Anna Frajlich “Aby wiatr namalować. Tylko ziemia”, Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin 2016, str. 90

Category: port literacki Created: Saturday, 16 July 2016 Published: Saturday, 16 July 2016 Print Email


Leszek Żuliński

FRAJLICH REDIVIVA

Wygląda na to, że Anna Frajlich – nasza poetka od lat mieszkająca w USA – znajduje się w okresie dobrej, „energetycznej” weny. Jest aktywnie obecna w polskim życiu literackim. No i po poprzednim zbiorze pt. Łodzią jestem i przystanią (2013) stosunkowo szybko doczekaliśmy się kolejnego. To zbiór pt. Aby wiatr namalować. Tylko ziemia. Tom ukazał się w serii „Kolekcja eleWatora” redagowanej przez Artura D. Liskowackiego. A za tym wszystkim stoi – jak wiadomo – Paweł Nowakowski, niespożyty szef szczecińskiego wydawnictwa „Forma”. Tu, nawiasem mówiąc, dwie szczecińskie oficyny – FORMA i Zaułek Wydawniczy POMYŁKA – od kilku lat stanowią ważne centra obecnego życia literackiego. I – jak widać – nawet bociany zza oceanu chcą przysiąść na rodzinnej strzesze. Nawiasem mówiąc: czy mamy jeszcze poezję emigracyjną? Chyba już nie. Kiedyś Frajlich była w tej sytuacji; dziś po prostu mieszka poza Polską – i tyle.

Ten najnowszy tom jest nietypowy. Oba cykle były już wydane w postaci książkowej w Londynie. Aby wiatr namalować ukazał się nad Tamizą w roku1976, zaś Tylko ziemia w roku 1979. A więc retrospektywa sięgająca w odległy już czas. Czy warta zachodu? Ależ tak, bowiem należy nam się Frajlich-rediviva. Dorobek tej poetki powinien być w całości dostępny w Polsce.

W roku 1982 o twórczości Frajlich Witold Wirpsza pisał: Jest inna jeszcze cecha tej poezji. Ustawiczny rozrachunek z wierną pamięcią o starym kraju. Kraju, którego poetka nie opuściła dobrowolnie. Miałaby zapewnie prawo do ostrych słów oburzenia, jeżeli nie nienawiści, to choćby rozgoryczenia. Ale nic z tego; nie wyczuwa się nawet mówienia przez zaciśnięte zęby. Wspomnienia poetki o Polsce, o Warszawie, o Żoliborzu są całkowicie pozbawione żółci, mimo że są intensywne, gęste, związane z życiorysem wewnętrznym; więcej jeszcze: daje się wyczuć w nich łagodną pogodę…

Ech, dzisiaj to wszystko pokrywa się już nowym kurzem, więc teraz, z perspektywy lat, być może każdą twórczość emigracyjną warto czytać od nowa.

Ja szukałem w lekturze tych dwóch cykli przede wszystkim spraw uniwersalnych. Tak, ładnie się one w tych cyklach „ścielą”. To poezja nieprzegadana, obrazowa i dosyć intymna. Zapisująca refleksje, nastroje, pejzaże wewnętrzne… Trzeba pamiętać, że te wiersze były pisane ponad trzydzieści lat temu – wtedy jeszcze nie kształtowała nas żadna nowa fala ani mówienie wprost. Ale nie znajdziemy tu też ewidentnego tradycjonalizmu. Frajlich pisze swoim „interiorem”, swoją wrażliwością, swoim ego.

W Aby wiatr namalować znajdujemy m.in. tytułowy wiersz tego cyklu. Przytaczam go w całości: Jeszcze się kroplą deszczu kładziesz / na mych wargach / jeszcze cię sen pamięta pod ciężką powieką / ale już dróg nie strzegę / poplątałam nici / nie dowiem się jak blisko / jesteś jak daleko / jeszcze się tylko krzykiem Twojej krwi odezwę / nagłym bólem zatrzasnę jak drzwi niedomknięte // aby wiatr namalować – trzeba poznać trzcinę / tak strzelistą wśród ciszy i w czas burzy / – zgiętą.

Proszę zauważyć, ile tu konkretów, które jednak niczego dokładnie nie konkretyzują. Bo Frajlich pisze obrazami, skojarzeniami, pejzażami, nastrojami, aurą. Tu mamy do czynienia bardziej z reakcjami duszy i wyobraźni niż z desygnatami realu. W tych wierszach liczą się doznania i wyobrażenia. Ale one opowiadają rzeczywistość już przetworzoną w doznanie immanentne. Pointa tej trzciny – bardzo piękna. Tak, trzcina umie być i strzelista, i chwiejna. Jednak Pascalowska „trzcina myśląca” kojarzy mi się najmocniej z klimatami tego zbiorku.

Frajlich jest „poetką intymną”, wsobną, refleksyjną „do wewnątrz”. Jeśli do tej pory kojarzyła wam się z „rewolucjonistką” nie wypuszczająca z rąk drzewca flagi 1968 roku, to rozczarujecie się. Uściślijmy: pozytywnie!

Drugi cykl – Tylko ziemia – powstał, przypominam, w trzy lata po tym pierwszym. Widać już tutaj większy „rozrzut” tematów, wspomnień, impresji, ale wciąż Frajlich karmi się (i nas) bardzo osobistym i introwertycznym przeżywaniem życia. Te wiersze są jakby „lżejsze” – chyba prywatność autorki umocniła swoje „prawo do impresji”. Cytuję wiersz pt. "Metamorfozy": Tam gdzie stałam tam stoję / tylko inna rzeka / obmywa stopy moje / inne w rzece ryby / tam gdzie byłam tam jestem / tam na ciebie czekam / tylko liście opadły / zmatowiały szyby / jestem taka jak byłam / raz szepczę / raz krzyczę / tylko głos się inaczej odbija od ściany…

Widać postępująca prostotę tej dykcji; jej komunikatywność nie stwarza problemów interpretacyjnych, w zasadzie w żaden sposób nie można by określić autorki mianem poetki-doctus. I te inklinację bardzo tu cenie. Frajlich w bardzo komunikatywny sposób opowiada swoje marzenia, oczekiwania, nastroje. Na pewno nie jest „poetką reistyczną” – jest absolutnie „wsobna”. Dlaczego tak się temu dziwię? Ano dlatego, że po tej lekturze musiałem zmienić swoja wiedzę o tej autorce. Do wczoraj – gdybym miał w domu galerię znanych kobiet – powiesiłbym portret Anny Frajlich gdzieś niedaleko Dolores Ibarruri, a teraz raczej przy – dajmy na to – Poświatowskiej.

Ostatnia refleksja powinna postawić pytanie, czy po tylu latach te wiersze się „postarzały”? Hmm, owszem, tu i tam jakbym znajdował i język, i obrazy, które dzisiaj szukałyby dla siebie nieco innego brzmienia. Ale daleki jestem od stwierdzenia, że te wiersze „zwietrzały”. O tym nie ma mowy. Zaś poetka pisała i pisze nadal. Jest kimś ważnym w naszej literaturze. Zaś jej coraz częstsze pojawianie się na naszych półkach to sprawa istotna, bowiem ocalająca pamięć pokolenia ’68 – bardzo, bardzo ważnego w historii po 1956 roku. To były roczniki, które przyniosły nam nową literaturę.

Anna Frajlich “Aby wiatr namalować. Tylko ziemia”, Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin 2016, str. 90

Leszek Żuliński

 

Przeczytaj też w „porcie literackim” naszego portalu recenzje książek A. Frajlich Laboratorium (2010), Czesław Miłosz. Lekcje (2011) – pióra Wandy Skalskiej, a też Łodzią jest i jest przystanią (2013) – autorstwa Agnieszki Tomczyszyn-Harasymowicz