Tadeusz Zubiński "Rzymska wojna", Wydawnictwo FORMA i Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica, Szczecin 2012, str. 178

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 14 czerwiec 2012 Opublikowano: czwartek, 14 czerwiec 2012


Tadeusz Zubiński
- (rocznik 1953) ur. w Suchedniowie – pisarz, tłumacz, krytyk, eseista, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika Świat Inflant. Laureat Nagrody Fundacji im. Natalii Gall (1995), Nagrody Fundacji Kultury (2000), Nagrody Konkursu Literackiego im. Stefana Żeromskiego (2003). Wydał zbiory opowiadań: Dotknięcie wieku (1996), Sprawiedliwy w Sodomie (1996), Wieża i inne opowiadania (2007), powieści: Odlot dzikich gęsi (2001), Nikodem Dyzma w Łyskowie (2003), Góry na niebie (2005), Burza pod lasem (2007), a także szkice: Ciche Kraje (2006), Etniczne Dziedzictwo Bałtów (2007), Wyspa Zaczarowana, celtyckie legendy i mity dawnej Irlandii (2008), Herder w Rydze i inne szkice bałtyckie (2008). A w tym roku ukazała się powieść Rzymska wojna. Przyjrzyjmy się jej.

Rzecz opublikowało szczecińska FORMA (wespół z Książnicą Pomorską im. S. Staszica) w dynamicznej i coraz ciekawiej rozrastającej się serii prozatorskiej "Kwadrat".
Powieść. Napisana zgodnie z "regułami" tego gatunku, w konwencji tradycyjnej, gdzie narracja budowana jest przeplotem dialogu i opisu, z linearnym czasem i niezmiennym miejscem (obszarem) akcji.
A co przedstawia opisywana historia? Przemianę społeczną w naszym kraju po rozpadzie uprzedniej formacji ustrojowej - czyli PRL-u. Przemianę społeczną, obyczajową, kulturową, wreszcie mentalnościową, której efekty są nijakie, jeśli nie żałosne. Tak przynajmniej wynika z lektury omawianego dzieła.
To, powiedzmy, streszczenie uogólniające. I przejdźmy do konkretów.

Prozatorską strawę gotuje autor w kotle... literackim. Bohaterem głównym powieści jest Filip, pisarz, któremu nie po drodze z wartościami preferowanymi przez środowisko okołoliterackie. Dlaczego? Bo - mimo przeciwieństw i rozpowszechnionych oczekiwań - stara się zachować resztki przyzwoitości, choćby zredukowany do minimum, ale jednak jakiś moralny pion. A wokół co? (...) układy, zawiści i nadprodukcja literatów. Który obrotniejszy ma własne wydawnictwo i tłucze siebie i swoich kolesiów, Zasada jest jasna. Ja ciebie wydam, ty mnie dobrze zrecenzujesz, to ty mnie wydasz. Popchnę cię na nagrodę prezydenta miasta, ty mi dasz nagrodę w konkursie - przeczytamy na początku powieści. By posiąść konstatację z przedostatniej strony książki: Niezliczone hordy takich obsiadły naszą literaturę.
Nihil novi sub sole - skwitują znający realia literackiego światka. Opis na granicy banału, oczywistość (- Znacie? - Znamy. - No to posłuchajcie). Zgoda. Temat ograny i przez powtarzalność raczej już słabo ożywiający krew. Lecz jak barwnie jest to przedstawione! Aż chce się czytać.

To właśnie jest siłą tej prozy: język i styl.
Mowa nieśpieszna, kwiecista, pełna delicji i zdobnych interwałów. Stylistyka "szeroka", potoczysta i słusznie kojarzona (w rekomendacji na okładce książki) z Sienkiewiczem, Berentem i Wańkowiczem.
Towarzyszące Filipowi postaci (jak i ona sam) - choćby żona pisarza, Krystyna, rzeźbiarz Ryszard Piernicki, wuj Stach, redaktor Elżbieta - mają rozbudowane charakterystyki, nie do pomylenia znaki szczególne. To, chciałoby się rzec, istne panoptikum, galeria żywa, zapadająca w pamięć.

Oportunizm, cynizm, zwątpienie, rozgoryczenie, ale także drzagi nadziei, tęsknota za odmianą prawdziwą, tajona wiara w słabo funkcjonujące dobro - to wszystko w Rzymskiej wojnie funkcjonuje jak w prawidłowo naoliwionej maszynerii. Rusza się, przenika, tasuje. Słowem żyje. I choć treściowo (a i przesłaniowo) rzecz jest na wskroś przewidywalna, przez pisarską swadę zachęca do udziału w fabularnej przygodzie "księżycowego" Filipa.

A tytuł? Już na stronie ósmej znajdziemy wykładnię: - Rzymska wojna... Nazywam ją tak z dwóch powodów. Jeden jest taki, że toczę ją z barbarzyńcami, drugi powód, że solo, bez sojuszników.
Powieść opatrzył autor mottem z Fiodora Dostojewskiego: Najstraszliwszą siłą na świecie jest pokora. Można to odebrać na rozmaite sposoby. Tu, jak się wydaje, ma to znaczenie fatalne, z pogranicza destrukcji.
Jest też niżej przypis: Wszelkie podobieństwa do rzeczywistych osób, sytuacji i zdarzeń są przypadkowe i niezamierzone. Przypuszczalnie tak jest. W szczegółach. Lecz po lekturze wątpliwości nie ma, iż mamy tu do czynienia z wiernym portretem środowiska znanego autorowi z autopsji.

Poza wszystkim: nie sądziłam, że ktoś dzisiaj, w rozpędzającym się dwudziestym pierwszym wieku, jeszcze tak pisze. Na swój sposób sympatyczna to odmiana w zalewie jakże często nudnych i naciąganych eksperymentów prozatorskich, oryginalnych za wszelką cenę, które pędzone są tyleż ochotą stworzenia jakości nowych, co zwyczajną ignorancją lub brakiem wyczucia artystycznych form (o smaku nie wspominając).

Tadeusz Zubiński "Rzymska wojna", Wydawnictwo FORMA i Książnica Pomorska im. Stanisława Staszica, Szczecin 2012, str. 178

Wanda Skalska


Przeczytaj też na naszym portalu (dział "proza") fragment większej całości pt. "Patolog" T. Zubińskiego