Jan Tulik „Trzewiczek Amalii albo umarłych z żywymi obcowanie”, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza” i Duet WOLWO, Rzeszów 2016, str.40

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 11 sierpień 2016 Opublikowano: czwartek, 11 sierpień 2016


Leszek Żuliński

POEMAT NIEKONIECZNIE MIŁOSNY

Ach, jaki to piękny tom wierszy! Wydane w nietypowo dużym formacie edytorskie cacuszko. Książka – można śmiało rzec – bibliofilska. Ale moim zadaniem jest ocena i interpretacja wierszy, więc postaram się sprostać temu głównie zadaniu. Lecz najpierw garść koniecznych informacji…

Zacznę od kompetentnego posłowia Jana Wolskiego. Kluczem do pomysłu była postać Amalii (1737-1772), córki Henryka Bruhla, potężnego ministra skarbu na drezdeńskim dworze saskich Wettynów. I dalej Wolski pisze: Starannie wykształcona, bywała w stolicach europejskich i najprawdopodobniej myślała o polskiej koronie, bardziej chyba dla córki niż dla siebie. Stąd być może jej intryga polityczno-matrymonialna. Kto wie, czy to nie ona zaplanowała porwanie Gertrudy Komorowskiej w 1771 roku, potajemnie poślubionej przez Szczęsnego Potockiego. Zdarzenie miało tragiczny finał, bo Gertrudę uduszono, choć najpewniej przypadkowo. Amalia miała plan wydania za mąż, właśnie za Potockiego, swej jedynej córki Józefiny, które to małżeństwo w przyszłości miałoby objąć tron polski. Jednak rok później Amalia już nie żyła, a jej śmierć obrosła tajemnicami. Przyczyną zgonu, przynajmniej tak głosi wersja oficjalna, była, śmiertelna wówczas, gruźlica. Niewykluczone jednak, że mogło to być samobójstwo w obawie przed procesem, może wyrzuty sumienia, może inne jeszcze przyczyny.

No więc wiemy już, co było inspiracją Jana Tulika. Historia nieprawdopodobna, tajemnicza i zagadkowa – wypełniona ciemną aurą minionego czasu. Ale trzeba jeszcze wiedzieć, że niespełna 80 km od Rzeszowa leży Dukla. A tam do dzisiaj stoi kaplica, a w niej marmurowy nagrobek Amalii. Ona zaś ubrana w marmurową, długą suknię, spod której kokieteryjnie wystaje ten właśnie trzewiczek, który zainspirował Tulika. Wolski celnie zauważa, że dzieje się tu spotkanie Thanatosa z Erosem. Tak jak zresztą przystało na barokowe czasy.

W ogóle posłowie Wolskiego jest dla mnie arcydziełkiem samym w sobie. Komentator opowiedział konteksty faktograficzne i historyczne, ale zaczął także wplatać w swoje wywody wiersze Tulika. Pokazał okoliczności i szczegóły inspiracji. Dał nam cudowny klucz do tego tomu. Co ja tu w zasadzie robię? – sam nie wiem. Wszystko, co ważne, znajdziecie we wspomnianym posłowiu.

Toteż przejdę już do samych wierszy.

Ważny tu jest podtytuł tomu, owo umarłych z żywymi obcowanie… Nagle tamta postać z XVIII wieku, przecież drugorzędna z punktu widzenia historii, „dyktuje” poecie po ponad dwustu latach wiersze. Wiem: wszystko zaczyna się od iskierki, od inspiracji, od pretekstu, ale tu jest coś więcej.

Tu jest „poddanie się roli”. Stajesz nad grobem zmarłej przed ponad dwoma wiekami damy… Jakaś metafizyczna aura wciąga cię w wyjątkowość miejsca i czasu, a sama legenda Amalii jest fluidem, który cię odurza. Śmierć niewiele tu znaczy, skoro możemy „nawiązać kontakt” z kimś, kogo nie ma. On zaczyna być, staje się inspiratorem dialogu, może „ocuconą duszą”, skoro pojawia się aż tak mocno w nas i w naszym życiu.

Jeśli już należę do twoich ofiar, / niech rzeki i strumyki żyłek na twojej szyi, / na policzkach i wszędzie, wszędzie, wszędzie, / żarzą się w krwawym wschodzie słońca, niech żadne usta / nie wychylą już piekielnego pragnienia. / Wybacz purpurowe przekleństwo. / Przecież już i tak na jednej szali, skoro raz stanąłem / po twojej stronie. Po stronie lśniących, / śliskich od żądzy cząstek twojego ciała, które rozsiałaś / po łąkach mojej rubinowej wyobraźni… – słyszycie tę dykcję? Czujecie ją? Tu dzieje się osobliwe „wejście w rolę”, jakaś translokacja, jakieś ocucenie własnego alter ego i przeniesienie go w czas „ponadwymiarowy”.

Fascynacja Amalią nie wyczerpuje jednak obecnych w tym utworze westchnień i uniesień. To dziejące się tutaj virement czasu nie mogło przemilczeć Historii. A więc zobaczcie taki oto fragment: O! Teatr pęcznieje, jadą, jadą /. świszcze, gwiżdże rzemień /.ponad kawalkadą, jadą. / Nad banderią hufce drzewców / i komety herbów szal. / Jadą z Biecza, Pilzna i Dębowca, / książę Litwy, Tyniec, Sanok, / Kraków i Mazowsze. Kresy – bal. // Ależ – wszak to teatr, każdy w noc tę gra. / Teatr. Z cyrklem, wagą. Sza. / Drama, utwór prawie narodowy – tylko w tygiel / jeden wsypać i kopyści smykiem grać. // Toż wytwornie kute dukielskie Dziady / z tatuażem zgniłych liści na czołach; / Charman dukielski. Tournée monsinior Wolter.

Staje się sprawą oczywistą, że autor nie zamierzał napisać „romansu”. Ten utwór jest poematem, w którym ożywa nie tylko statystka-Amalia, ale przede wszystkim zdarzenia i duchy polskie. Chciał przypomnieć obolałe kurhany, po których wspinaliśmy się w dzisiejsze czasy.

Tak, to jest poemat. Poemat złożony z siedmiu części. Poemat kresowy, historiozoficzny, bolesny, przypominający nam zupełnie zasnute mgłą niepamięci czasy. Z jednej strony mamy ten trzewiczek zapomnianej Damy, fascynujący i kuszący swą piękną tajemniczością, z drugiej – nagłe przypomnienie wichrów, jakie przechodziły nad polskimi Kresami.

Dykcja tego utworu jest do niczego nieporównywalna. Jan Tulik stworzył nową narracje i nowa aurę. Ale najważniejsze jest to, że ocucił ten kanon poezji, jaki już wiele lat temu schowaliśmy do lamusa. Okazuje się, że nic nie jest zamknięte, że wiele wydarzeń przeszłości wciąż nas boli i wciąż domaga się przypomnienia.

Znam Janka Tulika od lat i znam jego twórczość. Bez wahania stwierdzam, że teraz napisał swoje opus vitae. Porwał się na rzecz osobliwą i ważną. To utwór, który powinien nami potrząsnąć.

Jan Tulik „Trzewiczek Amalii albo umarłych z żywymi obcowanie”, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza” i Duet WOLWO, Rzeszów 2016, str.40

Leszek Żuliński