Jerzy Grupiński, „Dziesięć palców”, rysunki Grażyny Kielińskiej, Drukarnia Oświatowa, Poznań 2009

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 21 luty 2012 Opublikowano: wtorek, 21 luty 2012 Drukuj E-mail

Z dziesięciu palców gołębie nad głębią

Szukając klucza do wierszy z najnowszej książki Jerzego Grupińskiego Dziesięć palców, natknąłem się na ślad działalności drukarskiego chochlika, który tytuł jednego z jego utworów – "Wiersz na gołębiach" niefrasobliwie przerobił na – "Wiersz na głębiach".
Pewnie, można nad tym przejść do porządku dziennego albo ponarzekać na brak korektorów. Można jednak potraktować ten lapsus jako typową freudowską pomyłkę. Jakże poetycko brzmi "Wiersz na głębiach". Nie to, co jakieś tam gołębie, a i z A. Asnykiem pięknie się kojarzy. Zastanawianie się nad źródłem owej pomyłki skierowało jednak moją uwagę na tytuły. Nader często pojawia się w nich nazwanie samej formy utworu – słowo „wiersz”, a to niezbyt powszechne.

Są dwa "Wiersze" Juliana Tuwima i Czesława Janczarskiego, "Wiersze o wczesnej wiośnie pisane późną jesienią" Władysława Broniewskiego, "Wiersz z banałem w środku" Jana Twardowskiego i niełatwo znaleźć coś więcej. Dlaczego autor tak pragnie skierować uwagę czytelnika właśnie na formę? Tym bardziej, że nie precyzuje celu swojego pisania. Wisława Szymborska napisała "Wiersz ku czci", liczne bywały "pieśni i piosenki o...", jak choćby "Piosenka o końcu świata" Czesława Miłosza. Tymczasem Jerzy Grupiński wyraźnie sygnalizuje tytułami albo okoliczności, w jakich powstawał utwór ("Wiersz adwentowy"), albo wskazuje na tworzywo rozumiane w sposób dosłowny. We wspomnianym już "Wierszu na gołębiach" przyimek „na” można rozumieć wręcz „kulinarnie” – tak jak „grochówka na wędzonce”. Podobnie jest zresztą w innych tekstach. "Wiersz z lustra zielonoświątkowy" – to nie tylko wiersz, który „objawił się” z lustra, ale też jest jak gdyby z owego lustra „zrobiony”.

Jednak taka rzemieślniczo – warsztatowa interpretacja tytułów byłaby ogromnym spłyceniem i, co tu gadać, ujmą dla autora. Są to bowiem teksty, w których poeta nie tylko ukazuje, co było do przewidzenia, proces twórczy, nie tylko pragnie powiedzieć – zobaczcie, z czego można zrobić wiersz, ale przede wszystkim przedstawia swój pełen szlachetnej prostoty, pokory i afirmacji stosunek do literackiego tworzywa.
"Wiersz z lustra zielonoświątkowy", który otwiera tomik, to chwila olśnienia i entuzjazmu zarazem. Olśnienia promieniem słońca odbitym w lustrze i olśnienia poetyckiego, porównywanego do zesłania Ducha Świętego. Radosnego oczekiwania na to, co za chwilę się spełni, na "wiersz – dzień". Ten myślnik można rozumieć jak znak równości, tożsamości, jak gdyby istotą nadchodzącego dnia było to, że stanie się on wierszem. Właśnie „stanie się”, a nie tylko zaowocuje. To nie to samo, co Nulla dies sine linea Apellesa. Taką tożsamość wiersza i realnego obiektu napotykamy jeszcze w tytule innego utworu "Wiersz – twarz".

Motyw olśnienia powtarza się zresztą w wierszu "Promień". Prostota tego zestawienia – światła i poetyckiej iluminacji jest jak najbardziej celowa. W rozumieniu Jerzego Grupińskiego nie trzeba szukać wymyślnych porównań, bo świat, w którym żyjemy po prostu jest poezją. Trzeba tylko, jak pisze w wierszu "Reguła" – Nie przekrzykiwać krajobrazu / Martwą literę / pozostawić jej nieszczęściom / Nic – tylko patrzeć oddychać jakby jeden był tylko świat / – ucho – oko / i jedyne – na koniec – usta. Usta, język, wargi, podniebienie – określenia narządów artykulacji mowy pojawiają się w wierszach często. Wydaje się, że Jerzy Grupiński pojmuje poezję w sposób bliski jej archaicznym początkom, gdy była przekazywana głosem – do słuchaczy. Poeta zatem mówi, wypowiada świat, a wypowiadając go, tworzy równocześnie. Wypowiedź i to, co wypowiedziane zlewają się w jedno. Jest w tym coś z biblijnego gestu Adama, któremu Stwórca pozostawił drobną cząstkę współuczestnictwa w dziele stworzenia – nazywanie stworzonego. Nawet w wierszu "Nie pytaj" po obrazach przyrody podbarwionych subtelnie słownymi grami o pozornie erotycznym zabarwieniu – z ust do ust / pocałunków całun – następuje pointa – Liściu na wardze fali / Kartko podniesiona do żagla. Cóż stąd? To samo, co w poprzednim tekście – Nie przekrzykiwać krajobrazu – on sam przemówi.

W tym ujęciu nie dziwi wspomniany już tytuł "Wiersz – twarz", w którym, co znamienne, poeta dokonuje wyraźnego rozróżnienia aktów mówienia i pisania – Jakby słowa poszły do ludzi i pozostały wyrazy. I dalej – Ta pisma gęstwa / partytura bez orkiestry. Ważne jest zatem wypowiedziane – jak w magicznym obrzędzie – słowo. Jego zapis jest oczywiście czymś koniecznym i także może być źródłem poetyckich intymnych doznań, jednak nie można obejść się bez magii słowa wypowiedzianego. W wierszu "Blisko" (...)palec / kwitnie pachnie atramentem / Otwarcie pióra / jak pocałunku odgłos / ruch języka do podniebienia.

Cóż zatem z Dziesięcioma palcami?
Poeta zaczerpnął tytuł tomiku z "Wiersza z ręki". Znów mamy wiersz „zrobiony z”. Opis nie olśnienia tym razem, ale narastania. Narastania czego? W pierwszej chwili można naiwnie sądzić, że jest to narastanie świadomości w czasie przebudzenia, jednak już po chwili palcom z lepkiej gliny i mułu (...) rymują się promienne ścięgna (...) kwitną paznokcie i opuszki i pobudzona dłoń jakby szukała drugiej ręki  i umawiała się na dziesięć palców, na spotkanie – poprzez poezję – z drugim człowiekiem. Znów nasuwa się biblijno-malarskie skojarzenie gestu dążących sobie na spotkanie dłoni – dziesięciu palców Stwórcy i Adama na sklepieniu Sykstyny.
A spotkania takie bywają ocaleniem, ale nie w tym podniosłym miłoszowym sensie – poezji, która ocala narody i ludzi – ale pozornie bardzo prostym i jednostkowym. Oto w ostatnim tekście z tomiku – "Z dna słowem" – gdy Dzień szedł / jak samobójców dekoracje (...) na głos / na płacz z nocy / ktoś się odezwał na ratunek (...) z dna słowem / odezwał się wiersz. Proste? Niezupełnie. Poezja nie tylko „jest dobra na wszystko” – jak by powiedzieli Starsi Panowie Dwaj. Ona kusi i wciąga, niesie niekoniecznie chciane wiadomości złego i dobrego. Pora zacytować szerszy fragment tego wiersza. (...) jakby kusiciel – wąż uciekł z ogrodu / i szedł przez lepkie trawy / z jabłkiem w paszczy / - z dna słowem odezwał się wiersz. Obcowanie zatem z poezją, a ściślej jej tworzenie, to nie zabawa. W wierszu "Szabes – goj" Jerzy Grupiński porównuje poetę do kabalisty czytającego święte księgi, który niefrasobliwie nie zachowuje rytualnych przepisów czystości i ostrożności w obchodzeniu się za Słowem. Niebacznie obudzone Słowo ma bowiem niebezpieczną moc i może zniszczyć wskrzesiciela.

Mogłoby się wydawać, że w utworach z tego tomiku zawarta jest pewna sprzeczność. Oto obok obrazu poety, który jest czymś w rodzaju ust, przez które poezja tego świata przemawia do odbiorców, obok sugestii pisania niemal automatycznego jak we wspomnianym już wierszu "Blisko" – Nie nadążam za tymi trzema palcami, pojawiają się, zwłaszcza w trzeciej części książki – "Wyraz ust" – obrazy twórczego trudu. Jakby (...) wargi (...) nie mogły trafić w glos (z wiersza "Wschód – wyraz ust"), Znam głos ten / nawet przez sen słyszę / Jak łatwo cicho drze się papier (Nie noc). Nic bardziej mylnego. Nie ma sprzeczności. To rozpisana na wiele tekstów rejestracja naturalnych etapów tworzenia, gdy chwile olśnień przeplatają się z godzinami żmudnej pracy, a wczorajsza iluminacja zapisana jednym pociągnięciem pióra dziś domaga się dobrania głosu. Do literackich legend należy pewnie większość opowieści o błyskawicznym powstawaniu utworów, jak choćby ta o Elegiach duinejskich Rilkego, których samo ukończenie zajęło poecie pół roku.

Jerzy Grupiński uczciwie przyznaje się swoim odbiorcom do żmudnej pracy, rozterek i chwil zniechęcenia. Nowy wiersz (...) Komu innemu / opowie swoją historię / Niech się powiesi / Niech idzie do Różewicza (Nie).
W środkowej części tomiku – "Kronice wypadków" – poeta zgromadził teksty najczęściej inspirowane własną biografią, jak choćby "Pocztówka ze Stuttgartu", "Opowieści romskie" czy głośnymi wydarzeniami, jak "Czołgi talibów", "Kroniki polskie". Jednak odniesienia do poetów i poetyckiej sztuki odzywają się niemal w każdym. Wystarczy wspomnieć "Zdjęcie", gdzie uważna obserwacja fotografii robotników gdzieś na Dalekim Wschodzie – odczłowieczonych w równych szeregach i uniformach, prowadzi jednak do konkluzji, że to żywi ludzie. Dlaczego? Oto jeden – buty krzywo (...) istny jest odmieniec / niby poeta ich? Poeta – odmieniec – dowodem czy też gwarantem człowieczeństwa? Czemu by nie. Spośród wierszy z tej części cenię sobie szczególnie "Wiersz zimowy" (znów wiersz w tytule). Po pierwsze za zwięzłość – skrót, który autor z takim powodzeniem często stosuje. Po drugie (to już bardzo osobista preferencja) za ukrycie biograficznych konkretów. Nie wiem i nie chcę wiedzieć – takie moje czytelnicze prawo – czy opisaną sytuację poeta przeżył w całości, czy też została ona poskładana w jego wyobraźni jak mozaika z kamyczków rzeczy, doznań, uczuć. W warstwie faktów dowiadujemy się bowiem tylko tyle, że rzecz dzieje się w domu, w którym jest pies oraz ktoś, kto chodzi po górach i pisze wiersze. Po trzecie wreszcie za to, że tych niewiele elementów wystarczyło poecie do zbudowania nastroju tajemniczej grozy, którą przypieczętowują ostatnie słowa – Cicho ostrożnie chodzę / po tym domu / - kruchy lód.

Z tej samej części tomiku pochodzi "Wiersz na gołębiach", którego tytuł stał się inspiracją do niniejszego tekstu. Do motta z Edwarda Stachury Nie ma ja. Się jest. Grupiński dopisuje swoją wariację na temat dalszych słów tekstu Steda, kończących zbiór opowiadań Się: Się jest się. Się jest duch. Się jest nikt. W dworcowej poczekalni, do której gołębie wlatują jak do siebie, „się są” zmarli poeci: Łucja Danielewska, Andrzej Ogrodowczyk, Marek Obarski, Andrzej Babiński i inni. „Się są” i nie są zarazem – ustylizowani na stado gołębi. Duchy poetów zaklęte w gołębie? Wydaje się, że Jerzy Grupiński sięga do starych mitów, gdzie dusze zmarłych odbywały czyśćcową pokutę na ziemi w postaci gołębi. To skojarzenie nie wyczerpuje jednak całej symboliki. Ptaki – wolne, unoszące się w powietrzu niedostępnym dla ludzi, zawsze były łącznikiem między światem i zaświatem. Dla Noego właśnie gołębica była posłańcem – zwiastunem dobrej nowiny. Czy nie tak widzi rolę poety Jerzy Grupiński? Posłańca ze świata poezji niedostępnego profanom? Chyba jednak chce przekazać coś więcej.
Oto jak dawny malarz, który na obrazie umieszczał dyskretnie swoją sylwetkę, poeta wpisuje do wiersza jeszcze jednego gołębia, który z dzioba tak się podobny / do ciebie albo do mnie, jakby chciał powiedzieć, że nie tylko twórca ale i odbiorca poezji może być jej pełnoprawnym uczestnikiem.

"Wiersz na gołębiach" czy na głębiach? Freudowska pomyłka? Ten wiersz, jak i cały tomik rzeczywiście jest „na głębiach”, wart zgłębiania, doświadczania poprzez sztukę poety siły i wartości poezji o niezaprzeczalnym pięknie.

Jerzy Grupiński, „Dziesięć palców”, rysunki Grażyny Kielińskiej, Drukarnia Oświatowa,  Poznań 2009

Stanisław Szwarc