Jerzy Utkin "Chwiejnym krokiem przez bagno", Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2011, str. 204

Kategoria: port literacki Utworzono: sobota, 21 maj 2011 Opublikowano: sobota, 21 maj 2011

Pilski poeta Jerzy Utkin (rocznik 1962) ur. w Wałczu jest znany czytelnikom "Latarni Morskiej" - z publikacji wierszy, a też omówień jego wcześniejszych książek. Oprócz poezji para się dziennikarstwem (w redakcji "Tygodnika Nowego"), pisuje prozę oraz teksty piosenek dla dzieci i młodzieży. Debiutował z początkiem lat 80. ubiegłego wieku na łamach prasy wielkopolskiej. Ma na swoim koncie ponad dwadzieścia publikacji książkowych. Wydał m. in. powieść Czarny albatros (2003), wybór wierszy z lat 1989-2005 Nigdzie swój (2007), a następnie tomiki Trwoga trzciny (2008) oraz Mgły znad Gwdy (2010). W lutym tego roku pisaliśmy na naszym portalu o najnowszym zbiorku Piołun i orzech. A teraz ukazała się powieść tego autora: Chwiejnym krokiem przez bagno.

Chyba nie ma nikogo, kto nie zna Lotu nad kukułczym gniazdem Kena Keseya - jeśli nie z lektury, to choćby z ekranizacji Milosa Foremana. I właśnie kotwica motta nowej prozy J. Utkina pochodzi z tej powieści:
Milczałem tak długo, że wypłynie to ze mnie z hukiem wezbranej wody, a wy pewnie pomyślicie, że facet, który to opowiada, bredzi, cholera, i majaczy; pomyślicie, że to wszystko jest zbyt straszne, żeby mogło się wydarzyć naprawdę, zbyt potworne, żeby było prawdziwe! Zrozumcie, proszę, że trudno mi jest zachować jasność myśli, kiedy do tego wracam. Ale to wszystko prawda, nawet jeśli nie miało miejsca.

Czytam pierwsze zdanie: - Czy pan jest wariatem? - zapytał pan doktor psychiatra podczas mojej pierwszej wizyty u niego. Czytam pierwszych kilka stron. Osobnik główny powieści ma kłopoty ze sobą. Wygląda na to, że dręczy go rozdwojenie jaźni. Ho, ho, myślę sobie. Jakby doktor Jekyll i mister Hyde? Zapowiada się ciekawie. Już pal sześć trochę sztuczny język. Czytam dalej. Czytam i... z kwadransa na kwadrans zaczyna ze mnie schodzić powietrze. Wreszcie uszło całkowicie.

Jaką historię opowiada autor Czarnego albatrosa? Powszednią (co samo w sobie grzechem przecież nie jest). Oto mamy wypalonego i słabo przebierającego w słowach dziennikarza lokalnej gazety, któremu się nie wiedzie. Taki mały macho, z pokręconą psychiką, pijący, trochę cyniczny (choć momentami spolegliwy), na swój sposób myślący - na przykład nie najlepiej o otaczających go bliźnich. Swój los uważa za parszywy, a swojego szefa za przygłupa. Naczelny, zabiegający o zwiększenie nakładu gazety, zleca naszemu bohaterowi pisanie kawałków "chodliwych" w brukowcach. Dzięki temu otrzymujemy coś na kształt panoramy społeczności, w której powieść się obraca. Precyzując: tej mroczniejszej części społeczności (krzywdzone dzieci, potencjalni samobójcy, alkoholicy, menele, etc.).
Aliści, biegnąc lekturą w głąb tej prozy, dowiadujemy się, że nasz dziennikarzyna jest także (a może przede wszystkim?) poetą. Za tym idą informacje nowe, częściowo rekonstruujące jego życiorys. I dowiadujemy się jak między innymi żałosna jest sytuacja lokalnego tworzyciela słów pięknych.
Aż ciśnie się na usta pytanie: czy to może porte-parole autora Chwiejnym krokiem przez bagno? Wszak Jerzy Utkin, poeta, o czym mowa we wstępie, też para się dziennikarstwem. Być może autor czerpał ze swoich autentycznych doświadczeń. Jednak dla autonomii prozy nie ma to znaczenia - czy rzecz oparta jest na faktach, czy na fikcji. Prozaik musi po prostu opowiedzieć swoją historię w sposób taki, by "przekonać" do serwowanych racji, by zwyczajnie, co tu ukrywać, uwieść czytelnika. Jeśli nie snutą opowieścią, to przynajmniej językiem, sposobem podania.

I tu, po lekturze, dochodzimy do refleksji niezbyt krzepiących. Cóż, nasz bohater to jednak nie dobry łotr McMurphy z Lotu nad kukułczym gniazdem (w porywającej kreacji aktorskiej J. Nicholsona filmu M. Foremana). To ledwie kiepska kopia tej wieloznacznej i tragicznej w wymowie postaci. A w ogóle, w przypadku omawianej powieści J. Utkina, powiedzieć należy o dwóch grzechach głównych.
Pierwszym jest banalny sposób opowiadania - bez pogłębienia psychologicznego "person dramatu", w oparciu o zbitki wyobrażeniowe. Przypomina to trochę wycinankę i sklejankę fragmentów rzeczywistości - z preferencją gromadzenia zdarzeń i faktów jeśli nie smutnych, to na społeczny sposób dołujących. Jakbyśmy słuchali dziennika telewizyjnego, gdzie dominują pokraczne wizje operatorów ruchomych obrazów (tu bieda, tam szał, jak zwał, tak zwał).
Drugim grzechem jawi się język. Rodem z żurnala, przesycony zwrotami zużytymi. Wyprany z fantazji, bez nawet śladu świeżości.

Przykra sprawa - mimo zauważalnych starań, nie udała się ta powieść Jerzemu Utkinowi.
I dopowiem jeszcze: zdecydowanie bardziej widzę go jako poetę. W tej dziedzinie, w dziedzinie poezji, przynajmniej mówi własnym, oryginalnym głosem.

Wanda Skalska


Przeczytaj też wiersze J. Utkina (dział "poezja" - za LM 4/2006), a także omówienia książek poetyckich autora:
Stanisława Chyczyńskiego "Problemy z obcością" (wybór wierszy
Nigdzie swój - "port literacki" - za LM 3 [7] 2007,
Wandy Skalskiej - tomiki
Pomilczmy o wszystkim ("port literacki" - za LM 2 [5] 2007), Mgły znad Gwdy (dział "port literacki" - maj 2010), Piołun i orzech ("port literacki" - luty 2011)