Notatki na marginesach (10)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: środa, 20 czerwiec 2018 Drukuj E-mail

Bartosz Suwiński

Dla Bartka Swobody, który towarzyszy mi przy niedzielnych świtach

Tym razem o wertepach. O czerwcach.

1.

Zaczęło się od wiewiórki w Bystrzycy, a skończyło na wiewiórce w Opolu. Biegnie ruda kulka zieloną poręczą i skacze na drzewo, momentalnie ginąc w sękach kory. Mały wróbel drobi kroki. Anie nie trafi na powrót do gniazda, ani nie odciśnie kropki na niebie. Młody szczurek myje się za winklem, łapkami trze pysk i uszy, nie zważając na pomięty papierek po batonie i chłopca, który wyciąga do niego rękę. Na bulwarach, nad Odrą, nagle zerwany do lotu gołąb, tnie nad głową, z jedną słomką w dziobie. Już po zmroku, przy ciężkich krzakach, jeż wypuszcza się na chodnik. Klockowaty, choć na głos kroków, jest już w odwrocie. Przy zsypie na węgiel, myszka wyglądająca jak wiórek, ze zgasłą źrenicą. Czarnym blikiem, którego nie rozmaże już światło. Dalej w dzień, sarenka, koziołek, skubie gałązki na łące, tylko przy jednym skraju, po stronie cienia. Szpak rezyduje w rynnie na którą kładą się gałęzie czereśni. Owoce w jego brzuchu fermentują, popołudnie na lekkim rauszu przechodzi po swojemu w mocniejsze trunki, jednego papierosa, pszeniczną. Zamykają warzywniak, odkładają na hałdę skrzynię, idą do siebie. Powietrze ma kształt sklepienia, smak spoconego kamienia, zapach pustej świątyni.


2.

Bączek zwyczajny rozpościera skrzydła nad mokradłami, do wtóru wiruje mu drugi i zagląda pod powietrzne prądy. Kilka kroków dalej, remiz przysiadł na gałęzi klonu wyraźnie zaniepokojony intruzami. Łyska pruje grzybienie północne, dwa małe za nią. Stawy zarastają jeszcze grążele, z żółtymi kwiatami rozpostartymi ponad powierzchnią wody. Kilka ruchów i prostuje skrzydła. Jest tu największym ptakiem, błotniak stawowy. Zostawia linię wiersza w całym kadrze. Truchło szpaka na kładce, a w zasadzie fragment skrzydeł z nakrapianymi gęsto niebieskimi kropkami. Jakby krople deszczu wsiąkły i zachowały kształt w martwym skrzydle potarganego przez nawałę, ptaka. Być może buszująca tu w trzcinach i trawach, badylarka, wykorzysta tę niby wypluwkę na połatanie swego gniazda. Rezerwat po którym o świcie idziemy z B. Mówiąc o Pucku, mówiąc o Bawołku. Staje przed nami akacja, trzyma w szachu woda. Ptasie świergoty niosą się po szerokim niebie, jesteśmy w środku okresu lęgowego. Większość ptaków gniazduje tu w miejscach, do których nie dotrze człowiek. W gęstwinie wiją się zaskrońce. Ale ziemia pamięta kroki, wody zapamiętują spojrzenia, przyjmujesz słońce jak rodzicielską poradę, o której chcesz jak najszybciej zapomnieć. Droga zacieniona gęstwiną, ważki nie opuszczają gniazda stawu, w refleksach jest ich czas.


3.

Noc, prawie świta. Zanim dotrę na klatkę schodową, widzę zbłąkanego lisa idącego przy nasypie. A tu miga żarówka, ćmy lgną do czwartego piętra, cały dzień upał, po drodze tylko klon. Jeszcze tego nie wiem, ale jutro jak wyjdę, w kałuży będą tarmosić się cztery gołębie, które ciągle przysiadają mi na gzymsach i srają. Nowa Wieś Królewska. Ślimacze maziajki na czarnym gruncie. Pieje kogut, po łące kłapie bocian. Czarcikęs i trzcinniczek. W tym samym momencie patrzymy na więżę, z której rozlega się dzwon. Skrzynka z pustymi butelkami po piwach wepchnięta w skraj. Łódka zatrząśnięta kłódką. Drzwi do kościoła otwarte na oścież, kapłan odprawia mszę, której słowa na powietrzu bledną.


4.

Lubię te wszystkie wiersze, które są we mnie, krzepną, rozpękają, kiełkują… Ale potem muszę je zapisać, a siebie w wierszu nie lubię, co gorsza, nie poznaję, i czuję się tak, jakbym wpuścił do domu obcego, któremu muszę pokazać swoje kąty, a on rzuci bagaż byle gdzie, upaćka podłogę, nie zgasi za sobą światła, na koniec zacznie się awanturować, będzie sarkał na jedzenie i picie, i zaczniemy się tarmosić, przybiegną sąsiedzi, i nim się spostrzegę, pomylą mnie z nim i wywalą za drzwi.


5.

Nadciąga chłód, ziemią. Staw wpisany w samotność, okolony ostami, czerwoną botwinką. Za plecami szpice kościoła, ptaki ściągają się w dwie brwi na niebie, które staje się coraz bardziej głębinowe. Janka oczy też! Tamci stoją. Drogę okala buraczane pole, z dwoma strachami pośrodku. Na głowach mają garnki, a na sobie – jeden – kraciastą koszulę, a – drugi – bluzę z niemieckim adresem. Powietrze wentylowane przez wilgoć, którą można kroić jak chleb.

Bartosz Suwiński

 

Przeczytaj też wcześniejsze odcinki „Notatek na marginesach” B. Suwińskiego, wiersze autora w dziale 'poezja', a także w 'porcie literackim' recenzje jego tomików: Bliki (2013), Odpust (2013), Uroczysko (2014), Wyraj (2017) oraz książki eseistycznej Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej (2017)