Izabela Fietkiewicz-Paszek "Próba wyjścia", Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2011. Str. 112

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 05 lipiec 2011 Opublikowano: wtorek, 05 lipiec 2011

Pani Izabelo,
czytam Pani wiersze po to, żeby o nich co nieco napisać i muszę przyznać, że czuję się bardzo niezręcznie. Trochę tak, jakbym przez dziurkę od klucza podglądała Panią. Z jednej strony obrazy sonety zapowiadają radość z możliwości obcowania ze sztuką, z drugiej odczuwam lęk, że czynię coś niezbyt przyzwoitego. Czytając, zaczynam bawić się w tropiciela, śledzić Pani wyobraźnię, iść pozostawionymi tropami. Roztrząsać wiersze, przesiewać, żeby uleciały plewy, a zostały pełnowartościowe ziarna.
Tym samym wdzieram się w intymne przestrzenie duszy. Przekraczam granice, których może nie powinnam, ale postanowiłam przyjrzeć się Pani ofercie, może coś kupię. 

 Propozycja obejmuje trzydzieści cztery sonety z delikatnie zaznaczonymi niedokładnymi rymami. Spośród nich dwadzieścia jeden jest ekfrazami do obrazów Zdzisława Beksińskiego, Fridy Kahlo, Marca Chagalla, Hieronymusa Boscha i Rembrandta van Rijn. Dwanaście zamkniętych w osobnej części stanowi fuzje z obrazami Jarka Wójcika. Całość zamyka część trzecia, na którą składa się tylko jeden „Sonet przez szkło”. Piękny, smutny wiersz idący za kimś, kto przekroczył granice, po którym kruche szkło i póki co pamięć. Może ślad czułości, z jaką je trzymałeś? / Unosząc pod światło da się dostrzec nawet, / że został twój oddech – gdzieś na jego zgięciach.
Mając w sercu tę ekfrazę, wracam do początku tomu. Tutaj już nie na artystycznym szkle, ale na obrazach skupia Pani swoją uwagę. Stają się one zaczynem, czy pretekstem do powstania sonetów. Formy, która jak ulał pasuje do opowiedzenie istniejącej już malarskiej wizji i wyrażenia własnej o niej refleksji.

Pani Izabelo, po co Pani zasłania się tymi obrazami? Czy to jest na topie? Coraz częściej dobiegają mnie słuchy o poetach piszących do obrazu. Całe szczęście, że ten chociaż milczy. Fakt – nie Pani pierwsza i chyba też nie ostatnia chwyta się tego sposobu wyrażania świata. Ekfraza w literaturze sięga daleko w przeszłość, była jakimś epizodem zdarzającym się twórcy, ale nie sposobem na tworzenie.
Karol Maliszewski w przedmowie do Pani książki podpowiada świetną zabawę, a mianowicie łańcuch ekfraz. „Oto ktoś maluje obrazy bądź tworzy grafiki, czytając wiersze zgromadzone w tej książce. Wiersze celowo pozbawione tytułów, a więc nie sugerując klimatu i stylu nazwiskiem malarza. Ekfraza wymuszałaby zaistnienie kolejnego odbicia w przestrzeni, w której od odbić się roi. Byłoby to prawdziwe tęczowanie ekfrazy /…/ Chyba dotarliśmy do sedna /…/ po co i jak "robi się sztukę".”

Chciałam Pani podpowiedzieć tuwimowski sposób na "robienie" wiersza. Wystarczyło mu sięgnąć do zapisanej przez Aleksandra N. Afanasjewa i opublikowanej w 1863r. „Riepki” rodem z archangielskiej guberni, trochę ozdobić i sukces gotowy. Tuwim przyznawał się, że jego utwór jest „według” bajki rosyjskiej, współcześni wydawcy jednak to „według” zgubili i młode pokolenie żyje w nieświadomości, ale czy ta świadomość jest mu potrzebna? I widzi Pani, spóźniłam się z podpowiedzią, bo Pani sama na ten pomysł wpadła, pisząc szereg utworów „według”. Przypomina mi to znane z autopsji sytuacje z niektórych klubów literackich, gdzie miejscowy guru czytając wiersz młodszego stażem poety mówi: „u nas się tak nie pisze.” Po czym siada i w pięć minut na bazie już istniejącego, żonglując wyrazami, trochę dodając, trochę odejmując, tworzy nowe. Zadowolony z siebie oddaje kartkę i mówi: „O, widzisz, tak powinno być.” I biedny adept sztuki zamiast swego spod serca musi zadowolić się niekoniecznie lepszym „według”.
Niestety, z przykrością muszę Pani napisać, że z trzech wierszy „według” Grochowiaka nie przypadł mi do gustu żaden. Co tu gadać, co Grochowiak, to Grochowiak – renomowana firma. Biorąc po nim lutnię, wykazała się Pani dużą odwagą. Najbardziej mi chrzęścił sonet „Wymarsz strzelców Rembrandta według Grochowiaka”. Nijak on nie przystaje ani do reprezentacyjnego portretu amsterdamskich mieszczan, ani do „Polowania na cietrzewie” leszczyńskiego poety, choć gorzałka powinna łączyć i ta bezbożna godzina trzecia nad ranem, no jeszcze Leśniczy, ale skąd Pani przyszło na myśl polowanie na cietrzewie z muszkietami i to jeszcze nabijanymi śrutem?

Sonety według Erica Berne sprawiają znacznie lepsze wrażenie. Pomysł zaczerpnięty z książki W co grają ludzie? Psychoanaliza stosunków międzyludzkich broni się trafnością uchwycenia problemu w strukturze sonetu. Jestem Pani wdzięczna za wskazanie interesującej lektury. Ciekawa jestem, ile „głasków” potrzebuje poeta, by uchronić swój rdzeń kręgowy przed uschnięciem. Aktor musi ich mieć w dużą liczbę w ciągu tygodnia (liczyć trzeba w dziesiątkach, a może w setkach). Naukowcowi wystarczy jeden „głask” na kilkanaście miesięcy, ale za to od poważnego mistrza. A poecie? Jak pisze Berne „znaczenie terminu "głaskanie" można rozszerzyć na wszelkie akty zwracania uwagi na obecność innej osoby.” Dlatego żaden człowiek nie powinien cierpieć z powodu „głodu bodźców”, ponieważ może to doprowadzić do poważnych następstw.
Szczególnie ważny był dla mnie rozdział I, w którym Berne zajmował się problemem najczęściej toczonych gier. Są wśród nich: gra małżeńska „Gdyby nie ty”, „Alkoholik” wymagający pięciu graczy, czy dwustronna „Oziębła kobieta”. Pani napisała: choćby Alkoholik. Do pełnej obsady / potrzeba aż pięciu – Pośrednik, Wybawca / Oskarżyciel, Kompan, Figurant (tu: matka / sprawdza się wybornie). Możliwe roszady. O „transakcjach” nie będę się rozpisywała, bo Pani zna te mechanizmy.
Sonety według Bernego i te z Kołobrzegiem w tytule, nie będące ekfrazami, są najbardziej udanymi utworami. Zestawione z obrazami Jarka Wójcika naturalnie się uzupełniają. Ani malarz, ani poetka nie podpierają się  żadną „protezą”, żadnym „według” skierowanym do innej dziedziny sztuki. Te właśnie sonety pokazują, jak należy tworzyć, a nie „robić sztukę”.
Badania S. Lewine na szczurach „udowodniły korzystny wpływ nie tylko na rozwój fizyczny, psychiczny i emocjonalny, ale i na biochemię mózgu, a nawet odporność na białaczkę. Znamienną cechą tych eksperymentów było odkrycie, że delikatny dotyk i bolesna wstrząsy elektryczne były jednakowo skuteczne dla zachowania zdrowia zwierząt.”

Przesyłam zatem Pani sporo serdecznych głasków.

Jolanta Szwarc

P.S. A jeśli chodzi o sonety wywiedzione z obrazów Fridy Kahlo, to zgadzam się z Karolem Maliszewskim. Na mnie też wywarły pozytywne wrażenie.