„Awantury nie będzie” Hanny Dikty

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 27 październik 2018 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

TRUDNA MIŁOŚĆ, TRUDNE ŻYCIE

To już czwarta książka Hanny Dikty. Jak na razie remis, bo Hania do tej pory wydała dwie książki prozatorskie i dwie – łącznie z tą nową – poetyckie. Moim zdaniem świetnie sobie radzi w obu tych rodzajach. Oby ta „dwupolówka” jej się nadal wiodła.
Najnowsza książka Hani nosi tytuł Awantury nie będzie. Ukazała się w poznańskim Wydawnictwie Font, któremu patronuje Łucja Dudzińska. Oto jej kilka słów ze skrzydełka okładki: Śmierć i miłość – dwa pojemne, odwieczne tematy – istotne, jątrzące, wiekuiste. „Awantury nie będzie” to druga książka poetycka Hanny Dikty, znanej powieściopisarki. Autorka nie boi się pokazać swojego prawdziwego oblicza, zarówno jako poetka i córka. Tom dostarcza niespodziankę, dwa w jednym – chłodne, zdystansowane, konkretne wiersze kontra sentymentalizm dziennika w postaci listów do matki… To jedna z takich zachęt na skrzydełku książki, po której nie chce się pisać recenzji, bo Łucja trafiła w sedno. Ale postaram się, bo o Dikcie mam dobre zdanie już od czasu jej debiutu.

Książka składa się z dwóch części; pierwsza nosi tytuł Wiersze, druga Dziennik.
Zacznijmy od wierszy. Był to rok 2012, a więc ten nowy, drugi tomik ukazuje się po sześciu latach. Czy jest inny? Hmm, w sporej mierze tak, bo nowa dykcja i aura mu towarzyszy. Zaczyna się on od hiperascetycznego dystychu: twoje dłonie myją mnie / jak zwłoki. Proszę zauważyć: tylko sześć słów, a jak poruszających – miłosnych i śmiertelnych zarazem.
A teraz zacytuję inny wiersz: też masz tak / że kwadrat wyskrobany finką na drzwiach toalety / wzrusza cię bardziej niż wieczór poetów? // może przez to ich „ja mnie moje” / mój żołądek mój włos mój odcisk / moja synekdocha moja metonimia mój wrzód na dupie / który wyciskam tak długo / aż powstanie książka // a jeśli on to wyłącznie w aspekcie / „z kim ty pijesz wódkę” / a jeśli ona to w kontekście ud // ewentualnie wylewającej się na marginesy / tysiąc czterysta pięćdziesiątej czwartej / lirycznej fotografii.
No, popatrzcie: konwencjonalny liryzm nie ma tu czego szukać. Ech, gdzie się podziała ta Jasnorzewska? No bo świat się zmienił, a liryzm teraz musi brzmieć inaczej. Ale przecież w tym wierszu błąka się oskoma miłości, jej przemyśliwanie, oczekiwanie na czułość.

W ogóle w tej pierwszej części tomiku – poetyckiej – Dikta uświadamia nam, jak wszystko się „reizuje”, schodzi w codzienność. W jednym z wierszy padają takie słowa: …nie ma już do kogo wysłać / sentymentalnego SMS-a w świąteczny poranek. Czyżbyśmy już do tego doszli? Nie wiem, ale jednak sam czuję, że stare emocje i uniesienia ulegają przeformatowaniu. Hania też to czuje, Hania nie pomstuje, ale w jej wierszach jeszcze się – świadomie – błąka dawna aura miłości. No cóż, miłość będzie zawsze, ale Dikta jakby przeczuwa, w którą stronę to idzie. Ostateczna pointa jest taka: a niech więdnie rdzewieje kruszeje / niech ja zjadają wrzody nerwy robaki / postępujący gwałtownie nowotwór // niech się truje tnie zaciska pętlę / niech ją gwałcą depczą wbijają na pale // byle blaknące oczy / do końca patrzyły na mnie.
Co bym tu nie pisał i po swojemu nie rozumiał, to po raz kolejny mam przekonanie, że Dikta jest „poetką osobną”; jej dykcja literacka oraz format przeżyć i oczekiwań, to zjawisko samo w sobie dające dużo do myślenia.
*
A potem druga część tomiku. Zupełnie inna. I odwracająca do góry nogami tomik. Sprozaizowana i rozsypująca się na różne tematy, ale zawsze dające do myślenia. Ot, takie notatki na mankietach (że posłużę się Bułhakowem). Zapiski i refleksje; zawsze dające do myślenia. Najczęściej są to chyba realne zapamiętywania drobiazgów z dawnych lat, które tłuką się w pamięci. Ot, na przykład: Pies zataczał się po Twoim mieszkaniu, a my siedzieliśmy przy kuchennym stole i śmialiśmy się do rozpuku. Takie mieliśmy rozrywki w ostatnim stadium raka.
Albo: Po Twojej śmierci zaczęłam być zła na stare kobiety, że nadal żyją.
Albo: Leżałam na podtrzymaniu z pierwszą ciążą. Niedzielne popołudnie, sala pełna starzejących się kobiet, podtykającym ciężarnym córkom termosy z rosołkami. Wtedy pierwszy raz poczułam się sierotą. Odłożyłam książkę i ukryłam twarz w poduszce, żeby nikt mnie widział, jak płaczę.

Czyli Dikta powróciła w tym cyklu do minionych wspomnień. Pourywanych, ale tłukących się w zakątkach pamięci. Często traumatycznych, choć nie zawsze. A przede wszystkim uświadamiającym nam, że tłucze się w nas przeszłość; że nosimy wewnątrz dawne matryce, które nas sformatowały. Bardzo dobry to pomysł i dający sporo do myślenia.
Tak więc po raz kolejny nie zawiodłem się na poetce i prozatorce Hannie Dikcie. Pisze ona niespiesznie, ale ma wiele do opowiedzenia. I oby to trwało i trwało! A od siebie dodam tylko jeszcze jedno zdanie: awantura będzie (!!!), gdybyś pisać przestała! Więc pisz – dla mnie i dla wszystkich Twoich czytelników.

Hanna Dikta „Awantury nie będzie”, Wydawnictwo FONT, Poznań 2018, str. 44

Leszek Żuliński


Przeczytaj też opowiadania i wiersze H. Dikty na naszym portalu – odpowiednio w działach „proza” i „poezja”, a także w „porcie literackim” recenzje jej książek: Stop-klatka (2012), We troje (2016) i To nie może być prawda (2018)