Beata Patrycja Klary "Szczekanie głodnych psów", Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wielkopolskim, Gorzów Wielkopolski 2010, str. 72

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 04 styczeń 2011 Opublikowano: wtorek, 04 styczeń 2011 Drukuj E-mail

Beata Patrycja Klary - (rocznik 1976) absolwentka filologii polskiej Akademii Bydgoskiej, poetka i eseistka. Pracuje jako bibliotekarka w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gorzowie Wielkopolskim. Członkini Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury oraz Stowarzyszenia Twórczego "Wena". Swoje prace krytycznoliterackie i wiersze publikowała w kilkunastu pismach i antologiach, jest też laureatką wielu konkursów poetyckich. Dotąd wydała arkusze poetyckie Nokturny intymne (2007), Schną koniczyny (2008) oraz zbiory wierszy Witraże (2005), Imaginacje (2006). A obecnie pojawiła się książka nowa, pod tytułem Szczekanie głodnych psów. Spróbujmy przyjrzeć się jej bliżej.

Z edytorskim smakiem i w twardej oprawie wydany tomik zawiera trochę ponad pięćdziesiąt wierszy. A lektura tych utworów może zaskoczyć. Zwłaszcza czytelników pruderyjnych. Dlaczego? Gdyż ten poetycki zbiór zaliczony być musi do bardzo odważnych obyczajowo. Łamie (i tak nadwyrężone już) tabu, przyśpiesza puls, prowokuje, czasami też zniesmacza. Lecz po kolei.
Drogowskazem są dwa cytaty z Walta Whitmana, umieszczone na początku. Pierwszy z "Tamowania bolesnej rzeki": Głosem dźwięcznym opiewam fallusa/ śpiewam pieśń prokreacji. Śpiewem domagam się/ wspaniałych dzieci, a przez nie wspaniałych mężczyzn/ i kobiet. Śpiewam niepokój mięśni i zespolenia. Oraz drugi, z "Pieśni o sobie": Równouprawnione są tylko narządy płciowe. I już wiemy wokół czego, wokół jakich spraw kręcić się będą utwory Szczekania głodnych psów Beaty Patrycji Klary.
Wiemy co będzie motywem przewodnim. Jednak dopiero wchodząc głębiej między strony dostrzec można ton, sposób podania, poetyckie środki - które decydują o wartościowości lub bezwartościowości literackiej książki.
Przyznam się, że dotąd zbioru poetyckiego z takim stężeniem pojęć i wersów obscenicznych (lub tylko drażliwych obyczajowo) jeszcze nie spotkałam. Pełno tu brzuchów, ud, uniesionych pośladków, rozpinanych rozporków, wzwodów, nasienia, polucji i orgazmów. Określone czynności czasem bywają nazywane wprost, często też jednak przez filtr aluzji, niedopowiedzenia. Lecz, o dziwo, silnie akcentowana płciowość, cała biologia z jej pierwotnymi popędami (w pewnym sensie młyn na wodę dla behawiorystów) - tu nie rażą. W każdym razie nie dyskredytują tej poezji. A bierze się to stąd, że autorka Imaginacji, nierzadko sięgając po nietypowy humor - jak to postrzegam - dworuje sobie z kulturowych uprzedzeń. Czyli epatowanie u B.P. Klary w gruncie rzeczy nie jest epatowaniem, a konsekwentną i poetycko przetworzoną wizją erotycznych relacji między kobietą a mężczyzną. Erotycznych, miłosnych, mających źródło w tęsknotach za spełnieniem uczuć głębszych.

Można zaryzykować tezę, iż mamy tu do czynienia ze specyficznym portretem podmiotu lirycznego, któremu ustawicznie towarzyszy lęk przed odtrąceniem i samotnością. To postać psychicznie i emocjonalnie "okaleczona", uciekająca przed bólem i cierpieniem tak postrzeganej egzystencji. Zaś cała prezentowana tu "agresja" i bezpardonowość ocierająca się o ekshibicjonizm jest jednym wielkim wołaniem o szansę dotknięcia pełni intymności bytu.
Znajdziemy jeszcze coś charakterystycznego w tych utworach, co podkreślił Jerzy Suchanek w kilkuzdaniowym omówieniu książki na okładce. Mężczyzna w tej poezji jest bytem zewnętrznym. Nie tyle niepoznawalnym, z z góry określonym, nieznośnie zredukowanym. W istocie tak to wygląda w Szczekaniu głodnych psów. I nie tyle idzie w tym o formę "dominacji" jednej płci nad drugą, co o pozorną zbędność (czy też drugorzędność) mężczyzn.
Mnie z kolei zabrakło w oryginalnym tomiku przeciwwagi akcentów pozapłciowych (pozabiologicznych), dzięki czemu kontekst utworów byłby pełniejszy, lepiej osadzony w tak zarysowanej rzeczywistości. Nie znaczy to, że wspomnianych akcentów tu brak. Są. Lecz słabo wyeksponowane, w zasadzie śladowe.

Pora podsumować wrażenia. Nie żałuję lektury. To zbiór wierszy mocny, językowo spójny, oryginalnie wizyjny. Może ożywić czytelniczą krew, ale też dać sporo do myślenia. Bardzo ciekawa jestem jaką przyszłość ma przed sobą autorka przedstawionego tomu. W jakim kierunku rozwinie się jej poetyka. Bo - co tu ukrywać - tego rodzaju poezjowaniu na dłuższą metę grozi zadyszka. A jedną z (potencjalnych) paści okazać się też może syndrom "zjadania własnego ogona". Oby nie.
Na koniec dajmy próbkę tej poezji. Utwór "milonga" - dosyć reprezentatywnie pokazujący charakter omawianych wierszy.

Kurew jakaś albo i nie kurew, bo nosi norki i połamane
obcasy na niepołamanych nogach. Za to życie złamane,
zdarte do krwi pierwszego dnia okresu. W torebce kartka
"najważniejsze jest niewidoczne dla oczu", jak bakterie, mikroby,
promieniowanie gamma, ładunek elektryczny, molekuły
i liczby zespolone; jak delikatność dziewczęcej pewności,
gdy znów idzie w tango, żeby się zespolić. Przypomina
kamień z wilgotnym rozcięciem. Kurew.

Wanda Skalska