Poczta lyteracka LM 3 (7) 2007

Category: poczta lyteracka Published: Monday, 07 December 2009 Print Email

Jan Chrzan

 

Janusz B. z Koszalina. „Mam cholerny zgryz. Napisałem wiersz o gołębiu, który uwił gniazdo na wierzbie przed moim domem i trafił gołębia piorun. Potem napisałem wiersz o znajomym kocie i zaraz przejechał go na ulicy samochód. Teraz chciałem napisać o moim ukochanym psie Konusku, ale na samą myśl drży mi ręka... Aż boję się pisać dalej!(...) I nie wiedziałem, że literatura może być taka niebezpieczna!”
Szanowny Panie Januszu, to poważna sprawa. Pewnie ma Pan jakieś paranormalne zdolności albo coś w tym stylu. W każdym razie żadnego pisania o Konusku. Tym bardziej o ważnych osobistościach! Można ewentualnie o kwiatkach. Jak uschną, kupi Pan nowe.
A co do niebezpieczeństw literatury. Tak. Nawet Pan sobie nie wyobraża, jak niebezpieczna to broń! Na przykład pewien z największych niemieckich poetów romantycznych napisał powieść o cierpieniach młodego Wertera, zakończonych samobójstwem. I co się stało po wyjściu powieści? Masowa fala samobójstw u Niemców!

Joanna J. z Krakowa. „Dlaczego nie drukujecie wierszy rymowanych? Dlatego, że niemodne? Jakieś uprzedzenia? Bardzo lubię takie czytać. Ale sama nie piszę (...)”
Droga Pani Joanno! Ewenement! Naprawdę Pani nie pisze!? To pierwszy znany nam wypadek, że ktoś nie pisze. Czyli są jeszcze normalni ludzie na tym świecie!
A rymowane raz u nas były. Jednego poety z Piły. I na tym się skończyły, bo inne niedobre były.

Wincenty Ch. z Gdyni. „Panie Redaktorze! Jestem emerytowanym oficerem marynarki wojennej i z nudów zacząłem pisać. (...) No i moja sąsiadka z parteru dała mi adres Waszej gazety. (...) Będzie można mnie drukować, ale pod następującymi warunkami:
1. Przyślecie mi jakieś ostatnie numery waszej gazety.
2. Jak się zgodzę na druk, to nie możecie zmienić nawet kropki. Ja wiem co piszę.
3. W podpisie musi być podana moja ranga.
4. Rezygnuję z pieniędzy za wydrukowanie, ale prześlecie je na PCK i chcę potwierdzenie z poczty.

Szanowny Oficerze Marynarki Wojennej. Po kolei. Pańskie teksty to wspomnienia, niewiele mające wspólnego z literaturą. Najbardziej podobał nam się ten o okręcie podwodnym, który przystosowano do lotów międzyplanetarnych.
Niestety, nie możemy wysłać egzemplarzy naszej „gazety”, bo wszystkie redakcyjne zeszły. Ale są do nabycia w sieci Empik-ów.
Nie odważymy się na zmianę nawet znaków interpunkcyjnych. Choćby dlatego, że nie możemy przyjąć do druku. W związku z tym nie będzie w to też zamieszane PCK.

Janusz C. z Kołobrzegu. „Mam problem teologiczny. Zamknąłem poemat o wiatrach w Kołobrzegu, ale nie wiem jak się powinno napisać na końcu: „Panu Bogu” czy „Panu Bogowi (...)?”
Może to bardziej problem, hmmm, językowy, niż teologiczny? Proszę zadzwonić do proboszcza ze swojej parafii. Albo po prostu zajrzeć do słownika ortograficznego.

Sylwia Ż. ze Szczecina. „(...) Oczywiście jak ma się piętnaście lat, to się taką lekceważy, że smarkula i w ogóle. Ale ja też mam coś do powiedzenia i piszę wiersze od szkoły podstawowej. Śmiem twierdzić, że nie są gorsze od tych drukowanych u was (...). To niesprawiedliwe, jak nie zwraca się uwagi na młodych, ani nie drukuje, tylko starych pierników! Jakby wiek decydował o wszystkim!”
Droga Sylwio. Droga Panno Sylwio. Drukujemy tylko starych pierników? Jedna z publikowanych u nas poetek miała niespełna 21 lat. I pamiętam debiut książkowy szesnastolatka, czyli autora ledwie rok starszego od Ciebie. Nazywał się Marek Pąkciński. Wydał prozatorską książkę (w „Czytelniku”) pod tytułem „Owadzia planeta”.
Czyli wiek nie jest przeszkodą. Przeszkodą mogą być tylko utwory kiepsko napisane. Pozwolisz, że zacytuję jedną ze strof przez Ciebie skreślonych:
Łzy rzęsiste kapały na świecę targaną jesiennym wiatrem,
a na nic był płacz szczery,
bo on już na siłę nawet nie wróci.
Kto moje straszliwe męki ukróci!

Jurek A. z Kościerzyny. „Znów zwróciliście moje opowiadania, a moja pani od polskiego mówi, że w życiu jeszcze takich nie czytała! (...)”
Panie Jurku. My też taki w życiu jeszcze nie czytaliśmy. I nie bardzo chcemy czytać dalej.