Aleksandra Słowik "Jednioczęściowy wierzchni strój kobiecy", Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2010, str. 84

Kategoria: port literacki Utworzono: niedziela, 15 maj 2011 Opublikowano: niedziela, 15 maj 2011 Drukuj E-mail

Aleksandra Słowik postanowiła zostawić czytelnika bez wiedzy o sobie. Bo darmo w zbiorku wierszy Jednoczęściowy wierzchni strój kobiecy szukać choćby skromnej informacji biograficznej. Debiut to? Z jakiej planety autorka pochodzi? Naturalnie, utwory są najważniejsze. Jednak dobry obyczaj nakazuje, by się przedstawić. Dlatego poszperałam trochę. I wyszperałam coś z trzewi Internetu - dla tych, którzy zechcą zerknąć na niniejsze omówienie.  Konkretnie ze strony Zaułka Wydawniczego POMYŁKA, edytora - jak się okazuje - debiutu. Notę opisową. Przytaczam całą, gdyż krótka, a także w pewien sposób oddaje charakter podejścia poetki do składania słów.

Urodziła się w morzu, które nazywają Gdańskiem. Rozważna – nim to zrobiła, odczekała rok aż skończy się wojna. Romantyczna – ma zamiar wrócić do swojego morskiego środowiska. Obecnie spoczywa na mieliźnie czyli w Poznaniu. Skupiona na obserwacji świata, a w dni deszczowe własnego pępka. Czasem zapisuje coś z tego, co zobaczy, a przechodnie stwierdzają, że to wiersz. Absolutnie niezrzeszona i niezwiązana. Z wykształcenia – ekonomistka. Długo była przekonana, że ten fach sprowadzi ja na psy, ale okazało się, że tylko na manowce czyli wiersze. Wierzy, że wszystko ma sens – prawie na pewno.
To już coś o autorce - mówiącej o sobie w trzeciej osobie - już wiemy, prawda?

Teraz sam tomik, starannie wydany, na kredowym papierze, z pociągającymi grafikami - o czym na końcu.
Zbiór zawiera pięćdziesiąt utworów poetyckich, poprzedzonych mottem zaczerpniętym z prozy Carlosa Fuentesa Terra nostra: "...namiętność zawieszona w próżni, stale podtrzymywana, nigdy niezrealizowana, a więc podobna do wiary." To z miejsca "ustawia" odbiór, kierunek spodziewanego odbioru. Gdyż po to są motta - czasem tylko nawiązujące do klimatów lub przesłań książek nimi opatrywanych, a czasem wprost naprowadzające na trop myśli przewodnich. Akurat u Aleksandry Słowik występuje metaforyczna jednia. Trafione, zestrzelone.
Nieco zaskakujący tytułem Jednocześciowy wierzchni strój kobiecy zawiera wiersze tworzone z perspektywy kobiety właśnie. I to od strof otwierających tom: Potrafi/ odnaleźć z największej odległości/ zaskakujące pomysły/ pytania wprost/ żołądek po nich boli jak po zwiastowaniu/ - czeka wtedy cierpliwie/ zachowując miłosierny dystans skrzydła// (...) tak bardzo użyteczna/ że zwykle przez roztargnienie mylona z aniołem/ - nieszkodliwie mylona// nigdy nie słyszano/ by ktoś kochał mieszaninę eteru i piór.
Już widzimy, że stać poetkę na dystans do samej siebie. A im dalej między strony, tym więcej walorów. Przekonywać nas będzie zmysł obserwacji, umiejętność poetyckiego doprecyzowywania stanów ducha i ciała, staranność w doborze zwykle niepowszednich skojarzeń, wreszcie zdarzające tu i ówdzie - rozmieszczone nienatrętnie - gry słowne (np. pasikoniki w trawie po pas w wierszu "Evergreen"). Nie brakuje też wśród tych strof liryzmu i specyficznego ciepła, jak choćby w utworze "Dziewiątka pik", gdzie czytamy: Chodzi po mnie coś/ niż albo mysz/ może duszek cmentarny/ chudą łapką skrobie/ kładzie gęsią skórkę/ jak krecie kopczyki na polu.

W trakcie lektury rośnie w nas przeświadczenie tego, że mamy do czynienia z twórczynią dojrzałą (Kosmiczna menopauza/ brak kolorów i pustka// (...) zaledwie przeczucie życia/ pewien rodzaj istnienia/ podobny do głosu zimowych ptaków), która przeżyła wiele wzlotów i upadków, doświadczyła huśtawek emocjonalnych. Jednak te emocje w filtrze poetyckim osadzają się nie zgorzknieniem, które potrafi obezwładnić, a szerszą - nieraz paraboliczną - refleksją. Nie brakuje ich na przestrzeni całego tomu. Sięgam po przykład z utworu "Patchwork", który zaczyna się i kończy tak: Bardzo się przestraszyłam przy ostatniej łacie// nagle wyrósł ogród/ i rycerz przy altanie w czarnym szyszaku//(...) Każdego dnia spoglądam na drogę/ szyję pruję przykrawam/ opieram wzór na powrotach ptaków. Stanowczo obrazom budowanym przez A. Słowik nie brakuje świeżości.
Z ulgą stwierdziłam także, iż nie ma tu zbędnych ozdobników, taniego sentymentalizmu czy psychologicznego naciągactwa - co zdarza się często w nurcie tak zwanej "poezji kobiecej". Brrrr! - cóż za beznadziejny twór owa "poezja kobieca". Równie sztuczny jak tak zwana "poezja męska" (w nomenklaturze recenzenckiej występująca rzadziej).

Zostało mi na koniec coś jeszcze do zrobienia./ Muszę znaleźć poetę, który mnie odczyta;/ otworzę mu furtkę, tajną w żywopłocie./ (...) powiada poetka w wierszu zamykającym tom. Ale dlaczego poetę? Poeci bywają niewdzięczni i chimeryczni. Może lepiej poszukać wrażliwego niepoety. Tacy się jeszcze zdarzają - chciałoby się rzec. Lecz to tylko tak na marginesie.

Wspomniałam o pociągających grafikach wplecionych w tom. Kilkunastu - których autorką jest Teresa Babińska. To prace o stonowanych barwach, dopięte nieco chaotyczną, acz wdzięczną kreską. Ich motywem jest kobieta (nibyanielica, bo nierzadko uskrzydlona). Znakomicie dopełniają książkę, trochę wołając o atonomię. Choć, prawdę mówiąc, nie pomyli się ten, kto T. Babińską - dzięki tym niebanalnym grafikom - nazwie współautorką zbioru.

Mówiąc krótko o samych wierszach: to utwory przyzwoite, dobrze wpadające w ucho i oko, a debiut udany.

Wanda Skalska