Krzysztof Kuczkowski "Kładka. Wiersze duchowe", Wyd. Republika Ostrowska, Ostrów Wielkopolski 2016, str. 86

Category: port literacki Created: Sunday, 15 January 2017 Published: Sunday, 15 January 2017 Print Email


Jolanta Szwarc

CHŁOP MOWNY A KOT ŁOWNY Z GŁODU NIE ZEMRĄ

Na początku chciałabym się wytłumaczyć z tytułu mojej wypowiedzi. Autor wydanego w zeszłym roku tomiku „Kładka”, Krzysztof Kuczkowski w Prologu umieścił na drugiej pozycji wiersz „Mowność (I)”. Nie bardzo wiem, jak mam rozumieć ten tytuł, który odsyła mnie w czasy minione. Wtedy oznaczał łatwość wypowiadania się, elokwencję. Mowność skojarzyłam z przysłowiem użytym w tytule. Z głodu może nie zemrą, ale tak w ogóle na pewno. I nie uchroni od tego mowność. Możemy mówić, mając coś do powiedzenia i mówić, w zasadzie nic nie mówiąc, odchodzić, dochodzić wychodzić, wracać.

Pytać z naiwnością dziecka o Tam. Poeta powie – Może tam nic nie ma? / nie wiem. Całe życie towarzyszy nam „nie wiem”. Nie wiem i niepewność aż do śmierci. Tu już koniec, ciekawe, czy będzie ciąg dalszy Tam. „Ty, ty, ty, ty, ty, ty, ty, ty / czas paluszkiem grozi”. Spersonifikowany przez Białoszewskiego czas zmalał. Pobłażliwie grozi człowiekowi. Tik-tak – przesuwają się wskazówki zegara i wybierają: ty, ty, teraz ty, jeszcze nie ja, tylko jakieś ty. Waham się, chcę, nie chcę…

Zaraz, zaraz, przepraszam, już na początku źle użyłam swojej mowności i napisałam, że Krzysztof Kuczkowski w prologu umieścił… No, jak łatwo przypisuje się niezasłużenie niewłaściwym osobom właściwe zasługi, a mówili, czytaj książkę od deski do deski. Nie posłuchałam, zaczęłam od dziewiątej strony. Wróciłam i co się okazuje? Że autorem wierszy jest Krzysztof Kuczkowski, publikowane były w sześciu książkach, w latach 1992 – 2010 i te właśnie swoje książki autor zaniósł albo zawiózł, może lepiej przesłał do wydawnictwa Republika Ostrowska Tomasza Mielocha, a Tomasz M. przekazał je Małgorzacie Juda-Mieloch, która do nowej pozycji Krzysztofa Kuczkowskiego wybrała (z tych sześciu tomików) pięćdziesiąt cztery utwory, ułożyła w odpowiedniej kolejności, a że kobieta zna się na rzeczy, zbudowała jak z klocków Lego zamek do klucza, który miała w ręce. Co zaplanowała – zrealizowała – Krzysztof Kuczkowski: „Kładka” z podtytułem „Wiersze duchowe”.

Co poeta miał na myśli, a może co myślała Małgorzata Juda-Mieloch, dowiemy się z jej wstępu.

„Chodzi o zbawienie. Po męce i śmierci Jezusa serca Apostołów były jak otwarta rana. Za czczą gadaninę uznali słowa kobiet, które wróciły od pustego grobu, bu obwieścić Jedenastu, co zobaczyły. Wątpliwości i zdziwienie wypełniały dusze uczniów. Ale Chrystus, jeszcze zanim wstąpił do nieba, „oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma”. W ewangelicznej scenie opisanej przez św. Łukasza ogniskuje się jak w soczewce chrześcijańskie rozumienie istoty Pisma Świętego. Chrześcijaństwo nie jest „religią Księgi”, jest „religią Słowa Bożego, «nie słowa spisanego i milczącego, ale Słowa Wcielonego i żywego». Aby słowa Pisma Świętego nie pozostawały martwą literą, trzeba, by Chrystus, wieczne Słowo Boga żywego, przez Ducha Świętego oświecił nasze umysły, abyśmy «rozumieli Pisma»” – czytamy wywiedzione z interpretacji tej sceny pouczenie zawarte w Katechizmie Kościoła Katolickiego.

Można podjąć próbę czytania wierszy Krzysztofa Kuczkowskiego – utworów z dość rozległej czasowej przestrzeni lat 1992-2010 – właśnie przy takim świetle. Wrażliwość poety – każdego poety – na słowo jest bowiem dla niego wielką szansą, by przejść drogę podobną do drogi Apostołów. Na początku rzeczywistość słowa będzie leczeniem otwartej rany, bo jak inaczej nazwać doświadczenie nicości, które jest jedną z najpowszechniejszych traum ludzkiej egzystencji. Z dziecięcą naiwnością można przecież nie tylko przyjmować słowo Boże, ale – co przydarza się częściej – „dać się prowadzić nicości”. Gdy poeta odkrywa, że żyje w „wiecznym pulsującym teraz, które jest jak Nic”, pragnie wypełnienia „ciszy, która nie może siebie usłyszeć”.

Ale najpierw będzie to „cisza stamtąd” – zupełnie inna niż cisza wcześniejsza, bo taka, w której słychać trzcinę i szum wody. To bardzo niewiele. A kiedy słyszy się mało, następuje przecież wyostrzenie innych zmysłów: wyraźnie jak nigdy dotąd widać mokry piasek i rybackie sieci. Ponadto świat tętni tysiącem zapachów. Być może kształtuje się także zmysł wiary, któremu „nie wystarczy zachwyt nad pięknem stworzenia”. I wtedy czuje się potrzebę, by pierwotną „mowność” zastąpiły „słowa szybkie”. Potem jednak rozpoczyna się pełne napięcia oczekiwanie, bo „zwiastun Słowa przychodzi kiedy chce”.

Pomiędzy lekturą kolejnych wierszy zamieszczonych w wyborze Kładka mijają minuty, ale doświadczenie poety rozpisało tę intymną historię na lata: tak jak historia zbawienia na tysiące lat rozpisana jest w Biblii. Cóż zatem zdarzyło się potem? Punkt zwrotny opowieści stanowi tytułowa Kładka: „Po siedmiokroć słyszę szumiącą / ciszę, która jest ciszą skoczka stającego na rozbiegu” – czy aż tak obficie Duch Święty obdarował poetę, czy tylko pokazał mu bogactwo, którym może obdarować go w każdej chwili: mądrością, rozumem, radą, męstwem, umiejętnością, pobożnością, bojaźnią Bożą? Czy w poprzedzającym ten fragment obrazie trędowatego Naamana – pogańskiego wodza wojsk aramejskich, który siedem razy zanurza się w rzece i wychodzi z niej jako nowy człowiek – można widzieć poetę gotowego przyjąć „siedmiorakie dary”? A może żmudne ćwiczenie się w pokorze i siedemdziesiąty siódmy rekord w przebaczaniu dają dowód, że słowa Pisma Świętego nie zostają martwą literą?

Coś musiało się zmienić, skoro w kolejnych wierszach poeta ani nie milczy (już wcześniej wiedział bowiem, że „nie wystarczy milczeć”), ani nie „zaczyna od słów tak szybkich / żeby nie zdążyły się nazwać”, chce – jak święty Augustyn – żeby to „w Nim spoczęło serce”, a potem „w skupieniu zbiera w sobie słowa”. To ważne, bo za chwilę nastąpi wyznanie. Poeta nie byłby poetą, gdyby nie sformułował go najpiękniej, jak to tylko możliwe: „Chcę być kładką, po której przejdzie Syn cieśli”. Tylkom świadomy swego imienia Krzysztof – ‘niosący Chrystusa’ – a do tego poeta świadomy słów może powiedzieć coś takiego.

Świat nie ułatwi tego zadania, co wstrząsająco pokazuje wiersz Hiszpanka. Stąd chodzenie na cmentarz, na „kwatery wysadzone cyprysami” oraz na pustkowie, gdzie można „wieść spór z Panem”, bo tylko tak – w żywym dialogu – Słowo „zapuszcza korzenie” i „mozolnie wędruje z wysokości”, wtedy także „z każdym dniem jest jaśniej”. Dobrze wiedzieć, że to także ludzki trud, ponieważ przyjęcie Słowa to walka: „ludzkie zwierzę” modli się, ale krwawi. Trzcina nie jest „nadłamana” jak u Izajasza, lecz zupełnie złamana, choć po kilkunastu wierszach w tomie Krzysztofa Kuczkowskiego – także „wieczna”. A nad nią leci pelikan, jeden z tych, o których – jak przypominał za przypisywanym między innymi świętemu Grzegorzowi z Nazjanzu dziełem Fizjolog święty Augustyn – „powiada się, że uderzeniami dziobów zabijają swoje młode i że następnie opłakują przez trzy dni zabite we własnym gnieździe. Wreszcie matka sama siebie ciężko rani i własną swą krew wylewa na małe, które dzięki niej ożywają. Może jest to prawda, a może nie. Jeżeli jednak jest to prawda, pomyślcie, w jaki sposób odpowiada to temu, który ożywił nas swoją krwią”. Temu – Jezusowi Chrystusowi, Przedwiecznemu Słowu. W ostatniej, trzeciej części niniejszego wyboru wierszy pozostaje więc tylko Doświadczenie Słowa, które „nie potrzebuje słownika”, za to musi „zbudować dom” i modlić się, by z każdą chwilą być „bliżej” Boga (epilog Bliżej).

W jakiej mierze skonstruowany w sposób achronologiczny wybór wierszy Krzysztofa Kuczkowskiego Kładka opowiada właśnie tę historię – trzeba orzec samemu. Jednak lektura pozbawiona „sita Pisma” przyniesie zupełnie inną opowieść”.

Nie będę snuła innej narracji, bo nie byłoby harmonii, zgody, uporządkowania, a mnie nie zależy na dysonansie. Kiedy przyjdzie oskarżyciel, wysłucham, o nic nie będę się targowała. Założę, że z góry widział dokładniej. Przeproszę i zdam się…

Wiersze podobały mi się bardzo, ale tej książki tylko połowa należy się autorowi, a co poeta miał na myśli, nie wiem, bo nie on wybierał, układał i dawał wykładnię.

Zamykają mi się oczy. Noc, noc nadchodzi. Rozlewa się nicość. Wiem, że z niej urodzi się ranek i będzie się rodził każdego dnia posłuszny rozkazowi: „Stań się”.

Krzysztofowi Kuczkowskiemu urodzą się nowe wiersze, bo twórca z Sopotu dobrze stwarza. Tymczasem dziękuję za już i proszę o jeszcze.

Krzysztof Kuczkowski  „Kładka. Wiersze duchowe”, Wyd. Republika Ostrowska, Ostrów Wielkopolski 2016, str. 86

Jolanta Szwarc

 

 

Przeczytaj też w tym dziale niżej recenzje zbiorów poetyckich K. Kuczkowskiego Pieśń miłości, pieśń doświadczenia (2006 – wspólnie z W. Kassem), Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości (2007), Wiersze [masowe] i inne (2010), a też jego wypowiedź o 'Toposie' w dziale „pisma pomorza”