Poprawny optymizm

Kategoria: proza Opublikowano: czwartek, 11 luty 2010

Jacek Sawicki


Moje opowiadanie jest bardzo dobre, albowiem zostało napisane z potrzeby serca. Chwyciłem za pióro, bo nie mogłem już dłużej bezczynnie patrzeć na codzienność. Moja decyzja w żadnym stopniu nie wynikała z próżności, bo nie znam takiego uczucia. Moje pisarstwo uważam bowiem za misję, która musi zanieść kaganek idei pod strzechę i ją zapalić. Zauważam, że krew w moich żyłach zaczyna mocniej krążyć na samą myśl, że ludzie w moim opowiadaniu zaczną się zaczytywać i to w takim stopniu, że jacyś mądrzy go przetłumaczą na języki obce, a po jakimś upływie czasu komisja królewska Sztokholmskiej Akademii Nauk da utworowi nominację do Nagrody Nobla, ale wcześniej kapituła intelektualistów z Gazety Wyborczej nagrodzi statuetką NIKE. Później mądrzy ludzie w Hollywood chwycą za kamerę i na jego kanwie nakręcą film, który zdobędzie Oskara. Popatrzcie ludzie!
Czy już po tych kilku zdaniach Nobel mi się nie należy? Jak do tej pory nie ma w moim działaniu nawet cienia antysemityzmu. Zręczny obserwator raczy zauważyć, że moje opowiadanie jest poprawne politycznie, bo nie ma w nim żadnych motywów dyskryminujących prawa mniejszości seksualnych. Nie ma w nim też ksenofobii i przesadnej uległości wobec Kościoła. Nie godzi też w inne religie. W każdym razie spełnia takie kryteria. Nawet nie próbuje ono walczyć, bo i o co? Zresztą po co miałbym walczyć? I z kim? Jest tu nawet zawarta metafora sex, bo tak wypada. Ludzie potrzebują idei pozytywnej, która przetrwa fale mód. Taka idea zawsze pozostanie trendy i zachowa aktualność nawet po 550 latach. A tu, spójrzcie! Czy moje uwagi nie są ponadczasowe? Właśnie ich genialność tkwi w prostocie. Moje słowa mocno ryją w pamięci każdego, a przy tym uspokajająco działają na stan ludzkiej duszy. Wnoszą też nowe wartości poznawcze do literatury.
Ale przejdźmy do sąsiedniego pokoju, gdzie rozgrywa się akcja mojego opowiadania. Jest środek nocy. John Grimms właśnie dosypia po wczorajszym dniu. Pracował ciężko i długo. Jego robota miała sens, dlatego pracował. Tymczasem przez uchyloną firankę pada na jego inteligentną twarz promień światła ze stojącej koło domu latarni. Kupił tę firankę dwa tygodnie temu za ciężko zarobione pieniądze. Firanka delikatna jest jak jedwab i z tego powodu lubi ją zawsze macać. Jego ciche chrapanie nie jest w stanie nawet zakłócić wycie wyżła brazylijskiego w sąsiedniej kamienicy. Ów pies zawsze tak wyje kiedy Grimms śpi. Między nimi istnieje bowiem jakaś niewidzialna i niewytłumaczalna nić zależności. Tym razem pies wył głośniej niż zwykle i dość szybko nasz bohater przebudził się. Ziewnął świeżym oddechem budzącego się dnia i wymamrotał w sobie tylko znanym języku wielce prorocze słowa: - Yes! Ajm łos tu hepy srutu tu tu tu tu. Zawsze tak mówił ilekroć wstawał rano. Księżyc mu szerzej zaglądał w oczy i też mu odpowiedział, że jest hepy srutu tu tu tu. Dzień się zapowiadał pięknie, choć był jeszcze spowity mgłą ciemności.
Grimms z mocnym akcentem wstał. Wsunął bambosze na obolałe nogi i w podskokach poszedł w wiadomym kierunku. Niebawem łoskot wody przepływającej w instalacji kanalizacyjnej obudził wszystkich mieszkańców kamienicy. Było to rutynowe działanie naszego lirycznego bohatera. Jak kiedyś ludzie czekali na poranne pianie koguta, tak dzisiaj mieszkańcy czekali na poranny spływ ścieków w instalacji kanalizacyjnej prowadzonej w rurach PVC. Wiedzieli, że taki spływ wody w rurze oznacza początek nowego dnia pracy. Łoskot spuszczanej wody był słyszalny także w sąsiadującym mieszkaniu zajmowanym przez księgową Monikę Krajz pracującą dla międzynarodowej korporacji ubezpieczeniowej „Se La Wi Corporejszen” z siedzibą w Cincinatti. Usłyszała tę wodę, drgnęła gwałtownie przez sen, wyprężyła się cała od czubków palców aż po czubek głowy ukazując całą swoją erotykę i powiedziała: - Fajn jo su kutu sumidonitoze, po czym natychmiast uświadomiła sobie, że zaspała. Nerwowo sięgnęła więc za pilota i włączyła swój ulubiony kanał informacyjny. Spiker ze swadą komentował właśnie wyniki spółek giełdowych na parkiecie Łol Strit i przeplatał tę informację z prognozą pogody oraz reklamą maści na hemoroidy. Jego przypudrowane zęby lśniły blaskiem z telewizora witając nadchodzący dzień. Jakiś przedstawiciel Komisji Europejskiej uśmiechał się szczodrze i nawet powiedział: - Jes ser. Aj sru tu tu tu tu...  Atmosfera była liryczna.

Wzruszająca ta historia z pewnością powinna się znaleźć w kanonie lektur szkolnych jako wzór dla krzewienia cnót obywatelskich oraz nauczania poczucia piękna i estetyki, a ponadto służyć masom ku pokrzepieniu serc.


Latarnia Morska 4 (8) 2007 / 1 (9) 2008