„Słońca może dziś nie być” Jolanty Stelmasiak

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 23 luty 2019

Leszek Żuliński

SZKLANY PSTRĄG CZASU

Czy słońca może w ogóle nie być? Tak głosi tytuł trzeciego z kolei tomiku Jolanty Stelmasiak. Poetka ta „poetyzuje” nieśpiesznie; pierwszy tomik wydała w roku 1998, drugi w 2003, więc ten nowy zbiór świadczy, że znowu po latach się ożywiła. Wszakże zupełnie nie chowała się we własnej piwnicy; drukowała w wielu pismach i na portalach literackich, także w almanachach. Była laureatką konkursu im. Haliny Poświatowskiej.

Tak to wszystko podkreślam, bo przecież „aktywność publikacyjna” niczego nie przesądza. Coś mi się zdaje, że Mikołaj Sęp-Szarzyński (i nie on jeden) zaistniał w literaturze tylko jedną swoją książką (jego rozrzucone wiersze zostały zebrane w tomie Mikołaja Sępa Szarzyńskiego rytmy, albo wiersze polskie). No, o niczym nie przesądzają tego typu porównania, ale jednak dają do myślenia. Jak widać, jedną książką też można przejść do literatury.
Nie wiem, jak potoczą się dalsze losy Stelmasiak, ale chyba warto je śledzić.

Szukałem podczas lektury uzasadnienia tytułu tomiku: Słońca może dziś nie być (żaden wiersz nie ma tego tytułu). Najpierw znalazłem taką frazę: w jakimś małym miasteczku / w którym mnie nie było / i nie było słońca. Ale w wierszu pt. Tak Mario, tak Anno „przyłapałem” autorkę na „gorącym uczynku”. Cytuję cały wiersz: 1. słońca może dziś nie być / stajemy się cieniami / bez jego udziału // 2. Pomyśl o gołębiach / w deszczu / pośród szarych dachów // 3. Cmentarne dzwony we mgle / nie tobie, nie mnie / całemu światu.
Ten wiersz jest dedykowany Marii Kaczyńskiej i Annie Walentynowicz, a więc przywołuje katastrofę smoleńską. Ale, rzecz jasna, można to uogólnić, tzn. dni bez słońca towarzyszą mrokowi złych zdarzeń.

Sednem tego tomiku jest aura naszego żywota. No, wielkiej eudajmonii i afirmacji tu nie znajdziecie, ale też nie wpadniecie w dziurę beznadziei lub fatalizmu.
Tomik podzielony jest na dwie części. Pierwsza nosi tytuł Ślady, druga – Fotografie.
Zacznijmy, rzecz jasna, od pierwszej. Już na początku pojawia się traumatyczny wiersz pt. Minotaur. Oto on: Chłopcy dzisiaj tak piękni że aż dech zapiera / więc mylę ulicę i w następną skręcam / już nic nie idzie dzisiaj zgodnie z planem / ulice biegną odwróconym rytmem / jakby nagle zegar ruszył w drugą stronę / wszystko inne bramy zakamarki / parkingi zbyt puste prawie jak we śnie // ale sen był inny – unosił mnie pociąg / gdzieś w dal lecz bez ciebie / w przedziale zbyt brudnym i nieodpowiednim / oddalały się światy i te obce dworce / schody kasy perony i podziemne przejścia / sen teraz powraca gdy tak nagle błądzę / w znanym sobie mieście lecz zupełnie obcym.

Hmm, oniryzm, alienacja, introwertyzm, zagubienie… Pytam więc sam siebie: gdzie jest nasze ego? Co by na to powiedział dziadek Freud? Ja po prostu sadzę, że wspomniany introwertyzm jest u Stelmasiak jej „drugim życiem”. Miewamy to wszyscy, ale u tej poetki jest to szczególnie mocny dualizm. Tytułowe słońce kryje się w chmurach. Dlatego więc bardzo empatycznie trzeba te wiersze czytać, nie dziwić się mrokom, jakie im towarzyszą. Niby to nic nowego w poezji, ale tym razem niezwykle wyraziste. Freudowskie id, ego i super-ego walczą o nasze sformatowanie. W przypadku Stelmasiak widzicie jak to wygląda. Ale porzucam ten wątek, bo nie czuję się dostatecznie znawcą freudyzmu. Tak czy owak mroki poetki bardzo przeżywałem.

Druga część tomiku nosi tytuł Fotografie. W tej części znajdziemy jakieś puenty i podsumowania tym Stelmasiakowym rozpamiętywaniem pogody (niepogody?) sensów naszego żywota.
Oto wiersz pt. Pstrąg: niech pójdzie na zatracenie / to wszystko czym byłaś / czas w pył rozsypie / twoje bibeloty / sztywno krochmalone serwetki / plastikowe owoce / stracą blask kryształy / odpłynie brudną strugą / szklana tęczowa ryba // już cię nie ma / jakby nigdy nie było // płyń / szklany pstrągu czasu. Tak, ten wiersz odebrałem w tym tomiku jako zdecydowanie ważny…

Smutna to puenta, ale ona znakomicie podsumowuje wiersze z tego tomiku. Nieszablonowego, introwertycznego, wsobnego, oddalonego od jakiegokolwiek behavioru. Wszelki reizm nie miał tu miejsca dla siebie. I słusznie: reizm mamy na co dzień. A w tych wierszach jest świat osobnej, niepowtarzalnej planety. Mało radosnej, ale wielce wymownej.

Jolanta Stelmasiak „Słońca może dziś nie być” Wydawnictwo KWADRATURA, Łódź 2017, str. 48

Leszek Żuliński

 

Przeczytaj też u nas wcześniejsze wiersze J. Stelmasiak w dziale ‘poezja’