Wiejski ogród rozkoszy

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 24 luty 2018 Drukuj E-mail

Elżbieta Juszczak


NA WSI

Na wsi pełno czerwonych obór, bo z cegły.
Słońce jak plaster przykleja tam miód.

Chciałabym nieść mleko w kance,
przyglądać się kawce i milczeć.

Nawet nie wiem, czy jestem tym plastrem,
słońcem, czy tylko dzwoneczkiem,

który ciągle dzwoni: ty, ty, ty.

 

SZCZĘŚCIE

Ile szczęścia z powodu czerwonej dachówki,
z powodu jabłoni, co stoi w cudzym ogrodzie.

Ile szczęścia, gdy patrzę to w pole, to w niebo,
z powodu kamienia, o który się potykam.

Ile szczęścia, że powietrze ostre
chwytamy zachłannie pierwszy raz tej wiosny.

I choć ziemia się kręci niczym bąk w przestworzach,
nie zbywa nam miejsca ani darów ziemi.

 


SUKIENKI

W dzieciństwie miałam modry płaszczyk
z zawiązywanymi pomponami.

Być może motyl robił sobie z nich zabawkę,
kiedy brodziłam w trawach jak bocian.

Któregoś lata moja sukienka była bardzo kolorowa.
Może dlatego kochało mnie kilku chłopców.

Nawet nie wiem, czy o tym wiedziałam,
śmiałam się i biegałam aż błyskały kolana.

Mam teraz bardzo piękną sukienkę
ani dla dzieciństwa ani dla starości.

No i co, podobam się, co nie ma znaczenia.
Świat taki duży, a ja ciągle mała.

Kto by przypuszczał, że nie wypada już
założyć białych pończoch i ust umalować zbyt różowo.

Świat ciągle jest zagadką,
kołyszą się drzwi, kołysze się dzwonek .

 


WYJŚĆ Z DOMU

Jakie ludne miasta, jakie ciche wsie,
jaki żuczek pod baldachimem łopianu.

Jakie drobne ręce, jakie ciche oczy
na końcu świata, w zapadłej głuszy.

Jaka cisza we mnie z powodu lasu i pól
i twojej sukienki jak płomień makowy.

Niewiele rozumiem, pochylam się nad kartką
i widzę drobną zieleń brzozy.

I ciebie jak wytrwale pracujesz,
pochylasz się nad kartką, zaczerniasz ją, piszesz.

 


CUDA

Wiejskie życie, oto co mi przeznaczone,
bez wygód i bez specjalnych uniesień.
Ciche i skromne,
gdzie jedyną rozkoszą zaglądanie w oczy żonkilom.

Oto w dzień czy w noc rozchyla się świat
ścianą drzew , mocnym wiatrem w rozłogach.
Nie takiego życia chciałam, nie takiego pragnęłam,
narodzona nago, zakrzepła w ciemności.

Trzeba się pogodzić i przyjąć należne miejsce
w życiu darowanym cudami.
Cud kwitnącej jabłoni, cud wiejskiego kwiatka,
cud ptaka krzyczącego ochryple.

 

 

JEZIORO

Ulubione jezioro patrzyło w twarz nieba,
dzieci wypływały na środek i skakały
z pontonów. Jaka cisza, jaki świergot.

Jagody wisiały na drobnych gałązkach
kołysał się motyl. Świat zastygł,
płynęły obłoki.

Dzień był zwyczajnie piękny, a świat podzielony
na islam i chrześcijaństwo.
Ani dobry ani zły.

Człowiek z Tybetu spoglądał w przepaść,
nie dochodziły go jęki Afryki
ani rozmowy rolników i ludzi korporacji.

Nie znałam go, nie mówiłam jego językiem.
Wiedziałam, że świat ciągle stawał się, przemieniał
i wygrywają ludzie opętani.

Byłam jednak po stronie ludzi mrówczej pracy, silnych.
Wierzyłam, że nie stoczymy się w otchłań.

Tu nad jeziorem, w ten zwyczajny dzień.

 

 

SZMACIARKA

Natura ludzka zła jest,
a plemię ludzkie podłe i zapalczywe.

Po trawach rozległych przechadza się żuk
w zielonej pelerynie.

Żuku łaziku,
podaj mi rękę – zatańczymy.

Przy ciemnym rowie niezapominajka,
niebieska, bo umyła się w niebie.

Niezapominajko niebieska
podaj m i rękę – zatańczymy.

W wiejskim ogrodzie łatanie butów,
cerowanie szmat, wiązanie sznurów.

Mam dziurę w głowie,
Napcham tam szmat i zabiję na głucho.

 

Elżbieta Juszczak

 

 

Przeczytaj też wcześniejsze wiersze E. Juszczak w dziale ‘poezja'