„City 3. Antologia polskich opowiadań grozy”, pod redakcją Marka Grzywacza, Kazimierza Kyrcza Jr i Pawła Nowakowskiego, Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2016, str. 236

Kategoria: port literacki Utworzono: niedziela, 04 wrzesień 2016 Opublikowano: niedziela, 04 wrzesień 2016


Kamila Kasprzak

STRACH I MROK Z NIERÓWNYCH OPOWIEŚCI

Jako zdeklarowana modernistka powinnam całą Antologię... odrzucić za stereotypowe i płytkie spojrzenie na blokowe osiedla. Natomiast jako każdy choć trochę wyrobiony czytelnik za niedopracowane i czasem pozbawione głębszych refleksji historie.
I chociaż nieczęsto zdarza mi się sięgać po tzw. książkę z dreszczykiem, to jeśli już podejmuję takie wyzwanie, oczekuję przynajmniej przyzwoitego pomysłu i przyjemnego zaskoczenia. W powyższym zbiorze jednak tego wszystkiego nie ma zbyt wiele, więc nietrudno jednocześnie zapamiętać te lepsze opowieści, bo takie na szczęście się zdarzają.

Co więcej, duże zastrzeżenia budzi też wspomniane spojrzenie na blokowiska, pośród których wielu autorów tych ponad 20 utworów, umieszcza swoją akcję, tak jakby to budynki zabijały i niemożliwe było szersze widzenie miasta. Poza tym „oliwy do ognia” dolewa w posłowiu Ksenia Olkusz, pisząc wręcz o „zimno-wielkopłytowych paszczach, gdzie niknie indywidualizm jednostek, gubi się potrzeba wspólnotowości”. I choć dziś wiele tych negatywnych określeń znajduje czasem potwierdzenie, to warto pamiętać, że np. wyburzenie amerykańskiego osiedla Pruitt-Igoe w St. Louis w 1972 roku nie wynikło z jego blokowej i wielkopłytowej struktury, lecz przez to, że zamożniejsi i przy władzy zrobili w nim getto dla biednych z problemami.

Takie postawienie sprawy, gdzie w dodatku zabrakło edukacji oraz realnej pracy z mieszkańcami osiedla, musiało się źle skończyć Zatem jeśli już szukać grozy, to w segregacji klasowej i rasowej lub nierównościach społecznych.
Jeszcze inna sprawa to fakt, że owe blokowiska w Polsce trzymają pewien standard, o czym świadczy choćby rynkowa wartość znajdujących się w nich mieszkań, które często bywają droższe od tych w kamienicach, a nawet powstałych kilka lat temu. Oprócz tego budynki te są w naszym kraju sukcesywnie odnawiane i mieszkają w nich ludzie o naprawdę bardzo różnym poziomie zamożności. Dlatego jeśli już, to w inspiracjach dla grozy pozostałabym przy szeroko pojętym mieście, gdzie siedliskiem zła mogą być nie tylko bloki z czasów PRL-u, ale też ekskluzywne zamknięte osiedla czy wille na przedmieściach.

A jakie są same opowiadania? Otóż, jak zostało to zasygnalizowane na początku, nie zawsze przemyślane, co wiąże się choćby ze średnimi pomysłami. Z tych ostatnich utkane jest np. opowiadanie Zeter Zelke pt. „Sowik musi odejść”, które mimo tytułu nawiązującego do słynnego postulatu polityka Samoobrony Andrzeja Leppera, gdzie zamiast Sowika był oczywiście twórca naszej szokowej transformacji gospodarczej Leszek Balcerowicz – niestety niewiele oddaje emocji, jakie dziś coraz częściej żywi do niego krytyczna część społeczeństwa. Zamiast tego tytułowy Sowik jest raczej „dobrym politykiem”, co szczególnie w obecnej rzeczywistości brzmi jak oksymoron i którego jedyną winą zdaje się fakt, że „kocha Łódź”. Jego program, który mógłby tu posłużyć jako konkretny argument dla polujących na niego „ciemnych mocy”, niestety nie zostaje wyłożony. W zamian mamy główną postać kanibala Bartka, który - by zaspokoić swój niezdrowy apetyt - przyjmuje misję zwabienia Sowika w pułapkę, jaką okazuje się... Stary Cmentarz., gdzie nie brakuje też pentagramów i zwierząt z piekła rodem. Aż chciałoby się powiedzieć, że schemat gra i hula, a więcej grozy było w „Adwokacie diabła”. Przy czym pominę już krzywdzącą stygmatyzację miasta i zakończenie z frazesem typu „każda potwora znajdzie swego amatora”.

Dalej, jeszcze bardziej epatujący „krwią i flakami” i oczywiście kanibalizmem jest „Ekosystem” Dariusza Barczewskiego, w którym bohaterowie nie wiedzieć czemu żyją w jakimś postapokaliptycznym mieście i polują na siebie nawzajem. Tyle, że poza sprawnie i ciekawie poprowadzoną narracją, gdzie „głos” dostaje każda z postaci. Niestety, nie dowiemy się niczego więcej o realiach, które zmusiły ludzi do tak okrutnych czynów.
Natomiast do gatunku „pomieszania z poplątaniem”, z którego poza efektownym układem treści tak naprawdę nic nie wynika, można zaliczyć takie historie jak „Pokój, korytarz” (Bartosz Orlewski) czy „Labiryntogłowy” (Dawid Kain), które jeśli nawet zostają ciekawie zarysowane, to im bliżej do ich końca, tym większe czeka rozczarowanie.

Jednak żeby nie było, nie wszystkie opowiadania z Antologii... są ad hoc nieudane, bo - jak wspomniałam - zdarzają się wśród nich też lepsze i autentycznie poruszające opowieści (ale o tym za chwilę) A do tego większość autorek i autorów zdaje się dobrze obeznanych w filmowej popkulturze z pokrewnych gatunków. Tak dzieje się na przykład w otwierającym cykl dziele „Nie tylko kochankowie przeżyją” Kazimierza Kyrcza i Adriana Miśtaka, którego tytuł jest parafrazą świetnego obrazu Jima Jarmusha i jednocześnie dość absurdalną wariacją na temat miłości ratującej świat przed zagładą.

Z kolei „Kamera” Moniki Jaworowskiej nosi w sobie znamię nowatorskiego w swoim czasie horroru „Blair Witch Project” i trzeba przyznać, że na poziomie literackim, który tworzą same dialogi między bohaterami, udało się pisarce nawiązać do klimatu filmu. Choć takie „Rybki” Jarosława Turowskiego, wydają się jeszcze ciekawsze, gdyż oprócz skojarzeń z psychopatami rodem z serii o Hannibalu Lecterze, tu cała perwersja złego bohatera została twórczo przetworzona, a punktem wyjścia stały się dla niej tytułowe stworzenia.

Natomiast co do utworów wartych uwagi, to wbrew pozorom najwięcej dobrze pojętej grozy, wzbudzają te, które są najbliżej rzeczywistości. Innymi słowy strach przed chorobą i śmiercią, samotnością bądź krzywdą najbliższych, gorszy bywa i bardziej  przekonywający niż wyprute flaki czy inne żywe trupy. Taką historią są tu na pewno „Ćmy” Romana Aleksandrowicza, w których losy fotografa i jego modelki naznaczone zostały swego rodzaju klątwą, której źródłem stał się stary analogowy aparat zwany pieszczotliwie Bydlakiem, jeden dzień z życia niepełnosprawnego chłopca („Romek” Tadeusza Oszubskiego), który dzięki swojej nadprzyrodzonej zdolności, potrafi pokonać nieprzyjazne mu osoby. Czy przepięknie i bez dużych udziwnień, choć z nutą fantasy, opowiedziana przygoda Marka z irlandzką zjawą zwaną Banshee.

Prawda jest bowiem taka, że gdyby cała Antologia, była o połowę, a choćby tylko o jedną trzecią skromniejsza, to prezentowałaby się niemal bez zarzutu. No może jeszcze poza seksistowskimi i wulgarnymi fragmentami oraz totalnej mniejszości kobiet zarówno wśród autorek jak i pierwszoplanowych postaci.

„City 3. Antologia polskich opowiadań grozy”, pod redakcją Marka Grzywacza, Kazimierza Kyrcza Jr i Pawła Nowakowskiego, Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2016, str. 236

Kamila Kasprzak