Kaczka

Kategoria: felietony Opublikowano: niedziela, 10 styczeń 2016 Drukuj E-mail


Marian L. Bednarek

Ze wszystkich dostępnych mi ziemskich stworzeń, najbardziej mnie śmieszy kaczka, ze wszystkich „ludzkich” stworzeń rzekłbym nawet, bo to moja sprawa, co uważam za ludzkie a co nie. Może dlatego że moja matka z pochodzenia była chłopką. Mam więc wieś we krwi. Już kiedyś porównywałem kaczkę do języka – że się chybocze jak język. Przypomina mi trochę osobowość Rabelais’go i Montaigne, bardzo osadzonych w swych gniazdkach egzystencji, mimo różnych nocnych napaści na ich piórka, którymi musieli odpierać ataki lisów i wilków, i może nawet krokodyli, jakby się tak uprzeć.

Co do innych koligacji, to mój ojciec nie był kaczką, był mieszczuchem, urzędnikiem na kierowniczym stanowisku, magazynującym w czasach PRL-u zabawki dla dzieci, być może także plastykowe kaczki? Nie wiem. Nigdy nie byłem w tych jego labiryntach magazynów.

Gdy patrzę na moją odległą i rozległą rodzinę, zamkniętą w swym kurniku i grasujące dookoła niej lisy usprawiedliwienia małej między nami komunikacji, to pozostaje mi tylko towarzystwo kaczki. Na urodziny idę do kaczki i pijemy, śmiejemy się, dyskutujemy, czasem nawet zatańczymy. A potem ona przyczłapie do mnie i też jest wesoło. I to jest moja rodzina. Przechodząc przez wieś, pozdrawiam kaczki i gęsi, kury mniej. Jedne drepczą na wzgórzach, drugie w ogrodach. Jakby nie było, to kaczka jako ten omen nomen dała mi dużo do myślenia. Myśl kaczką – pomyślałem, myśl. Może coś ocalisz w sobie, zrozumiesz swój bezludzki byt. W rezultacie zrobimy sobie wspólne zdjęcie i powieszę je na ścianie. I ten etap nazwę „Żeby Nie Zdechnąć, Tylko Paść w Walce”.

Lepsze Coś niż Nic, jak to pocieszają się wszyscy żywi, pełni nadziei i marzeń. Kwadrat chusteczki do nosa ciągle mokry. A jak ma się to do kaczki? Nie wiem. Był czarny kwadrat Malewicza, potem biały, a teraz pora na Mokry kwadrat Bednarka?, który noszę już tyle lat w kieszeni z powodu zdrowia, a raczej braku zdrowia. Mistyka na całego? W każdym razie nos, a raczej moja felerna, dziurawa czaszka ma swoje prawa, niezależnie od sztuki. Teraz jest noc. Wszyscy śpią, cisza. W kominku wygasło. Kaczka człowiecza myśli o swoich lisach i wilkach, o swoich prześladowcach, o sztuce obrony, bo każda sztuka jest obroną. Niech kaczka będzie mi zatem czymś malutkim do śmiechu, byle naturalnego, bez podłego knucia wyrachowanego humoru kiepskiego kabaretu. Oto idę, a śmiech mój rozdziobuje ptaki (choć wolałbym że płoszy, czemu rozdziobuje?), tak jest jego dużo, te wszystkie pola śmieszne, objęte moim spojrzeniem, karmiące śmiesznych ludzi, którym wcale nie do śmiechu. Można tak się pompować i pompować, bez końca, by wypełnić pustkę samotności.

A ultra śmiech. Czy kogoś dotyczy?

Wypełnić wiernymi kościoły ultra śmiechu. Być może zmniejszyłaby się ilość wybuchających bomb współczesnej zgrozy bytu, deprawowanego na przykład przez różne radykalne siły, choćby Islamu. To jest zadanie dla śmiechu. Ale czy da on radę?, ten biedny nasz śmiech.

Kaczko, gdzie jesteś? Brak mi dobrego towarzystwa.

Ale tym razem kaczka nie przyszła. Zmęczony położyłem się spać.

Marian L. Bednarek

 

 

Przeczytaj też niżej inne utwory M. L. Bednarka w działach „felietony” i „proza”, a także recenzje jego książek – zbioru próz Sianoskręt (2012) – pióra Agnieszki Narloch oraz tomu wierszy Rozmowa z ptakiem (2014) – pióra Jolanty Szwarc