„Krew” Joanny Chachuły

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: poniedziałek, 02 marzec 2020

Leszek Żuliński

WSTĘPOWANIE DO LITERATURY

Na plecach okładki czytam: Joanna Chachuła – ur. w 1968 roku w Suwałkach. W 2016 roku wydała tomik „Czarny kot”. Laureatka Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Mieczysława Czychowskiego. Współorganizatorka sieradzkiego Ogólnopolskiego Festiwalu „Noc poezji i muzyki”. Mieszka w Sieradzu.
Niewielki to jeszcze dorobek, ale myślę, że sporo obiecujący. Najpierw zatrzymałem dłużej wzrok na wierszu pt. Chusta Weroniki. Oto on: Materiał obcisłej sukienki / pieści ciało Weroniki, szminka koloru krwi maluje / usta w modnym kształcie. // Weronika nie musi wierzyć w blask / rozświetlający noc narodzin. // Obcasy raniące kamień / kołyszą biodrami Weroniki, / lgną do nich lepkie spojrzenia. / Mężczyźni wódką nawilżają gardła. // Weronika nie musi wierzyć w chrzest / zimna wodą Jordanu kapiącą z dłoni Jana. / Kieliszki i kołnierzyki koszul znaczy szminka, / ale usta Weroniki pozostają nieme, / pachnące ciało nietknięte. // Weronika nie musi wierzyć. // W ogrodzie schnie chusta, / białą jak śnieg.
Ciekawy, sensowny wiersz. Ale na początek ujął mnie jego normalny zapis (co dotyczy wszystkich tych wierszy). Otóż mam już dosyć tych wygibasów: zapanowała moda na zapis bez interpunkcji itp. Tylko po co? Niby ma być lepiej? Pani Joanno, niechaj Pani nadal pisze tradycyjnie.

Zatem: czy te wiersze są tradycyjne? Otóż nie! W nich jest aura i sens opowiadające wewnętrzne przemyślenia i doznania życia. Tego typu wiersze nazywam zazwyczaj „wsobnymi”. I teraz wszystko rozbija się o to, jaką wartość ma ta „wsobność”.

Wiersz pt. Nowa Ofelia poprzedza motto z Rimbauda: …jak wielka lilia płynie Ofelia biała. Przeczytajcie: Ofelia z cierniem w płatku nosa, / z figami piersi i skrzydłami łopatek, / zrodzona z wody / nie przegląda się w niej. // Nie była nigdy w klasztorze, / ale często ma sen pełen zamkniętych drzwi. / Ofelia o pustynnym sercu / staje przed wyborem: siłownia czy basen? // Może skrzydła zanurzone w błękicie / ułatwia podróż? // A więc basen? / Sen?
Znakomity to wiersz o zupełnie zwykłej dziewczynie, którą Autorka zderzyła ze sławną szekspirowską postacią. Tak oto zwyczajność została „nobilitowana” do przeżyć, które wszystkim się zdarzają.

Bardzo w tym zbiorze uwiodła mnie kulturowość „pejzażu egzystencjalnego”. Dla przykładu cytuję kolejny wiersz pt. Wieczerza przed podróżą: U progu nocy jeszcze ciepło. / Z kielicha sączy się pieśń / kobiet zbierających winne grona. / Bochen chleba spokojnie / wtula się w drewno stołu. // Ciemność kładzie już palec na usta, / ale dziś nie przynosi ukojenia. // Jutro trzeba wyruszyć. / Do Damaszku, do Rzymu, // a ciało jest takie kruche. // Milcząca pustynia / milionami ziaren piasku / dotyka śladów stóp.

Jest w tych wierszach coś „ponadczasowego”. Chachuła nasz obecny świat i naszą przyziemność wprowadza do „kulturowego ogrodu”. Jakby szukała toposów egzystencjalnych, które są wieczne (choć najczęściej o tym nie wiemy).
Przecież te wiersze mogłyby być odziane w codzienność i zwyczajność. Jednak tu panuje inna aura. Dowartościowująca nas – o czym nie wiemy.
Podczas lektury niemal natychmiast zorientowałem się, że te wiersze unikają zwyczajności i tzw. behavioru. Pospolitość życia nie ma tu prawa wstępu. Tu jest „nadwartościowość” naszego istnienia.
Powiecie: kto o tym myśli?, kto o tym wie? Hm, ja po tej lekturze długo jeszcze byłem kimś innym niż byłem. Rzecz w tym, że przyziemność wpycha nas w kozi róg. A Chachuła nas z powszedniości wyciąga.

Na koniec jeszcze jeden wiersz (dedykowany Krzysztofowi Kuczkowskiemu) pt. A jeśli żyjemy na ciele Boga: Ostrzami pługów rozrywamy pasma traw, / zamiast zaplatać w warkocze. // Boga nie ma – mówią badacze, / wiercąc świdrami czoło – / gdyby był, już byśmy Go zauważyli i zmierzyli. // Istnieje tylko to, co sfilmowaliśmy – zapewniają dziennikarze, / zaglądając w pępek – więc Boga nie ma. // Na dużym palcu stopy siedzi poeta, / przeczuwa zanurzenie w wodzie Jordanu.
Hmm, jest to jeden ze dobrych, rzadkich tomików, jakie ostatnio czytałem. Jak na drugi już tomik tej Autorki jestem pełen zdziwienia. Pani Joanno, ma Pani we mnie może złego recenzenta, ale poruszonego czytelnika. Czekam na Pani kolejny zbiór wierszy…

PS. Zapytacie: dlaczego ten zbór wierszy zatytułowany jest Krew? Kupcie ten tomik i przeczytajcie jego ostatni wiersz pt. Masaj pije krew krowy.

I pozwolę sobie jeszcze na jedno z zupełnie innej beczki: na plecach okładki jest zdjęcie Autorki siedzącej na kamiennych schodach… Nogi, ach te nogi! – Marlena Dietrich takich by jej pozazdrościła!
Uff!, no to chyba zrecenzowałem już wszystko.

Joanna Chachuła „Krew”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2019, str. 36

Leszek Żuliński