Hej ty brzozo płaczko

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: niedziela, 18 marzec 2018 Drukuj E-mail

Jerzy Żelazny

Nadciąga wiosna, jako pierwsze pojawią się młode liście na małej brzózce, która rośnie niedaleko; inne drzewa nieco później otrząsną się z zimowego snu. Tęsknie do tych listków, spoglądam z nadzieją, że już…
Ciągle mam w pamięci scenę z filmu Wasilija Szukszyna „Kalina czerwona”, w której bohater płacze i rozmawia z brzozą. Też chętnie bym objął moją brzozę, przycisnął twarz do jej kory. Nie, nie zapłakałbym, ale pożalił, wyszeptał wszystkie swe smutki, złe zdarzenia, których życie mi nie oszczędziło. Brzoza chętnie wysłuchuje wszelkich żalów. Tylko tej brzozy już nie ma. I nie ma tych, które rosły szpalerem na skraju lasu, przy drodze oddzielającej las od pól. Wyglądały, jakby strzegły do niego wejścia albo chciały wyprowadzić w pole zagony sosen, grabów, leszczyn, gdzieniegdzie rosnących świerków, niby zastępy żołnierzy do boju o przestrzeń dla siebie... Ot, takie fantazje kiedyś mnie nękały. To kiedyś pozostało tylko wspomnieniem... Gdy je ścinano, może, jak to napisał Gombrowicz, „wyły jak obdzierane ze skóry”. Żal tych brzóz.

Czasem sobie wyobrażałem, że to pod jedną z nich,
Usiadł żołnierz pod brzozą u drogi,
opatruje obolałe nogi.
gdy wracał do domu z niemieckiej niewoli po przegranej wojnie we wrześniu 1939 roku.
Hej, ty brzozo, hej, ty brzozo-płaczko,
smutno szumisz nad jego tułaczką

opłakujesz i armię rozbitą,
i złe losy, Rzeczpospolitą…

Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
zasłuchany w tę skargę brzozową…

To piękny wiersz autora „Drzewa rozpaczającego”, potrafię go nawet zaśpiewać. Przed laty opracowałem z młodzieżą ze Sławna widowisko poetyckie w oparciu o wiersze Broniewskiego, jeden z muzyków ze Słupska ułożył do tego wiersza melodię, którą wzbogaciliśmy widowisko. Oczywiście do innych wierszy też postaraliśmy się o melodie. Na przykład do fragmentu wiersza „Grób Tamerlana”, którego początek stał się motywem przewodnim widowiska: „Człowiek jest dobry, mądry, spokojny (…) głodu, powietrza, ognia i wojny/ nie chce i stawia cegłę za cegłą”. Interpretowaliśmy ten fragment na kilka sposobów, z akceptacją, wiarą, ale również z ironią, sarkazmem. Bo przecież często człowiek chce wojny. I nie tylko o sprawiedliwą wojnę chodziło, częściej o zaborczą, by podbić jakiś naród, uzależnić, zagarnąć dobra. Tak jest przecież do dzisiaj. Czy tak będzie wiecznie?

Przed naszym domostwem wiejskim, w którym dorastałem w dzieciństwie, rosła brzoza. Posadził ją mój ojciec, gdy zbudował dom. Pamiętam ją już jako duże drzewo, na które się wspinałem. Ona zainspirowała mnie do napisania opowiadania „Brzoza”, opublikowałem je w czasopiśmie i w tomie opowiadań. To fikcja literacka, ale jedno jest prawdziwe – kiedyś podczas burzy uderzył w nią piorun. Zamiast w dom. Czyżby brzoza ochroniła nasz dom przed pożarem? To pytanie do dzisiaj zaprząta moje myśli. Oczywiście nie ma już tej brzozy, nie ma i domu. Na jego miejscu zbudowano piękniejszy, nowocześniej wyposażony, przyjmujący ludzi z miast na wypoczynek. Obok naszego domostwa stała rudera, w której zamieszkiwała wielodzietna, uboga rodzina. Na miejscu tej rudery zbudowano piękną willę, w której, jak mi mówiono, znajduje się agencja towarzyska. Oto signum temporis! Dobrze, że już nie ma tej mojej brzozy, przynajmniej nie musi szumieć tym, co...

Chociaż w folklorze brzoza stanowiła zachętę miłosną: gdy dziewczyna dotykała chłopca brzozową witką, ośmielała go do zalotów. A w poezji – „Brzoza, biała kochanka” pisał w Panu Tadeuszu Mickiewicz, a Słowacki w Beniowskim wspomina o wsi swej młodości „gdzie smukłe brzozy jasnych są kochanką źródeł”. I Leopold Staff dodaje: „Dziewicze brzozy, srebrne korą. Cisza opuszcza smukłość drzew”.
Bardziej jednak kojarzy nam się brzoza ze smutkiem – brzoza płacząca, jak w wierszu Broniewskiego nad dolą żołnierzy 1939 roku. Jak w wierszu Teofila Lenartowicza: „Płaczące brzozy, smutne drzewa (…), które liść po sobie snadź odziewa, aby płakały z każdą wiosną”.

Nie tylko w poezji brzoza kojarzona jest ze smutkiem, lecz również w zwyczajach, w przesądach. Jeśli na próg przewróci się miotła bez wyraźnej przyczyny zrobiona ze świeżych gałązek brzozy, umrze ktoś młody, a jeśli zdarta miotła odejdzie ktoś stary. W Lubelskiem zawiadamiano o śmierci domownika obnosząc wieniec z brzozowych witek. Wolno było z nim wejść na podwórze, nigdy do domu, bo wtedy w nim może ktoś umrzeć.
Pamiętam oczywiście frazę dla mnie przejmującej piosenki „Biały krzyż”:
Tylko w polu biały krzyż
nie pamięta już,
kto pod nim śpi.

Ten biały krzyż to oczywiście brzozowy, nieobrany z kory, wiele ich wśród zieleni lasów zostało po partyzantach, którzy w ten sposób znaczyli mogiły poległych swych towarzyszy walki w czasie ostatniej wojny. Dzisiaj czasem pojawiają się na poboczach dróg, w miejscu, w którym ktoś zginął podczas drogowego wypadku. Pamiętam brzozowe krzyże niewielkich rozmiarów, czasem z daszkiem osłaniającym od deszczu wizerunek Chrystusa, stawiane przy grobach na cmentarzach. Ich wygląd był bardziej malowniczy i bardziej przejmujący niż krzyże wykonane z innych materiałów.

Brzoza stała się drewnem wykorzystywanym na krzyż, zwłaszcza te stojące w polu, czy w lesie, bo jest drzewem „litościwym, dobrym, bo płacze”, a biel jej kory widoczna z daleka, zwłaszcza na tle zieleni lasu lub pól. Podobnie sadzono brzozy przy grobach, zawsze za głową zmarłego. Często grób był usytuowany na linii północ południe, nogami na południe, brzoza kierując się ku słońcu, pochylała się nad mogiłą, jakby ją otulając.
Warto wspomnieć o olbrzymiej brzozie gryżyńskiej, która rosła pod wsią Gryżyny niedaleko Kościana. Pochowano tam dziecko, które uderzyło matkę. Wyciągało ono z grobu rękę dopóty, dopóki matka nie wysmagała tej ręki brzozową rózgą, z niej, gdy zasadzono ją na grobie, wyrosło ogromne drzewo. Uschła, jak zapisali kronikarze, w 1875 roku. Ta legenda służyła często księżom jako przypowieść podczas kazań.

Brzoza oczywiście nie jest tylko drzewem cmentarnym. Towarzyszy człowiekowi przez całe życie, od narodzin, poprzez małżeństwo do zgonu. Kołyski dla dzieci chętnie wykonywano z brzozowego drewna, bowiem służyło zdrowiu dziecka. Rózgą brzozową karano nieposłuszne dzieci, straszono też dzieci, że św. Mikołaj zamiast podarunku, przyniesie rózgę. Wiele powstało na tym tle przysłów, porzekadeł: Poznasz się z panią Brzozowską, to znaczyło dostaniesz rózgą. Różdżką Duch Święty dziateczki bić radzi, różdżka bynajmniej zdrowiu nie zawadzi. Daj jej różu, ale brzozowego – to znaczyło zbij ją, wychłostaj rózgą. To się tyczyło krnąbrnych kobiet. Rózga brzozowa żeber nie złamie. I jeszcze jedno powiedzenie: Brzoza to gorzkie drzewo mądrości – rózga uczy rozumu.
Można by jeszcze długo cytować wiele zastosowań brzozy. Służyła na przykład jako amulet przed demonami. W opowieściach baśniowych miotła brzozowa jest ulubionym środkiem transportu czarownic podróżujących na swe zloty zwane sabatami.

Brzoza leśna, nie licząc krzewu bzu czarnego, najwcześniej wiosną pokrywa się liśćmi. Służy więc do przystrajania zielenią wielkanocnych stołów. Mała, kiełkująca brzózka – najpierw dwa liścienie, a potem kilka pierwszych listków na prostej łodyżce, wygląda delikatnie, że wzrasta w człowieku chęć otoczenia jej opieką. Julian Tuwim, gdy spotkał młodziutką brzózkę, tak ją opisał:
To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet –
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście-zielonawy.

Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął.
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.

Brzoza przewija się w wielu wierszach, w prozie, jest wdzięcznym motywem dla malarzy, filmowców, można by długo cytować, przytaczać.
Nie mogę się oprzeć wspomnieniu, gdy jako kilkuletni chłopiec w Wielkanocny poniedziałek biegłem do swej ciotki, by ją wysmagać pęczkiem brzozowych witek, bo taki był u nas zwyczaj - zamiast polewania wodą, smaganie brzozowymi witkami, czyli śmigus. Za wysmaganie jej gołych łydek otrzymywałem garść cukierków, co w tamtym czasie, wobec braku słodyczy, było cennym darem, wartym wczesnego wstania, bo trzeba było wysmagać z samego rana, późniejsze było bez znaczenia. Ciotka wkrótce zmarła i nie miałem kogo smagać – inne osoby nie obdarowywały mnie cukierkami, najwyżej kawałkiem słodkiego ciasta. Ale i to przeminęło – wyrosłem na nastolatka, a nastolatkowi nie wypadało biegać z rózgą, smagać kobiece łydki, inne zabawy stały się bardziej pożądane.

Jerzy Żelazny
.

Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, a także - w "porcie literackim" - recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014)