Oliwia Betcher „Poza” , Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2015, str. 58

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 21 kwiecień 2015 Opublikowano: wtorek, 21 kwiecień 2015 Drukuj E-mail


Patryk Chrzan

CZUJNE SŁÓWKA

Debiutancki tomik Oliwii Betcher to pozycja, którą można czytać na dwa sposoby: znajdować i dekodować stosowane gry słowne (podobieństwa znaczeń, brzmień, dekonstrukcja związków frazeologicznych, neologizmów, konotacji itp.), które serwuje czytelnikowi lub odbierać poprzez emocje i wywody. Co oznacza „Poza” – przechodzenie w dojrzałość, wycieczka poza zastany język, figura złapana w migawce -  pozycja wobec czegoś, a może wyjście poza siebie i przyglądanie się z boku, ucieczka?

Chyba w każdej odpowiedzi kryje się prawda, a reszta jest nieuchwytna, gdyż sama autorka pisze (sens jest poza i tak nie/ zapamiętujesz słów) wszystko jest fazą musi/minąć jak myśl (…); zapętlam się w ucieczkach/jakby to pomogło odczarować chroniczne/ przegrane (…) – „napraw”, a także słowa służą do zasklepiania/ dziur między światłem i pustką. – „dopóki to widzę i wierzę”. Poetka jest świadoma, że zaczynając grę z językiem igra z przyzwyczajeniami, ukazuje jego siłę a zarazem słabości, przestrzega mam zdania/ przeładowane jak karabin i jestem spokojna (…) – „I’m part”. I nie waha się go użyć. Poezja jako oręż, pomost do zrozumienia, przejście do światła?

Książka składa się z trzech rozdziałów, pierwszy „media meandry, mediacje” można sobie nazwać „księgą wejścia i wyjścia” a autorka dodaje w motto słowa Świetlickiego „Tylko tym jestem co powiedzieć zechcę”. Zarazem przyznaje uczciwie opowiadam o dniach które ledwo pamiętam (…) spróbuj zmienić jeden element i układanka/ pokaże nowy obrazek kaskada spadnie pod innym kątem (…) – „odbicia”. Na tym polega magia dzieciństwa, że otaczamy je mitem, dodajemy wątki, zmieniamy interpretacje i nic już nie jest pewne, jak choćby w „Weiserze Dawidku”. Czas, który staje się obsesją bo jak długo można modlić się za drobiazg w który się nawet nie wierzy/ ale na razie opłakuje straty nie osoby (…) -  „nic jest moje”.

Tę część można nazwać pożegnaniem (odrywaniem) od dzieciństwa, czasem, który formuje osobowość, a tym samym na całe życie, jest zarazem początkiem, jak i końcem. Jest to o tyle jeszcze trudne, bo dorosłość to fikcja/ i nie potrafię uwierzyć w nią jak inni w boga że jest/mimo dowodów na nieistnienie – „więcej szczęścia nie pamiętam”. W tej części pojawia się figura ojca (którego właściwie nie pamiętam) i jest bardziej wspomnieniem i jeszcze bardziej fantomowa babka – matka a także przyjaciółka z podwórka, znajomi ze szkoły. Nie jest to jednak specjalnie idylliczny czas, wiele tutaj żalu i wyrzutów, pisząc - zebrałeś resztki/ rodziny. wywiozłeś z postanowieniem postawienia innych ścian. – „pożegnalny”, można tylko się domyślać ciągu zdarzeń. Już na tym etapie pojawia się w tej poezji zjawisko synestezji (przypisywanie jednemu zmysłowi wrażeń odbieranych innym zmysłem, np. odczuwanie barw zapachów, słów, dźwięków), co stanowi wskazówkę dla symbolicznej interpretacji wierszy. Dzieciństwo podmiotu lirycznego w pierwszej kolejności nie stanowią zatem zapamiętane obrazy (choć i te występują np. w wierszu „fulguryt” w postaci drzewa – symbolu przyjaźni) ale pachniało przedmiotami, które zawsze są chłodnym bezpieczeństwem. pragnienia/ same zamieniały się w rzeczy (…) – „lekcje”.

Dzieciństwo, rodzina, szkoła jawią się także jako źródło cierpień, traum, system opresji, moment gdy tworzą się hierarchie, podziały, a rodząca się osobowość poznaje konformizm, zderza się ze stereotypami i nonsensami, uczy przeżycia. Bohaterka wyznaje – koledzy brali mnie/za przedłużenie krzesła, koleżanki/myślały, że jestem tanią siłą roboczą (…) nauczyłam się (…) udawać szczęście jak orgazm czy zadowolenie z wypłaty. – „lekcje”.; rodzina? rodzi nawyki,/ wnyki są wrodzone jak agresja (…) życie trzeba kontrolować – „pakiet sms i inne tragedie”.

Następuje przepoczwarzenie i zamknięcie rozdziału, tematów, spraw i osób, do których nie będzie powracać. Autorka przyznaje, że nigdy nie nauczyła się tęsknić za tym, co niebyłe (jak ojciec), co świadczy o pewnym zaklinaniu rzeczywistości, budowaniu podstaw tam, gdzie ich zabrakło. Nie roztkliwia się jednak nad sobą, to nie jest zgodne z jej charakterem i temperamentem, tylko popakowała współczucie w hermetyczne/ pudełka jak wiersze wrzucane do worków ze zdjęciami rodziców. – „nic jest moje”. Jeszcze w trzeciej części książki pojawia się cytat – wskazówka – od kiedy oduczyłam się mówić o dziecięcym strachu (…) przekazuję innym to czego sami nigdy/nie poczuli – „koligacje”, co można interpretować, iż przeżyte dzieciństwo ukształtowało wielką wrażliwość, coś, co jest niezbędne dla przyszłego twórcy.

W części drugiej pt. „mechanizmy” czytelnik zderza się z rozpędzonym podmiotem lirycznym a poetka lojalnie ostrzega w motto, że „spokój to kłamstwo, jest tylko pasja”. Betcher kontynuuje swoją opowieść – czasem psychodeliczną, bezkompromisową, bezpośrednią, żonglerką słowną dla zupełnie serio traktowanej wypowiedzi. Często dociska gaz i czytelnik musi uważać, aby nie wypaść na zakręcie w gęsty las znaczeń. Buduje osobisty język, brzmiący czasem jak surowy w ocenie pamiętnik. Czasem można odnieść wrażenie, że się zagalopowała, ale jednak trzyma się grzywy wierzchowca i dalej przepycha karkołomnie do celu, bo i łatwo tutaj o potknięcie i złamanie karku. Czasem mówi o sobie w trzeciej osobie, przemawia do siebie, jakby stanęła obok albo peroruje do kogoś (mężczyzny). Już w pierwszym tekście oznajmia, że wprawdzie nie może się odciąć od przeszłości, ale trzeba zacisnąć zęby a jeśli coś cię przerasta, przepchnij to dalej(…) żyć tutaj jest łatwo jak trwać w synestezji – przepchnąć/ się przez miasto ze spawami za zmysłach. zmyśleniami (…) – „przepchnij to dalej”. W tym samym tekście wyznaje równocześnie – odzyskuje miejsca, które anektował smutek (…) odzyskuje spokój, anektuję miejsca. chyba mamy dom. W trzeciej części w wierszu pod znaczącym tytułem „przez zasiedzenie” niejako kończy ten wątek pisząc – powoli odzyskuje/ dla ciebie miejsca, które anektował smutek. Już nie tylko dla siebie, ale dla nas.

W tym i kolejnym rozdziale pojawia się tajemniczy „bohater”, który się odcina, ciemnieje mu w oczach. oczarowany patrzy na drogę (…) – „z ręki”. Czytelnik nie ma pewności (jak często w tej poezji) na ile „bohater” jest tożsamy z podmiotem lirycznym, czy może jest lalką voodoo w którego wbija szpilki i wypatruje reakcji a może chłodną autoterapią? Trzeba zaufać autorce i dać się jej poprowadzić w ciemny las za rękę. Wiwisekcja „bohatera” postępuje stopniowo: bohater nie podejmuje/wyzwania ani negocjacji. nie podnosi wzroku, rękawiczek (…) nie ponosi cudzych słów, cudzysłów/ wypycha poza nawias – nic tu nie jest zmienne – „dopóki to widzę i wierzę”; albo - bohater dawno zdezerterował. mówi/ o cudzym bólu, bo własny jest zbyt prosty/do przełożenia na inne języki (…) – „odkąd widzisz”; z każdego szyldu i witryny/ wyziera świat, z którego uczę się drwić, drażni mnie stanowisko bohatera (…) – „dopóki to widzę i wierzę”.

To jednak tylko jedna strona medalu, bo obok są wiersze ze sporym ładunkiem uczuć, czegoś, co się zaczyna między nią a nim, dzieje się, potem obumiera, by zmierzać ku odbudowie – proces związku. W „adolescencji” jest strach i oczekiwanie: kiedy noszę za dużo strachu albo w ogóle nie mam uczuć i żyję/ bardziej z przekory niż z przekonania (…) kiedy czekam aż „dlaczego zniknęłaś” zamienisz w „zostań” i kumuluję katastrofy – tylko rozmawiamy. Po „rozmowach” jest złość, walka, rozgoryczenie, przebaczenie –złości/ rzucanej w faceta rzucaniu się na niego rzucaniu się pod nim (…) cała ta opowieść przypomina dom wywołuje odruch wymiotny (…) a łzy są pyszne/tylko kiedy wzajemnie próbujemy scałować je z policzków – „centrum”. Teraz można mieć pewność, że nie jest to poezja „elokwentnej układanki ze słów”, ale służy głównie jako narzędzie dla oryginalnego wyeksportowania wiązanki emocji. Pomimo, że poetka wpada czasem w tony bardziej klasyczno - liryczne pisząc – stoję ci przecinkiem w życiorysie, spal moje zdjęcia (…) mam w oczach kamienie – niewinny bohater/ wie, że jesteś pierwszy naiwny, przygotowuj się na lincz. licz do trzech – „odkąd widzisz”, to nie jest słaba i „kobietkowa” postać, ale potrafi się bronić i atakować. Zarazem „bohater” zyskuje (ujawnia) cechę niewinności a przez co, traci wcześniejsze deklarowane zimno. Ale to chyba bardzo ludzkie, że pod wypracowanym pancerzem czai się miękkość. Na koniec rozdziału czytamy jeszcze: zaczynamy od nowa. odbudowa/ zaufania wymaga zbyt mało/ wysiłku? poważnie, za dużo uwagi mnie to kosztowało (…)najpierw trzeba mieć/za czym tęsknić. trzeba mieć czym tęsknić  – „przestrzenny”.

Ostatnią część tomiku „bliki, błyski, blaski” można potraktować jako kontynuację poprzedniego. Dużo tutaj czułości – zarówno w klimacie wierszy, jak i dosłownie, jest też przytulanie i dużo dotyku. Podmiot wierszy pyta jednak – co mam zrobić z czułością czekającą przy okienku daleko od delikatności – „zaangażowanym nie wiadomo w co”; domagasz się czułości i dostajesz/za swoje – „tytan”; musiałam szafować czule – nauczono/mnie krzyczeć i krzywdzić bez krzty skrzywienia (…) – „głośno” - czyli także słowo – pojęcie „czułość” utraciło pierwotny, narzucający się sens tożsamej delikatności i zbliża się ku krzykowi i krzywdzie. Jest to czułość szersza i pełniejsza. Równocześnie dla zbalansowania stanu pojawiają się takie frazy jak rozpad,/ ale na rozpacz zabrakło mocy (…) zamiast paść się sobą, nad sobą pastwimy (…) na twojej/ziemi jest tylko ziemia, ale grunt, że jeszcze stoisz (…) razem raźniej, nawet niszczyć – „tytan”. Czytelnik otrzymuje szeroką gamę afektów, skarg, które czasem aż trudno jest objąć, bo wynikają z prawdziwych przeżyć. Miłość jest jedynym wytłumaczeniem, co szczególnie wyraźnie i dobitnie słychać w słowach wyrzutu – może/ zabieranie się za miłość ma oznaczać/ że chce się miłość zakończyć – „napraw” i w wyznaniu – twoje dłonie i mięśnie to są miejsca święte – „głośno”. Powraca (cały czas jest?) „bohater”, który idzie na rzeż (…) nie wierzy w tezy. stawia pytania jak znaki (…) odchodzi – od zmysłów (…) – „big love”, co stanowi dopełnienie całości.

Autorka pisze także o sobie jak o dziecku – dziecko nauczyło się nie wychodzić przed szereg/ choć gdyby raz w nim stanęło nikt na pewno nie zbiłby wazonika i umiałabym/panować nad głosem (…) – „odbicia”, aby później napisać – kiedy dorosnę/ chcę być małą dziewczynką – zmęczyła mnie siła (…) – „głośno”. Słowa te brzmią ciekawie, jeśli zestawimy je z fragmentem tekstu „więcej szczęścia nie pamiętam” – ojciec mówi że powinnam mieć dziecko (…) twierdzi że (…) mnie na pewno naprawi (…) nie mam prawa/skazywać żadnego życia na taką matkę. Podmiot liryczny był (jest) zepsuty, bo odstawał (odstaje) od innych – to zawsze zarówno łaska, jak i przekleństwo, skazanie na bycie innym. Czy moje dziecko będzie takie samo? też będzie mu trudno?

Zmierzając do rekapitulacji trzeba przyznać, że jest to poezja wszechstronna i trudno ją jednoznacznie zakwalifikować (może nie ma takiej potrzeby?). To głos bardzo indywidualny, emocji ujętych w surowe karby własnego języka, którego może nawet nie ma potrzeby rozkładać na części pierwsze i dogłębnie analizować a wszelkie próby/ negocjacji kończą się upływem krwi – „koligacje”. Nie na darmo przywołuje ten fragment, gdyż jest to sposób pisania w pewnym zakresie zbliżony do poezji Marty Podgórnik. Czytając te wiersze z początku ogarnia pewien nihilizm, później burza wrażeń, aż w końcu stabilizacja – albo to tylko synestezja (…) to tylko synestezja. Nie da się o tych wierszach pisać i mówić bez gęstych cytatów, które są jakimś ekstraktem– bardziej ją się przeżywa i dlatego trudniej jest zawołać - Sprawdzam autora!”. Można je także odbierać jako ćwiczenia erystyczne – umiejętność prowadzenia sporów ze sobą i z kimś, wytaczania argumentów, oskarżania i szukania porozumienia. Bohaterka na zmianę jest silna i słabsza, zagubiona i w pełni świadoma. Wahania stanów są mocno odczuwalne, co dodaje całości realizmu.

Betcher pisze jeszcze – czujność to czekanie na czułość niczego/ nie muszę już szyfrować. Czułe słówka i czujne słówka a czytelnik musi zachować ciągłą uwagę, aby nie stracić kierunku w zakodowanym świecie poetki. Może i sama autorka dokonuje w „autokorekcie” wyjaśnień pisząc – trochę dziecięcej retoryki, gra/ w skacz albo spieprzaj. potem możesz stracić punkt/ oparcia (…). Jest w tym wiele prawdy, bo czytanie tych tekstów nie jest spacerem, ale skokiem do wody i od czytelnika zależy jak wiele punktów otrzyma, czy też jak bardzo straci oparcie a tym samym równowagę. Samemu trzeba przejść po linie, trochę przeżyć, aby złapać balans. Z pewnością książka wywoła rozmaite, może nawet skrajne reakcje, ale to chyba dobra wiadomość.

Oliwia Betcher „Poza” , Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2015, str. 58

Patryk Chrzan