Piotr Bednarski "Złotowłosa Izolda", Wydawnictwo MINIATURA, Kraków 2011, str. 72

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 05 październik 2011 Opublikowano: środa, 05 październik 2011

Nestor kołobrzeskich twórców, Piotr Bednarski (rocznik 1938), owocną ma poetycko jesień życia. Tylko w roku ubiegłym ukazały się trzy tomy poetyckie: Nad pieśnią - pieśń, Głębszy oddech oraz wybór wierszy Świty i chryzantemy. Łącznie (nie licząc prozy), poczynając od debiutu zbiorkiem Arka przymierza (1972) opublikował już kilkanaście tomików. Bogata to twórczość, choć niejednorodna.
Napisałam o pisarzu - kołobrzeski twórca. Owszem, z Kołobrzegiem związany jest od przeszło półwiecza. Jednak urodził na Podolu - i tam sięgają jego korzenie. Życie miał barwne, a nim związał się z pracą na morzu, los nie szczędził mu innych przygód. O wielu z nich przeczytać mogliśmy (i możemy) w jego prozie. Natomiast poezja tego twórcy zawsze niosła pierwiastki wznioślejsze.

I podobnych pierwiastków nie jest pozbawiony tom najnowszy autora głośnych (i tłumaczonych na kilka europejskich języków) Błękitnych śniegów - noszący tytuł Złotowłosa Izolda.
Opublikowany (nobliwie, bo w twardej oprawie powleczonej płótnem) przez krakowską "Miniaturę" zbiór zawiera sześćdziesiąt utworów.
Już w utworze otwierającym książkę czytamy o uczuciu: Miłość to matki srebrne bóle/ I wściekłe krzyki krwi tętniącej/ Szukanie przejścia przez nieznane/ Spełnieniem słońca pełnią nocy. Natomiast w wierszu drugim ("Fuga pragnienia"): Miłość w krwi wznieca zamiecie/ W oczach - widzenie raju/ Tylko w jej wymiarze jesteśmy ludźmi/ W niej kiełkujemy upojeniem/ Rozkwitamy szczęściem. Jednym słowem od samego początku wrzuceni zostajemy między strofy obrazujące drążenie motywów związanych z tęsknotami pierwszymi. Pierwotnie jawi się miłość czysto ludzka - mężczyzny i kobiety. Tu narratorem lirycznym jest poeta, a "obiektem" uczucia Izolda. Jak się wydaje niespersonifikowana, choć z imieniem, kobieta. Lub powiedzmy inaczej - Izolda jest trochę nieziemską istotą, w pewnym sensie summą kobiet wszystkich. Między innymi powiada o niej poeta (w utworze "Psalm"): Jak gazela/ Skaczesz z gwiazdy na gwiazdę. Ta strona objawia się silnymi emocjami. Fascynacja, zauroczenie, tęsknota, namiętność, eros, płomienne wyznania. To wszystko tu jest, tętni, woła, ewokuje mitem splecionym mocno "ziemskim" rzemieniem.

To jedna warstwa. Lecz mamy i dyskretnie ujawnianą warstwę drugą. Wynikającą ze świadomości końca ziemskiej wędrówki, z wolna kierującą uwagę ku sprawom ostatecznym. Czytamy w połowie tomu: Bądź mi nadal świtem i poręką/ Pieczęcią na czeku życia/ Nieustannym dniem pierwszym/ Nawet pogrzebem. Potem zwraca się do obiektu westchnień wprost: Płynę jak Ty/ Też pod białym żaglem/ Pełen wiary/ A śmierć jak mgła się unosi/ widzę dal którą/ Tnie dziobem berkantyna. A w utworze "Twój chleb" znajdziemy wersy: Śmierć z miłością/ Grają w karty o moje życie/ (...)/ Izoldo/ W głębszym czasie teraz stoję. Tyle to skarga, co konstatacja. Poeta miłość stara się przenieść na poziom wyższy, nadludzki, związany z wyznawaną wiarą. I choć nadal, do końca, zwraca się ku Izoldzie, niejako symbolowi miłości ziemskiej, zaczynamy w trakcie lektury tomu pojmować, iż P. Bednarski uszykował nam, czytelnikom, kołyskę miłości "uniwersalnej" - dla której tytułowa Izolda jest niejako "pasem transmisyjnym". W każdym razie taką rolę można jej przypisać. W ten sposób stajemy się świadkami (a też i uczestnikami) drogi uczucia wysokiego w wymiarach - doczesnym i duchowym.

Co jeszcze o Złotowłosej Izoldzie da się powiedzieć? O ile żar poetyckich wyznań autora Pieśni żeglarzy jest autentyczny, nie idzie z tym w parze artykulacja. I o to mam pewien żal do poety. Za często poddaje się żywiołowi słów, ich powtarzalnym "zaklęciom". Chwilami, niestety, sprawia to wrażenie zbyt słabo kontrolowanego procesu twórczego. Stanowczo przydałaby się selekcja wersów, o co zadbać powinien także wydawca. Tom zyskałby znacznie po oczyszczeniu. Choć i w obecnym kształcie, przyznaję, walorów mu nie brakuje.

Estetycznym dopełnieniem zbioru (ale nie wyłącznie dopełnieniem czy ilustracją) są barwne reprodukcje obrazów, których autorem jest Dante Gabriel Rossetti (1828-1882), nie tylko angielski malarz, ale także poeta. Muzą (i żoną) D.G. Rossettiego była niejaka Elizabeth Siddal, która - pogrążona w depresji - popełniła samobójstwo. Po śmierci żony D.G. Rossetti, do końca życia nękany wyrzutami sumienia, namalował m. in. cykl obrazów przedstawiających zmysłowe postaci femme fatale. Właśnie niektóre z nich zreprodukowano w omawianym zbiorze.
Możemy tu przez to zaobserwować dwa tropy kołobrzeskiego pisarza, pośrednio i bezpośrednio wskazujące na pewne związki z angielskim twórcą. Pierwszym jest fakt, że P. Bednarski, obok "uprawiania" literatury, również maluje (o czym mało kto wie, gdyż prac swoich nie wystawia). Drugim tropem natomiast okazuje się inspiracja. Czytamy dedykację pomieszczoną na stronie przedtytułowej zbioru: Poświęcam TEJ, która nosi mnie w sercu. Zaś drukowane motto głosi: Wybrałem tę, do której należy ten włos złocisty, i wiedzcie, że nie chcę żadnej innej ("Dzieje Tristana i Izoldy" Josepha Bediera, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński).

Zatem - parabolicznie rzec można - co udaną metaforą jest, udaną metaforą pozostanie. A co nie jest, przepadnie "w mrokach dziejów".

Wanda Skalska


Przeczytaj też na naszym portalu (dział "port literacki") omówienia i recenzje innych książek P. Bednarskiego, a także próbki poezji i prozy autora Złotowłosej Izoldy (odpowiednio w działach "poezja" oraz "proza"). Jak najszybciej znaleźć wspomniane teksty w zasobach portalu LM? Wpisz do naszej wyszukiwarki hasło "Piotr Bednarski" i kliknij klawiszem "Enter".