Anna Krasuska „Ona”, Wydawnictwo Naukowe ŚLĄSK, Katowice 2013, str. 64

Kategoria: port literacki Utworzono: niedziela, 27 kwiecień 2014 Opublikowano: niedziela, 27 kwiecień 2014


Anna Łozowska-Patynowska

NA MARGINESIE SZYMBORSKIEJ

Liryki zebrane w tomie Ona są misternie utkaną siecią intertekstualnych odwołań do wielu znanych tekstów kultury. Tak też powinniśmy ją traktować, jako autorkę tekstu głęboko zanurzoną w świat sztuki. Dlatego Anna Krasuska może zostać uznana za poetkę kultury. Artystka każe nam iść po śladach, które pozostawia. Pragnie jednak, abyśmy o wiele dokładniej śledzili jej ruchy. Stąd niekiedy odwołania zostały zaszyfrowane, a w innych miejscach poetka prawie całkowicie chciała doprowadzić do ich zatarcia.

Krasuska prowokuje nas do przeszukiwania wszystkich zakamarków jej liryki, by nie powiedzieć do „dłubania” w ukutym przez nią słowie poetyckim. W zderzeniu z tekstem wiele zależy od nas samych. Na pierwszy rzut oka widać, że poetka pozostawia nam szeroki margines do pisania własnych interpretacji, a to jest godne szczególnej uwagi.

Krasuska w wielu wierszach nie tylko wyraźnie odwołuje się do Wisławy Szymborskiej, ale także przyjmuje jej styl. Pojawia się także podejrzenie, że być może tytułowa „Ona” to właśnie sama Szymborska. U Krasuskiej pojawia się „jętka jednodniówka” odpowiednik strzykwy z wiersza Szymborskiej. Natomiast utwór „Na wszelki wypadek” nawiązuje tytułem do tomiku tej poetki „Wszelki wypadek”. Po nim następuje wiersz „Na wszelki wypadek z Szymborską” a także utwór „Ona”, gdzie znajdujemy wyraźną aluzję do wiersza „Cebula” wspominanej artystki.

Na Szymborskiej się jednak nie kończy. Choć od tego podczas czytania jej wierszy powinniśmy niewątpliwie zacząć. Krasuska stara się zbudować z Szymborską pewną wspólnotę mentalną. Jest ona bowiem poetką bardzo wrażliwą na świat, mocno angażującą się w jego obserwację. Przyjmuje postawę podobną do wielkiej poetki XX i XXI wieku. Posiada także ogromną intuicję w badaniu świata. Jest to niewątpliwie intuicja kobieca.

W dzisiejszych czasach, gdy nauczyliśmy się dzielić poezję na wychodzącą spod ręki kobiety bądź mężczyzny, łatwo przychodzi nam używanie słów „poezja kobieca” czy „precyzja wypowiedzi” zarezerwowana dla mężczyzny. Ten podział jest, oczywiście, sztuczny. Bo przecież najbardziej sensualna liryka, „sielska i anielska” może okazać się dziełem mężczyzny, który posiada niezwykłą wrażliwość i empatię. Można zatem sądzić, że Krasuska ma dar prowadzenia przez świat innych, że posiada intuicję człowieczą. Z jednej strony, okazuje się to tożsame z liryką Szymborskiej. Z drugiej strony, Krasuska tworzy poezję alternatywną w stosunku do poezji Wisławy. Uzupełnia pozostawione przez tę wielką poetkę puste marginesy, a potem je rozbudowuje. Jej poetycka przenikliwość i zdolność przewidywania ludzkich zachowań spotyka się w wielu miejscach z gruntownym przemyśleniem obowiązujących współcześnie zasad rządzących światem i sztuką. Ich właśnie w swoich utworach poszukuje poetka, w bardzo ciekawy sposób kreując bohaterów i podmiot liryczny.

Bohaterka liryczna wiersza „ja i jętka jednodniówka”, jeśli chodzi o jej stosunek do świata, jest bardzo optymistyczna. Bo wydaje jej się, że ma ogrom czasu do przeżycia w porównaniu z innymi istotami żyjącymi. Ta jętka, z którą zostaje zestawiona bohaterka, to przecież „ona”, ta druga, mniejsza i słabsza odmiana jej samej.

Wiersz ten, otwierający cały cykl liryków, budzi w nas wiele wątpliwości wobec stałości istnienia człowieka w świecie. Ulotność i subtelność liryków prezentowanych przez Krasuską dodatkowo obala tezę, że jesteśmy uwolnieni od przemijania. Nie sposób nie zauważyć poczynionej przez Krasuską aluzji do obrazu „Ambasadorowie” Holbeina. Wszak wiele wskazuje na to, że tak właśnie jest: „A kiedy przebrzmi coda, kurtyna przywróci proporcje,/ oddzieli scenę od widowni”. Tu również spotykamy się z anamorfozą śmierci: „tak gra skończy się, nie kończąc”. Wiersz o koncercie jest w istocie opowieścią o człowieku, który zachwycił się pięknem, dał się ponieść chwili a nie zauważył tego, że po prostu czas koncertu minął. Krasuska przedstawia świat, który w rękach człowieka wydaje się realny. Tak naprawdę istnieje on tylko jako iluzja.

Jak się wydaje, temat sztuki jest u Krasuskiej zagadnieniem naczelnym. Poetka stara się udowodnić nam, jak dziś zmienia się sztuka. Pragnie również pokazać relacje między człowiekiem, przestrzenią, w której żyje, oraz kreacją. „Sterowanie wyprzedażą ludzkiej rozpaczy staje się…/ sztuką”, nadmienia artystka. Człowiek w dzisiejszym świecie okazuje się być towarem. Tak samo funkcjonuje jego ciało. Dziś można kupić nawet lęk. Ale czy to, według poetki, jest świat prawdziwy? Co właściwie jest dla niej realnym światem?

Krasuska pyta o istotę człowieka nagiego w swoim lęku. Takiego człowieka poszukuje, nieodgadnionego i nieodnalezionego. Właściwie ona go wcale nie szuka, bo on znajduje się sam. Artystka buduje w taki sposób swoją bohaterkę, która okazuje się niepochwytna. Według niej prawdziwa istota człowieka taka właśnie jest, niesprecyzowana, kierująca swoje spojrzenia poza kamerę. Bowiem z ludzkiego lęku nie da się zrobić dobrego reportażu („Poza nawias”). Nieetyczne jest też czynienie z ludzkiego bólu i cierpienia uroczystego pokazu („średniowieczne stosy”). To, co Krasuska nazywa prawdziwym nieszczęściem, mija się z emocjami obserwatorów. Nieszczęście tkwi w środku, jest wewnętrzne, kipi w człowieku i wypływa z niego wartkim nurtem. Cierpienia nie sposób zrozumieć. Żadna z metod obserwacji nie jest adekwatna do odkrycia jego istoty.

Wynika z tego, że Krasuska jest bardzo wrażliwym czytelnikiem świata. Obecny świat, w jej ujęciu, to nieludzki i pozbawiający nadziei konglomerat prawdziwej egzystencji. Bo to istnienie, według poetki, nie jest do końca prawdziwe. Ono jest śledzeniem prawdy, która zabija od środka, jest jej odbieraniem i ponownym używaniem. Dlatego ta prawda przestaje być prawdą, ona jest jej użyciem: „kamera w zbliżeniu przefiltruje skórę/ zajrzy w głąb oczodołu”.

Świat możemy zatem rozłożyć na części pierwsze i przyjrzeć mu się dokładniej, ale wtedy popełniamy wykroczenie przeciw ludzkości. Odkrywamy tajemnice, które przestają być tajemnicami. W reporterskim stylu pokazujemy wszystko, które zaczyna funkcjonować jako nic. Prawdziwym zadaniem sztuki jest zatem udowodnienie tego, że kruchych ludzkich emocji nie sposób zapisać w jakikolwiek sposób. Nie ma żadnego równania arytmetycznego, które pokazałoby, czym jest lęk. Nie istnieje także jedna definicja człowieka. Ale autorka tekstu, mimo nie znalezienia żadnych konkretnych definicji interesujących ją pojęć, wcale nie ponosi klęski. Bo klęska tkwi w nas tylko wtedy, gdy traktujemy ból i lęk przedmiotowo. Jeżeli po ludzku go przyjmiemy, pozostanie on prawdziwy.

Kim jest zatem tytułowa „Ona”? Być może jest chwilą, momentem przełomowym, refleksem, który utrwala fragment przemijania. Bo przecież „Ona” „trwa (…) ciągle nienasycona”, jest nieuchwytną miarą dziania się, tym, co istnieje, a jednak nie sposób tego ukryć w garści, bo jest niematerialne. Ona jest niewyczerpaną możliwością mówienia o świecie, niekończącym się procesem powracania do siebie samej. Odnosimy wrażenie, że bohaterka chłonie w siebie wszystkie rzeczy, stając się każdą rzeczą. Bohaterka istnieje tylko w „dotyku słowa”, czyli i w słowie, którego doświadczamy i we wrażeniu, które ono do nas wnosi („Ona (…) dopasowuje swoje ciało do kształtu jego dłoni”).

Dlaczego dotyk słowa jest dla bohaterki ważniejszy od samego jego brzmienia? W wierszu „Ona” czytamy: „Tyle chciałaby…/ ale nie wydobywa nawet szeptu, słowa są tak bezradne./ Wtula się tylko mocniej”. Słowa jako dźwięki niekiedy nie wystarczają, aby wypowiedzieć siebie. Czasami są nawet przeszkodą w drodze do utożsamienia się ze sobą. Słowa mogą także ranić, są w stanie również zabijać.

Co więcej, wydaje się, że Krasuska stwierdza, że słowa mogą nas bardzo ograniczać, bowiem nie da się powiedzieć wszystkiego. Więcej da się wyrazić dotykiem, „wtulaniem się” w świat, doświadczaniem go dosłownie na własnej skórze. Poetka stara się na nowo ustalić status quo słowa. Nie chce go jednak ujarzmić czy podporządkować. Słowa jej wierszy są wolne o tyle, o ile pozwala na to interpretacja czytelnika.

Zatem najwłaściwsze byłoby swobodne, niczym nieskrępowane czytanie jej utworów, czasami potraktowanie ich jak płynące potoki słów, których znaczenie jest bardzo głęboko ukryte.

Anna Krasuska „Ona”, Wydawnictwo Naukowe ŚLĄSK, Katowice 2013, str. 64

Anna Łozowska-Patynowska