Exegi monumentum

Kategoria: eseje i szkice Utworzono: czwartek, 01 grudzień 2016 Opublikowano: czwartek, 01 grudzień 2016


Grzegorz Walczak

Człowiek nigdy nie wie, co mu do głowy strzeli, czym się zajmie, co napisze. Ciekawe, w jaki sposób budzą się w  nas twórcze skojarzenia? Przez przypadek, przy okazji świadomych poszukiwań wynikających z potrzeby chwili, czy przez to, że niekiedy dopada nas nagły strumień sentymentów?

Niedawno znalazłem się ze swoim mądralą – laptopem nierozłącznym –  w leśnej chacie za wsią.

Pracuję waśnie nad  scenariuszem teatralnym Roznamiętów nie mniej wybitnych niż horacjańskie pienia. Moje są dosyć frywolnym, acz kunsztownym dziełem. Odnalezione po dwu tysiącach lat staną się wzorem wyuzdanej poezji dwudziestowiecznej (pisane w końcu ubiegłego wieku) i osiągną sławę, jaką wśród znawców i smakoszy zdobył Złoty osioł Apulejusza z II wieku.Cena mojego bezwstydu jest może nawet wyższa z tego względu, że ja nie podpierałem się, jak autor Metamorphoses żadnym Lukiosem z Patraj, ani Lukianem, którzy z kolei wzorowali się na Arystydesie z I w. p.n. e., ani na żadnych Historiach  milezyjskich. Niestety, mimo to, że i ja stosowałem milesius (styl prosty) i genus floridum (styl ozdobny) w swych dość śmiałych wierszach dla dorosłych, lecz bez lex vulgaris, nie mogę się pochwalić tym, że wpłynąłem na twórczość Boccaccia, tak jak Apulejusz, autor tego niebywałego romansu antycznego. Za to z nieodżałowanym Wojciechem Siemionem z rozmachem zabawialiśmy niegdyś Roznamiętami publiczność, a także siebie. Tych wyrafinowanych poetyckich strof nie da się niestety przetłumaczyć na wszystkie języki świata, a nawet na żaden język poczciwie, a to dlatego, że erotyki te, same w sobie, są wielce niepoczciwe, pikantne i swawolne. A również i z tego powodu, że są raczej nieprzekładalne ze względu na obfitość w nich leśmianopodobnych neologizmów. Kiedyś połamał sobie na nich pióro pewien tłumacz, poeta polsko-niemiecki. Całe one są zmyślnym humorystycznym słowotworzeniem, zanurzonym w poetycko groteskowym seksikowaniu.  Żeby to  bezwstydne odium móc zrzucić na kogoś i zneutralizować pornograficzny efekt do minimum, w przygotowywanym właśnie scenariuszu teatralnym obok pary paskudników, miłośników niepohamowanych, wymyśliłem kukły swawolne –  prawdziwe kukły. Przez chwilę pomyślałem, że dotknięty naraz Satyrem i Erosem Autor tego rozpasania literackiego (również postać sceniczna), by się przed sobą obronić, powinien na zasadzie kontrastu pod względem wagi i powagi odnaleźć przeciwstawny sobie wzorzec w poezji wysokiej. Zatem po latach zwróciłem się do Horacego i do łaciny.

58 lat temu byłem uczniem Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Czartoryskiego w Puławach  i w klasie łacińskiej przetłumaczyłem na polski De rerum naturam Lukrecjusza. Pani profesor Grzebalska – nasza łacinniczka, która przed trzema laty obchodziła stulecie urodzin i nadal mieszka w Puławach, pamiętam, postawiła mi wówczas piątkę (była to wtedy ocena celująca) i powiedziała, że moje poetyckie tłumaczenie jest jej zdaniem znacznie lepsze niż to oficjalne, nie wiem już, którego z naszych dojrzałych poetów. Może właśnie ten podstępny doping łacinniczki, obok ciężkiej, nieskonsumowanej miłości do Celinki z naszej klasy – byłem wtedy zieloną niezdarą i totalnie nieśmiałą ofermą – wpędziło mnie w permanentny nałóg uprawiania ars poetica. Do dziś piąte przez dziesiąte pamiętam ten mój drugi w życiu przekładowy wiersz. Wcześniej tłumaczyłem tylko wybrane strofy Eugeniusza Oniegina. Jak wiadomo, Puszkin też maczał palce w „pieśni eolskiej” Horacego, tworząc piękną parafrazę dzieła Mistrza:

 

Я памятник себе воздвиг нерукотворный,

К нему не зарастет народная тропа,

Вознесся выше он главою непокорной

Александрийского столпа…

 

Dźwignąłem pomnik swój, nie trudem rąk ciosany,

wydepcą ścieżkę doń miliony ludzkich stóp,

łeb buntowniczy wzniósł i wyżej w chwale stanął,

niż Aleksandra pyszny słup...

 

Wprawdzie Puszkin odjechał dość daleko od oryginału i pod względem treściowym, i prozodycznym, ale za to jego wiersz pełny ruskiego ducha, dynamiczny, buntowniczy i dumny, podoba mi się najbardziej ze wszystkich wzorowanych na Exegi monumentum. Kto nie zna rosyjskiego, niech sięgnie po kongenialne tłumaczenie Tuwima całego wiersza, którego przytoczyłem tu tylko pierwszą zwrotkę. 

A  De rerum naturam Lukrecjusza w moim przekładzie rozpoczynało się tak:

O matko Eneadów,

miłości niebian, ziemian.

Błogosławiona Venus,

co pod żaglami nieba

życie okrętom zsyłasz

i ziemi pełnej płodów...

Nie pamiętam, co tam było dalej. Przez tych prawie sześćdziesiąt lat  gdzieś mi się zapodział zeszyt z notatkami, w których utonął mój Lukrecjusz. Zagubiła mi się też łacina, więc zabrałem się do serbskiego, korzystając z tego, że mieszkałem przez cztery lata w Belgradzie i wykładałem język polski na Slawistyce tamtejszego Uniwersytetu. Przetłumaczyłem kilka emitowanych w Polskim Radiu słuchowisk serbskich, wiele utworów poetyckich i tak popularnych w Serbii aforyzmów. A ostatnio wyszła też Antologia Współczesnej Poezji Serbskiej w moim tłumaczeniu.

Niedawno jednak przyśniła mi się pani Grzebalska, a z nią łaciński heksametr. Może dlatego, że kilka dni temu wróciłem z Puław, gdzie wraz z Olgierdem Łukaszewiczem, Henrykiem Talarem, Marią Pomianowską – słynną multiinstrumentalistką i jej muzykami –  wystawialiśmy moją sztukę pt. Obłoczni, czyli Sen Chopina. Jako Demiurg – Upadły anioł, a zarazem Reżyser, który przecież w teatrze jest też demiurgiem, i ja wystawiałem się na scenie wieczorem, a w samo południe wraz z pianistką Ewą Ossowską wystąpiłem z poetycko-muzycznym monodramem zaduszkowym w Czartorychu, tej mojej niezapomnianej Alma Mater Pulaviensis. Po chwili wieczności przeżytego życia na tej samej scenie, na której w dzieciństwie trzymałem baloniki w Latającym chłopcu Szaniawskiego, znów stałem  przed tłumem uczniów, wykonując basowe ewolucje wokalne. Nic dziwnego, że po takich przeżyciach, na rodzimej Lubelszczyźnie dopadły mnie zrozumiałe nostalgie, wizje sentymentalne tych pagórków leśnych i tych łąk zielonych, (pagórkiem była głównie strzelnica pod lasem) i tej niespełnionej miłości, za którą oddałbym wiele wysokoenergetycznych, niepotrzebnych seksów. Musiałem wrócić do gdzieś głęboko we mnie uśpionej łaciny i zanęcony historycznymi już przekładami klasyka uporałem się po północy na leśnym odludziu z jego niełatwą frazą, zastygłą w poetycki Pomnik.

Horacy

Ad Melpomenam

Pieśń III. 30


exegi monumentum aere perennius

regalique situ pyramidum altius

quod non imber edax non aquilo impotens

possit dirvere avt innumerabilis


annorum series et fuga temporum

non omnis moriar multaque pars mei

vitabit libitinam usque ego postera

crescam laude recens dum capitolium


scandet cum tacita virgine pontifex

dicar qua violens obstrepit aufidus

et qua pauper aque daunus agrestium

regnavit populorum ex humili potens


princeps aolium carmen ad italos

deduxisse modos sume superbiam

quasitam meritis et mihi delphica

lauro cigne volens melpomene comam

Oto mój przekład tej pieśni w listopadzie 2016 r.:

EXEGI MONUMENTUM

Pieśń III. 30


Wzniosłem sobie pomnik trwalszy niż me życie.

Wyżej sięgnie on niż piramid stożki.

Deszcze go nie skruszą, ani wiatru bicze.

Czas mu nie jest straszny ni Akwilon boski.


Umykają lata, coraz bliższa meta.

Nie wszystek umrę, coś ze mnie zostanie.

I chociaż po śmierci ogarnie mnie Leta,

pod jej wodą cień sławy mojej spocznie na dnie.


Nie zaginie słuch o mnie, póki wody toczy

bystry Aufidus, a po Kapitolu

kapłan wraz z Westalką jak przez wieczność kroczy

i Daunus rozkazuje swym prostaczkom w polu.


Stamtąd ja przyniosłem sławną pieśń eolską

i tchnąłem jej ducha w naszych wierszy mowę.

Jeśli dzieło godne – Melpomeno, rozsądź –

uwieńcz moje skronie liściem laurowym.

 

Dla filologicznych porównań i łatwiejszego oglądu możliwych interpretacji translatorskich dzieła Horacego przytaczam też wcześniejsze, znane tłumaczenia:

 

EXEGI  MONUMENTUM

Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu.

Od królewskich piramid sięgający wyżej;

Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony

Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony


Szereg, ni czas lecący w wieczności otchłanie.

Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie

Poza grobem. Potomną sławą zawsze młody,

Róść ja dopóty będę, dopóki na schody


Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy.

Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany toczy,

Gdzie Daunus w suchym kraju rządził polne ludy,

Tam o mnie mówić będą, że ja, niski wprzódy,


Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł pierwszy

Do narodu Italów rytm eolskich wierszy.

Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi rośnie,

I delfickim wawrzynem wieńcz mi skroń radośnie.

Przekład: Lucjan Rydel

 

 

EXEGI MONUMENTUM


Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu

strzelający nad ogrom królewskich piramid

nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy

oszalały Akwilon oszczędzi go nawet


łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków

Nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu

cząstka nie byle jaka i rosnąca w sławę

potąd będę wciąż młody pokąd na Kapitol


ma wstępować z milczącą westalką pontifeks

I niech mówią że stamtąd gdzie Aufidus huczy

z tego kraju gdzie gruntom brak wody gdzie Daunus

rządził ludem rubasznym ja z nizin wyrosły


pierwszy doprowadziłem nurt eolskiej pieśni

od Italów przebiwszy najpewniejszą drogę

Bądź dumna z moich zasług i delfickim laurem

Melpomeno łaskawie opleć moje włosy

Przekład:  Adam Ważyk

 

Grzegorz Walczak

 

 

Przeczytaj też wiersze G. Walczaka w dziale „poezja”, a także jego prozę w następnym dziale