Kazimierz Brakoniecki "Terra nullius", Wydawnictwo Z BLISKA Biblioteki Publicznej w Gołdapi, Gołdap 2014, str. 48

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 28 maj 2014 Opublikowano: środa, 28 maj 2014


Anna Łozowska-Patynowska

WSZYSTKO UKRYTE W NIM SAMYM

Kazimierz Brakoniecki należy do tych poetów, którzy nie tylko poruszają serca, ale także zmuszają do pracy ludzkie umysły. W najnowszym zbiorze poetyckim pt. Terra nullius poeta stawia pytanie o wzajemne relacje pojęć swojskość i obcość oraz, co jest nieuniknione, próbuje przesuwać ich granice znaczeniowe. Wszystko to zawiera w sobie tytuł zbioru, który z języka łacińskiego przetłumaczyć można jako Ziemia niczyja.

Artysta nie decyduje się jednak na użycie w tytule polskiego odpowiednika. Są ku temu powody. Po pierwsze, to Terra nullius jest jego ziemią obiecaną, celem wędrówki. Łacińska proweniencja tytułu wskazuje na kulturową uniwersalność, jako że łacina jest podstawą bardzo wielu rożnych języków. Słowa z niej pochodzące znajdziemy zarówno w językach germańskich, jak i w słowiańskich. Zatem łacina posiada status podstawowej mowy, jest czymś w rodzaju ponadnarodowego alfabetu, pradawnym „językiem esperanto”.

Po drugie, Brakoniecki posługuje się specyficznym szyfrem zrozumiałym tylko dla tych, którzy potrafią i chcą szukać, odkrywać nowe znaczenia znanych dobrze wyrazów. Nie tylko to sprawia, że pojęcia swojski i obcy zaczynają nachodzić na siebie i się samoistnie przenikać. Kryje się w tym ogromna troska o człowieka i zrozumienie go przez pryzmat miejsca, w którym żyje bądź z którego pochodzi. Kategoria człowieka okazuje się być łącznikiem wszystkich kultur. Nowa kultura, połączone z nią tradycje oraz wszystko inne, co reprezentuje nieznajomą przestrzeń „otwiera się” na nas, każe nam doświadczać nieznanego.

Tak pragnie odczytywać Brakoniecki świat, nie przez wędrówki po bezdrożach, ale przez podróże egzystencjalne do miejsc, z którymi wiążą się jakieś wspomnienia. Słowa swojski i obcy tracą w omawianej poezji pierwotne znaczenie. A to dlatego, że autor tekstu dokonuje ujednolicenia kultur, a tym samym stara się przeprowadzić proces ujednolicenia człowieka. Brakoniecki pokazuje, że istota ludzka ma taką samą naturę bez względu na pochodzenie czy przynależność wyznaniową.

Początkowo pragnie poeta zrozumieć człowieka przez pryzmat miejsca: „Czerwona wywrotka koło ceglanego domu/ za zieleniejącymi się świeżo drzewami./ Robotnik w pomarańczowej kamizelce/ kosi trawę, której zapach staje się widzialny.” I dalej: „Paskudnie płaska równina./ Drewniane chaty mają zmarszczki./ Ludzkie twarze mają bezzębne doły i góry.” Wszystko to, co istnieje w jego ziemi niczyjej, odnajdujemy tu i teraz, zapomnianą wieś, odchodzące w niepamięć szczątki domów, dzieła ludzkich rąk. To istnieje w naszej pamięci.

Poeta wydobywa z niej kształty, zapachy i dźwięki: „Chrzęst kamieni przesuwanych falami –/ piłowanie martwych paznokci.” Chwilami nimi zręcznie żongluje, przerzucając z jednej ręki do drugiej. Jest on świetnym iluzjonistą, lirykiem, który wierzy głęboko w to, co robi oraz w przestrzeń, jaka wyłania się z jego wizji. Świat „mocno zapchanej wspomnieniami pamięci”, staje się przestrzenią pamiętania. Tutaj rzeczy piętrzą się jedna na drugiej, wyrastają niejako na sobie. Dzięki temu wszystko ma swoje miejsce, przyczynę i skutek. Poeta łączy jednak niespójne szeregi znaczeniowe, co sprawia, że zestawiane ze sobą stany, procesy, skojarzenia powodują zdziwienie bądź chwilami nawet lęk. Dlatego wspominane w tym akapicie wizje osad ludzkich połączone są z procesami fizjologicznymi zachodzącymi w ludzkim ciele. W ten sposób pragnie poeta oddać charakter nierozerwalnego związku człowieka ze światem.

Poza tym Brakoniecki obserwuje świat przez pryzmat tekstu, który tworzy: „widziane wierszami miasta, wioski, ludzie, widoki/ jak pręgi na nadgarstku po przecięciu historii”. Zatem tworzony jest on „od ręki”, przez przypadkowe sąsiedztwo słów o poszerzonych polach znaczeniowych. Dostrzegamy tu nietypową relację między tekstem, tradycją i ludzkim ciałem. Z trzech różnych kategorii udaje się poecie utworzyć jedną. Ciało-słowo-czas to jest nierozerwalna u poety metoda czytania świata. Zatem może ten świat wcale nie jest ziemią niczyją? Może jest to ziemia czyjaś, ukazywana w konkretnym momencie, na papierze, a może jest to sam świat tekstu? Czytamy bowiem w Terra nullius: „Nie jest to świat ani przed, ani po świecie.” Ten świat jest przestrzenią kreacji, która dzieje się „poza czasem”. Można zatem do niego powracać w dowolnej chwili, łudzić się nim, pragnąć go, przestawać go pożądać albo czynić raptem niewidzialnym, ukrywać w fałdach innych opowiedzianych historii, jak czyni to Brakoniecki w trzeciej części zbioru.

Warto także dodać, że poeta nazywa siebie „metafizykiem miejsca” a opisywany przez siebie świat „Europą kosmograficzną”. Ta przestrzeń, która może pretendować do miana rzeczywistej ziemi bez własności, została szkicowana przez Brakonieckiego w ten sposób: „pełna dziur w pamięci i sumieniu Atlantyda Północy/ bałtycka Europa, której tajemnica jest w strasznej ziemi,/ w kronice nadziei życia, w odnawialnej tożsamości,/ której tak naprawdę nigdy nie ma, jeśli nie/ w po-etyce świata oświeconych pokoleń”. Z pozoru błahy problem ziemi, przynależności do niej, pochodzenia i samoświadomości okazuje się przerastać siebie.

W tomie odkrywamy model nowoczesnego człowieka, który trwa w czasach „po-etyki”, zmarnowanej moralności, zagubionego honoru  i szczerości. Dlatego Brakoniecki pragnie to wszystko przywrócić na nowo, odbudować wybrakowaną aksjologię, wkładając w ten „uszczerbiony” przez niedostatek wartości świat, fragmenty posiadające głęboki sens. Poeta przeprowadza drobiazgową reanimację zwłok europejskiej tożsamości, powołując się na cechy uniwersalne łączące wszystkich ludzi. Najpierw jednak przeprowadza analizę ludzkiego ciała-miejsca, opisując bardzo precyzyjnie, jak na sekcji zwłok, każdą część oglądanego świata.

Zdobywa się jednocześnie na bardzo odważną ocenę stanu dogorywającego aksjologicznie świata: „Europa się nie jednoczy, Europa się boi./ Chociaż inaczej niż lękiem pojedynczych ojczyzn,/ z siatką granic jak odleżynami u konającego.” Brakoniecki poddaje restytucji ideę geohumanizmu, opierając na niej całą filozofię tomu. To, co łączy wielokulturową Europę, zwie się człowiekiem. Granicami poszczególnych światów i jednocześnie granicą wytrzymałości ludzkiej są przecież „odleżyny u konającego”. Nie znamy ich przyczyny, co więcej nie mieści się nam w głowie „ból tych ran” a tym samym światopogląd innych ludzi, odmiennych kultur. To wychodzi poza nas samych. Staje się granicą tkwiącą w naszym wnętrzu. Tak poeta nazywa świat, który opisuje. Jest to przestrzeń poza czasem, wymagająca restytucji „mitograficznej miejsc” przez poetę w danej chwili opisywanych. Wrażliwa tkanka tekstu Terra nullius pochodzi z przeżywania podmiotu, z jego szczególnej „empatii geopoetyckiej”. Dlatego tak naturalistycznie i namacalnie przedstawia Brakoniecki świat trzymamy w swoich własnych rękach.

Nie sposób nie zauważyć, że autor Obrotów nieba odwołuje się do modelu świata zaproponowanego przez Czesława Miłosza, m.in. w „Rodzinnej Europie”. Na prostych relacjach jednak tu pozostać nie można. Zarówno Miłosz, jak i Brakoniecki skrywają pod płachtą historii i tradycji pewien model człowieka, co więcej, tam też umieszczają fragmenty autobiograficzne. Mapa świata, którą tworzy Brakoniecki jest mapą jego przeżyć wewnętrznych, jego duszy. Zatem wydaje się oczywiste, że na kanwie Terra nullius utkał poeta własną autobiografię. Ustanowienie pewnego modelu człowieka poprzedza jednak ciąg poetyckich rozważań o jego statusie. Brakoniecki tworzy pewien model tożsamości, pisząc o ludziach z Północy. Rozważania poety stanowią jednak uniwersalną refleksję o człowieku, który jest zintegrowany ze światem.

Swoją wypowiedź liryczną buduje poeta z trzech części. Każda z nich pogłębiana jest przez następującą po niej. Ostatnia to już bardzo prywatna refleksja. Poszczególne części tomiku nie mają właściwie znaczenia bez odniesienia do poszczególnych fragmentów i całości tekstu. „Terra nullius” – ziemia niczyja, „Europa minor” – Europa młodsza, „Terra nigra” – ziemia czarna, ciemna złowroga, smutna, zła, złośliwa. Tożsamość podmiotu z trzeciej części ustalona jest w oparciu o wcześniejsze rozważania. Bez nich poeta nie zdobyłby się na  tak śmiałe wnioski, że istniejemy gdzieś poza, zamiast czegoś, czy nawet obok siebie samego:

Widzimy siebie i nie poznajemy. / Znamy swoje ciała tylko z widzenia / (…) / Umrzemy w każdym palcu / w każdy oku, w każdym włosie, / w każdym wspomnieniu. / Miłość kończy się nam od oczu.

To jest właśnie dowód na zatarcie granicy między swojskością i obcością. „Terra nigra” to miłość, która jest udręką, ale i całym światem. Miłość u Brakonieckiego to śmierć. Dlatego jego poezja tak bardzo przypomina międzywojenne liryki Jana Lechonia oraz Jarosława Iwaszkiewicza, tę grę napięć między Erosem i Thanatosem: „Gdybyś umarła przede mną,/ Ziemię czarną bym rozkroił nożem.” Dlatego ziemia czarna, która pochłania, również na nowo rodzi. Z ziemi powstajemy, w niej też się rozkładamy. Krojenie ziemi to krojenie ciała w poszukiwaniu ukrytej tam duszy. W Terra nullius poszukuje Brakoniecki istoty, ducha świata. Najpierw przez przywoływane wizje miejsc, potem przez człowieka, który w nich bytuje. Ale tak naprawdę Brakoniecki ofiarowuje nam w tym tomie samego siebie, „szpera” we własnym wnętrzu, by udowodnić, kim jest człowiek naprawdę.

Jak wynika z powyższego, rozważania o świecie okazują się być pretekstem do bardziej pogłębionej refleksji o współbytowaniu człowieka i Boga: „Wiem, dlaczego tutaj przyszedłem./ Wiem, dlaczego stąd odejdę./ A przecież nie wyznaję żadnej pewnej wiedzy/ Nie chcę być nikomu wdzięczny. A najbardziej Bogu./ Nawet za to, że jest niewidzialny./ Nawet za to, że nie istnieje”. Brakoniecki wierzy w to, co niewidzialne i niewyrażalne. Jego poezja, do pewnego stopnia, jest realizacją niewyrażalnego i zgodą na nie. Poeta każe nam wierzyć, że istnieje jeszcze jakaś świętość, świętość miejsc, które opisuje i sakralny wymiar człowieka, który przecież sam z siebie nie jest idealny. Bo brakuje mu prostej wiary w to, że jako poecie uda mu się w końcu odbudować świat na stałych i niezmiennych wartościach: „Nie wierzę w ciał wskrzeszenie,/ wierzę w miłość trudną i dobrą/ do unicestwienia”.

Dlatego decyduje się on porzucić częściowo sferę boską, by przejść na stronę ludzką, na zwykłą czarną ziemię, i tu poszukiwać dróg prowadzących prosto do celu, do dokonania ponownej integracji wewnętrznej samego człowieka: „Kocham cię i boję się starości./ W pokoju obok umiera twoja matka”.

Bez sprzeczności nie można opisać prawdziwej natury ludzkiej. W dychotomii, niespójności świata i rozbieżnych dążeniach odczytujemy ślady pozostawione na ziemi przez człowieka. Dlatego tylko obumieranie okazuje się ocaleniem, taka jest konkluzja jego opowieści: „Zabijemy się wtedy, kiedy będziemy martwi”. Śmierć nie będzie wtedy występkiem. Okaże się sposobem odnalezienia świata na nowo.

Kazimierz Brakoniecki "Terra nullius", Wydawnictwo Z BLISKA Biblioteki Publicznej w Gołdapi, Gołdap 2014, str. 48

Anna Łozowska-Patynowska

 

 

 

Przeczytaj też w „porcie literackim” omówienia książek K. Brakonieckiego: zbiorów wierszy Armor. Wiersze atlantyckie (2005), Obroty nieba (2010) oraz prozy Dziennik berliński (2011), Chiazma (2012)