„Elektryczny pyszczek Izydy” Anny Kaliny Modrakis

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: niedziela, 17 marzec 2019 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

TRANSWESTYTA POETYCKI

Zdradzę swoje podejrzenie: ta Anna Kalina Modrakis to jakaś ściema! Ona buszuje już nie pierwszy raz po poetyckim rynku ukryta pod pseudonimem damulki, która może pisze inne, znane nam teksty (na przykład powieści erotyczne), a na boku wyżywa się jako poetka. Ja chyba znam szczegóły, ale muszę to zbadać i potwierdzić, aby urbi et orbi ogłosić to. Nie wykluczam też, że może to być mężczyzna, który zabawia się naszymi domysłami albo ma słabość do transwestytyzmu? Tacy swawolnicy nie po raz pierwszy się zdarzają. Ale tak czy owak książka jest książką.

Dla przykładu taki oto wiersz pt. Wybór: Jazda jest stanem naturalnym. Może zawsze była, / ukryta jak kamera w aktówce szarzejącego szpiega / w chwili wyboru. Szarzenie jest stanem naturalnym. // Wybór zaczyna się dopiero później. To może być / rdzewienie, czernienie, śniedzienie, a decyzje / zaczynają się od brzmienia tych rzadkich słów i // kończą na wahaniu. Wahanie jest stanem naturalnym / jazdy. Tylne światła coraz częściej przypominają / skrzydła motyla. Być może to taka moda, ale kto wie, // czy tam nie płoną elektryczne ćmy.

O co chodzi w tym wierszu? To dla was zadanie, bo ten autor dopuszcza czytelniczą interpretację. Może chodziło mu o to, a może o tamto? Cymes ma być w tym, co jest naturalne, domyślne, pobudzające wahania… O konkretach trudno tu mówić, ale o stanach domysłów – koniecznie. Jeszcze nie wiemy, co wybieramy, ale staramy się, staramy…

Pani Modrakis komunikuje się z nami spoza zasłon własnego ego. Na jakiś oczywisty konkret nie liczcie. W wierszu pt. Zebra albo zebranie dowiecie się tego: ewentualny klincz. Nadmiar, upiorny szum. Szemrzenia / donoszą, ciąże lżeją. Trzeba to jakoś rozwiązać / rozwięźlić, jakoś sobie z tym poradzić, cokolwiek / miałoby to być. Bo nie do zniesienia // I nie myśl o kurach, i nie gadaj o prawie, bo to / jeden gdak, a są i inne światy, one działają // tak, że nic nie ma.

Co? Nie zrozumieliście? A niby po co mieliście zrozumieć? Istota wiersza introwertycznego bywa właśnie taka. Poza tym przeczytaliście przed chwilą, że są inne światy. Cały ten nasz reizm, konkret, komunikatywność to jedna sprawa, ale przecież wspomniany wyżej introwertyzm chodzi innymi ścieżkami. Dziadek Freud nazywał to mianem id, czyli głęboką studnią naszego – za przeproszeniem – jestestwa. Bytem wewnętrznym. Miewacie zapewne to samo (pod warunkiem, że nie jesteście matematykiem lub innym inżynierem), a tu autor poszedł na całość, zatapiając się w somnambulizmie osobistym.
Świat chce być taki konkretny i zrozumiały. Ale czy zawsze musi? Dla poetów to przymus oczywisty. Jednak Pani Modrakis do cna odszukała to swoje własne id.

Do jakiego stopnia jest to tylko zabawa? Nie da się tego wyważyć, ponieważ, gdy wczytać się w te wiersze, to sens zaczyna dźwięczeć. A po cholerę nam to? A właśnie po to, byśmy zakpili z realu, który na co dzień jest po prostu szablonowy i mdły. A Pani Modrakis chce wiedzieć, gdzie się zgina dziób pingwina, o! Niemniej, mimo mojego luzactwa tej recenzyjki, namawiam podczas lektury do solidnego skupienia, bowiem te wiersze opowiadają coś ważnego, a ich „wnętrze świata” posiada solidne przesłania i rozważania.

Tomik kończy się bardzo ważnym tekstem pt. O czymś. Oto on: jeśli coś się liczy, to jest to nieważne. Nieważne / zabiera najwięcej miejsca i czasu, a jeśli jest / coś innego niż czas i miejsce, to też nieważne to ma. // Nieważne nie ma nawet osoby. Wedle księgi rodzaju / to rodzaj nijaki i nieważne jest nijakie, a nawet / agresywnie nijakie. Jest go pełno i narzuca się. // Trochę wciąga. Byłabym nieważna z rozmachem, / ale nieważne wciąga. Potem ma odloty i czuje się / jeszcze bardziej nieważne, i nie chce rozmawiać. // A potem się umiera. Pisze się o niczym, a umiera o czymś.

Wczytajcie się kilka razy w ten wiersz. Tu już mamy coś bardzo ważnego, mimo że nieważne się pląta. Nijakość nieważnego protestuje w tych wierszach. Wygibasy autorki sobie fruwają, ale podrzucają nam sporo do myślenia. W gruncie rzeczy te wiersze trzeba czytać bardzo uważnie i ze zrozumieniem. One mimo swojej osobliwej dykcji i „nonszalancji” mają masę „poważnych momentów”, na których warto zatrzymać oko i skupienie. Bowiem przy całym „luziku” te wiersze często mówią coś ważnego, istotnego.

Na koniec: takiego tomiku jeszcze nie czytałem i wy nie czytaliście. Tu odezwała się dykcja, jakiej nigdzie indziej nie znajdujemy. Poza tym niby luzik, ale tylko pozorny, bowiem autorka dobrze wiedziała, co chce powiedzieć. Udało się, choć może nie do wszystkich trafi. Pani Anno Kalino: moje chapeau bas!

Aha, i jeszcze jedno: skąd ten tytuł: Elektryczny pyszczek Izydy? Ano ta tytułowa Izyda to przecież była postać mitologiczna. Autorka nawet na okładce sparafrazowała jej ikonę znaną od stuleci. Dlaczego? Tego nie umiem wyjaśnić, ale może i dobrze, bo w tym zbiorze wszystko chyba do końca pojmiemy dopiero po kolejnych, wytrwałych lekturach. Pod warunkiem, że szlag nas nie trafi takimi zabawami w kotka i myszkę, bo Anna Kalina Modrakis patrzy i śmieje się w kułak, czy ktoś nie wpadł na jej tożsamość.

Anna Kalina Modrakis „Elektryczny pyszczek Izydy”, Stowarzyszenie SALON LITERACKI, Warszawa 2018, str. 36

Leszek Żuliński