Sznyt Leonarda, Bunt na łodzi Charona

Kategoria: proza Opublikowano: środa, 13 styczeń 2010

Wojciech  A. Maślarz


SZNYT LEONARDA

Leonardo da Vinci chciał latać jak Ikar.
Widzę to wyraźnie moimi oczyma ustawionymi naprzeciw Mona Lizy.
Chyba nawet przejrzałem ten intrygujący uśmiech lub raczej grymas, skrzywienie ust, ale mniejsza z tym.
Leonardo ślęczał nad obrazem dziesięć lat, a machając pędzlem przeglądał się ukradkiem w lustrze.
Przeważnie malował w przerwach pomiędzy pracą w prosektorium, gdzie kroił zwłoki, bo chciał wiedzieć więcej, chociażby jak dożyć setki.
Czasem musiał i wykopać gdzieś świeżo pochowanego gościa, najlepiej innowiercę – za krojenie katolika skracano o głowę.
Zajęty krojeniem mojego szanownego ciała przeoczył moment, gdy już wypadało domalować brwi Mona Lizie, uczynić jakąś sugestie, że one tam są, że to nie jest wizerunek trędowatej.
Zresztą, pewnie myślał: „jeszcze kiedyś zdążę” – wszak zawsze i wszędzie zabierał obraz ze sobą. 
Mona Liza to jakby taka sekretna, narcystyczna kochanka, Pigmalion.
Czy ktoś powiedział, że on nie lubił kobiet?
Owszem, kroił i kobiety, ale przeważnie facetów.
Jego skalpel ciął znacznie szybciej niż pędzel.
Jego pędzel potrzebował wielu lat by dokończyć kolejne dzieło.
Z ciałem było inaczej – pracował szybko zostawiając na sznycie sznyt godny mistrza.
Co tam mistrza – geniusza.
Ten jego sznyt mam do tej pory.
Prawe przedramię przekroił mi wzdłuż i wszerz…
Więcej ciachnięć nie zdołał poczynić.
Papież wezwał go pilnie w asyście swoich halabardników. Nie powrócił na noc i myślałem, że już pokutuje za ten synod horrenda jaki tutaj wyprawia, ale rano trzasnął drzwiami, zapuścił żurawia do spiżarni z moim ciałem, potem zamknął drzwi i przekręcił w nich klucz.
Jakiś czas później  wyszło na jaw, że papież zabronił mu dalszych praktyk związanych z krojeniem zwłok.

Gdyby wiedzieli, gdzie leżę, odkryliby płytę i wystawili mnie jako jego pracę na widok publiczny, niepomni należnej zmarłym czci.
Tylko dlatego, że to jego sznyt!

A jeśli chodzi o latanie to dobrze, że Leonardo nigdzie nie pofrunął.
Szkoda byłoby człowieka.

 

BUNT NA ŁODZI CHARONA

Charon to facet z kijem, który obiłby każdego trupa, jeśli ten okazałby choć odrobinę życia. Dlatego zmrużyłem oczy i zamarłem na amen.
Charon przykuśtykał, stanął tuż obok mnie i charknął siarczyście za burtę.
Jakiś umarlak wzdrygnął się bezwiednie i wtedy oberwał lagą, że aż mu czacha chrupnęła.
Po tej demonstracji wszyscy byli bardziej martwi niż zwykle.
Jednemu opadła jednak żuchwa, obol stuknął i potoczył się po pokładzie.
Charon był równie szybki jak zwykle.
Trzepnął nieboszczyka tak ostro, że klatka piersiowa zapadła mu się do środka.

Gdzież on podpatrzył takie metody, że każdego dogorywającego od razu musi dobić?

Przecież jest to powszechnie znane – aby nie być ciężarem dla rodziny człowiek da sobie pogrzeb wyprawić i darować spokój żywym.
Potem ciało bierze Charon i szczerze, mówiąc nie powinien wnikać czy ktoś jeszcze zipie.

Hades to nie raj, ale zawsze coś; ma łagodniejszy klimat i człowiek może tam pociągnąć parę dni dłużej, a nawet miesięcy i lat.
Tam się nie czuje już niczego i można śnić; kontemplować najlepsze lata życia.
Tak, żyje się przeżytym już życiem, a właściwie tymi najprzyjemniejszymi jego okresami. Przykre momenty idą w cholerę.
Tak jakby nigdy ich nie było.
Dlatego zależy mi, aby tam dotrzeć!
Przechytrzyć tego skurczybyka… chyba musiał podpatrzeć nazistów… i sam się zwichnął!

Tymczasem Charon podszedł bo burty i rzucił okiem na morskie fale.
Następnie podniósł głowę i spojrzał ku zbliżającym się brzegom Hadesu.
A więc to już?
Nagle, zerwał się jakiś chłop na schwał, i choć umarlak, szybkim ruchem silnych ramion wyrzucił Charona za burtę.
Ten lecąc utkwił w nas nieme, acz groźne, teraz z lekka przerażone oczy.
I te jego usta otwarte… jak w obrazie „Krzyk”.
Po chwili jego ciało pochłonął ciemny Styks.
Woda chlupnęła i przyjęła go jak jakiś wykwintny smakołyk.
 
Na chwilę świat jakby zamarł grobową ciszą, a potem znowu dało się słyszeć szum.
Część moich kompanów poderwała się i zaczęło wiwatować.
Nie do wiary!
Charon nie umiał pływać.
I już go nie ma!

Coraz bardziej zbliżamy się do wysokich bram Hadesu.
Z oddali robią wrażenie bram raju.


Latarnia Morska 2 (10) 2008