Notatki na marginesach (32)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: czwartek, 02 kwiecień 2020

Bartosz Suwiński

KOTLINA. PLUM, PLUM, PLUM

1.
Sroka nad strugą wybiera dziobem grudki gliny. Z największą z nich, leci nad liniami energetycznymi, a w słońcu mieni się refleksami, których nie spotkasz w języku. Janek do mnie podczas dzisiejszej kąpieli: „Ale ty masz oczy zmęczone”. I: „Szaławiła siedzi”. To zaczynam się prężyć i wydurniać, ściągam koszulkę i napinam bicepsy, a Janek kwituje: „Tata, ty jesteś głupi”.

2.
Krokusy pod magnolią. Przylaszczki pod świerkiem. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję tylko, że pierwsza mucha pojawiła się trzynastego marca, a biedronka dwa dni później, natomiast osiemnastego o szybę uderzył bąk. Ponadto kurz przyklejony do promienia. Zaschnięta plama po gnojówce na której wylądował motyl. Zawilce i żonkile. Zięba i sierpówki. Kopciuszek. Czarnogłówka na trzcince. Lubczyk, roszponka i oregano. Tulipany otwierają się do południa i zamykają do wieczora. Suche witki brzozy. Hiacynt zgnębiony przymrozkiem. Ziemia w skorupkach z jajek i w popiele.

3.
Gdzie w oczach spotyka się koniec i początek? Czy droga zawsze musi prowadzić do celu? A może dlatego nigdy na nią nie wstępujemy, bo zaczyna się tam, gdzie kończą się oczekiwania? Dlaczego dzisiaj wszyscy wszystko wiedzą, a nic nie rozumieją?  Nikt nie znajdzie tego, czego szuka. Szukanie jest sensem życia, które nie ma sensu, kiedy się znajduje. Obraża się ludzi tylko naprawdę wtedy, kiedy z pogardą mówi się o ich sposobach na nudę. Co my wiemy naprawdę, poza tym, że umrzemy? Miłość na moment oddala smutek, a wraz z nim pytanie: co jest autentyczne, a co fałszywe? Potem wraca, i boli bardziej. Kiedy rezygnujesz z głosu w głowie, wtedy pojawia się nastrój. Dlaczego wszyscy marzą o tym, co ma nas za nic? Czy poza milczeniem, coś jeszcze oczyszcza nas z brudu? Czy jedynym wyjściem jest postawić na życie, a nie na jego sens? Do serca nie może napadać nic prócz śniegu? Nie może dać nam wolności ktoś, kto sam jej nie ma. Dzisiaj już nie jest się w drodze, tylko zmienia się miejsca, szyldy, tła. Co się liczy, jeżeli poza muzyką, wszystko to istnienie? Czy jak dowiemy się, co z sobą począć, będzie nam lżej? Czy mieć rację - to nie jest najgorsze? Co jest nie do zniesienia w języku? „Dopóki nie wierzę słowom / Słowa nic mi nie zrobią” (Kora).

4.
Chodzimy z Jankiem słuchać rzeki, wypatrujemy ptaki (teraz są pobudzone jak po energetyku z setką), poznajemy kwiaty, znosimy z pól kamienie.  Kilka dni temu wypatrzyłem pierwszego drozda śpiewaka w tym roku. W zeszłym tygodniu kosy wróciły do gniazd na ogrodzie, a dwie zawadiackie sójki robiły remanent po drzewach, przeganiając drobnicę ze świerku i klona czerwonego. Wróblowate, krukowate i drozdowate mają się dobrze. Wiatr: „Ogniu, pal się we mnie. / Krzyku, krzycz we mnie. / Ciszo, milcz we mnie. / Wietrze z czterech rogów świata, / wiej przeze mnie” (Anna Świrszczyńska).

5.
Podrzucamy z Jankiem strużyny po jabłkach po kątach i rzucamy rodzynki na trawę. Dzisiaj widzieliśmy jak kąpiąca się w oczku wodnym samica kosa pogoniła wróbla i rudzika, choć ten drugi był zuchwały, a jego turkot brzmiał jak silniczek od laktatora. Nagrywam ptaki o świcie i o zmierzchu i rzekę. Przycinam kwiaty i bluszcze. Patrzę na krokusy, zawilce, przebiśniegi, przylaszczki. Zamiatam liście, rąbie drzewo. Zaaresztowałem siebie na czas. Janek: „Dominiczka, Dominiczka, patrz kobieto”.

6.
Kos, ptasi partyzant, wybiera dziobem rodzynki, jer kręci się przy zmarniałym krokusie, pod magnolią. Wczoraj garść rzuciłem, aby wiosna była dla ptaków otwarta suszonym owocem. Drugi dzień wiosny, jasne wyłazi spod szarego. Prószy śnieg na siniaku ziemi. Ptak z białą obręczą na szyi wierci się na lipie i początkowo biorę go za turkawkę. Chwyta drobne gałązki dziobem i przelatuje z nimi pod rynnę na stodole. Grzywacz szykuje się do lęgu. Zaprowadzi mnie w dzikie nasiona, porwane pędy.

 7.
– Witam Pana, Bartosz. Zwracam się do syna.
– Witam, Michał.
– Co robisz, Michałku?
– Rozrabiam.

8.
Obudzone wiosną mrówki. Naliczyłem kilkanaście kopców. Mrowisko uczy, że wszystko może się zdarzyć i wszystko jest zrozumiałe, a niezgoda rodzi się z nieumiejętności odkrywania w znoju, harmonii. Trud jest tragiczny ponieważ jest wspaniały. Nie ma akceptacji bez rozpaczy nad sobą. Tak szumiało dzisiaj w lesie. Najgorzej być skazanym na konieczność. Ratunkiem naszym jest miłość, lecz nie ta. Janek patrząc na mamę: „Co tu robi, Bisia?”. „Co to się stało?”.

9.
W Bystrzycy Kłodzkiej NSDAP pojawiło się jako pierwsze na Dolnym Śląsku, w 1939 roku, i stąd infekowało dalej, krok drugi robiąc w stronę Lądka. Szukam kamienia, a w zasadzie głazu, z którego Hitlerjugend czerpało siłę na wieczność. Ich siedziba mieściła się na szpicy Huty, z Wójtowicami w tle. Wyobrażam sobie Fort Wilhelma i ciężarówki zwożące tu zgrabione, żydowskie i polskie, złoto. Teraz snuje się w cieniu resztek fortyfikacji, jakie rozsiane są po lasach, zwanych chłopskimi. Ostatni dzień marca. Między Wójtowicami, a Hutą, pomiędzy końcem świata, a końcem świata. Nagle postanawiam zboczyć ze ścieżki i odbić w lewo. Przedzieram się przez las, na śnieg ani jednego śladu. Po lewej stronie, dostrzegam czerwoną wstążkę zawieszoną na świerkowym wiechciu. Jeszcze nic mi to nie mówi. Idę dalej, choć udziela mi się nieokreślony niepokój. Dostrzegam chatkę, w miejscu, gdzie las schodzi skarpą w dół. Wciąż nieproszony. Obchodzę ruiny, wchodzę przez zawalony front do środka. Patrzę na drewniane tabernakulum, gdzie JHS wpisane zostało na niebieskim tle, z białym kwiatem z lewej, a czerwonym z prawej. Teraz już wiem. Przede mną leży ołtarz, a igły drewnianych beli odstraszają jak widły wściekłego owczarka. Czerwona wstążka miała mnie ustrzec przed urokami, abym w drodze do leśnej ustroni, nie mamił myśli ułudami. Wygrzebuje się na zewnątrz, słucham dłuższą chwilę jak śpiewają ptaki pochowane po sosnach i świerkach. Wracam tą samą drogą. Pa kapliczko, pa ptaki. Stoję pod świerkiem za potrzebą, zapinam spodnie, obracam się do tyłu, a za mną stoi burek. Patrzymy na siebie, a on po moich śladach idzie do góry, skręca w lewo, w miejsce gdzie łąka przeciera się z lasem, obraca się w moim kierunku i patrzymy sobie w oczy. Budujemy dalej konteksty dla głosów wołających Cię po imieniu. Spojeni słowem, które powiedziane na głos, dołącza do innych, przestaje być.

10.
– Tata, pyszny ananasek idzie. Po czym podbiega do pilota, przykłada do ucha i mówi: „Hej Dominika, co tam, nie ma cię tam, papa mama Dominika”.
 
Bartosz Suwiński

 

Przeczytaj też wcześniejsze odcinki „Notatek na marginesach” B. Suwińskiego, wiersze autora w dziale 'poezja', a także w 'porcie literackim' recenzje jego tomików: Bliki (2013), Odpust (2013), Uroczysko (2014), Wyraj (2017), Bura (2019) oraz książki eseistycznej Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej (2017)