„Za wcześnie na rytuały” Barbary Janas-Dudek

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: czwartek, 14 grudzień 2017 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

STAN EGZYSTENCJALNY

Barbara Janas-Dudek debiutowała w roku 2009. Do tej pory wydała trzy tomiki i jeden arkusz poetycki. Tomik Zakład pracy chronionej doczekał się też „emisji” teatralnej. W środowisku literackim pojawiła się szybko i energetycznie. Innymi słowy: znamy ją i cenimy.
Ten najnowszy tom jest kolejnym krokiem do przodu. Otwiera go wiersz pt. wieszczba. Cytuję w całości: wszyscy wyszliśmy z wody, więc cztery lata deszczu nie / powinny wyrządzić nam większej krzywdy. tymczasem dom / obraca się w dryfujący statek pośrodku oceanu, do którego / tak trudno się dostać. Rebeka nadal żywi się ziemią, później wymiotuje, nigdy nie urodzi dziecka. Urszula wegetuje / upstrzona wstążkami i farbą. niebo upuszcza ostatnie krople. słońce wynurza się z wody. jeszcze wszystko można / naprawić. otworzyć okiennice i drzwi. przejdą zmarli / utrapieni z innego świata. odmalujemy ściany, odymimy / kąty, rozlejemy wosk. nikt nie powie, że wszystko zostało / zapisane i będzie toczyć się wokół bez ratunku dla / kogokolwiek. będzie wolno zamieniać się w pył.

Ten wiersz jest zapisany jako zwarty, niemal kwadratowy blok – chciałoby się powiedzieć: „udaje prozę”, choć przecież prozą nie jest; to raczej nie ta aura. Ale – nawiasem mówiąc – synkretyzm form literackich zyskał sobie obywatelstwo. Jednak tu widać różnicę: proza jednak mówi inaczej. Prozodia zaprzyjaźniła się z liryką, lecz liryka na tym nie traci. Ten wiersz jest poezją.

Nie zatrzymywałby się na tego typu dywagacjach, gdyby nie fakt, że takich wierszy jest w tym zbiorze sporo. A – moim zdaniem – musiały one tak właśnie się wysłowić, bowiem „poetyczność” jest tu bolesna.

Tomikowi temu patronowała Mirka Szychowiak, która w swoim komentarzu napisała: Sprawy ostateczne, bolesne, tematy trudne, stany traumatyczne, choroba i związane z nią lęki – wyartykułowane za pomocą wierszy. A więc już po przeczytaniu tego utworu, powyżej przeze mnie zacytowanego, spróbujcie sobie wyobrazić, co jest sednem tego tomiku.

Ludzkie nieszczęścia! Brnąc w lekturę, zastanawiamy się, gdzie to wszystko się dzieje. W domu opieki?, w domu starców?, w każdym domu, w którym mieszka ktoś „zdezintegrowany niepozytywnie”? Ktoś, kto dźwiga „ciężar egzystencjalny” z jakichkolwiek powodów. Dramaty ludzkie są różne, a dochodzi się do nich długą ścieżką niespełnień. Trauma ściga traumę. Ech, profesor Antoni Kępiński umiałby nam to wytłumaczyć.

Barbara Janas-Dudek tłumaczyć niczego nie musi – ona opisuje. Empatia jest tu nienachlana, bo być nie musi – wszystko obrazuje los tych ludzi i stan ich „behavioru”.
Czasami brzmi to nader ponuro, jak chociażby w wierszu pt. przetarcia: tutaj jest fabryka kochany / odkręcamy stawy nad ranem / wyginamy miednice. // mogłabym przysiąc, miewam sny / martwa natura i głosy z zewsząd / piwnice w formalinie. / wczoraj przestałam się rozkładać , / jak dobrze zaprogramowana maszyna / gram na wszystkich strunach / a oni patrzą.

No więc robi się ponuro… Ostatnia, czwarta część tomiku pt. to minie, jest poniekąd kwintesencją całej tej aury i tajemniczości, przez jakie brniemy od pierwszego wiersza. Jest to także część najobszerniejsza, co w zasadzie nie ma większego znaczenia, bowiem ten cały cykl trzyma się od początku do końca zasygnalizowanej tu konwencji. To zresztą chyba złe określenie, bo w tym tomiku o żadną konwencję nie idzie, tylko raczej o „stan egzystencjalny”. Obolały, ponury, smutny i mroczny. Poeci-hedoniści takich wierszy nie piszą. Jeśli ich postawimy na „początku epikurejskim”, to Janas można ustawić tylko na „końcu eschatologicznym”. I nie ma co wnikać, dlaczego tak się stało. Moim zdaniem, stało się dobrze, bowiem rzadko czytamy wiersze tak intensywnie, tak głęboko zanurzone w ciemnej stronie losu.

Zacytuję jeszcze wiersz tytułowy tomu: nosisz cienie bez progu granicy, dodatnie punkty, / Bóg wie, skąd się wzięły, żaden szczegół nie zostanie / pominięty. śpij, później będziemy się kochać. / wiemy dobrze, że dom tego nie uniesie. od podłogi / chłód rozejdzie się po ścianach, sufit spadnie. / bohomaz nad łóżkiem jeszcze nie rozłożył skrzydeł / chociaż wygasły kolory, a farba odchodzi od płótna. / widzisz naddatki czerwonego? kiedyś już przerabialiśmy tę historię, z innym rozstawieniem cieni. granice się zatarły / mimo zrostów i przypadkowego bólu brzucha. // to nieprawda, że wynajdę kogoś do mycia naszych ciał. // zrobię to sama.

Enigmatyczny wiersz (jest tu ich sporo), bo skazuje nas na domysły, a nie dosłowność. Tu żaden konkret ani racjonalizm nie wchodzą w rachubę. Tu dzieje się theatrum solipsystyczno-introwertyczne.

Mógłbym zmusić się do jakiejś bardziej konkretnej interpretacji, ale ręka by mi zadrżała. Bo na takie „wsobne” wiersze dawno się nie natknąłem. Ale też wiem, że dzieje się w nas coś, co zazwyczaj nie wychodzi na zewnątrz i czemu sami się dziwimy. Poezja jest tego powierniczką. I tak właśnie stało się tym razem.

Freud wymyślił it, ego i super-ego. Gdyby żył teraz i chciał mieć „modelkę” do powyżej wymienionych „sfer duszy”, to Basia Janas-Dudek mogłaby mu pozować do tych kolejnych odsłon naszej szamotaniny.

Barbara Janas-Dudek „Za wcześnie na rytuały”, Wydawnictwo ANAGRAM, Warszawa 2017, str. 58

Leszek Żuliński

 

Przeczytaj też w ‘porcie literackim’ recenzję zbioru B. Janas-Dudek Zakład pracy chronionej (2012) – autorstwa Anny Łozowskiej-Patynowskiej