Joanna Starkowska „Ballada o wyrzynarce”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2015, str. 62

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 20 kwiecień 2015 Opublikowano: poniedziałek, 20 kwiecień 2015


Edyta Kulczak

TYMCZASEM WSZYSTKO JEST INNE, A TY STOISZ, WCIĄŻ STOISZ I ŚPIEWASZ

Tomik poetycki Joanny Starkowskiej – młodej poetki z Bytomia - Ballada o wyrzynarce to, jak na balladę przystało, nasycony dramatycznymi elementami utwór o niezwykłym zdarzeniu (miłość) albo zderzeniu (on i ona). To utwór o wyrzynaniu, krojeniu na wzór w trudnym, ale żywym materiale, kształtowaniu, rzeźbieniu człowieka przez człowieka, dopasowywaniu do wyobrażeń przez nadawanie formy, kawałek po kawałku, włókno po włóknie, konsekwentnie, z dużym wysiłkiem, do bólu.

To utwór o uzależnieniu („podarujesz mi oset, a ja podeptam go jak depcze się wolność”, s.15), które pozwala dotknąć i zrozumieć najjaśniejsze i najciemniejsze oblicza bytu i niebytu. A także kraina natury, zatopiona wśród drzew, deszczu, błota, księżyca, falującej wody, piasku, gęstego powietrza i człowieka przypominającego dzikie zwierzę…

Tomik interesująco złożony, wiersz po wierszu, jest egzystencjalną sinusoidą dziejów mikrokosmosu człowieka (kobieta), jego uczuć, odczuć, czasów, zdarzeń, wrażeń, pragnień, rozczarowań, które można odczytywać jako powielenie procesów zachodzących w makrokosmosie.

Przymierzam wiertło i drążę, i drążę. / Przez zmieniające się /perspektywy, kolejne / przestrzenie, obłe krajobrazy. / Przez płatki śniegu. Przez pył, co wiruje. (Symetria, s. 54)

Jego odczytanie obramowują i ułatwiają, jak drogowskaz interpretacyjny, fragmenty słów głównego bohatera filmu Pi w reżyserii Darrena Aronofsky’ego. Patrzenie w słońce to czytelna metafora rzucania się w przepaść, we wszystkie ludzkie przepaście, lotu ku niemu (niej), gdy najpierw w oślepieniu rozszczepia się światło, potem wszystko nabiera ostrości, zbliża się granica, upadek, by nastąpiła przerażająca samotna ciemność… Potem powoli przebija się światło, człowiek budzi się w nowym świecie, zmartwychwstaje, „ale coś się (…) zmieniło” (s.52). Znalazł się po drugiej stronie? Czy przeszedł „wylinkę”, jak nazywa przejście granicy z jednego „ja” w drugie, dojrzalsze w formie, autorka?

Liryczne rozważania poetki oparte są na dychotomii budowania i rujnowania, niszczenia i odtwarzania, wzrastania i karłowacenia, umierania i zmartwychwstawania w doskonalszej postaci. Zdarzenia miłosne przypominają stalową operację, podczas której można obserwować anatomię uczucia, rozbieranie go z kolejnych części i odsłon: od nóg, rąk, piersi, po żebra, serce, tętnice. Wszystkie elementy zostają wyrwane, wypływa krew, ciecz, wraca się do źródła, do wody, do początku, do stanu amorficzności, całkowitego bezładu i bezkształtu, tak jak po spaleniu do popiołu, by się odrodzić. Zjawisku towarzyszy ból i strach („pamiętasz ten strach, nasłuchiwanie walących się drzew”, s. 18), tym bardziej, że nosi ono znamiona wewnętrznej apokalipsy („uderzenia, grzmoty, błyski” s. 18, „rozrywamy kręgosłup. rozrywamy szwy.”s. 23, „rozproszeni jak światło”s. 23, „włosy wypadają, las się przerzedza, łuszczy się skóra i tynk”s. 40). „Z łożysk wypadają kulki”, entropia pogłębia się. Żywa materia – człowiek staje naprzeciwko stechnicyzowanego świata, by być poddanym próbie kontrastowego zestawienia twardości, wyczuwalnej sztuczności, produkcyjności nawet, z płynnością i miękkością natury.

Przymierzasz brzeszczot jak zwiewną suknię. / Mruczysz, gdy przesuwam palcem po ostrzu, / rozgrzewam silnik (…) / Za chwilę rozpocznie się taniec (…) / Wchodzisz w drewno jak w złocisty muł.[…] / Niech więc stanie się korowód, niech kobiety / Rozpuszczą włosy, rozsypią wianki. Ułożymy / kawałki w stos, wyrzeźbimy świątynię.[…] / Patrz, jak płonie żywica.(Ballada o wyrzynarce, s.7)

W wierszu wyraźnie zarysowuje się granica między światami płci. Korowód, muzyka, taniec, zwiewna suknia, rozpuszczone włosy, ustawianie stosu jak świątyni dla czarownic-uwodzicielek. W środku ogień, który trawi wszystko, pożera - znak pierwiastka męskiego – przez kształt płomieni, siłę, niszczycielską moc. Czerwienieją postrzępione języki (s.11), trwa rytualny taniec panien natury rodem z romantyzmu, wyraźnie oddziela światy, zmierza ku pierwotności, której symbolem jest tutaj drzewo.

Żar odbija się w naszych źrenicach / oplatając planety swoim giętkim płomieniem. (Inicjacja, s.11)

Mikrokosmos zostaje zuniwersalizowany do granic czy bezgranic wszechświata. Ale wróćmy do drzewa. Tytułowa wyrzynarka to narzędzie służące do obrabiania drewna, wyrzynania w nim otworów. Drzewo symbolizuje zasadę organizacji wszechświata, stałości, płodności, cyklicznego odnawiania sił. Swoją koroną, pniem, korzeniami porządkuje trzy sfery, łącząc niebo (sacrum), ziemię (profanum) i to, co pod ziemią – śmierć, ciemność. Cały los człowieka. Trawi go ogień. Miłość odzwierciedlająca swoim istnieniem - jak wszystko - heglowską triadę rozwoju i upadku, zetknęła się z żywiołem.

Masz tu mała zapałki. Spal wszystko, wiem, że chcesz. / Spójrz, dorzucam listy, zaschnięte łodygi. Nie płacz. Zaśpiewaj / ze mną. Pada deszcz, zmywa z nas ten dym. Przynosi błoto. / Brodzisz w nim, mała, ale tylko chwilę. / Nie bój się popiołów. (Oczyszczenie, s.13)

Entropia uzyskała punkt kulminacyjny, tak jak ból odchodzenia, palenia w sobie najważniejszego, tego co wrosło w tkanki i krew. Obecny on – mężczyzna – element układu – zapowiada przyszłość – odrodzenie przez ogień, wodę, cofnięcie w czasie i kosmosie do dziecka. Odbiorca obserwuje ruch wstecz, pogłębianie nieuporządkowania aż do totalnego chaosu, rozproszenia w punkty, by móc zaistnieć na nowo: jeszcze będziesz biegać po plaży jak dzieci (s.13). Ale przedtem nastąpi punkt „0”, moment bezwładu i ciszy po emocjonalnej  destrukcji:

Mam trzydzieści lat. Nie widzę / i nie jestem widziana. / Codziennie szukam powodu, / by wstać. Nie znajduję. (Glasgow – Pomiędzy, s.36)

o plamy na spodniach nie pytaj, upadałam po drodze. / Lecz teraz na ciebie czekam, na twoje czyste światło. / Zatańczmy, poprowadź mnie w tym żwirze, w tym błocie. (Woodstock – Pomiędzy, s.48)

Błoto – symboliczne połączenie wody i brudu, wody i ziemi, zastoina, która, gdy wyschnie stworzy urodzajne podłoże do rodzenia nowego (w brudnej wodzie odbija się tęcza, s.46). Kobieta brodząc w błocie dochodzi do drzewa, przytula się do niego. Jak w pierwotnych wierzeniach, przekazuje jej ono siły witalne i płodność, odradza jej wilgoć, jak deszcz odradza wilgoć wyschniętej ziemi, stąd modlitwa o deszcz, o wilgoć deszczu –  niebiański sakralny męski pierwiastek zapładniający.

…chwycę twoją rękę / I poszukamy dębów, zdrapiemy z nich korę. / Przyłożę ją do pęknięć na skórze. / (Pocałunek Glasgow, s. 15)

Niech stanie się glina (s. 17) - mówi podmiot liryczny. To słowa jak z początku demiurgicznego aktu. Z gliny można lepić, budować, rzeźbić, formować. Woda – prapoczątek istnienia - spoi punkty, drobne rozpadające się elementy w twardą potem jedność. Następuje wzrastanie, rozrastanie, doskonalenie. Od ziarenka, embrionu do chłopca, dziewczynki, mężczyzny, kobiety, miłości, upadku, rozkładu. Rytualny taniec powtarza się, niekończący się korowód dziejów zatacza pętlę. Klamrą spinającą jest ziemia, której niebo daje moc.

Ześlij nam deszcz. Niech stanie się / ślina. Chcemy przyjmować, formować, / rodzić, wyginać. / Niech stanie się skóra. Rozgrzana / jak ziemia.[…] / w tym deszczu. (Modlitwa o dreszcz, s.47)

Ballada o wyrzynarce, o wyrzynaniu, rozrywaniu, wykrawaniu, wykrwawianiu, wdechu, wydechu, skurczu, arytmii, wnętrzu żywego organizmu… o wszechświecie żywiołów wody, ognia, ziemi, drzewa, złota (jak w filozoficznych koncepcjach Dalekiego Wschodu). Słychać w niej śpiewanie, śpiewanie syrenie, śpiewanie duchów wodnych, drzewnych, błotnych… Śpiewanie pełne napięcia, które rozpycha włókna, ciasne szczeliny, drze napęczniałe gorsety, napiętą skórę… Brzeszczot wyrzynarki jest operatorem przemian, rozbija statyczność i jednorodność sfery sacrum. Miłość – świętość. Ostrze żelaza profanuje obszar świętości i czystości. Wprowadza do niego porządek zwyczajnego życia, czasu, przemijania. Doprowadza do granicy mitycznego przejścia od harmonii do chaosu, zagubienia, rozsypania, które są naturalnym początkiem zmian i odnowienia.

Epilog lirycznej opowieści Joanny Starkowskiej rozproszony, rozkawałkowany w różnych wierszach na przestrzeni całego tomiku jest błaganiem o powrót do raju, do uporządkowania wewnętrznego, błaganie o ucieczkę do miejsc wykreślonych z map twardym  żelazem. Istnieją one już tylko w snach, w marzeniach. Jest to proszenie o ucieczkę przed bezwzględnością kruchości uczuć (jak przed cywilizacją) do pierwotności natury jako paraleli ładu wewnętrznego i spokoju, by „zanurzyć bose stopy w mchu i tańczyć”(s. 46) „i śpiewać dopóki starczy snów”(s. 15).

Ballada o wyrzynarce to spójny cykl wierszy. Zastanawiam się, czy można je czytać oddzielnie, czy oddzielnie powiedzą tyle samo, ile w zwartej kompozycyjnie całości, w której przeplatają się uniwersalne znaki, powielają i odbijają symbole, brzmią sugestywne drążące refreny.

Joanna Starkowska „Ballada o wyrzynarce”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2015,  str. 62

Edyta Kulczak