Jerzy Lucjan Woźniak: „Drzewa przy drodze”, Fundacja im. Jana Kochanowskiego, Sosnowiec 2014, str. 120

Category: port literacki Created: Thursday, 07 July 2016 Published: Thursday, 07 July 2016 Print Email


Anna Łozowska-Patynowska

„DRZEWIEJ”, MOCNIEJ, GŁĘBIEJ…

W książce Drzewa przy drodze Jerzego Lucjana Woźniaka, stanowiącej kolekcję wierszy z różnych jego zbiorów pisanych na przestrzeni lat, rośnie wiele drzew, tych karłowatych i strzelistych, prostych i wygiętych. Jest to odniesienie do procesu poszukiwania znaczeń świata na drodze interpretacji, procesu wielokierunkowego, czasami prowadzącego do nikąd. Woźniak nie chce, abyśmy błądzili w tym lesie, chce nas z niego wyprowadzać, dając wskazówki, budując kolejne punkty orientacyjne, drzewa rosnące przy drodze.

Świadectwem czerpania przez Woźniaka Herbertowskich inspiracji jest nie tylko bezpośrednie odwołanie do tego poety, jak w wierszu „Zbigniew Herbert”, ale i zaprowadzenie w swoich wierszach retorycznego ładu i klasycznego porządku mentalnego, „scalenie” świata wewnętrznego metodą ujarzmiania chaosu poprzez stopniowe dawkowanie wzruszenia. Ale umiarkowany klasycyzm zakłada „życie wciąż w ruchu”, istnienie pośród i wobec istniejących już tekstów kultury. „Pan Cogito”, który „staje do powtórnej fotografii” to osoba wpisana w świat tekstu, człowiek uniwersalny stworzony przez przeszłość, teraźniejszość i opierający swoją tożsamość o przyszłość. Jego egzystencja współkonstytuowana jest poprzez pamięć pokoleń, które mieszkają w nim samym, dlatego Woźniak pisze: „listopad/miesiąc twarzy”. Człowiek w utworach Woźniaka istnieje poprzez ciągły niepokój, jest zatroskanym czasem wędrowcem, który zawierzył bezgranicznie naturze.

Człowiek w liryce Woźniaka to wieczny „turysta”, odkrywający znaczenia świata, wyprawiający się, jak Dante Alighieri, nie tylko w głąb lasu, w którego ciemności kiełkuje nowy sens, ale i „z lasu w las”, zatem udający się w krainę  polisemantyczności słowa. Jego wyprawa jest okupiona „trudem”, ale i satysfakcją z jego podjęcia, jak  w wierszu „Turysta”, w którym czytamy: „po powrocie/ długo układa się w tobie/ do snu/ przebiegająca sarna/ i krzyczący ptak”. Świat jest tu zadziwiającym doświadczeniem, ale tylko wtedy, gdy potraktujemy go jako wyzwanie i jednocześnie wezwanie. Na tym „zachłyśnięciu się” światem opiera się proces samorealizacji człowieka.

Woźniak charakteryzuje świat jako ekosystem. Natura ma u niego jednak szerokie konotacje. Jest to ludzka wrażliwość. Zatem to, co najbardziej przeraża poetę to wciągnięcie samego człowieka w fazę jego unicestwienia. Człowiek w poezji Woźniaka został wpisany w naturę i wcale nie pragnie się z niej wydostać. Przyroda osłania człowieka, broniąc go przed zatratą samego siebie w świecie antywartości. Natura u Woźniaka to ratunek przed nicością, to gwarant pełni człowieczeństwa. Ona dopełnia skarlałego człowieka, czyniąc go wewnętrznie ożywionym („na szorstkich korzeniach/ pod którymi żyje woda”).

Świat to nie tylko organizm, to stałe spoiwo z Absolutem, jak w wierszu „W wysokogórskiej dolinie”. Natura zwija się przed człowiekiem, jak w wierszu „Apokalipsa”, gdzie czytamy: „potoki górskie uciekają do wnętrza ziemi”, a w świecie marnieje sam człowiek. Woźniak ukazuje wielokrotnie wizję „trumnowiska”, które ma szansę ożyć. Człowiek w omawianej liryce musi podjąć ryzyko wyprawy w celu ratowania natury, a sam wypełniony widokiem przyrody dokonuje wewnętrznej interioryzacji znaczeń otaczającej przestrzeni. On właściwie staje się światem, „cały milczy/ cały patrzy/ cały słucha”, zaczyna stawać się komponentem natury. Ponadto istota ludzka współuczestniczy w budowaniu modlitwy świata do Stwórcy wszelkiego istnienia. Człowiek sam staje się modlitwą. W ten sposób moment spotkania z naturą może być uznany za przyjęcie do siebie mocy kreacyjnej, jak w wierszach Kazimierza Przerwy-Tetmajera.

Las to u Woźniaka przestrzeń integralna człowieka, sfera wolności i wybawienia. Dlatego mówiąc o „umarłym lesie”, poeta zaczyna kreślić ilustrację ludzkiej śmierci wewnętrznej. Woźniak zadaje nam bardzo ważne pytanie, co nas czeka, gdy dożyjemy już sędziwego wieku, jak oczekiwać będziemy na śmierć, w jakich okolicznościach przyjdzie, czy się jej spodziewamy, czy nie oraz na ile i czy w ogóle jesteśmy gotowi na to spotkanie, które może, lecz nie musi być wyjątkowe. Wszystko zależy od perspektywy, patrząc z boku na drzewa, śmierć nas nie interesuje, patrząc „od środka” jest to najważniejsze spotkanie z kresem, do jakiego musimy dojrzeć. Poeta chce w czytelniku wzbudzić wątpliwości, rozproszyć jego uwagę, by, paradoksalnie, skoncentrował się maksymalnie na tym, co ma mu zostać przedłożone do namysłu.

W „Powrocie z wycieczki” poeta przedstawia przestrzeń sacrum, która jest częścią aktualnego świata. Bohater, przechadzając się po górach, dostrzega piękny widok, który jawi się przed jego oczami nie tylko jako zapierający dech krajobraz. Górski potok spływający w centrum mistycznym gór to ożywczy strumień wiary przepełniający przestrzeń szlaku górskiego pojmowanego tutaj jako świątynia. Człowiek wpisany w ten świat i jednocześnie kontrastujący z nim, „klęczy w sobie”. Wiara wzmaga się w jego wnętrzu, a modlitwa „kaleczona” jest o „Żebra górskich brzegów”. Świat dla Woźniaka jest naczyniem pełnym ciszy i skupienia, pośrednikiem dialogu Boga i człowieka.

Ale ten piękny świat, realny do trzewi, potrafi być także okrutny, jak w wierszu „W szpitalu”. Świat jest bezlitosny, gdy „korytarzem (…) jedzie ostateczność”, kiedy przed człowiekiem rozciąga się obojętność. Śmierć można oszukać, śmieci można uniknąć, jak wydaje się człowiekowi „obserwującemu/ kołującego ptaka za oknem”, ale nie ominie się istniejącego obok nas świata. W wierszu „Hartowanie” Woźniak mówi o pozyskiwaniu świadomości własnej egzystencji. Ten proces jest żmudny, jest pragnieniem odnalezienia „kropelki krwi”, aż w końcu brutalnym drążeniem, zabijaniem tego, co najpiękniejsze, unicestwianiem „niebieskich oczu” drugiej osoby.

Poeta jest świadomy, że ludzkie poszukiwanie biegnie obok drogi właściwej, a dochodzenie do jego istoty odbywa się poprzez tortury i wyrzeczenia. Choć samoumartwianie się to właśnie metoda walki z obojętnością, ze śmiercią, która nie będzie jej wynikiem. Podmiot liryczny, prowadząc potyczki z formą układanego tekstu, poprzestaje na zadaniu pytania o jego zawartość. Nie chodzi tu o powielanie podziału na formę i treść, lecz o poszukiwanie jej fundamentu, który przecież skrywa się w samym człowieku. „Hartując” się tekstem, powiększając swoją odporność na przelewane na papier emocje, człowiek oszukuje samego siebie, bo jego egzystencja jest krucha i delikatna.

Miejscami wydaje się, że Woźniak podąża za myślą Kanta, gdy czytamy: „gasnące gwiazdy/ na niebie/ i we mnie”. Podmiot w wierszu jest osobą coraz bardziej zdającą sobie sprawę z „zapadania się” w sobie, pogrążania się w niedoskonałości swojej natury. Mając tę świadomość oddziaływania czynników autodestrukcyjnych, człowiek w liryce Woźniaka dojrzewa do spotkania ze sobą samym.

Poeta odrysowuje na mapie lirycznych myśli punkty zaczepienia swojej wiary, która jest chwiejna, bo nie może być podbudowana bezgraniczną radością, ale jest również obwarowana rozpaczą: „Bądź ze mną na złe/ przede wszystkim na złe”, jak w wierszu „W lesie”, gdzie cisza ludzkiego wnętrza sama staje się rozgrzeszeniem. Las w poezji Woźniaka nie jest zwykłym miejscem. To rzeczywistość szczególnego zwrotu metafizycznego, świat znaczeń nie do okiełznania, metaforyczna struktura piętrząca się w człowieku, rozrastająca się w jego wnętrzu. Las, silva rerum, świat rzeczy to miejsce starcia licznych problemów egzystencjalnych wyrażanych przez podmiot liryczny na zewnątrz i duszonych w środku. W wierszu „Muśnięcie” czas „przenika człowieka”, sięga do jego głębi, czas zostaje wpięty w ramy liturgii, w rzeczywistość holistyczną, gdzie współistnieją ze sobą przeszłość z przyszłością. Rozważania poety to próba „zrozumienia i przeniknięcia czasu”, ale jest to próba wielokrotnie podejmowana, lecz nie dokonana.

Woźniak w wierszu „Odpowiedź redaktora” uważa, że liryka nie jest systemem, w którym każde słowo musi znaczyć to, co znaczy. Poezja to pozasystemowa opowieść o świecie, w którym „nie ma konkretu”. Dlatego utwór mówi o codzienności, która się wlecze, o chwilach, które zachwycają, choć ludziom stojącym obok zdają się „puste”. Dlatego podmiot liryczny w wierszu poszukuje nowego „ostrego widzenia światła”. Ale poezja nie ma być dialogiem. U Woźniaka ona ma być dialogiem przejawiającym się w monologu. Poza tym ma stać się znaczeniem zapośredniczonym w świecie, który nie zawsze jest piękny i wzniosły, ale zawsze autentyczny. W tym wymiarze martwota i pustka to chyba ostatnia rzecz, która można zarzucić poecie.

Liryka Woźniaka to nie jest „cierpienie wydrążone cierpieniem”, ale poezja jasna, której komponentem jest bytowanie wespół z ciszą i milczeniem. Ale jednocześnie jego poezja mówi o radości świata, którą można utracić przez nieuwagę bądź zwyczajne zobojętnienie na świat. Woźniak chce, aby człowiek wykreowany przez niego w tekście pielęgnował uczucia, by nie zapominał w tej samotności o istnieniu Boga w świecie drugiego człowieka.

Jerzy Lucjan Woźniak: „Drzewa przy drodze”, Fundacja im. Jana Kochanowskiego, Sosnowiec 2014, str. 120

Anna Łozowska-Patynowska