Maciej Krzyżan „Rekolekcje, czyli zapiski z trzeciego piętra”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str.

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 23 wrzesień 2013 Opublikowano: poniedziałek, 23 wrzesień 2013 Drukuj E-mail


Jolanta Szwarc

KAPLICZKA NA TRZECIM PIĘTRZE

Tomik Macieja Krzyżana Rekolekcje, czyli zapiski z trzeciego piętra już samym tytułem sugeruje, że zawarte w nim wiersze upublicznione zostały po to, by czytelnik odświeżył się moralnie. Zapiski powstały na trzecim piętrze. To tam mieści się kapliczka dumania poety.
Tomik rozpoczyna wiersz „o sobie”, w którym podmiot liryczny narzeka na swoje jestestwo. Jestestwo, które nie jest niczym szczególnym i uwiera jak kamyk w bucie / nie daje o sobie zapomnieć // i wiem że w tym co mówię / niewiele poezji / jak w toalecie / sam na sam ze sobą / i fizjologiczną słabością  // a jednak czuję się wybrany / i czuję tę wyłącznie ku mnie / skierowaną opatrzność / nakazującą mówić do was / bracia jakże do mnie podobni. Z jednej strony mamy tu deprecjonowanie własnej „poezji”, z drugiej ja liryczne stroi się w szaty proroka namaszczonego i posłanego przez Boga, żeby swoimi słowami mnie ulepszyć.
Następnie pojawiają się „rozterki” polegające na tym co i jak mówić. Pojawiają się pytania – być mędrcem / czego domagają się / niektórzy // czy tylko sobą / prostym układaczem słów. Ci „niektórzy” nie mogą się od nikogo domagać bycie mędrcem, bo nim albo się jest, albo nie. Żeby zostać człowiekiem uczonym, mądrym, filozofem potrzeba i zdolności, i wiele pracy. Natomiast prostym układaczem słów jest każdy śmiertelnik nie znający dnia ani godziny, którego strzeże anioł, ale tylko do czasu ostatecznego rozwiązania. Trzeba, by wszyscy zrozumieli, że zdarzają się w życiu / rzeczy / nieodwracalne. Choć paradoksalne jest, że grzech / narodził się / w raju, to żeby do raju się w końcu dostać, trzeba z tym grzechem walczyć.
Chętnie wzięłabym udział w odnowieniu duszy zaproponowanym przez Macieja Krzyżana, ale…

To „ale” pojawia się przy lekturze wielu wierszy, choćby przy tekście „prezerwatywa”. Autor ironicznie zwraca się do dziewczyny z pseudonakazem – pamiętaj o / prezerwatywie / noś ją przy sobie / stale // stosunki przedmałżeńskie / na porządku dziennym i nocnym // więc pamiętaj // dziewczyno / dziewico przeszłości / gdy trafisz na tego / właściwego / co wówczas / powiesz / jemu.
Nic. Krótka piłka. Zakładam, że do współżycia potrzeba dwojga, a tu cała odpowiedzialność za brak przedślubnej czystości spada na nią – Ewę kuszącą bezbronnego chłopca. To ona nosi prezerwatywy, to ona ma się jemu wytłumaczyć, bo on będzie chciał poślubić dziewicę. Biorąc pod uwagę, że na świecie – jeśli mężczyźni nie powyrzynają się na ulubionych przez siebie wojenkach – jest mniej więcej po równo płci męskiej i żeńskiej, to dlaczego mężczyzna (tak jak do niedawna kobieta) nie nakłada na głowę wianka z mirtowych gałązek lub welonu – oznak czystości? Żeby było jasne. Nie pochwalam wczesnych doświadczeń seksualnych zarówno u chłopców, jak i u dziewcząt. Jednak publiczne upokorzenia panien idących do ołtarza bez welonu, a takie miały miejsce, na szczęście już się skończyły. Już żaden ksiądz nie zerwie pannie młodej welonu z głowy, a tak też się zdarzało. Wierni w kościele podczas ślubu najbardziej byli zainteresowani welonem. Będzie miała, czy nie, a mężczyźnie zawsze więcej wypadało, więcej było wolno. Przed ślubem niejeden pozbawił dziewictwa przyszłą żonę wspólpłciowca, ale sam oczekuje, jak z wiersza wynika, dziewicy.

W wierszu „przesłanie” podmiot liryczny mówi – mówię więc / bo się nie zgadzam / na świat ułatwiony / wolny od trudu / i niemodnego krzyża // na świat z serialu / gdzie wszystko wolno / i nikt nie protestuje / bo przecież „róbta / co chceta”. Biedny Owsiak. Tym „róbta co chceta” wsadził kij w mrowisko i naraził się na niezrozumienie. Proszę pozwolić, że sięgnę po autorytet, jakim dla wielu jest ks. Józef Tischner (dla wielu, bo jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził).
„Są ludzie wierzący, którzy w przytoczonych słowach doszukują się akceptacji swobody obyczajowej. „Rób co chcesz” znaczy dla nich tyle co: nie ma wartości, jest tylko swawolne chcenie. Z kolei zwolennicy owego hasła widzą w nim drogę wyjścia ze świata swawoli. Dlaczego? Najpierw dlatego, że hasło pojawia się po czasach, w których ludzie zmuszeni byli robić to, czego nie chcieli. Jeśli więc „róbcie co chcecie” nie jest dobre, to czy dobre ma być „róbcie czego nie chcecie”?
Po wtóre ważna jest sytuacja: gdy młoda dziewczyna lub chłopak podsuwa ci na ulicy skarbonkę na dobry cel i mówi „rób co chcesz”, to jednak sugeruje tym samym dość jednoznacznie, co właśnie powinieneś chcieć. I wreszcie to, co wydaje się najważniejsze: doświadczenie siebie. Jesteś sobą wtedy, gdy chcesz. Nie wtedy, gdy „chce ci się lub nie chce”, ale wtedy, gdy chcesz. Można więc przyjąć, że gorliwi przeciwnicy hasła nie doszli jeszcze do tego doświadczenia siebie, dla którego właściwym siedliskiem tożsamości osobowej jest doświadczenie „chcesz”. „Chcesz” myli im się z jakimś „chce mi się – nie chce mi się”, a więc z kaprysem emocji. Ludzie ci wciąż czują się nieswojo w świecie, w którym nie widzą wyraźnych zewnętrznych nakazów i zakazów. Zapewne tak samo protestowaliby przeciwko św. Augustynowi, który powiedział; „kochaj i rób co chcesz”. Kto „chcenie” umieszcza „obok” miłości, temu grozi niebezpieczeństwo relatywizmu miłości i chcenia, kto jednak przeżywa miłość jako akt woli, ten uniknie tego niebezpieczeństwa.”

Autor stwierdza – i jak tu nie być / religijnym poetą / podczas gdy Biblii / księga zatacza się / w błocie na europejskim // bruku. Ten wiersz natychmiast kojarzy się z „Fortepianem Szopena C.K. Norwida i  Epilogiem „Pana TadeuszaA. Mickiewicza. Właściwie te skojarzenia wywołuje „bruk”. W sposób dla mnie jak najbardziej zrozumiały, kiedy żołdacy wyrzucają w 1863 r. fortepian z siedziby Zamoyskich, poeta reaguje słowami – „Jękły – głuche kamienie: / ideał – sięgnął bruku” i słynne dotyczące czasów około trzydzieści lat wcześniejszych – „O tym-że dumać na paryskim bruku, / Przynosząc z miasta uszy pełne stuku.” Prawda, że piękne.
Spróbujmy dołączyć do tego jeszcze jeden „bruk” Macieja Krzyżana. Podczas gdy Biblii / księga zatacza się / w błocie na europejskim // bruku. Tak, wiem „co poeta chciał powiedzieć”, ale oczyma wyobraźni widzę , wstyd powiedzieć, urżniętą Księgę. Świat na rzęsach chodzi, rządzą nim Zły / penis / i wagina, a dążenia ku dobru to wynik / szatańskich podszeptów / by przypodobać się / nieszczerze i oszukać Boga.
Ludzie zachowują się niegodnie, nie chodzą do kościoła, albo jak idą, to się nudzą, najczęściej w niedzielę dłużej śpią, potem śniadanko – mój znajomy twierdzi, że najważniejsze, to ładnie zjeść obiadek – a ten koniecznie na starówce, wskoczyć do galerii, poplotkować, no i jeszcze / w domu / pobyć / tv pooglądać, a potem schematyczny tydzień, a po tygodniu schematyczna niedziela i od nowa Polska Ludowa. O przepraszam, nieaktualne.

Boże, kim my jesteśmy! Marzymy więc / jesteśmy / każdy na swoją / miarę, a marzenia ograniczają się do materialnych zbytków lub wymiany żony na jeszcze nie zcodzienniałą. Przeraża pazerność świata ściągająca ludzi na manowce. Nie ma opamiętania w świecie, w którym postępuje się niezgodnie z przykazaniami. Tak to wszystko postrzega bystry obserwator mówiący wierszem i choć się zastrzega, że jest bez pretensji do świata / i kogokolwiek, to tak nie bardzo mu wierzę, bo w „rozkoszach władzy” mimo zapewnień, że swojego miasta nie opuści, czuć pretensje do lokalnych karierowiczów celebrujących bez znamion skromności wszelkie wydarzenia.
No, zgoda, może nie pretensje, ale żal, niepokój o sojusz Kościoła i państwa, o coraz większą odległość dzielącą pogubionych / pasterzy od zbłąkanych owiec. Mówi – niepokoi mnie / iż są tacy gotowi / uznać te słowa / za herezję / i rzucić na mnie / anatemę. Jednak lęk przed anatemą nie powstrzymuje od pisania.
Bohater wierszy chce bez jakiegoś krygowania się powiedzieć o samym sobie i otaczającym go świecie, choć zdaje sobie sprawę z tego, że wielu go zlekceważy. Nie chce porzucić pisania, pisaniem się modli, przecież otrzymał dar, choć w „modlitwie (1)” prosi – wybacz proszę że / na tak niewiele mnie stać. Już się nie martwi o braki warsztatowe i pisze - teraz / wydaje się / mogę pisać / swobodnie // ku uciesze własnej // i służąc Tobie nieznany czytelniku.

Sporo miejsca w wierszach poświęca nasz bohater sobie. Informuje czytelnika, że ceni sobie codzienność, nie szuka łatwego poklasku, nie interesują go targowiska medialnych próżności. Jak sam mówi – wykluczam się dobrowolnie. Dystansuje się od świata ludzi myślących inaczej, chociaż jak wszyscy „w tramwaju” prowadzonym nie wiadomo dokąd przez Pana Motorniczego ma bilet normalny tylko w jedną stronę. On nie tak jak Zbyszek, który chce mieć wypasiony telewizor, czy Piotrek marzący o super limuzynie, już szkoda gadać o Ryśku śniącym o nowej żonie. Potrafi zadowolić się skromnym M-4, w którym dwudziestometrowy pokój pełni trzy funkcje. Salonu muzycznego z utworami bluesowymi Susan Tedeschi i jej męża, gitarzysty Dereka Trucksa, biblioteki, w której można znaleźć kryminały i fantastykę. Bohater mówi – czytam na przemian / o detektywistycznych / zmaganiach Eberharda / Mocka i afrykańskiej / dżurdży Hieronima Berbeleka. Po tym wyznaniu wiersz „o literackich preferencjach”, w którym doszukiwałam się nieszczerości, nabiera zaskakującego znaczenia.
Właściwie nie czytam / poezji / jest nudna / i nie dla ludzi /…/ zawsze przed snem / wybieram prozę // unikam nieznośnej / ciężkości / bytu. Zapewne w przeciwieństwie do Nieznośnej lekkości bytu Milana Kundery.

Trzecią funkcją pokoju jest sypialnia z ciałem w roli głównej / o reszcie zamilknę jednak / przed światem. Tajemnicę alkowy odsłania chyba jednak wiersz „pożądanie”. To tam odkryte zostaną skrywane za dnia piersi, krągłość brzuszka i wreszcie / wszechświat / między udami / słodki przedmiot pożądania łagodzący znoszenie niełatwej miłości, a wszystko niewyuzdane.

Rekolekcje, czyli zapiski z trzeciego piętra są rodzajem szczególnej pobożności. Zapiski, modlitwy prowadzą do wewnętrznego oczyszczenia. Przytoczony już J. Tischner w książce W krainie schorowanej wyobraźni pisze:
„W efekcie 'oczyszczenia' człowiek może poczuć się 'lepszy' od innych. Co znaczy 'lepszy'? (…) Może wyrażać się aktem wdzięczności do Boga, ale może również przybrać formę pychy, jak faryzeusza z Ewangelii, który mówi: 'Nie jestem jako ten celnik'."
J. Tischner rozróżnia dwa rodzaje dewocji.
„Oczywiście jest dewocja i 'dewocja'. W dewocji człowiek stara się żyć 'po bożemu'. W 'dewocji' to 'po bożemu' ulega pewnemu zwichnięciu. (…) 'Dewocja' jest cieniem każdej religijności. (…) 'Dewocja' nie jest 'wiarą, która szuka zrozumienia', ponieważ zrozumienie zostało jej z góry udzielone. Ona 'wie lepiej'. Ona 'zna świat'. W razie czego ma 'prywatne objawienia'. Jej zwyczajną reakcją na świat jest także emocja 'zgorszenia. Świat jest 'gorszący' – oto cała prawda. I jeszcze jedno: 'dewocja' stwarza wspólnotę, w której obowiązuje jednak hierarchia. Jest kaplica i 'kapliczka'. W kaplicy umieszcza się Boga, w kapliczce 'mistrza dewocji', który dla 'pobożnych' staje się kimś w rodzaju dodatkowego 'pośrednika łask'.”

Rekolekcje, czyli zapiski z trzeciego piętra nie przekonały mnie do siebie. Większość utworów nie zachwyca ani treścią, ani formą. I choć jestem zwolenniczką wierszy „niezakręconych”, to teksty bliskie publicystyce odpychają mnie i są dalekie od literackości, bowiem tylko w niektórych daje się zauważyć oprócz znaczenia dosłownego cień drugiego dna, a przecież żeby uznać zawarte w książce teksty jako literackie, powinnam w nich znaleźć podwójną semantykę. Brakowało mi znaczeń przenośnych, symbolicznych czy alegorycznych. Tych, które potwierdzają literackość chwytów semantycznych.

Maciej Krzyżan „Rekolekcje, czyli zapiski z trzeciego piętra”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013, str. 64

Jolanta Szwarc

 

 Przeczytaj też w "porcie literackim" recenzję zbioru M. Krzyżana Tymczasem wracam do swoich (2011) - pióra Wandy Skalskiej