Brygida Helbig "Enerdowce i inne ludzie czyli jak nie zostałem bohaterem", Wydawnictwo FORMA i Stowarzyszenie OFFICYNA, Szczecin-Bezrzecze 2011, str. 86

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 14 lipiec 2011 Opublikowano: czwartek, 14 lipiec 2011

Brygida Helbig (właściwie Brygitta Helbig-Mischewski, rocznik 1963, ur. w Szczecinie) od 1983 r. mieszka w Niemczech. Pisuje prozę i poezję, jest też literaturoznawcą. Dotąd wydała zbiory wierszy Jaśminy (1997) i Hilfe (2010), powieść Pałówa (2000), tom prozy Anioły i świnie. W Berlinie! (2005), oraz monografię (w jęz. niemieckim) Płaszcz z gwiaździstych zamieci. Transgresja płciowa i szaleństwo w tekstach i biografii Marii Komornickiej (2005), która później (2010) wyszła w wersji polskiej Strącona bogini. Rzecz o Marii Komornickiej. A teraz ukazał się nowy tom prozy: Enerdowce i inne ludzie.

Wiosną ubiegłego roku miałam niekłamaną przyjemność recenzowania tomu poetyckiego Brygidy Helbig Hilfe. Podobna frajda spotkała mnie teraz, podczas lektury najnowszej prozatorskiej książki tej autorki. Książki, której pełny tytuł brzmi: Enerdowce i inne ludzie czyli jak nie zostałem bohaterem. Rzecz to, co prawda, nie do końca zgodna z eksponowaną na skrzydełku poblikacji ideą serii "Kwadrat" szczecińskiego Wydawnictwa FORMA (preferującego literaturę językowo poszukującą i penetrującą stereotypy formalne), jednak niosąca spory ładunek świeżego patrzenia na świat przedstawiany. Precyzując: język prozy Enerdowców... jest w zasadzie tradycyjny, jednakże poddany udanemu indywidualnemu "liftingowi". Jego cechą zasadniczą jest wyrazistość i skrótowość, dający czytelniczo oryginalny rytm. W tym wszystkim też szalenie ważny okazuje się sposób narracji, oparty na punktowym oświetlaniu zdarzeń i postaci. Technika taka jako żywo przywodzić może na myśl patchwork albo mozaikę, gdzie z różnych kawałków tworzy się kompozycyjną całość.

No dobrze, język językiem, tajemnice warsztatu pisarskiego "tajemnicami" pisarskimi, ale o czym w ogóle ta książka jest? O czym mówi, co opowiada, czy usiłuje coś przy okazji przeforsować lub do czegoś przekonać? Powiedzmy z miejsca jasno: nie mamy tu do czynienia z moralitetem, proza ta nie poucza, do niczego nie namawia. Raczej diagnozuje. Brygida Helbig, posiadłszy do perfekcji umiejętność obserwacji, przybliża nam, czytelnikom, doświadczaną historię. Tu historię w znaczeniu podwójnym: indywidualną, a jednocześnie rzuconą na plan ogólny. W dużym stopniu bardzo nam bliską. Bo oto spotykamy się z "bohaterami" funkcjonującymi psychicznie i mentalnie okrakiem w dwóch różnych rzeczywistościach. Już sam tytuł wyjaśnia o jakich światach mowa. Rzeczywistość niemiecka przed obaleniem muru berlińskiego (jesień 1989) i po.
Zważmy w tym momencie na fakt, iż autorka Jaśminów, choć urodzona w Polsce, od początków lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku mieszka w Niemczech. Przeto jest świadkiem zmiany systemu politycznego - to znaczy likwidacji sztucznego podziału narodu na dwa odrębne organizmy państwowe (RFN i NRD), który nastąpił po II wojnie światowej. Rozdarcie kraju na strefy wpływów zachodu i wschodu (czyli dominacji sowieckiej) przyniosło fatalne efekty - gospodarcze, socjologiczne, a przede wszystkim może kulturowe. Trwający czterdzieści cztery lata rozdział - mówiąc obrazowo - to rana krwawiąca do dziś.
I "krwawią" postaci opisane w Enerdowcach... Uta, Rainer, Dieter, Uwe i inni. Ta "krew" to - w rozmaitych proporcjach i różnym natężeniu - stracone złudzenia, poczucie krzywdy, niedowierzanie, zagubienie, a nawet upokorzenie i cynizm.

Bolesność przedstawianych przez B. Helbig zdarzeń zdaje się mieć piętno bezwyjściowości - w znaczeniu takim, że formowanie osobowości jest jednorazowe w określonym przedziale życia. Konkretnie zatem ktoś urodzony i ukształtowany w NRD, czyli wposażony w systemy wartości Wielkiego Brata, ma prawo pogubić się w świecie "wolnym" (cudzysłów stąd, że to sprawa też umowna), bez wątpienia dającym szansę większego manewru w zakresie politycznym (ale nie tylko).
Snute przez autorkę opowieści ukazują autentyczny dramat przedstawianych postaci: ich szamotaninę, komplikujące się relacje z bliskimi i przyjaciółmi, próby samookreślenia w rzeczywistości nowej. Nie jest to walka z góry przegrana, jednak z małymi szansami na wyjście z moralnego, emocjonalnego i psychicznego impasu.
Spostrzeżenia B. Helbig są ostre, nieraz bezwzględne, lecz często okraszone poczuciem humoru i (czasem dyskretnie ukrytą) empatią. Rzecz czyta się gładko (m. in. bez oporów językowych), bo i narracja nadzwyczaj sprawna. Mnóstwo tu wiarygodnych szczegółów i fraz peerelowsko-enerdowskich (a zatem siłą rzeczy sowieckich).

Co jeszcze? Klimat "dederowski" wspierają także foty (autorstwa autorki) wplecione w prozę, eksponujące ikonę NRD - słynnego w owych czasach trabanta. A książkę kończy przypis: Berlin, Międzyzdroje, Praha 1999-2009. Bowiem proza, meandrując, zahacza o pogranicze Niemiec i Polski, kończąc swój bieg w Czechach (dzisiejszej części ówczesnej Czechosłowacji).
Świętej pamięci filozof ksiądz Józef Tischner onegdaj stwierdził, iż byliśmy (jako Polska za PRL-u) najweselszym barakiem w tym obozie (to znaczy obozie socjalistycznym). Nie mniej "wesołym" był - jak widzimy w Enerdowcach... - również sztuczny twór nazwany Niemiecką Republiką Demokratyczną. Mur berliński, owszem, runął, lecz podziały wytworzone przez ten mur nadal ciągną za sobą smutną kitę. To właśnie uświadamia nam B. Helbig.

Słowem koniecznie czytać. A osobiście dałabym autorce za tę książkę nagrodę Złotego Kartofla (jako synonimu literackiego unaocznienia moralno-politycznej "przaśności" tamtych czasów). Lecz przedtem należałoby taką nagrodę ustanowić.

Wanda Skalska


Przeczytaj też na naszym portalu (dział "między numerami", maj 2010) omówienie zbioru wierszy B. Helbig Hilfe