzi ludzie się obracają. Tu następuje przemieszanie grup wiekowych i poziomów nauczania. Wpływ środowiska pozaszkolnego jest widoczny głównie w zakresie ekspresji, brutalności przenoszonej do języka szkolnego, a także w przechwytywaniu słownictwa innych gwar, zwłaszcza więziennej, narkomańskiej, alkoholicznej, a także różnych pododmian socjolektów ulicznych, podwórkowych, blokowiskowych. W grupach pozaszkolnych wiek ma znacznie mniejsze znaczenie niż w szkole, starsi łatwiej integrują się z młodszymi (i odwrotnie), wzajemne zapożyczanie języków jest tu znacznie łatwiejsze.
Wyraźnej kwalifikacji wiekowej nie można stosować wobec grup ludzi, którzy komunikują się przez sieć komputerową. W pracach na temat języka Internetu mówi się o swoistej etykiecie sieciowej (to coś więcej niż netykieta, która jest raczej zbiorem przepisów niż norm moralno-obyczajowych). Etykieta sieciowa w szczególny sposób ukierunkowuje komunikowanie się, wytwarza pewne kanony obowiązujące nie tylko młodzież, ale przez młodzież dyktowane także ludziom znacznie starszym. Zwykle chodzi o pewien typ „szczerości” czy „autentyczności” wypowiedzeń internetowych, charakteryzujący się używaniem pewnych skrótów, emotikonów, ale także wyrazów, frazeologizmów, stosowaniem celowych błędów pisowni (np. zapisów fonetycznych, błędów czeskich, literowych, ortograficznych) i zaburzeniami lub wręcz zaniechaniem interpunkcji. Dość powiedzieć, że na podstawie zapisu czatu, e-maila, postu czy blogu trudno nieraz określić wiek nadawcy. Może to być zarówno dziecko z pierwszej klasy, jak i sześćdziesięciolatek.

W Internecie występuje zupełnie inna płaszczyzna porozumiewania się. Opiera się w dużej mierze na anonimowości. W Internecie się mówi, ale słowem zapisywanym. Znajomość reguł pisania jest większości internautów obca (z moich badan wynika, że ich liczba przekracza 70% ogółu użytkowników Internetu). Dzięki Internetowi wszyscy dziś piszą, ale charakterystycznym językiem mówionym tekstowym. Nie jest to typowy język pisany, który zgodnie z zasadami powinien się różnić od mówionego stylem słownictwa, gramatyką, szykiem wyrazów w zdaniu, kompletnością zdań, większą spójnością tekstu. Języki pisany i mówiony jednoznacznie dają się odróżniać w Internecie tylko na witrynach dopracowywanych, sczytywanych i redagowanych, ale i tam nie zawsze jest to możliwe. Teksty w portalach gazetowych takich jak www.gazeta.pl czy onet.pl w porównaniu z tymi samymi artykułami ukazującymi się w gazecie drukowanej grzeszą licznymi zaburzeniami poprawności stylistycznej, interpunkcyjnej czy nawet ortograficznej.

Podział młodzieży na grupy wiekowe może być zatem tylko orientacyjny. Zaburza go co najmniej pięć czynników. Są to:

1) nierównomierność rozkładu wiekowego dojrzałości fizycznej i emocjonalnej,
2) dążność młodszych grup do wtapiania się w starsze,
3) infantylizacja grup starszych,
4) stapianie się grup szkolnych z grupami pozaszkolnymi,
5) zacierająca różnice wiekowe komunikacja masowa w sieci.

Używanie pojęcia „język młodzieży” albo „język młodzieżowy” jest więc wątpliwe. Nazwy te określiłbym jako potoczne, nienaukowe. Nie dysponujemy żadnymi istotnymi kryteriami precyzującymi te pojęcia. W naukowej kategoryzacji lepsze byłyby pojęcia „język uczniowski”, „język fanów muzyki”, „język narkomanów”, „język blokowiska”, wykorzystujące przede wszystkim kryterium sytuacyjności. Wiek użytkowników byłby tu kryterium drugiego rządu.

 

Problemów ciąg dalszy: słownikowe rejestrowanie języków młodych ludzi

Na tym tle rysuje się pojęcie identyfikacji językowej. Tak jak lekarz po kilku zdaniach z rozmówcą doskonale się orientuje, czy ma do czynienia z lekarzem, czy nielekarzem, tak młody człowiek dość łatwo odróżnia osobę ze środowiska inteligenckiego i z blokowiska, z miasta i ze wsi, ze szkoły i z zajęć pozaszkolnych. Osoba, która chce być akceptowana przez daną grupę (a zwykle chce), musi mówić językiem tej grupy, a wtedy identyfikacja językowa się potęguje. I przeciwnie, młody człowiek, który nie chce być identyfikowany z jakąś grupą, będzie unikał używania odmiany językowej tej grupy.
Tak się dzieje przy przechodzeniu z jednego poziomu wiekowego do drugiego, na przykład z gimnazjum do liceum albo z liceum do szkoły wyższej. Młody człowiek usuwa ze swojego idiolektu język młodszej grupy, z którą chce zerwać kontakt. Z kolei ci młodsi na zasadzie odwetu dokonują zmian we własnym języku, tak aby jako nowe było dla starszych niedostępne. W tym upatruję jednej z przyczyn nietrwałości języka młodych ludzi. Pewne zręby słowotwórcze i gramatyczne się utrzymują, bo pochodzą z polszczyzny ogólnej, pewien ogólny klimat języka pozostaje, ale wiele (jeśli nie większość) słów i związków wyrazowych szybko zanika.
Nowy słownik gwary uczniowskiej pod redakcją Haliny Zgółkowej z 2004 roku ze względu na typ zasobu leksykalnego jest już w roku 2007 tylko dokumentem historycznym. A to tylko trzy lata! Ma wartość jako zapis pewnego stylu, klimatu, typów etymologii i słowotwórstwa, ale nie jako realny obraz dzisiejszego języka szkolnego. Jzyka przedstawionego w tym słowniku już w znacznej części nie ma. Pozostały tylko te wyrazy i frazeologizmy, które – używane przez młodzież – od dziesięcioleci należą do innych odmian, na przykład do odmiany potocznej lub pospolitej albo gwary więziennej (grypsery, kminy), czy nawet gwary szkolnej z początku XX wieku, ale o zmienionej semantyce, a także elementy związane z pewnymi subkulturami, na przykład muzycznymi, narkomańskimi, alkoholicznymi.
Oddzielenie rzeczywistej gwary, choćby uczniowskiej, od innych odmian języka jest więc bardzo trudne. Powtórzę, uczniowie mówią językiem mieszanym, zmieniają swoje zachowania językowe w zależności od sytuacji.
W Nowym słowniku gwary uczniowskiej uderza ogromna liczba wyrazów i frazeologizmów należących do gwary więziennej, wulgarnej odmiany stylu potocznego, języka publikacji prasowych, w tym języka polityki, do subkulturowych gwar fanów muzyki, narkomanów, alkoholików. W mowie uczniów występuje wiele wyrazów przenoszonych z innych stref języka polskiego bez żadnej zmiany albo tylko z metaforycznie przekształconym znaczeniem. Niektóre wyrazy i wyrażenia występują więc w tym słowniku przypadkowo, bez głębszej refleksji co do ich przynależności socjolektalnej.
Oto kilka przykładów.
Gnębiciel lub sadysta na określenie nauczyciela jest zwyczajnym słowem języka ogólnego, i to w identycznym znaczeniu, podobnie jak rausz ‘stan upojenia’ pytlować ‘dużo mówić; obmawiać kogoś’, dołek ‘załamanie psychiczne’, być w dołku ‘mieć depresję’, słowo skauta ‘przysięgam’ (nawet jeśli jest użyte ironicznie), proteiny ‘białko’, mydelniczka ‘samochód trabant albo fiat 126p’ jąkać się ‘mówić długo i bez sensu’, sodówka ‘woda sosowa’, pysznie ‘świetnie, wspaniale, cudownie’, mieć fioła ‘być głupim, zwariowanym’.
Niektóre są bardzo stare, na przykład kujon na określenie prymusa, ucznia pilnego, ale nielubianego, jest wyrazem sprzed pierwszej wojny światowej, który dawno został przejęty przez język ogólny. Równie stare są wyrażenia czołgiem, czołkiem lub czółko ‘witam lub żegnam’ (żartobliwy odpowiednik czołem), czop ‘dureń’, gra słowna czymtasem ‘tymczasem’, czysty ‘uczeń nieprzygotowany do lekcji’, pulpecik ‘osoba tęga’, durnowaty ‘głupi’, hadziajsko ‘na sposób wiejski’, eufemizmy kurczę i kurczę blade, obibok ‘leń’ oraz setki innych.
Z kolei kędownia, mendownia ‘komenda policji, policja’, dołek ‘izba wytrzeźwień’, czub albo czubas ‘wariat, chory psychicznie’, pudernica, puderniczka ‘kobieta, dziewczyna’, małolat, ‘niepełnoletni’ to przykłady licznych wyrazów z grypsery lub kminy.
Jest też w tym słowniku sporo doraźnych metafor, nazw czy określeń przypadkowych, które są raczej przejawem twórczości quasi-literackiej uczniów, żartobliwymi powiedzeniami, a nie powiedzeniami często używanymi w normalnej komunikacji gwarowej. Zwracają także uwagę takie frazeologizmy, które trudno się wymawia albo które nie wpasowują się do wypowiedzi jako zgrabne składniki. Są to zazwyczaj przypadkowe określenia, które nasunęły się informatorom językowym autorek. Pamiętajmy, że materiał słownika obejmuje wyłącznie mowę mówioną, a więc elementy, które muszą się dobrze układać w ustach. Zastanawia umieszczenie w słowniku takich wypowiedzeń, jak: kupa włosia ‘pies’; kupa piachu ‘boisko’, herbatka na Saharze ‘praca klasowa’; nie myśl, bo zostaniesz myśliwym; musztardziak ‘człowiek noszący okulary z grubymi szkłami’; totolotek lub chybił trafił ‘wywołanie do odpowiedzi’, jampingościgacze (wym. dżampingościgacze) ‘tenisówki’, polityczne graffiti (od nazwy programu telewizyjnego) ‘religia – lekcja lub przedmiot’, spacer więzienny albo spacer więźniów ‘przerwa międzylekcyjna’, operator koparki ręcznej ‘człowiek z wysuniętą dolną szczęką’, dupnął jak łysy o kant globusa ‘zrobił coś niemądrego’, perfumeria ‘ubikacja szkolna’ i wiele innych. Są to wszystko wypowiedzenia może i dowcipne, w pewnych okolicznościach trafne, ale z pewnością doraźne i tylko zapamiętane przez pojedynczych informatorów, lecz nieutrwalone w gwarze. Zbiór zawarty w tym słowniku sprawia takie wrażenie, jakby ankietowanym zadawano pytanie „czy tak można powiedzieć”, a nie „czy tak się mówi” albo że respondenci nie rozróżniali między tym, co jest w języku trwałe, a co chwilowe.

W pracy nad słownikiem nie odfiltrowano elementów nienależących do gwary uczniowskiej.
Badanie środowiskowych zasobów leksykalnych wymaga szczególnej ostrożności. Konieczne jest poszukiwanie związków z tłem faktycznym, ze środowiskiem użytkowników gwary, z typem kontaktów międzyludzkich w szkole, ze specyfiką socjalną i psychologiczną, wreszcie musi brać pod uwagę etymologię. To, że uczeń po wyjściu ze szkoły nie przestaje być uczniem, nie zmienia innej prawdy, tego mianowicie, że poza szkołą pewnych elementów gwary uczniowskiej się nie używa, ponieważ są „językiem okoliczności szkolnych”. Stosuje się elementy innych odmian języka.
Uczeń nie uświadamia sobie tych międzyjęzykowych różnic. Autorki zaufały jednak opiniom uczniów o gwarze uczniowskiej, co obniżyło wartość naukową słownika. Z trudem wyławia się z niego powiedzenia rzeczywiście uczniowskie, szkolne: miłosny ‘sympatia, chłopak, z którym się chodzi’, mira ‘ocena dopuszczająca; też: dziewczyna’, kanciate ‘spodnie od garnituru’, kałamacki (od pistolet Kałasznikowa) ‘pistolet’, kanaryzować ‘sprawdzać bilety’, metalówa ‘fanka muzyki heavy metal’, pyrkaj ‘odejdź’, polak, polas, polaj ‘język polski’, obciach ‘wstyd, kompromitacja’, obleci ‘może być’, łan (z ang. one) ‘jedynka, ocena niedostateczna’, kulej (z ang. cool) ‘świetnie, świetny’, pięć albo piątka ‘podanie ręki’ etc. Te wyrazy rzeczywiście występują tylko w języku uczniowskim. Jest ich w tym dziele – jak wynika z moich wstępnych szacunków – około trzech tysięcy. Pozostałych czternaście tysięcy należą do innych odmian języka polskiego.
W tym kontekście nie sposób nie wspomnieć o książkach Bartka Chacińskiego: Wypasiony słownik najmłodszej polszczyzny, Wyczesany słownik najmłodszej polszczyzny, Totalny słownik najmłodszej polszczyzny. Tytuły są trochę mylące. Książki Chacińskiego trudno zakwalifikować jako słowniki. Na pewno nie są to prace leksykograficzne, językoznawcze ani naukowe, ale wielce interesujące, wnikliwe eseje o powstawaniu, losach i rzeczywistości dzisiejszych subkultur młodzieżowych. Słownictwo „młodzieżowe” jest tu tylko pretekstem do opisu pewnego świata. Są to utwory publicystyczne o dużej wartości poznawczej. Selekcja przykładowych wyrazów i wyrażeń u jest Chacińskiego rygorystyczna, metodologicznie lepsza niż w słowniku gwary uczniowskiej. Dlatego mimo stosunkowo niewielkiej liczby przytaczanych przez niego wyrazów można mieć zaufanie, że nie znajdują się wśród nich elementy z innych odmian języka. Ale i u tego autora brakuje rozróżnienia gwary uczniowskiej i innych odmian języka młodzieży.

 

Typy słowotwórstwa w gwarach młodzieżowych

W obydwu przypadkach – słownika gwary uczniowskiej (po odsianiu naleciałości z innych odmian języka) i książek Chacińskiego – zwraca uwagę powtarzalność schematów słowotwórczych, którymi posługują się anonimowi twórcy nowych wyrazów lub nowych znaczeń. Niektóre się nakładają. Wymienię je w kolejności od występujących najczęściej do najrzadziej. Zestawienie opracowałem na podstawie niekompletnych jeszcze badań (przejrzałem ok. dwóch tysięcy wyrazów i związków wyrazowych notowanych jako gwara uczniowska), więc w późniejszych pracach zapewne je zmodyfikuję.
Są to:
1) skrócenia (np. magnetofon –> magnet; impreza -> impra, impa; matematyka -> matma; komputer -> komp);
2) zapożyczenia z innych gwar lub z języków obcych (głównie angielskiego i rosyjskiego; np. inny -> inszy; number –> namber ‘świetnie’, player -> plejer ‘gracz’, dance -> podensić ‘zatańczyć’; please -> plis, pliski; sorry -> sory, sorki; light -> lajtowo ‘beztrosko, zbyt łatwo’; one -> łan ‘ocena niedostateczna’; muka ‘ros. mąka lub męka’ -> muka ‘kłopot’);
3) przekształcenia fonologiczne, zwykle połączone ze skracaniem (geografia -> gełografia, geła; matematyka -> matma, maha, maja, maiza, maifa; lekcja -> lejba, leja, lajba, lejwa);
4) metaforyzacja (mafiozo ‘dyrektor szkoły’; ale masz poryty łeb ‘głupio mówisz’; faza ‘pozytywny stan’; rzeźnia ‘przepełniony pociąg osobowy; nieudana impreza, nieudany koncert itp.’; masakra ‘coś wspaniałego’, a od tego masakrycznie ‘ekspresywne: bardzo’);
5) nadawanie cech ironicznych lub żartobliwych (np. pucować się ‘dbać o swój wygląd’ -> przypucować się ‘podlizywać się’;
6) pochodne wulgaryzmów z języka potocznego lub przekształcanie pewnych wyrazów do postaci wulgarnej (np. pizduś ‘osoba niezasługująca na zainteresowanie’; piździk ‘motocykl’; piździejewo ‘mała miejscowość”; kał ‘rzecz godna najwyższego potępienia’);
7) gra słów lub morfemów (kapewuormo ‘donosiciel’; niehalo ‘niedobrze’; niekulawy -> ‘może być’; pasimito ‘ pasuje mi to, odpowiada mi’; xero + boy -> kseroboj ‘osoba, która ściąga’);
8) przekształcenia oparte na zgrubieniu lub zdrobnieniu (np. augmentativa: padaczka -> padaka ‘coś zasługującego na pogardę’; przypalenie (papierosa) -> przypał, ze zmianą znaczenia na ‘głupota, bzdura, działanie wbrew prawu itp.; deminutiva: kapsułka ‘sala lekcyjna’; kapuśniaczek ‘niski, łysy, gruby mężczyzna’; legitymacja -> legitka;
9) świadome (zwykle żartobliwe lub rytualne) agramatyzmy albo zaburzenia pisowni (magistrowie –> magistry; nie -> nei; wymiana końcówek –ą na –om, na -em i odwrotnie, np. mogem -> mogę, nagraniem -> nagranię, wstawianie cyfr zamiast ich odpowiedników fonetycznych: 3maj się, po2żać).

Zauważmy, że większość tych schematów opiera się na typowych zasadach słowotwórczych i gramatycznych i że ten aspekt konstruowania sieci słownictwa nie budzi żadnych zastrzeżeń poprawnościowych. W pewnych punktach przypomina mechanizm wymiany wyrazów na obce z pozostawieniem gramatyki, którą obserwujemy w języku Polonii. Mechanizm ten ktoś trafnie zilustrował przykładowym zdaniem górala w Chicago: Looknij bez window czy boye playają na streecie. Mimo obecności zupełnie obcych morfemów jest to niewątpliwie nadal język polski. Odmiana bardzo swoista, ale jednak duchem mieszcząca się w polszczyźnie, a nie angielszczyźnie.
Zwraca uwagę styl przekształceń i nowotworów w języku młodzieży. Jeśli się go porówna ze stylem starannym, to nie można nie odnieść wrażenia, że język gwary uczniowskiej, nie wspominając już o językach innych subkultur młodzieżowych, prawie nigdy nie odzwierciedla postaw empatycznych, pozytywnych, estetyzujących. Przeciwnie, ukazuje raczej stosunek do ludzi i rzeczywistości niespokojny, agresywny, egoistyczny, konsumpcyjny i hedonistyczny. Na ogół jest brutalny, zaczepny, poniżający lub obniżający wartość tego, co jest postrzegane, dosadny i wulgarny, rzadziej kpiarski, ironiczny czy po prostu dowcipny. Język jest wizytówką, daje dość jednoznaczną charakterystykę środowiska, które się nim posługuje. Ta wizytówka nie jest budująca.

 

Uwaga końcowa

Zagadnieniem odrębnym i nie językoznawczym, ale pedagogicznym jest poprawność ogólna języka młodzieży. Fatalny stan ortografii wraz z wpływem przerażającej mody na dysleksję i dysgrafię, jeszcze gorsza znajomość znaczeń podstawowych wyrazów, wreszcie ignorowanie zasad interpunkcji (a więc nieznajomość budowy zdania) to problemy, które bulwersują i zmuszają do głębokiej refleksji nad nauczaniem języka polskiego, a także matematyki, podstaw logiki. Zwracają uwagę na stan niski poziom oczytania i niefortunny zakres lektur młodzieży. Problemy te jednak wykraczają poza zamierzoną tematykę tego artykułu, więc tylko o nich wspominam.

----------------------------------------------------
Piśmiennictwo

J.L. Austin, Mówienie i poznawanie: rozprawy i wykłady filozoficzne, PWN, Warszawa 1993.
P. Brantôme, Żywoty pań swowolnych, przeł. T. Żeleński-Boy, PIW, Warszawa 1980.
J. Grzenia, Komunikacja językowa w Internecie, PWN, Warszawa 2006.
M. Kasperczak, M. Rzeszutek, J. Smól, H. Zgółkowa, Nowy słownik gwary uczniowskiej, red. H. Zgółkowa, wydanie drugie uaktualnione, Wyd. Europa, Wrocław 2004.
B. Chaciński, Wypasiony słownik najmłodszej polszczyzny, Wyd. Znak, Kraków 2003.
B. Chaciński, Wyczesany słownik najmłodszej polszczyzny, Wyd. Znak, Kraków 2005.
B. Chaciński, Totalny słownik najmłodszej polszczyzny, Wyd. Znak, Kraków 2007.


Latarnia Morska 4 (8) 2007 / 1 (9) 2008