O ksiąg pożyczaniu

Category: felietony Published: Tuesday, 17 November 2009 Print Email

Lech M. Jakób

Kto jest księgolubem zrozumie. Komu książki mało znaczące lub obojętne najwyżej uśmiechnie się z zakłopotaniem. Chcę wspomnieć o pladze; czym, co spędza sen z powiek właścicielom domowych księgozbiorów. O nieuczciwych pożyczaczach. Swój księgozbiór buduję od przeszło czterdziestu lat od młodzieńczych czasów. To moje oczko w głowie. Starannie dobieram tomy, ulubionym tematom i autorom przeznaczam lepsze półki: miejsca eksponowane, czyli łatwo dostępne. I właśnie one, z racji dostępności, bywają najczęściej penetrowane przez odwiedzających.
No proszę, nie znam tego. Tylko na dwa dni wezmę, zgoda? - słyszę. Nie siedź jak żaba na złocie, "Książki żyją, gdy są czytane". Dziesiątki wariantów podobnych argumentacji. I ulegałem. Pożyczałem... Naiwnie tłumacząc sobie: skoro na dwa dni tylko, to chyba mi nie ubędzie? Wygląda na uczciwego. Albo: dobrze mówi, książce najlepiej robi nowy czytelnik. Trzeba się dzielić. Przyjacielowi się nie odmawia. Głupio powiedzieć nie. I pożyczanych książek z latami ubywało. Dosłownie. Przepadały, niczym śnieg po zimie. A jeżli drogą delikatnych napomnień, zabiegów, później podjazdów, na koniec wreszcie ostrzejszych uwag wracały, ich stan jakże często wołał o pomstę do nieba. Zagięte rogi, poplamione okładki, spuchnięte i rozłamane grzbiety, niefrasobliwe podkreślenia*. Albo wręcz żywcem wyrwane strony zwłaszcza z wydawnictw albumowych. Krew zalewała. Serce bolało. Mówiłem sobie: Jakób, natychmiast stwórz czarną listę i tym z tejże listy nie waż się bogactw twojego księgozbioru użyczać!
Gdzie tam. Złość mijała i ponownie się nabierałem. I znów uwodziły kolejne solenne obietnice. W ten sposób przepadło wiele ksiąg. Między innymi. Wstęp do psychoanalizy. Zygmunta Freuda, "Karafka La Fontaine'a" Melchiora Wańkowicza, pierwszy tom sześcioksiągu. Bolesław Chrobry. Antoniego Gołubiewa (teraz szukam ubytku tamtego wydania po antykwariatach wydania w płótnie), Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów. Arthura Schopenhauera, O istocie filozofii. Wilhelma Diltheya, dwujęzyczne wydanie wierszy wybranych Johna Donne'a (w 72 tłumaczeniu Stanisława Barańczaka), wiersze zebrane (publikacja
Ossolineum.) Rafała Wojaczka, przepięknie edytorsko opublikowane ćwierć wieku temu .Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów. Giorgia Vasarego czy w skórę oprawiony. Pan Tadeusz.
Zdekompletowane zostało paryskie wydanie .Dzienników. Witolda Gombrowicza, z dużym ryzykiem i nielegalnie przewiezione w 1980 r. z zagranicy przez moją siostrę (specjalnie dla mnie), podówczas jeszcze
studentkę medycyny. Przykłady mógłbym mnożyć. Za. chyba najwięcej przygód miała książka Władysława Tatarkiewicza. O szczęściu. Obecnie w moim księgozbiorze jest czwarty jej egzemplarz. Dwa
przepadły u nieuczciwych pożyczaczy, trzeci został zwyczajnie wykradziony... Lecz bezczelne kradzieże to osobny temat. Z oporami zwracający książki demonstrowali zdziwienie w obliczu mojej niecierpliwej chęci odzyskania "książczyny". Słyszałem nieraz:O co się pieklisz?. To tylko zadrukowany papier. Nie zawracaj gitary, kupię ci nową, ta książka ma iks tysięcy nakładu. Jeszcze inni (Bóg z nimi!) - do końca niezwracający pożyczki - ostentacyjnie zrywali kontakt, sugerując przesadność reakcji. Jakże wiele znajomości w ten sposób legło w gruzach!
Dziś, po latach doświadczeń z użyczaniem prywatnych książek, stałem się bardziej ostrożny wobec nawiedzających gości. Przede wszystkim, jeśli nie muszę, nie wprowadzam ich do gabinetu, gdzie gros księgozbioru. A jeżli już kto. tam trafi, z miejsca zastrzegam, że dotknięcie jakiegokolwiek grzbietu książki bez mojego przyzwolenia grozi śmiercią. Na wszelki wypadek przy półkach umieściłem dostatecznie
sugestywny znak: rysunek trupiej czaszki z piszczelami przekreślonymi czerwoną błyskawicą. Owszem. Kto chce, niech wierzy; kto chce, niechaj nie wierzy. Ale jestem w stanie zabić dla książki. Zwłaszcza dla książki, która jest jednym z moich najwierniejszych towarzyszy - a tych jest nadal legion. Uśmiercić, trwale okaleczyć, a przynajmniej srogo się zemścić...
Nie pożyczaj zły obyczaj. Nie oddają jeszcze łają! powiadało stare przysłowie. Cóż, gorzka wymowa tej maksymy nic nie straciła na aktualności.

-------------------------------------------------------------------------------
*Sam nie jestem wolny od tej przywary, niestety. Ale przynajmniej nie bazgrzę na marginesach książek cudzych!

Latarnia Morska 1/2006