Sweterek

Category: proza Published: Saturday, 31 October 2015 Print Email

Anna Krasuska


- Zostaw ten sweter, bo pobrudzisz – usłyszała głos matki za sobą.

- Nie pobrudzę, mam czyste ręce – odpowiedziała, ale odruchowo je cofnęła. Już drugi raz dała się przyłapać, kiedy sprawdzała, czy niebieski sweter leży w drugim rzędzie na jej półce z ubraniami. Matka kupiła jej sweter, ale nie pozwalała go ubierać, ba, nawet dotykać. Za pierwszym razem, kiedy została przyłapana na tym, jak go po cichu zdjęła z półki i oglądała, matka zaczęła na nią krzyczeć, że to sweter wyjściowy, a nie do ciorania, i nie dała się przekonać, że ona chciała tylko na ten sweter popatrzeć. Dostała lanie i tyle.

Wyjściowy to wyjściowy. Z tym, że ona nie miała okazji do wychodzenia. Wychodzenie do szkoły czy na podwórko nie liczyło się. Z kolei rodzice prowadzili bardzo oszczędne życie towarzyskie, rzadko odwiedzali znajomych czy rodzinę, a jeszcze rzadziej zabierali ją. Więc nawet gościna u ciotki nudziary, której nie znosiła, stała się ważna, bo wtedy mogła ubrać Ten sweter. Matka wywijała jej rękawy, tak że robił się podwójny mankiet, upominała, żeby się nie garbiła, bo wtedy jeszcze bardziej widać, że sweter jest na nią za duży, i była gotowa na…

- Pośpiesz się, bo nie zdążymy na autobus – ponaglała ją matka.

Ociągając się, wkładała niebieski sweter. Mocno ją opinał, przykrótkie rękawy podciągała lekko do góry, żeby ukryć, że stały się za krótkie. Był już za ciasny i krępował jej ruchy, dlatego nie chciała w nim chodzić. Ale też nie chciała sprzeciwiać się matce, bo znała obowiązujące zasady – nie kupią jej nowego swetra, dopóki nie zedrze tego. Poza tym co miałaby powiedzieć? Że ubieranie tego swetra właśnie teraz jest dla niej przykre, bo dwa lata temu musiała nauczyć się niecieszenia z tego, że on leży na półce. Że wtedy musiała znaleźć sposób na oswojenie myśli, że ten sweter czeka nie na nią, ale na specjalną okazję. Że…

No właśnie.

Zamknęła książkę i zamknęła oczy. Wsłuchiwała się w wiatr za oknem. Przez zamknięte powieki widziała, jak liście gruszy stają się klawiaturą, której możliwości próbuje powietrze. W zależności od podmuchów słychać było proste wprawki, etiudy, nawet preludia. Lubiła taką chwilę i te odgłosy. Z kuchni dochodził odgłos życia i nakładał się na wiatr. Pewnie Adam robi sobie herbatę. Pewnie za chwilę zaproponuje, że zrobi też jej. Pewnie ona powie tak, proszę. Pewnie on zobaczy, że przestała czytać, usiądzie obok i chwilę pogadają. Pewnie o wietrze, bo on też lubi słuchać wiatru. Pewnie będzie miło. Pewnie.

Tylko dlaczego nie czuje jakiejś szczególnej radości, że on jest obok. Nic. Żadnych emocji. Lato odeszło. Jest z nim, ale to nie ma żadnego znaczenia. Sweterek ten sam, ale rękawy już za krótkie, kusy – powiedziałaby jej babcia.

 

Z pokoju obok przez wpółprzymknięte drzwi dobiegają do niej słowa reklamy – Podaruj sobie odrobinę luksusu. Używaj żelu pod prysznic o zapachu lawendy. Czy luksusem jest żel pod prysznic o zapachu lawendy? A o zapachu mięty już nie? – zastanawia się. Jeśli luksusem jest żel pod prysznic, to co jest przeciętną? Mycie szarym mydłem w cebrzyku? Demagogia ogłupi nas zupełnie, nie będzie już prawdy, do której można wrócić.

Dlaczego ktoś miałby wiedzieć lepiej niż ona, co jest jej „luksusem”. Problemem jest przecież nie to, że ona nie wie, ale to, że z tą wiedzą niewiele może zrobić. Żyje na poczekaniu. Zbyt często, o czym jest sztuka, zgadywać musi wprost na scenie.

Gdyby choć jedną środę przećwiczyć zawczasu, albo choć jeden czwartek raz jeszcze powtórzyć! – Nic z tego.

Jednak nie uważa się za osobę przegraną. Tylko czasami, no niech będzie, powie prawdę, ostatnio nawet dosyć często „gdyba”, co byłoby, gdyby…. Nie ulatuje myślami zbyt wysoko. Jej marzenia zawsze były, mimo woli, kontrolowane przez możliwość ziszczenia. I tak już zostało. Tęskniła i tęskni do sytuacji, które byłyby w zasięgu jej możliwości. Byłyby – czas przyszły, tryb przypuszczający. A ona ma 50 plus i jest przeterminowana.

Podaruj sobie odrobinę egoizmu i…  – przekrzykuje w myślach reklamę, ale nie kończy zdania, bo od razu kneblują jej usta obowiązki, praca, powinności, rodzina…

Niebieski sweterek najpierw był za duży i na szczególne okazje, a potem w ogóle nie mogła go już wcisnąć na siebie. Jakoś zupełnie nie pamięta sytuacji, kiedy pasował na nią jak ulał, a jego noszenie sprawiało jej frajdę.

Cholera, dlaczego czuje się zmęczona. Przecież jest dobrze, wiatr jest jeszcze na etapie prologu, a ona lubi swoją samotność. Ech, tylko ten sweterek przyplątał jej się w myślach. Nie w porę. Każdy ma jakiś sweterek. Ona miała niebieski.

Anna Krasuska

 

portal LM, październik 2015

 

 

Przeczytaj też na naszym portalu w dziale „poezja” wiersze A. Krasuskiej, a także recenzję jej zbiorów poetyckich Ona (2013) oraz Ona i ja (2015) – pióra A. Łozowskiej-Patynowskiej