ANATOL ULMAN czyli najciemniej pod latarnią*

Kategoria: eseje i szkice Utworzono: środa, 17 kwiecień 2013 Opublikowano: środa, 17 kwiecień 2013 Drukuj E-mail


Lech M. Jakób

Pisanie o twórczości Anatola Ulmana jest zajęciem tyleż trudnym, co satysfakcjonującym. Trudnym, gdyż twórczość tego pisarza obfituje sensami i przesłaniami, których przyszpilenie do dziś sprawia kłopot mniej wyrobionym czytelnikom. Zaś satysfakcjonującym, bo zderzamy się z pisarstwem artystycznie niebanalnym, wręcz tęgim. Niewątpliwie pisarz ten należy do pierwszej ligi literackiej, choć nie zawsze wskazuje na to percepcja krytyki krajowej, która –  co tu ukrywać –  w głównej mierze służy obecnie wszechwładnemu demonowi komercji.
A pretekst dla tego szkicu jest wyborny: osiemdziesięciolecie urodzin A. Ulmana. Spróbuję zatem nieco przybliżyć sylwetkę jubilata, skupiając się na jego dokonaniach literackich. I korzystając z opinii tych, którzy nad dziełami koszalińskiego pisarza zechcieli rzetelnie się pochylić.

1.
Anatol Ulman, syn Franciszka Ulmana i Józefy z Gibusów, urodził się 12 kwietnia 1931 r. w Nancy we Francji. Jednak już jako kilkuletnie chłopię przyjechał z rodzicami do Polski. Studiował filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (1955). Przepracował 24 lata w szkolnictwie jako nauczyciel w szkołach średnich w Koszalinie i wyższych nauczycielskich w Kołobrzegu i Słupsku, a w latach 1972-1979 jako pracownik dydaktyczno-naukowy w Instytucie Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświatowych w Koszalinie. Po roku 1979 związał się z prasą pomorską –  m. in. z "Głosem Pomorza", miesięcznikiem "Pobrzeże" oraz tygodnikiem "Zbliżenia".
Prozaik, poeta, autor słuchowisk radiowych oraz sztuk teatralnych, satyryk, dziennikarz, krytyk literacki i felietonista.
Debiutował w 1957 r. utworem "Wszystkie młodości" w piśmie "Od nowa", publikując później m. in. w "Szpilkach", "Dialogu", "Sycynie", "Twórczości", "Nowych Książkach", "Literaturze", "Piśmie Literacko-Artystycznym", „Pomeranii” i "Latarni Morskiej".

Jego pierwsza powieść Cigi de Montbazon (1979) doczekała się dwóch wznowień. Później opublikował m. in. Godziny błaznów w składnicy złomu. Komedia współczesna (1980 - wystawiana w warszawskim teatrze "Kwadrat" w reżyserii Jana Kobuszewskiego w latach 1980-1982), Obsesyjne opowiadania bez motywacji (1981), tom humoresek Szef i takie różne sprawy (1982), Potworne poglądy cynicznych krasnoludków (1985), Polujący z brzytwą (1988), Doktor inżynier zbrodni (1990), Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz (1991), Zabawne zbrodnie (1998), Pan Tatol, czyli nieostatni zajazd na dziczy. Historia burżuazyjna z końca (2000), Dzyndzylyndzy, czyli postmortuizm (2007 –  powieść nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2008), Drzazgi. Powabność bytu (2009), zbiór wierszy Miąższ (2010) oraz wybór felietonów Oścień w mózgu (2011).

2.
Debiut książkowy pisarza nastąpił dosyć późno, bo w wieku 48 lat. Lecz cóż to było za wydarzenie! Cigi de Montbazon dostrzegły praktycznie wszystkie znaczące pisma literackie, na wyścigi dopieszczając autora. To niewątpliwie był "jeden z najwybitniejszych debiutów prozatorskich ostatnich lat" –  jak stwierdził Leszek Bugajski w prestiżowym miesięczniku "Twórczość" (nr 5, 1980). Powieść szybko zyskała uznanie nie tylko w oczach krytyków, ale i czytelników (co nie zawsze idzie w parze) –  o czym świadczyć mogą kolejne wydania książki w następnych latach.
Co urzekło publikę czytającą? Przede wszystkim świeżość tej prozy, oryginalność. Oto nieznany dotąd nikomu autor napisał rzecz, której poziom artystyczny plasuje ją pośród dzieł pisarzy wysokiego lotu. Wspomniany przed chwilą L. Bugajski tak się do tego odniósł. "Niezwykła powieść –  debiut Anatola Ulmana –  tylko pozornie odnosi się do konkretnych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. Faktycznie jest Cigi de Montbazon wyrafinowanym zapisem doświadczeń czytelniczych i wszystkich konsekwencji, jakie mogą te doświadczenia spowodować w świadomości młodego człowieka (bohater powieści, Franciszek, ma 13-14 lat – przyp. mój), nieprzygotowanego do ich przyjęcia. Naturalne przeświadczenie o jednoznaczności świata i jego nazw zostało nagle wystawione na próbę wieloznaczności, poddane nawałowi słów, które znaczą to samo albo nic, niosą ze sobą inne sensy, opisują nowe światy, odsłaniają nowe myśli. Wszystko znane i zwyczajne nabrało niezwyczajnej głębi, wyjaśnione uległo zaciemnieniu, proste –  splątaniu. Wszystko posiada różne znaczenia, niekiedy nawet wykluczające się, wszystko uzależnia się od punktu widzenia i kontekstu."

Z kolei Janusz Termer, szukając powinowactw z innymi pisarzami (a też próbując umieścić pisarstwo debiutanta na mapie literackiej kraju), tak pisał w "Nowych Książkach" (nr 18, 1979). "Tym, co zbliża powieść Ulmana do groteskowej prozy Stanisława Zielińskiego czy Piotra Wojciechowskiego jest to, że i u niego ta forma literacka, sposób widzenia świata nie wynika z totalnego poczucia bezsensu świata i ludzkiej egzystencji, lecz jest przede wszystkim sposobem na odkrywanie w groteskowych sytuacjach ich swoistego artystycznego uroku, elementów egzystencjalnej niespodzianki, a także szukaniem szansy dla humoru. Bo humor, to jak u dawnych mistrzów gatunku –  Rabelais'a czy Swifta –  triumf sił witalnych człowieka, jego biologicznej odporności na wszelkiego typu bakterie i zakażenia cywilizacyjne czy doktrynalne, zwycięstwo siły i woli życia, choć nie bez kosztów własnych. W tym wartość debiutanckiej powieści Anatola Ulmana, jej szczególnego rodzaju optymizm."

3.
I potoczyło się. Bo debiut debiutem, powiadają mądrzy w tej materii, ale istotne bywa (jest) utwierdzenie następnymi dziełami. Czy aby nie był to jednorazowy "złoty strzał".
Nie. Mowy nie ma (nie było) o przypadku. Pomijając rzeczy czysto humorystyczno-satyryczne (Szef i takie różne sprawy) i o proweniencji kryminalno-obyczajowej (Polujący z brzytwą, Doktor inżynier zbrodni, Banda Kuby Baszka: akonityna), w kolejnych latach ukazały się nakładem "Iskier" (podobnie jak debiut) następne ważne prozy A. Ulmana: Obsesyjne opowiadania bez motywacji oraz powieść druga - Potworne poglądy cynicznych krasnoludków.
O Obsesyjnych opowiadaniach bez motywacji pisał Zbigniew Pakuła w "Zbliżeniach" (nr 1, 1982). "W wykreowanym świecie Anatola Ulmana odnaleźć można to, co krytycy przywykli nazywać 'magicznym realizmem'. Formuła ta odsyła nas na kontynent iberoamerykański. I słusznie, bo chociaż proza Ulmana nie jest repetycją z Borgesa, to przecież dałoby się w konwencji uznawanej przez obu pisarzy napisać jeszcze jedno nowe opowiadanie, w którym Ulman i Borges mogliby usiąść na jedne ławce w starym argentyńskim parku, znaleźć się przy tym samym stole w gdańskiej bibliotece lub razem stanąć u wejścia do niepojętego labiryntu życia i kultury, tego 'ogrodu o rozwidlających się ścieżkach', którymi powoli podążając nie sposób nie otrzeć się o te same motywy, obsesje, o podobną archeologię lęku. (...) I obojętne, czy dostrzeżemy tylko element zabawy, czy intelektualnej refleksji dotyczącej ludzkiego poznania, czy też literackiej gry z czytelnikiem, to źródło tej prozy pozostanie we wspólnym pytaniu o samodzielność poznawczą, o stopień jej niezależności od namiętności i obsesji tego świata. A w konsekwencji w pytaniu o możliwości literatury."

Tenże sam krytyk, już w innym miejscu ("Pobrzeże" nr 12, 1985), dzieli się refleksjami po lekturze Potwornych poglądów cynicznych krasnoludków. "Swą najnowszą powieścią Anatol Ulman wprawi wielu czytelników w zdumienie, a może i w osłupienie. Należy się pisarzowi ta 'nagroda' za swoisty punkt dojścia, jakim są w prześmiewczym nurcie jego twórczości Potworne poglądy cynicznych krasnoludków. Po Cigi de Montbazon dopiero teraz daje Ulman tak syntetyczny, bogaty w odniesienia do rzeczywistości i kultury, obraz postawy drwiącej, obraz pewnego typu istnienia. Myliłby się jednak każdy, kto potraktuje oczywistości, jako przykład tanich i kokieteryjnych aluzji do sfanatyzowanej realności. Pomimo jawnych przecież realiów dnia codziennego Polaków roku 1982 nie jest Ulman publicystą, nie tworzy literatury z podsłuchiwania rozmów prowadzonych w kolejce po kilogram wołowiny. Zbyt jest sceptyczny, by móc uwierzyć, iż literatura może być pozytywistyczną wychowawczynią i nauczycielką, a metoda realistyczna zbliża nas do prawdy ( w powieści realizm definiowany jest jako 'idiotyczna sztuka zapisywania pozorów').
(...) Od debiutanckiej powieści stara się przekonać literacką publiczność do niemożności zaistnienia realizmu w sposób 'realistyczny'. Stąd upodobanie do fantastyki, groteski, do bogatego repertuaru prześmiewczych zniekształceń. Ulman mówi wprost, iż w literaturze musi być miejsce na wyobraźnię, fantazję, że w świecie powieściowej fikcji na różnych prawach egzystują obok siebie docenci i krasnoludki. Tylko burząc śmiechem i drwiną, możemy, zdaje się twierdzić pisarz, dotrzeć do fundamentów rzeczywistości. A są one w swej tematyce rozległe i głębokie. Od motywu 'dyktatury biblioteki', prawdy i kłamstwa literatury, sceptycyzmu i relatywizmu poznawczego po bunt wobec jakiegokolwiek, zwartego systemu poglądów i idei, po wewnętrzną, w swych konsekwencjach egzystencjalnych gorzką i pesymistyczną 'barierę immunologiczną', która sytuuje człowieka w przestrzeni pozbawionej drogowskazów."


4.
Sześć lat po opublikowaniu Potwornych poglądów cynicznych krasnoludków A. Ulman wydał kolejną znaczącą powieść (tym razem nakładem efemerycznego kołobrzeskiego wydawnictwa Skua), noszącą tytuł Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz. Wybitny krytyk, z którego opiniami liczy się (co nie znaczy, że zgadza –  dodajmy dla jasności) nie tylko światek literacki, Henryk Bereza, odnotował w "Twórczości" ( nr 8, 1988): "Wartością w takich utworach Anatola Ulmana jak Potworne poglądy cynicznych krasnoludków i Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz jest literacki wyraz przenikliwej świadomości, co się kryje w doświadczeniu kultury, co się może w nim kryć, jeśli odrzucić wszelkie pozory z tym doświadczeniem związane, jeśli pozbyć się złudzeń, jakie zwykle temu doświadczeniu towarzyszą.
Autor obydwu powieści kompetentnie i wiarygodnie daje do zrozumienia, że doświadczenie kultury o tyle tylko może mieć sens i wartość, o ile odkrywa lub potwierdza wartość przyrodzonych człowiekowi możliwości, które wykorzystać należy maksymalnie dla własnego i bliźnich pożytku.
Taką świadomość, wiarę i filozofię w wydaniu na wskroś pozytywnym mają, wyznają i praktykują wszystkie główne postacie powieści Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz. (...) Z takiej, poniekąd ostatecznej, perspektywy, z miejsca, gdzie dogorywają (w sensie dosłownym) finalne wytwory materialnej i duchowej kultury, wolno widzieć wszystko bez osłonek i intelektualnie osądzać bez ceregieli. (...)
Znaczenie w utworze Anatola Ulmana ma jedynie bezpardonowa demaskacja intelektualna głupstwa, które pod postacią terminologicznych fetyszy wypełnia wielką jak przestrzeń międzyplanetarna pustkę ludzkich głów."

5.
Minęło kolejnych sześć lat i A. Ulman podarował czytelnikom powieść następną: Dzyndzylyndzy, czyli postmortuizm. Intrygująco brzmiący tytuł krył nową ucztę. Opublikowanie tej rzeczy zbiegło się z benefisem pisarza. Bowiem rok 2007 domknął półwiecze literackiej twórczości A. Ulmana. Benefis przygotował –  przy współudziale koszalińskiego oddziału ZLP oraz Koszalińskiej Biblioteki Publicznej im. J. Lelewela – czuły wydawca trzech książek autora: Alta Press (czyli Katarzyna i Jarosław Dąbrowscy, właściciele tejże oficyny).
A oto, co w recenzji „Chichot przez łzy” („Latarnia Morska” nr 8/2007 - 9/2008) o nowej książce napisał Wojciech Czaplewski.
 „Dzyndzylyndzy czyli postmortuizm to powiastka filozoficzna, taki nowoczesny Kandyd czyli optymizm, podobnie jak Kandyd… wyszydzająca pomysł, że żyjemy na „najlepszym z możliwych światów”. Tylko że Wolter miał jeszcze nadzieję, że tę filozoficzną głupotę można zastąpić jakąś mądrością. Ulman nie ma już złudzeń. Ludzkość to chaos, bagno, kłębiące się robactwo, sześć miliardów mięsożernych królików na niemającym końca kartoflisku (w końcu zresztą czytelnik się dowie, że kartoflisko to metafora czarnej dziury).”
I nieco dalej:
 „Anatol Ulman z gibbonią zręcznością porusza się w pojęciowym, filozoficznym, kulturowym gąszczu, przeskakując z Parmenidesa na Wittgensteina, z Heideggera na Platona… Zaprojektowany przez tę powieść czytelnik, kongenialny z narratorem, musi być niebywałym erudytą, żeby nadążyć. Powinien też przygotować się na walkę z autorem i narratorem – niespolegliwym, szykującym pułapki, sidła i wnyki (ta niepiśmienna matka, co komentuje metafizyczne tezy Arystotelesa…). Trzeba umieć powściągać emocje i spierać się z tą książką inaczej niż Ludwig Wittgenstein dyskutował z Karlem Popperem (rzucił się na niego z pogrzebaczem). W ogóle dyskutowanie z tą książką to coś jak dialog z rozjuszonym bykiem. (Mającym jakieś wątpliwości wyjaśniam, że animalistyczne porównania w tym akapicie to komplementy). Autor mruga do czytelnika, pisze, że Augustyn i Tomasz to psychopaci, Platon to łgarz, Levy-Strauss – antropologiczny ziemniak, Pascal – głupek… Ale kiedy tak do mnie mruga, to ja (a gdzież mi do Augustyna czy Pascala?) wtedy myślę sobie: jak też autor mnie by nazwał? Jakimże jestem rodzajem kartofla?”
 Zaś udane omówienie domyka konkluzją:
 „Powieść Anatola Ulmana lokuje go w ciekawym towarzystwie. Prócz wspomnianego Woltera jest jeszcze Erazm z Rotterdamu, autor Pochwały głupoty, jeszcze Rabelais, Jan Potocki (ten od Pamiętnika znalezionego w Saragossie) i jeszcze Gombrowicz, i jeszcze Bohumil Hrabal… – jeżeli wyliczeni tu autorzy zajmują ważne miejsca na twojej półce, to Dzyndzylyndzy czyli postmortuizm jak najbardziej trzeba tu dostawić.”


6.
Oddajmy na chwilę głos Bogdanowi Twardochlebowi, który w „Latarni Morskiej” (nr 11-12/2009 - 13/2010) pochylił się nad ostatnią książką prozatorską A. Ulmana. Oto do jakich doszedł wniosków.
„W tytule tomu opowiadań Drzazgi. Powabność bytu jest sąsiedztwo przeciwieństw. Drzazgi, kojarzące się z bólem, przywołują na myśl świat, który zwykliśmy określać mianem realny (fizyczny), a powabność bytu – rzeczywistość metafizyczną, świat myśli, idei, wyobrażeń, wyglądów.
Owo sąsiedztwo, albo: współistnienie przeciwieństw – iluzji i realności, jawy i snu, tego co wysokie i co niskie, języków literackiego i potocznego – można odnaleźć we wszystkich opowiadaniach, zamieszczonych w książce. W jednych daje to efekty satyryczne i groteskowe, prowadzi do zaskakujących point, w innych tworzy już to klimat baśni, już to przypowieści. Jako że wszystkie opowiadania są mniej lub bardziej jawnymi komentarzami do rzeczywistości  pozaliterackiej, w tym do współczesności politycznej i kulturowej, można by je nazwać półbaśniami i półgroteskami.”
A dalej w recenzji zatytułowanej „Siła wyobraźni i pamięci” B. Twardochleba czytamy:
„Realistyczność współistnieje w nich z kreacją i wyobraźnią, a nawet więcej – one wzajem na siebie wpływają. Przy czym Ulman, mimo emocji w te opowiadania wpisanych, nie przestaje być chłodnym racjonalistą i analitykiem. (...) Wykreowana przestrzeń wyobraźni to okrucieństwo uwypukla i uwyraźnia. A z drugiej strony, wprowadzając opozycję życia (historii) i bytu, prowadzi do konstatacji optymistycznych: człowiek nie jest skazany na świat zastany i od niego niezależny, na tzw. życie i historię, lecz żyjąc może kreować swój świat: inny, lepszy, piękniejszy, bezpieczny, szczęśliwy.”(...)
Każde z opowiadań z tomu Drzazgi można podobnie opisywać, bo też odczytywać je można na różnych poziomach. Trzeba mieć przy tym świadomość gry, jaką narrator prowadzi z czytelnikiem. Ale czytelnik ma być deszyfratorem reguł gry i współkonstruktorem znaczeń tych utworów. (...) Ulman daje bardzo surowy osąd współczesności. Podobnie jak surowo osądza uproszczone wizje historii, idealizowanie jej, fałszywe budowanie świadomości narodowej nie na rzetelnych ocenach faktów, lecz na zapominaniu o tym, co niewygodne (...).
Jest w opowiadaniach Ulmana nieskrywana pochwała dobrej wyobraźni i literatury, które potrafią tworzyć nowe światy, przenosić ludzi w przestrzeni i czasie, dawać wolność, ocalać, naprawiać zło naszego świata, historii i ludzi.”

7.
O twórczości Anatola Ulmana, poza już cytowanymi, pisali także m. in. Jerzy Dąbrowa, Józef Narkowicz, Anna Romanowska, Zbigniew Ślęzakowski, Ewa Starosta, Krzysztof Rutkowski, Piotr Wojtkowski, Bohdan Zadura, Stanisław. R. Urbaniak, Jan Lewandowski, Stanisław Misakowski, Jan Tyborczyk, Feliks Fornalczyk, Teresa Matejko, Jerzy R. Lissowski, Jacek Sieradzki, Krzysztof Uniłowski, Piotr Kuncewicz, Bohdan Sławiński. Krytycy to i recenzenci różnego kalibru. Nie wszyscy potrafili ogarnąć złożoność twórczości naszego autora. Niektórych raził jego ostentacyjny antyklerykalizm i ateizm, innych zbytnia ostrość postrzegania ludzkich przywar, a też zdarzająca się ekstrawagancja językowa – niestroniąca od wędrówek w rejony mowy niskiej, jeszcze innych rzekomo cyniczne podejście do osiągnięć naszej kultury (i kultury w ogóle).

Istniał też kłopot z lokalizacją pisarza w szufladkach. Bo krytyków pędzi nieustanna tęsknota do szeregowania twórców, a także przypisywania, wtłaczania, przyklejania do obowiązujących nurtów. A. Ulman jakby nie pasował nigdzie. Nawet do suponowanego postmodernizmu. Czy tak zwanej "stajni" – cytowanego niedawno –  Henryka Berezy.
Naprawdę ciężko niektórym pojąć, iż A. Ulman, jego twórczość, to zjawisko zupełnie osobne, nie bardzo poddające się prostym klasyfikacjom.
H. Bereza, przy okazji wypowiedzi o powieści Ojciec nasz Faust Mefistofelewicz, (Wypiski, Wyd. FORMA, Szczecin 2006) wyraził się jasno: „Ulman nie jest moim podopiecznym, twórczości jego sprzyjam od samego początku.”

A dalej w przytaczanej rzeczy krytycznej czytamy.
„Jego początkową twórczość skojarzyłem przed laty z wczesną twórczością Miodraga Bulatovicia. Musi być coś z prawdy w tym skojarzeniu, ponieważ późniejsza droga twórcza obydwu pisarzy poszła w tym samym kierunku, w kierunku kpiarstwa, w kierunku czasem wręcz niewybrednej zgrywy narracyjnej.
U Ulmana przedmiotem kpiny jest doświadczenie intelektualne, doświadczenie artystyczne, doświadczenie kultury.
Źródłem kpiny jest dysproporcja między uroszczeniami kulturalnymi i realnymi możliwościami w tym zakresie. Te możliwości wyznacza jednostkowa psychofizyczność z jej wszystkimi ograniczeniami, ułomnościami i destrukcjami, jakimi podlega. W każdym razie realne rezultaty doświadczenia kultury są u Ulmana groteskowe, groteskowa jest uczoność, groteskowe są osiągnięcia sztuki.
Demaskatorstwo Ulmana w tym zakresie da się porównać z demaskatorstwem u Stanisława Ignacego Witkiewicza. (...)
Mówię o istotnych treściach powieści Ulmana, trzeba jeszcze  powiedzieć o jej beletrystycznej lekkości, o jej wręcz beletrystycznej rozrywkowości. Współtworzą ją frywolności narracyjne wszelkiego typu, facecyjność i także obsceniczność.”

8.
Tak oswoiliśmy się z myślą o A. Ulmanie jako prozaiku, że jego nowa twarz twórcza kompletnie czytelników zaskoczyła. Mówię teraz o... debiucie poetyckim.
Niespodziewanie w roku 2010, nakładem koszalińskiego wydawnictwa Alta Press, ukazał się zbiór wierszy Miąższ. Jak w przypadku swoich książek prozatorskich, tak i w poezji autor z upodobaniem nawiązuje do filozofii, już od przewrotnego motta S. A. Kierkegaarda (Rozumiecie więc, że wolę być raczej pastuchem świń na Amagerze i żeby mnie świnie słuchały, niż być poetą i żeby mnie słuchali ludzie) kierując czytelniczą uwagę w stronę paradoksu ludzkiego żywota. A konkretnie w tym przypadku –  odczucia absurdu człowieczej egzystencji w kontekście wiary chrześcijańskiej, która wywarła przemożny wpływ na kulturę Europy.

Wanda Skalska, recenzująca tom poetycki w "Latarni Morskiej" (nr 2 14/2010 - 15/2011), zauważyła: "A. Ulman, czasami ocierając się o gorzką ostentację, dosłownie demonstruje swoją niewiarę. (...) Dodajmy tylko, że taka postawa egzystencjalna osadza swój pogłębiony tragizm w obliczu ugruntowanej (?) świadomości, że kiepska dola człowieka ma tło  w i e c z n i e  istniejącej natury. Zatem punktowana przez poetę komiczna pustka (nie mylić z kosmiczną, a jednak mylić – raczej wiązać –  trzeba) ma swój należyty sens. Komizm tej sytuacji, a raczej tragikomizm lub wręcz dramat bierze się z linii nieprzezwyciężalnego podziału. Notuje A. Ulman w jednym z utworów: kierkegaard/ ta cebula potworna/ chorobliwa/ ze słów/ do bierania/ z rozpaczy/ albo śmierci albo/ drżenia bojaźni/ wewnątrz/ jak to/ w cebuli/ ogromniejszej/ od umarłego białego/ księżca/ komiczna pustka.
Pustka. Po drugiej stronie nic. Straszno. Tylko w łeb sobie strzelić. Bo skoro  t a m  nic, po cóż nasza życiowa mordęga?"
Słowem witalność natury kontrastuje tu z bezwyjściowością chorób, cierpienia, śmierci i rozkładu materii –  jak podkreśla W. Skalska, dopełniając jeszcze: "Warto dodać do tego 'zimny' humor, specyficzny i trudny do podrobienia dar dworowania sobie z potocznych wyobrażeń o świecie i bryków myślowych. Autor (co ważne) potrafi dworować również z siebie (teraz/ spróchniały, udaję poetę/  świeżutkie/ ciasteczka/ ze starego bezsensu/ łupieżu kurzu/ jak sądzi, żyje).”

Wspomniana recenzentka, kończąc analizowanie Miąższu, mówi o dobrze służącym twórcy języku. "Przykuwającym uwagę nie tyle bezmiarem metafor, oksymoronów, przerzutni, gimnastycznych związków frazeologicznych, co ascezą, skrótem, strzelistym widokiem. Niewątpliwie A. Ulman –  podsumowuje –  znalazł w wielopostaciowej poezji współczesnej swoją niszę. To dziś nie lada sztuka."

9.
I jeszcze jeden ważny wątek twórczości A. Ulmana: felietony. Autor, swego czasu zapytany, czym dla niego jest felieton, odparł: "Czym dla mnie forma ta? To dzieci głowy mojej, nieślubne a miłowane. Ich sens oraz powód do pisania dobrze oddawało stałe motto w 'Sycynie', wzięte z Odprawy posłów greckich Jana Kochanowskiego: Cnocie i wstydowi cenę ustawili..."
Swoje felietony A. Ulman publikował w "Sycynie" (przez cały okres istnienia pisma, to jest w latach 1994-1999), a także w "Szpilkach", "Zbliżeniach", "Głosie Pomorza", "Rzeczy Kołobrzeskiej" i Latarni Morskiej". Zebrało się ich z górą dwie setki.
W osiemdziesięciolecie urodzin pisarza Bałtyckie Stowarzyszenie SIECIARNIA w Kołobrzegu, wydające magazyn literacko-artystyczny "Latarnia Morska", opublikowała wybór jego felietonów (50 minus 1) "Oścień w mózgu" - obejmujący lata 1994-2011.

Jeden z recenzentów tej publikacji, Irmina Kosmala, zauważyła w "Kuźni Literackiej" (www.kuznia.art.pl , październik 2011):
"Dominującym stylem, w jaki wprzągł autor swe felietony, wydaje się być groteska. (...) Satyryczne felietony A. Ulmana wnoszą ze sobą propozycję nowego spojrzenia na życie. Autor, subiektywny idealista utopijny –  jakim siebie określa –  nie chce pozostawić czytelnika samego w grocie, lecz po platońsku, wyprowadzić go z niej. Dlatego też pociągając, jednocześnie zderza uczestnika wyprawy po swym świecie myśli, z bardzo ostrym refleksem światła rzuconym na normy partycypacji w życiu społeczno-polityczno-kulturalnym.
Autor wyszydza świat, w którym przeciętność, czyli to, co najbardziej pospolite i najczęściej spotykane, uznawane jest za normalne, w którym jołop poniża mądrzejszych, liże nogi oprawcy, zadowala się szpetotą i blichtrem. W którym najprostszym sposobem dowartościowywania się jest gardzenie tym, czego osiągnąć nie jest się w stanie. (...) Groteska ukazuje absurdalność rzeczywistości. Ulman nie posługuje się nią po to, aby zwrócić na siebie uwagę, lecz po to, by zmusić czytelnika do przyjrzenia się światu, który w swoich felietonach prezentuje mistrz ostrego niczym brzytwa słowa."

10.
Wyjątkowo celnie stwierdziła Maria Jentys w przewodniku encyklopedycznym Literatura polska XX wieku (2000):  "W sprzeciwie Ulmana wobec mitotwórstwa i mitografii, w jego dążeniu do skompromitowania fałszywych schematów literackich kryje się pragnienie odkrycia wewnętrznej prawdy o człowieku."
A co o swojej twórczości i światopoglądzie w niej wyrażanym powiada autor Cigi de Montbazon, powieści, która przebojem wdarła się do kanonu naszej literatury? "Moje obrazowanie świata, o którym piszę, wynika nie z wpływów, odpływów i upławów literackich, tylko z przekonania osobistego, że Wszechświat, razem ze wszystkimi gówniarzami (i nielicznymi porządnymi osobnikami) to zwyczajny, choć wielki, bezsensowny chaos. Stąd jego niejasna struktura, a skojarzenia nieoczywiste. Przyznaję natomiast, że moim literackim wujkiem, miłującym ludzi opasłym żarłokiem i pijanicą, twórczym żartownisiem był rzeczywiście Colas Breugnon i że w swoim czasie uwielbiałem drania. Twórczych cierpień nie doznaję, radości dostarcza mi zmaganie się z głupotą, a smutku myśl, że z nią nie wygram, bo jest największą mocą Kosmosu. Mam życzenie, (wyartykułowane w najnowszej książce – mowa tu o Dzyndzylyndzy – przyp. mój), by wyryto mi na nagrobku napis: NIKT. JAK WSZYSCY. (Co za próżność, nie?)"
To cytat z wywiadu udzielonego koszalińskiemu "Miesięcznikowi" (nr 9a, 2007), gdzie też przeczytamy inne, charakterystyczne dla A. Ulmana, oświadczenie: „Zawsze lubiłem rzeczy bez sensu. I dlatego zostałem pisarzem.”

11.
Niniejszy szkic pozwoliłem sobie opatrzyć podtytułem "...czyli najciemniej pod latarnią". Przy tej okazji aż się prosi podążenie z cytacją poczciwego Wincentego Pola –  myślą skutecznie zawłaszczoną przez kulturę masową (co nie znaczy w tym przypadku, że mało wartą) i starą niczym parciejący świat: Cudze chwalicie, swego nie znacie; sami nie wiecie, co posiadacie. Dlaczego? Bowiem dobrze oddaje sytuację Anatola Ulmana, gdy idzie o percepcję jego twórczości. Krytyka, poza nielicznymi zrywami, ostatnio przemilcza ważkie książki autora.
A i ze środowiskiem, w którym żyje, coś jest nie tak. Choćby reakcja lokalnej władzy, aspirującej do roli mecenasa kultury: zero reakcji. Po prostu zignorowano osiemdziesięciolecie urodzin jakże zasłużonego swoimi dziełami pisarza. Nic to, że w Koszalinie mieszka i tworzy, że Koszalinowi przydaje twórczego splendoru, że zmusza gnuśne mózgi do myślenia, fundując przy tym niezłą jazdę intelektualno-artystyczną? Może za mało pokorny jest? Nie należy do  partii rozdającej karty w politycznych gierkach? Nie wiem. Po prostu strzelam na chybił trafił.

Wyrażając przy okazji żal (i zdziwienie), że twórczość A. Ulmana (a przynajmniej sztandarowe jego dzieła), nie zostały dotąd przełożone na języki obce: przynajmniej angielski, francuski i niemiecki. Daję głowę, że w tych obszarach kulturowych miałyby szansę zrobić furorę. Szczególnie dzięki finezyjnej grze intelektualno-artystycznej, dzięki oryginalnemu językowi, a też niebanalnym przesłaniom –  per saldo zmierzającym ku szerzej pojętemu uniwersalizmowi.
I tak finis coronat opus. Tyle, że koniec... końcem tu nie będzie. Jestem o tym przeświadczony.
Zaś już inną sprawą jest, czy sam autor triumfu swoich dzieł doczeka.

Lech M. Jakób


--------------------------
* pierwodruk szkicu miał miejsce w „Almanachu Kultury Koszalińskiej” (2012)


Po druku niniejszego eseju ukazała się jeszcze jedna książka Anatola Ulmana: powieść Cigi de Montbazon i Robalium Platona – opublikowana nakładem szczecińskiego Wydawnictwa FORMA. Jej omówienie znaleźć można w „porcie literackim” naszego portalu.