Buddyjski pogląd na ochronę przyrody*

Category: z dnia na dzień Published: Tuesday, 20 July 2021 Print Email

 

Janusz A. Korbel

Ochrona dzikiego życia i nadanie wartości dzikiej – to znaczy wolnej od ludzkiej ingerencji - przyrodzie stało się fundamentem dla współczesnego ruchu ekologicznego, nazywanego ekologią radykalną lub ekologią głęboką. Ciekawe, że dzika przyroda (dzika natura) była synonimem doskonałości zarówno w kulturach rdzennych mieszkańców puszcz, jak i w wielu wschodnich systemach filozoficznych.
Wielce pouczające i inspirujące dla zachodniego ruchu ekologicznego może być poznanie niektórych aspektów buddyjskiej praktyki, będących w związku z dziką przyrodą i naturalnym środowiskiem. Postać historycznego buddy Siakjamuniego związana jest w tradycji buddyjskiej z lasem: urodził się pod drzewem, pod drzewem osiągnął oświecenie, swoje doświadczenie z medytacji przekazywał w lesie i wreszcie na obrazach przedstawiających jego śmierć, czyli według buddyjskiej tradycji wejście w parinirwanę, Budda leży w lesie, pośród drzew, w otoczeniu niezliczonych zwierząt zamieszkujących las.

Gdy w 1975 roku po raz pierwszy słuchałem wykładu nauczyciela buddyjskiego uderzyło mnie, że nawiązał do ekologii. Mówiąc o zanieczyszczeniach ziemi, wody i powietrza powiedział, że musimy pamiętać, iż źródło wszystkich zanieczyszczeń jest w ludzkim umyśle. W wielu klasztorach buddyjskich były ogrody, stawy i parki, łączące się z otaczającym lasem, a służące uwalnianiu zwierząt. Kiedy obecnie w Pradze rozwinęła się tradycja wykupywania wigilijnych karpi i wypuszczania ich następnie do Wełtawy, to nie różni się ona niczym od tradycji buddyjskiej praktykowanej na Wschodzie przez wieki. Pierwsze wskazanie buddyjskie mówi, że należy nie zabijać lecz ochraniać wszelkie życie. Ponieważ owo wszelkie życie najbogaciej występuje w lesie, nic dziwnego, że rozwinęła się tradycja leśnych klasztorów. Dzisiaj najbardziej jest ona znana w wydaniu tajlandzkim.

Jeden z nieżyjących już mnichów tajlandzkich praktykujący przez kilkadziesiąt lat samotnie w lesie powiedział, że w pierwszym okresie jego mnisiej praktyki najbardziej przerażał go fakt, iż będąc w lesie miał dla siebie cały dzień, podczas którego żadna praca nie mogła go tak pochłonąć, żeby mógł uciec przed konfrontacją z samym sobą. Ta okoliczność pozwoliła mu na stopniowe dostrzeganie wszystkich zanieczyszczeń umysłu, które jaskrawo kontrastowały z doskonałością toczących się wokoło procesów. Inny mnich tajlandzki, o imieniu Teth, opisał jak praktykując w syjamskim lesie słyszał nad głową pomrukiwania tygrysów. Nazwał to najlepszą okolicznością dla praktyki, gdyż jedynym ratunkiem była taka koncentracja, że w umyśle nie pozostało już miejsca na strach, a pomruk tygrysa był tylko jednym z wielu cudownych dźwięków. Co ciekawe, nie jest znany przypadek, żeby któryś z leśnych mnichów został pożarty przez tygrysa, chociaż często je spotykali. Osobiście znam jednak amerykańską mniszkę, która straciła włosy (jeszcze przed wyświęceniem) podczas spotkania z niedźwiedziem. To zdarzenie sprowokowało ją do podjęcia praktyki właśnie w lesie.

Żyjący w latach 1906 - 1993 mnich o imieniu Buddhadasa Bhikkhu uważany jest za założyciela współczesnej szkoły dzikiej przyrody. Sam niemal całe życie spędził w lesie. Głosił, że miasto jest narzuceniem sztuczności na naturalność. Proces dostosowywania się do naturalności określał mianem pozbywania się skalań i zanieczyszczeń. Nauczał, że dziką przyrodę musimy bezwzględnie chronić, bo bez niej żadna istota nie osiągnie nirwany. Nawoływał do głębokiej reformy społeczeństwa, bez czego nie będzie ono mogło ani zachować przyrody, ani się z nią zjednoczyć. Te poglądy Buddhadasy są dość znane w świecie buddyjskim, a nawet stały się przyczyną społecznych wystąpień buddystów w obronie nienaruszonej przyrody i uformowania się świeckiej sieci zaangażowanych buddystów.
W tajlandzkiej tradycji dzika przyroda postrzegana jest jako niezastąpiony nauczyciel. Dla Buddhadasy jest czymś więcej: doskonałością Dharmy (Dharma lub Dhamma to fundamentalna Prawda). Buddhadasa różnił się od innych nauczycieli buddyjskich także w tym, że uważał iż uczeń nie musi mieć nauczyciela - wystarczą mu wskazówki dotyczące praktyki i udanie się do lasu, gdyż największym nauczycielem jest przyroda.

Zatrzymajmy się chwilę przy tym nauczycielu i jego wyjaśnieniach istoty buddyzmu, gdyż są one bliskie współczesnym ekozoficznym platformom. Buddhadasa przyrodę utożsamiał z Dharmą, dzikiej przyrodzie przypisywał immanentne dobro, a w swojej nauce wskazywał jak poprzez właściwe patrzenie na świat i przystosowywanie siebie do przyrody możemy położyć kres niepotrzebnym cierpieniom.
Zdaniem Buddhadasy tylko prawdziwy buddysta może chronić przyrodę w najgłębszym poziomie, poziomie wewnętrznym - mentalnym czy duchowym. Kiedy chronimy przyrodę na tym wewnętrznym poziomie, wówczas przyroda na zewnątrz chroni się sama (w istocie podział na zewnętrzne i wewnętrzne jest iluzoryczny). Ale jest to dla człowieka bardzo trudne, gdyż żyje on w silnym stanie dualizmu. Ta wewnętrzna natura, czy też prawdziwa natura (dzika natura) jest istotą Dharmy/Prawdy i oczywiście jeśli jest kultywowana, to natura zewnętrzna doskonale o siebie dba. Kiedy kultywujemy wewnętrzną prawdziwą naturę, wówczas nie ma w nas niczego, co by dawało pożywkę samolubstwu i egoizmowi, poza czysto biologiczną funkcją ego, która dba o zapewnienie potrzeb życiowych. Wówczas nic nie pcha do niszczenia przyrody na zewnątrz nas, a wówczas ona dba o siebie najlepiej.

Dzikie życie w przyrodzie można też nazwać prawdziwym życiem. Moglibyśmy powiedzieć - w naszej zachodniej terminologii - że kiedy człowiek niszczy dziką przyrodę, to toczy wojnę z prawdą, narzucając jej swój dualistyczny, zabójczy charakter. Buddhadasa nauczał, że zgodnie z buddyzmem wszystko jest ze sobą wzajemnie powiązane i kiedy człowiek nie powoduje “złych” przyczyn (na poziomie wewnętrznym, co natychmiast oddziałuje na zewnątrz), wówczas mamy do czynienia z cudownie powiązanym wszechświatem (mentalnym i fizycznym), który nazywamy “prawem natury”, Bogiem lub Prawdą. Ponieważ jesteśmy zbudowani z ciała, nasz organizm - jeśli go uważnie słuchamy i nie ulegamy ego-ja - kierowany jest tym właśnie prawem natury, a naszym zadaniem czy też praktyką będzie dbanie o to, by temu prawu się nie przeciwstawiać.

To bardzo trudne i właśnie dzika przyroda jest jedynym nauczycielem, który może nam w tym pomóc bez jednej fałszywej nuty. Znajdujemy w niej prawo natury, wzajemne obowiązki i rezultaty procesów.
Buddhadasa mocno podkreśla, że jakkolwiek zachowywanie dzikiej przyrody jest fundamentalną częścią praktyki i nauki człowieka, to - jeśli nie będzie on pracował wewnętrznie nad wygaszaniem swojego ego - będą się w nim rodziły próżne skłonności i ochronienie zewnętrznej natury będzie bardzo trudne. Dlatego jego zdaniem ekologia musi być także ekologią umysłu. Czysty, “dziki umysł” jest świeży (nie zafiksowany niczym), piękny, spokojny i radosny. Czyli naturalny. Jego aspekt radości jest spokojny, a nie tak charakterystyczny dla współczesnego świata wybuchowy i ciągle za czymś goniący.

Ekologia, zdaniem Buddhadasy, pojawia się tam, gdzie nie ma zanieczyszczeń zachłannością, gniewem, strachem, zazdrością i złudzeniami. Zauważa, że nie każde pragnienie jest złe. Pragnienie jest częścią świata przyrody. Złe staje się wówczas kiedy jest zachłanne. Ludzie, zwierzęta, drzewa i ziemia są jednym systemem i musimy powrócić do wspólnego dzielenia procesów narodzin, miłości, starzenia się, choroby, śmierci, a wówczas będziemy mieli mnóstwo czasu na prawdziwą ekologię.

Inny buddyjski mnich, żyjący w amerykańskim leśnym klasztorze - Ajaan Amaro - podkreśla, że musimy spostrzec swoją rolę nie na poziomie życia w rodzinie, ale także w związku z jaszczurką i drzewem. Mówi, że kiedy zaczął mieszkać w lesie, uczył się pokory postrzegając swoje ciało jako źródło pożywienia, o czym wcześniej nie myślał. Praktykując w leśnych ostępach nieczynienie niepotrzebnej przemocy stanął wobec problemu milionów komarów i innych owadów. Żartuje, że postrzegł siebie jak wielki pączek wystawiony przed firmą Dunkin’ Donuts z napisami: “Zjedz mnie! Za darmo! Nie trać czasu!”

Janusz A. Korbel

 

---------------------------------------
*Pierwodruk artykułu miał miejsce w papierowym wydaniu „Latarni Morskiej” nr 3/2006

Przeczytaj też w działach ‘proza’, ‘felietony’ oraz ‘eseje i szkice’ inne teksty J. Korbela - m. in. „Jak ginęły duże saki i smutna historia puszczańskich niedźwiedzi”, „List z ostatniej puszczy Europy” oraz "Puszcza Białowieska - mity i rzeczywistość XXI wieku", a także wywiad z autorem w dziale ‘rozmowy latarni’